Mehmed Zdobywca - kat Bizancjum
Mehmed Zdobywca – zobacz też: Bliski Wschód - miejsce starcia cywilizacji? [historia, artykuły, publicystyka]
Człowiek, któremu przeznaczone było zaciągnąć pętlę, jaką islam opasał Konstantynopol, urodził się dziesięć lat po tym, jak Murad II oblegał miasto. Tureckie legendy mówią, że rok 1432 obfitował w znaki i omeny: klacze rodziły niespotykaną liczbę źrebaków bliźniąt, drzewa uginały się od owoców, w biały dzień nad Konstantynopolem pojawiła się kometa. W nocy 29 marca sułtan Murad II czekał w swym pałacu w Edirne na wieści o narodzinach potomka. Nie mogąc zasnąć, zaczął czytać Koran. Gdy doszedł do sur zwycięstwa, obiecujących triumf islamu nad niewiernymi, posłaniec przyniósł mu nowinę o przyjściu na świat syna. Nadano mu imię dziadka, Mehmed, turecką formę imienia Mahometa.
Podobnie jak wiele innych przepowiedni, także te proroctwa powstały zapewne post factum. Mehmed był trzecim synem Murada II, znacznie młodszym od swych braci, i nigdy nie cieszył się specjalnymi względami ojca. Miał niewielkie szanse, by zostać sułtanem. Na jego przyszłe życie w szczególny sposób mogła wpłynąć niepewność, jaka otacza postać jego matki. Choć część tureckich historyków starała się udowodnić, że urodziła się ona w muzułmańskiej rodzinie tureckiej, najprawdopodobniej pochodziła z Zachodu – z Serbii lub może Macedonii – i zanim została uprowadzona podczas jednego z nadgranicznych najazdów lub porwana przez piratów, wyznawała chrześcijaństwo. Ta możliwość rzuca nowe światło na paradoksy osobowości Mehmeda. Jakakolwiek złożyła się na nią mieszanka genów, Mehmed miał się okazać zupełnie inny od swego ojca.
W połowie XV wieku sułtani z rodu Osmana nie byli już niepiśmiennymi wodzami plemiennymi, którzy z siodła kierują ruchami wojowników. Uderzający do głów koktajl dżihadu i rabunku ustąpił nowej jakości. Sułtani, wciąż otoczeni prestiżem i szacunkiem jako przywódcy świętej wojny, zaczęli wykorzystywać swój status w polityce dynastycznej. Nazywali się teraz „sułtanami Rum” – tytuł ten sugerował ich prawa do dziedzictwa starożytnego imperium chrześcijańskiego – lub używali wzniosłego perskiego tytułu „padyszachów”. Żywili coraz większe upodobanie do ceremonialnego aparatu władzy na wzór bizantyjski, ich książęcy synowie byli kształceni na wysokich urzędników, wokół pałaców wyrosły potężne mury, a dostęp poddanych do władcy zaczęły regulować surowe przepisy. Obawa przed trucizną, intrygami i nasłanymi zabójcami stopniowo oddalała sułtana od jego ludu. Śmierć Murada I z ręki Serba podczas bitwy na Kosowym Polu w 1389 roku zapoczątkowała ten proces, a rządy kolejnego władcy tego imienia okazały się jego ważnym etapem. Murad II podpisywał się zazwyczaj jako „bej” – używając dawnego tytułu tureckich możnych zamiast wyniosłego tytułu sułtana – i cieszył się popularnością wśród swego ludu. Węgierski mnich, brat Jerzy, z zaskoczeniem odnotował jego niechęć do ceremoniału. „Na szatach i koniu sułtana brak znaków, które by go wyróżniały. Patrzyłem na niego podczas pogrzebu jego matki i gdyby mi go nie wskazano, nigdy bym nie poznał, że to sułtan”. Zarazem jednak rósł dystans między władcą a światem zewnętrznym. „Nigdy nie robił nic publicznie – zauważył Bertrandon de la Brocquière – i bardzo niewielu ludzi może się chełpić, że widziało, jak je lub pije”. Stopniowa izolacja miała doprowadzić do tego, że sułtani żyli zamknięci w hermetycznym świecie pałacu Topkapi, otoczeni wymyślnymi rytuałami i murami bez okien.
Młode lata Mehmeda upłynęły w chłodnej atmosferze osmańskiego dworu. Kwestia następstwa tronu kładła się cieniem na wychowanie męskich potomków sułtana. Bezpośrednie następstwo syna po ojcu było warunkiem przetrwania imperium. Aby je zapewnić, istniała instytucja haremu, który dostarczał odpowiedniej liczby książąt. Ten system jednak miał istotną słabość. Tron był najwyższym i jedynym celem. Żadne prawo nie gwarantowało pierwszeństwa najstarszemu z synów – gdy zmarł ojciec, wszyscy stawali do walki, o której wyniku, jak uważano, decydował Bóg. „Jeśli On postanowił, że będziesz rządził po mnie – pisał późniejszy sułtan do swego syna – żaden żyjący człowiek ci w tym nie przeszkodzi”. W praktyce często dochodziło do wyścigu po władzę: zwyciężał ten, któremu udało się opanować stolicę i skarbiec oraz zdobyć poparcie wojska. Na placu boju zostawał najlepszy z rywali albo wybuchała wojna domowa. W początkach XV wieku państwo osmańskie omal nie runęło, wstrząśnięte do posad bratobójczą walką o władzę, w którą wmieszali się Bizantyjczycy. Wspieranie kontrkandydatów do tronu w chwilach osłabienia wrogiego imperium stało się niemal stałym elementem polityki zewnętrznej cesarstwa wschodniorzymskiego.
Tekst jest fragmentem książki Rogera Crowleya pt. „1453. Upadek Konstantynopola”:
Pragnąc zapobiec przedwczesnym próbom sięgnięcia po władzę, jak i wprowadzić synów w tajniki królewskiego rzemiosła, sułtani wysyłali ich już w młodym wieku do odległych prowincji jako zarządców pod opieką starannie dobranych nauczycieli. Mehmed spędził dzieciństwo w pałacowym haremie w Edirne, ale już jako dwulatek musiał wyjechać do Amasyi w Anatolii, gdzie rozpoczął książęcą edukację. Jego najstarszy przyrodni brat, 12-letni Ahmed, został w tym samym czasie zarządcą miasta. W następnej dekadzie nad dziedzicami tronu zawisło jakby mroczne fatum. W 1437 roku w Amasyi nagła śmierć dosięgła Ahmeda. Sześć lat później, kiedy zarządcą był kolejny z przyrodnich braci, Ali, jeden z możnowładców, Kara Hizir Pasza, przysłany do miasta przez nieznane osoby, nocą wkradł się do pałacu i udusił księcia oraz jego małych synków. Jednej nocy zginęła cała gałąź sułtańskiej rodziny. Mehmed został jedynym kandydatem do tronu. Na drugim planie tych mrocznych wydarzeń majaczy czarny cień walki o władzę, jaka od zawsze toczyła się w łonie klasy rządzącej. Objąwszy panowanie, Murad II powiększył oddziały janczarów i uczynił kilku chrześcijańskich konwertytów wezyrami, pragnąc stworzyć przeciwwagę dla tureckiego możnowładztwa i armii. Konflikt miał się ostatecznie rozstrzygnąć dopiero dziewięć lat później, pod murami Konstantynopola.
Ali był ulubionym synem Murada II: jego śmierć głęboko wstrząsnęła sułtanem. Możliwe jednak, że to sam władca nakazał zamordować następcę, dowiedziawszy się, że spiskuje on przeciw ojcu. Tak czy inaczej, musiał teraz wezwać młodego Mehmeda do Edirne i osobiście zająć się jego edukacją. Jedenastoletni książę stał się jedyną nadzieją imperium Osmana. Jednak z pierwszego po latach spotkania z synem sułtan wyszedł przerażony. Mehmed okazał się uparty, samowolny i odmawiał nauki. Otwarcie lekceważył poprzednich opiekunów, nie pozwalając im ani się karcić, ani wpoić sobie znajomości Koranu. Murad wezwał szanowanego mułłę Ahmeda Guraniego, któremu polecił zmusić chłopca do posłuszeństwa. Z trzciną w ręku mułła udał się do księcia. „Twój ojciec – powiedział – przysłał mnie, żebym cię uczył, ale także żebym cię chłostał, jeśli będziesz oporny”. Mehmed roześmiał się w głos, na co mułła zaczął go okładać z taką siłą, że wkrótce chłopiec usiadł grzecznie nad książkami. Pod kierunkiem doskonałego nauczyciela Mehmed szybko poznał treść Koranu i zaczął pochłaniać wiedzę z innych dziedzin. Niebawem dowiódł swej niezwykłej inteligencji, połączonej z żelazną wolą osiągnięcia sukcesu. Opanował kilka języków: z pewnością mówił po turecku, persku i arabsku, znał także grekę, jakiś dialekt słowiański i w pewnym stopniu łacinę. Fascynowały go historia, geografia, nauki ścisłe, praktyczna inżynieria i literatura. Rodziła się nowa, wybitna osobowość.
Lata czterdzieste XV wieku przyniosły państwu osmańskiemu kolejny kryzys. W Anatolii wybuchło powstanie, kierowane przez jednego z turkmeńskich wasali, beja Karamanu, Zachód zaś szykował się do kolejnej krucjaty pod wodzą Węgrów. Murad II – jak się wydawało – odsunął niebezpieczeństwo ze strony chrześcijan, zawierając z nimi 10-letni rozejm, po czym ruszył do Anatolii, by rozprawić się z przysparzającym kłopotów bejem. Zanim jednak udał się na wyprawę, zrezygnował z tronu. Ten zaskakujący krok był podyktowany obawą przed wojną domową. Murad II chciał też przed śmiercią utrwalić władzę syna. Być może czuł się zmęczony życiem: obowiązki władcy przygniatały olbrzymim ciężarem barki każdego sułtana, a Murad II cierpiał dodatkowo po utracie ukochanego syna Alego. W wieku 12 lat Mehmed został mianowany sułtanem. Nad każdym jego krokiem czuwał zaufany główny wezyr Halil Pasza. Imię młodego władcy pojawiło się na monetach i w cotygodniowych modlitwach.
Tekst jest fragmentem książki Rogera Crowleya pt. „1453. Upadek Konstantynopola”:
Eksperyment okazał się katastrofą. Papież, uznając objęcie tronu sułtanów przez niedoświadczonego chłopca za sposobność do ataku, natychmiast zwolnił polskiego i węgierskiego króla Władysława, później zwanego Warneńczykiem, z przysięgi dotrzymania rozejmu i armia krzyżowców ruszyła na państwo osmańskie. We wrześniu przekroczyła Dunaj. Wenecka flota, wysłana w Dardanele, miała zablokować odwrót Murada. Edirne ogarnęły niepokój i zamęt. W 1444 roku w mieście pojawił się fanatyk z odstępczej sekty szyitów. Tłumy mieszkańców tłoczyły się, żeby zobaczyć przybysza z Persji, który obiecywał pokój między islamem a chrześcijaństwem. Nawet sam Mehmed, zaciekawiony jego naukami, przyjął go w swym pałacu. Władze religijne były wstrząśnięte; Halil z przerażeniem patrzył na powszechny entuzjazm, z jakim słuchano heretyka. Próbując uniknąć aresztowania, szyicki misjonarz chciał schronić się w siedzibie sułtana, ale Mehmed został przekonany, że musi go wydać. Heretyka wywleczono z pałacu na miejsce zbiorowych modłów i tam spalono żywcem, a jego zwolenników wymordowano. Bizantyjczycy, pragnąc skorzystać z zamieszania, wypuścili pretendenta do tureckiego tronu, księcia Orchana, którego przetrzymywali w Konstantynopolu. W europejskich prowincjach wybuchły powstania. Edirne ogarnęła panika; większą część miasta strawił pożar, a muzułmanie zaczęli uciekać do Anatolii. Władza Mehmeda tonęła w chaosie.
Tymczasem Murad zdołał wynegocjować pokój z bejem Karamanu i śpieszył ratować państwo. Kiedy okazało się, że flota Wenecjan blokuje Dardanele, opłacił ich rywali, Genueńczyków – po dukacie na głowę – żeby przewieźli jego armię przez Bosfor na pokładach swych okrętów.
Dziesiątego listopada 1444 roku stanął naprzeciw armii krzyżowców pod Warną nad Morzem Czarnym i rzucił ich na kolana. Rycerze z Europy ponieśli miażdżącą klęskę; głowa króla Władysława (Warneńczyka), zatknięta na pikę, została wysłana do Bursy jako symbol potęgi państwa osmańskiego. W 53-letniej historii świętej wojny między islamem a chrześcijaństwem był to wyjątkowy i znaczący moment. Katastrofa pod Warną ostatecznie zgasiła ducha krucjat: chrześcijański Zachód nigdy więcej nie próbował zjednoczyć sił przeciw muzułmanom, by usunąć ich z Europy. Turcy na trwałe osadzili się na Bałkanach, Konstantynopol stał się izolowaną wyspą pośród morza islamu, a prawdopodobieństwo uzyskania pomocy z zewnątrz w razie ataku tureckiego zmalało prawie do zera. Co gorsza, Murad II uważał, że Bizantyjczycy odpowiadają za chaos, jaki zapanował w jego imperium; to przekonanie miało ukształtować strategię turecką w zbliżających się latach.
Natychmiast po bitwie pod Warną Murad II, pomimo niepowodzeń, jakie poniósł Mehmed II w pierwszym okresie sprawowania władzy, ponownie usunął się do Anatolii. Choć Halil Pasza pozostał głównym wezyrem, wpływ na młodego sułtana zaczęli wywierać dwaj jego guwernerzy: Szihabetin Pasza, zarządca prowincji leżących w Europie, i wpływowy chrześcijański renegat, Zaganos Pasza. Obaj popierali plan ataku na Konstantynopol, pamiętając, że w mieście nadal przebywa Orchan, pretendent do tureckiego tronu. Zajęcie Konstantynopola ustabilizowałoby rządy Mehmeda II i poprawiło jego pozycję. Od najmłodszych lat Mehmeda nie opuszczało marzenie, by zdobyć chrześcijańskie miasto i stać się dziedzicem cesarstwa rzymskiego. W swym poemacie pisał: „Moim największym pragnieniem jest zgnieść niewiernych”. Jednak pożądanie, z jakim Mehmed patrzył na mury Konstantynopola, było nie tylko uczuciem pobożnego muzułmanina, ale także człowieka o ambicjach władcy-imperatora, i wypływało po części ze źródła zupełnie innego niż nakazy islamu. Mehmed interesował się bardzo dokonaniami Aleksandra Wielkiego i Juliusza Cezara. Autorzy średniowiecznej epiki perskiej i tureckiej uczynili Macedończyka bohaterem islamu, którego losy sułtan znał od dzieciństwa; rozkazał też, by każdego dnia czytano mu fragment Historii Czasów Aleksandra Wielkiego autorstwa rzymskiego historyka z II wieku, Flawiusza Arriana. Na tej podstawie sułtan zbudował sobie podwójną tożsamość: muzułmańskiego Aleksandra, którego podboje sięgną granic świata, i ghaziego, stojącego na czele dżihadu przeciw niewiernym. Chciał odwrócić bieg historii: Aleksander zagarnął Wschód, Mehmed pragnął przynieść chwałę Wschodowi i islamowi, opanowując Zachód. Tę porywającą wizję podsycali doradcy, widzący w podbojach szansę własnej kariery.
Tekst jest fragmentem książki Rogera Crowleya pt. „1453. Upadek Konstantynopola”:
Przedwcześnie dojrzały 13-letni sułtan, wspierany w swych zamiarach przez guwernerów, już w 1445 roku zaczął snuć plan nowego ataku na Konstantynopol.
Głęboko zaniepokojony Halil Pasza był przeciwny zamierzeniom Mehmeda: pamiętając doskonale zamęt roku 1444, obawiał się, że ten krok doprowadzi do katastrofy. Imperium osmańskie nie tak dawno prawie załamało się pod ciężarem wojny domowej, a Halil podzielał lęk wielu Turków, że odpowiedzią na zbrojny atak na Konstantynopol będzie konsolidacja sił Zachodu i wspólna wyprawa odwetowa chrześcijan. Miał też motywację całkowicie prywatną: bał się utraty wpływów własnych i całego muzułmańsko-tureckiego możnowładztwa na rzecz podżegających do wojny chrześcijańskich konwertytów. Wezyr postanowił doprowadzić do obalenia sułtana. W tym celu zdołał wzniecić bunt janczarów, a jednocześnie błagał Murada II, by wrócił do Edirne i ponownie przejął władzę. Powitano go z szalonym entuzjazmem: wyniosły, oziębły młody sułtan nie cieszył się sympatią ani ludu, ani janczarów. Mehmed wraz z doradcami przeniósł się do Manissy. Nigdy nie zapomniał ani tym bardziej nie przebaczył wezyrowi tego upokorzenia. W przyszłości miało ono kosztować Halila życie.
Aż do końca życia Murada II Mehmed pozostał w jego cieniu, choć nie przestał uważać się za sułtana. W 1448 roku przeszedł chrzest bojowy, towarzysząc ojcu podczas drugiej bitwy na Kosowym Polu, gdzie Węgrzy podjęli ostatnią próbę pokonania potęgi osmańskiej. Pomimo wielkich strat po stronie tureckiej bitwa zakończyła się dla ich przeciwnika klęską równie całkowitą jak ta pod Warną i przyczyniła się do dalszego utrwalenia przekonania o potędze Turków. Mieszkańcy Zachodu popadli w ponury pesymizm. „Za sprawą takiej organizacji Turcy znacznie nas wyprzedzają – pisał Michał Janczar. – Jeśli go [Turka] ścigasz, umknie, jeśli on ściga ciebie, nie uciekniesz […]. Tatarzy wygrali z Turkami kilka razy, ale chrześcijanie nigdy, głównie dlatego, że pozwalają Turkom się okrążyć i podejść z flanki”.
Swoje ostatnie lata Murad II spędził w Edirne. Wydaje się, że sułtan utracił zapał do nowych militarnych przygód i przedkładał stabilny pokój nad niepewne koleje wojny. Za jego życia Konstantynopol mógł odetchnąć z ulgą i cieszyć się niełatwym pokojem. Kiedy zmarł – w lutym 1451 roku – opłakiwali go zarówno przyjaciele, jak i wrogowie. „Traktatów z chrześcijanami, które zaprzysiągł na świętości, nigdy nie złamał – zapewniał Dukas. – Jego gniew nie trwał długo. Był przeciwnikiem wojen i zwolennikiem pokoju, dlatego też Ojciec Pokoju nagrodził go spokojnym zgonem, miast zesłać mu śmierć od miecza”. Grecki kronikarz byłby mniej hojny w pochwałach, gdyby znał zalecenia, jakie Murad II pozostawił następcy. Bizantyjskie intrygi w latach czterdziestych XV wieku przekonały starego sułtana, że państwo osmańskie nie jest bezpieczne, póki Konstantynopol pozostaje enklawą chrześcijaństwa. „Swemu światłemu następcy przekazał, by kontynuował dżihad na większą skalę i zdobył to miasto – pisał turecki kronikarz Sad-ud-Din – dzięki czemu ochroni powodzenie ludów islamu i złamie nędzne grzbiety niewiernych”.
Śmierć sułtana zawsze była niebezpiecznym momentem dla państwa osmańskiego. Zgodnie z tradycją wieść o zgonie Murada II utrzymano w tajemnicy, aby zapobiec zbrojnym rewoltom. Murad doczekał się kolejnego syna, będącego jeszcze w powijakach Ahmeda Młodszego, który nie stanowił bezpośredniego zagrożenia dla sukcesji Mehmeda; jednak Orchan wciąż żył w Konstantynopolu, a Mehmed nie cieszył się popularnością wśród poddanych. Nowinę o śmierci ojca przywiózł mu konny posłaniec w zapieczętowanym liście, w którym Halil nalegał na najwyższy pośpiech: najmniejsze opóźnienie mogło wywołać wybuch buntu. Legenda głosi, że Mehmed kazał natychmiast osiodłać konia i zawołał do swoich towarzyszy: „Niech ten, kto mnie kocha, idzie za mną!”. W ciągu dwóch dni wraz z oddziałami gwardii przybocznej dotarł do przeprawy w Gallipoli. Gdy jechał przez równinę w kierunku Edirne, naprzeciw wyszła wielka gromada urzędników, wezyrów, mułłów, zarządców i zwykłych ludzi. Był to rytualny powrót do plemiennej przeszłości na azjatyckich stepach. W odległości kilometra zsiedli z koni i w martwym milczeniu ruszyli w stronę swego nowego sułtana. W połowie drogi zatrzymali się i wybuchli gwałtownym wyciem żalu za martwym władcą. Mehmed i jego świta dołączyli do lamentujących. Zimowy krajobraz wypełniły echa płaczu i jęków. Urzędnicy najwyższej rangi złożyli pokłon przed nowym sułtanem, a potem wszyscy konno podążyli do pałacu.
Tekst jest fragmentem książki Rogera Crowleya pt. „1453. Upadek Konstantynopola”:
Następnego dnia odbyła się oficjalna prezentacja ministrów. Była to zazwyczaj chwila prawdy dla wezyrów, którzy dowiadywali się, jaki spotka ich los. Mehmed II zasiadł na tronie w otoczeniu zaufanych doradców. Halil Pasza trzymał się za plecami innych, czekając, jak postąpi sułtan. „Czemu wezyr mojego ojca stoi z tyłu? – zapytał młody sułtan. – Przywołajcie go i powiedzcie, by zajął swe zwykłe miejsce”. Halil pozostał na stanowisku głównego wezyra. Ten krok był charakterystyczny dla Mehmeda II, który z pozoru chętnie utrzymywał status quo, zachowując w tajemnicy własne plany i oczekując na właściwą chwilę, by je zrealizować.
Siedemnastoletniego sułtana cechowały pewność siebie i zarazem chwiejność, ambicja i rezerwa. Okres dzieciństwa odcisnął na nim głębokie piętno. Prawdopodobnie został bardzo wcześnie rozłączony z matką i przeżył w mrocznym świecie osmańskiego dworu głównie dzięki szczęściu. Wyrósł na młodzieńca niezwykle skrytego i podejrzliwego, polegającego tylko na sobie, wyniosłego, twardego, wycofanego i niezmiernie ambitnego, o osobowości pełnej paradoksów i skomplikowanej. Człowiek, którego w okresie renesansu przedstawiano jako okrutnego i zdeprawowanego potwora, składał się z samych przeciwieństw: przebiegły, odważny i bardzo impulsywny, umiejący stwarzać pozory i oszukiwać, zdolny do okrucieństw godnych tyrana, ale także do aktów nieoczekiwanej łaskawości, zmienny i nieprzewidywalny, biseksualista, który wystrzegał się bliskich związków, nigdy nie wybaczał obrazy, ale umiał swymi pobożnymi fundacjami zasłużyć na miłość ludu. W młodym wieku przejawiał już najważniejsze cechy charakteru przyszłego wielkiego władcy: był tyranem i jednocześnie uczonym; obsesyjne zainteresowanie strategią militarną łączył z miłością do poezji perskiej i ogrodnictwa, a mistrzowskie opanowanie logistyki i umiejętności planowania z przesądnością, która kazała mu szukać potwierdzenia dla militarnych decyzji u dworskiego astrologa; będąc niestrudzonym wojownikiem islamu, potrafił okazywać hojność swym niemuzułmańskim poddanym i szukać towarzystwa cudzoziemców oraz nieortodoksyjnych działaczy religijnych.
Dzięki kilku portretom, jakie powstały w ciągu jego życia, dysponujemy prawdopodobnie pierwszym autentycznym wizerunkiem osmańskiego sułtana. Widzimy na nich orli profil, zakrzywiony nos, który sterczy nad zmysłowymi wargami niczym „dziób papugi, spoczywający na wiśniach” – według wpadającego w pamięć określenia tureckiego poety – co miało oznaczać rudawy zarost na wydatnym podbródku. Na jednej ze stylizowanych miniatur władca wącha nierozwiniętą różę, którą trzyma w ozdobionych klejnotami palcach: jest to konwencjonalne przedstawienie sułtana jako estety, miłośnika ogrodów i autora perskich czterowierszy, którego rzeczywistą naturę zdradza nieruchomy wzrok, jakby Mehmed II patrzył w odległy punkt, gdzie kończy się świat. Autorzy innych portretów sułtana w wieku dojrzałym przedstawili go jako korpulentnego mężczyznę o byczym karku. Ze słynnego wizerunku pędzla Belliniego, znajdującego się obecnie w National Gallery w Londynie, spogląda na nas po prostu stary, schorowany człowiek o poważnym spojrzeniu. Z każdego z tych portretów bije aura niezachwianej władzy, oczywistej potęgi „cienia Boga na ziemi”, władcy, który dzierży w ręku losy świata w sposób zbyt naturalny, by nazwać jego pewność siebie arogancją; ale możemy z nich także wyczytać przejmującą chłodem melancholię, przypomina ona o pełnych niebezpieczeństwa latach dziecięcych sułtana.
Tekst jest fragmentem książki Rogera Crowleya pt. „1453. Upadek Konstantynopola”:
Malowane przedstawienia Mehmeda II uzupełnia żywy opis młodego sułtana, który pozostawił nam Wenecjanin Giacomo de Languschi.
Władca Wielki Turek Mehmed bej jest młodzieńcem […] dobrze zbudowanym, postury raczej znacznej niż średniej, doskonale władającym bronią, o wyglądzie bardziej przerażającym niż szacownym; rzadko się śmieje, jest podejrzliwy, ogromnie szczodry, wytrwały w realizacji planów, śmiały we wszystkich przedsięwzięciach, równie żądny sławy jak Aleksander Macedoński. Codziennie każe sobie czytać prace historiografów rzymskich i innych. Mówi trzema językami: tureckim, słowiańskim i greką. Z zapałem uczy się geografii Italii […], gdzie znajdują się stolica papieska i stolica cesarza, a także czyta o królestwach w Europie. Posiada mapę Europy z zaznaczonymi krajami i prowincjami. Niczego nie uczy się z większym zainteresowaniem i entuzjazmem niż geografii świata i spraw militarnych; płonie pragnieniem dominacji; potrafi przenikliwie ocenić sytuację. Z takim właśnie człowiekiem my, chrześcijanie, musimy mieć do czynienia […]. Mówi on, że czasy się zmieniły, i oświadcza, że idąc ze Wschodu, opanuje Zachód, jak dawniej ludzie z Zachodu opanowali Orient. Na świecie muszą być, jak mówi, jedno cesarstwo, jedna wiara i jedna władza.
Ten obraz doskonale oddaje ambicje Mehmeda II, by odwrócić bieg historii i zanieść chorągwie islamu do Europy, lecz w chwili gdy sułtan wstępował na tron, jego zamiary i inteligencja były w większej części nieznane Zachodowi. Europejczycy widzieli w nim jedynie nieopierzonego, niedoświadczonego młodzika, którego pierwsza próba sprawowania władzy zakończyła się upokorzeniem.
Dwa lata przed wstąpieniem Mehmeda na tron Konstantynopol także powitał nowego cesarza, choć doszło do tego w zupełnie odmiennych okolicznościach. Człowiek, któremu przeznaczone było stanąć naprzeciw Mehmeda II w zbliżającej się walce, nosił imię założyciela miasta. Przesądni Bizantyjczycy natychmiast zwrócili na to uwagę. Konstantyn XI włożył cesarską koronę jako nasty z kolei członek dynastii Paleologów. Ród ten zagarnął władzę w 1261 roku, a jego panowanie zbiegło się w czasie z popadaniem cesarstwa w anarchię. Sam Konstantyn XI był potomkiem wielu nacji: posługiwał się greką, ale trudno go nazwać Bizantyjczykiem, gdyż urodził się z ojca, w którego żyłach płynęła włoska krew, oraz matki Serbki i nosił jej rodowe nazwisko Dragas. Jak wszyscy Bizantyjczycy uważał się za Rzymianina, a podpisywał starożytnym tytułem poprzedników: „Konstantyn Paleolog, w Chrystusie prawdziwy Cesarz i Jedynowładca Rzymian”.
Ten pusty tytuł był typowy dla zrytualizowanego ceremoniału, który kultywowali Bizantyjczycy, podczas gdy ich państwo nieuchronnie staczało się w przepaść. Cesarstwo miało wielkiego admirała, ale nie posiadało floty, miało głównego dowódcę, ale niewielu żołnierzy. W lilipucim światku dworu możni wydzierali sobie absurdalnie pretensjonalne tytuły, takie jak wielki sługa domu, wielki kanclerz czy pan cesarskiej garderoby. Konstantyn był cesarzem bez władzy. Jego ziemie skurczyły się do miasta i jego przedmieść, kilku wysp i obszarów na Peloponezie, który Grecy nazywali poetycko Moreą, Liściem Morwy: półwysep słynął z produkcji jedwabiu, a jego kształt przypominał liść ulubionego pożywienia jedwabników.
Trudno zazdrościć Konstantynowi XI jego korony. Wraz z nią odziedziczył zbankrutowane państwo, rodzinę z upodobaniem do wszczynania wojen domowych, miasto szarpane konfliktami religijnymi oraz zubożały, zmienny w swych sympatiach plebs. Cesarstwo było gniazdem żmij, pełnym nieustannych walk na śmierć i życie: w 1442 roku brat Konstantyna XI, Demetriusz, zaatakował miasto na czele oddziałów tureckich. Bizancjum wegetowało jako wasal imperium osmańskiego, które w każdej chwili mogło rozpocząć oblężenie stolicy. Osobista pozycja Konstantyna XI także nie była całkiem pewna: jego wstąpienie na tron w 1449 roku otaczała aura nielegalności. Objął rządy w Mistrze na Peloponezie – niezgodnie z prawem – i nigdy nie został koronowany w konstantynopolitańskim kościele Hagia Sofia. Bizantyjczycy musieli prosić Murada II o potwierdzenie władzy ich nowego cesarza; z braku pieniędzy nie mogli mu nawet zapewnić transportu do stolicy, był więc zmuszony błagać o przewiezienie załogę katalońskiego okrętu.
Tekst jest fragmentem książki Rogera Crowleya pt. „1453. Upadek Konstantynopola”:
Nie zachowały się ówczesne przedstawienia miasta, do którego powrócił w marcu 1449 roku. Na pochodzącej z nieco wcześniejszego okresu włoskiej mapie widzimy w obrębie murów białe plamy. Położona na przeciwnym brzegu Złotego Rogu genueńska kolonia handlowa Galata, zwana też Perą, w tym samym czasie tętniła życiem. Podróżnik Bertrandon de la Brocquière nazwał to „wielkie miasto, zamieszkane przez Greków, Żydów i Genueńczyków”, najpiękniejszym portem, jaki kiedykolwiek zdarzyło mu się oglądać. Francuski rycerz uznał Konstantynopol za miasto fascynujące, ale całkiem podupadłe. Wielkie wrażenie zrobiły na nim kościoły, zwłaszcza Hagia Sofia – ujrzał tam „ruszt, na którym usmażono świętego Wawrzyńca, i wielki kamień w kształcie chrzcielnicy, na którym, jak powiadają, Abraham podał poczęstunek aniołom śpieszącym, by zniszczyć Sodomę i Gomorę”. Gigantyczny konny posąg Justyniana, uznanego przez Bertrandona za Konstantyna Wielkiego, stał wciąż na swoim miejscu: „trzyma on w lewej dłoni berło, a prawą wyciąga w kierunku azjatyckiej Anatolii i Palestyny, jakby chciał pokazać, że miał cały ten obszar w swym władaniu”. Jednak prawda była oczywista: obecny cesarz nie panował nawet nad własnym domem.
W tym mieście żyją kupcy ze wszystkich krajów, ale najpotężniejsi są Wenecjanie, którym wolno rozwiązywać swoje sprawy niezależnie od cesarza i jego ministrów. Handel prowadzony przez Turków nadzoruje urzędnik; on także, podobnie jak wenecki zarządca, jest niezależny od cesarza. Zdobyli oni nawet ten przywilej, że jeśli któryś z ich niewolników ucieknie i szuka schronienia w mieście, a oni zażądają jego wydania, cesarz ma obowiązek to zrobić. Ten książę musi być poddanym Turków, skoro, jak mi wspominano, płaci im trybut w wysokości 10 000 dukatów rocznie.
De la Brocquière widział wszędzie ślady minionej chwały. Żaden z nich nie był bardziej wymowny niż trzy (jak pisze) puste marmurowe postumenty w hipodromie: „stały na nich ongiś trzy pozłacane konie, które teraz są w Wenecji”. Wydawało się tylko kwestią czasu, kiedy Turcy ponownie przyjdą zagarnąć miasto, a mieszkańcy otworzą przed nimi bramy. W 1430 roku otrzymali straszliwe ostrzeżenie, co grozi im w wypadku, gdyby się opierali: kiedy Tessaloniki odmówiły poddania się Muradowi II, kazał on swej armii atakować. Szturm na mury trwał zaledwie trzy godziny, po których nastąpiły trzy dni pełne przemocy, gwałtów i rabunku. Turcy uprowadzili siedem tysięcy kobiet i dzieci.
Niewiele możemy powiedzieć o wyglądzie Konstantyna XI: jego wizerunek jest kolejną białą plamą na mapie dziejów stolicy Bizancjum. Prawdopodobnie odziedziczył po swym ojcu Manuelu II wyraziste, regularne rysy i szlachetne obejście, lecz cesarstwo popadło w taki marazm, że nikt nie myślał o zamawianiu portretów nowego władcy, a przypominająca profil jastrzębia twarz na złotej pieczęci jest zbyt schematyczna, by na jej podstawie wnioskować cokolwiek o rzeczywistym obliczu cesarza. Mamy za to pewność co do jego osobowości, gdyż wszystkie przekazy potwierdzają, że wśród synów Manuela II Konstantyn był najbardziej utalentowanym i godnym zaufania, „dobroczyńcą bez złości”, a także człowiekiem rozumnym i oddanym krajowi. W odróżnieniu od kłótliwych i pozbawionych zasad braci cechowała go prawość; wydaje się, że w ludziach ze swego otoczenia wzbudził głęboką lojalność. Autorzy relacji malują obraz raczej człowieka czynu niż umiejętnego administratora czy myśliciela; mistrza jazdy konnej i znawcę sztuki wojennej, człowieka dzielnego i przedsiębiorczego, nade wszystko zaś nietracącego głowy w obliczu niepowodzeń. Jedną z istotnych cech charakteru Konstantyna było wielkie poczucie odpowiedzialności za dziedzictwo Bizancjum; całe życie strawił, próbując je ratować.
Tekst jest fragmentem książki Rogera Crowleya pt. „1453. Upadek Konstantynopola”:
Konstantyn XI urodził się w 1405 roku, 27 lat wcześniej niż Mehmed II. Przyszedł na świat w Konstantynopolu i już we wczesnej młodości zdążył pozbyć się złudzeń co do przyszłego losu miasta. W wieku 17 lat przeżył oblężenie murów przez Murada II, w następnym, 1423 roku został mianowany regentem, podczas gdy jego brat Jan VIII Paleolog udał się w kolejną z wielu bezowocnych podróży po krajach chrześcijańskich w poszukiwaniu wsparcia dla sprawy Bizancjum. Wstępując na tron w 1449 roku, liczył 44 lata, z czego niemal połowę wypełniała walka. Większość tego czasu poświęcił na próby odzyskania pełnej kontroli nad Peloponezem. Powodziło mu się ze zmiennym szczęściem. Przed rokiem 1430 zdołał usunąć z półwyspu większość obcych władców, którzy zakładali tu własne państewka, a w latach czterdziestych XV wieku jako despota Morei przesunął granice tej prowincji w głąb północnej Grecji. Dla Murada II był ciągle sprawiającym kłopoty buntowniczym wasalem, któremu należało pokazać, gdzie jego miejsce. Rozliczył się z nim w 1446 roku, po klęsce krzyżowców pod Warną. Armia turecka zalała Moreę, pustosząc miasta, wsie i pola i biorąc do niewoli sześćdziesiąt tysięcy Greków. Konstantyn XI musiał zawrzeć upokarzający rozejm, przysiąc posłuszeństwo sułtanowi i zapłacić wielki trybut. To niepowodzenie udaremniło plan przywrócenia władzy Bizancjum na terenie Grecji. Duchem walki, umiejętnościami militarnymi i prawością Konstantyn XI w najmniejszym stopniu nie przypominał swych trzech braci, samolubnego Demetriusza, zdradliwego Tomasza i kłótliwego oraz chwiejnego Teodora, którzy potrafili zniweczyć starania Konstantyna o ocalenie resztek imperium. Ich matka Helena musiała się opowiedzieć po jego stronie w sporze o prawa do korony: tylko jemu można było powierzyć dziedzictwo wielkiego cesarstwa.
Powstała w późniejszych czasach bizantyjska legenda głosi, że pech prześladował Konstantyna XI jak klątwa. W Morei działał z najlepszą wolą i odważnie, ale los mu nie sprzyjał. Po klęsce pod Warną, gdy flota wenecka odpłynęła do Italii, a Genueńczycy zawiedli i nie przysłali obiecanej pomocy, kontynuował walkę samotnie – lecz jego wytrwałość sprowadziła liczne cierpienia na mieszkańców cesarstwa. Nie wiodło mu się także w życiu osobistym. Jego pierwsza żona zmarła bezpotomnie w 1429, druga w 1441 roku. W drugiej połowie lat czterdziestych XV wieku wielokrotnie próbował doprowadzić do dynastycznego małżeństwa, które wzmocniłoby jego państwo i obdarzyłoby go naturalnym następcą. Wszystkie starania spełzły na niczym. Tymczasem w przeddzień wstąpienia na tron turecki Mehmeda II atmosfera polityczna stawała się coraz bardziej napięta.
W lutym 1451 roku Mehmed II wprowadził się do sułtańskiego pałacu w Edirne. Jego pierwszy ruch był zaskakujący i jednoznaczny. Otóż Murad II osierocił synka, Ahmeda Młodszego, spłodzonego z inną żoną. Kilka dni później, gdy jego matka składała oficjalną wizytę w sali tronowej, by wyrazić żal po śmierci ojca Mehmeda, nowy cesarz posłał swego faworyta Alego beja do pomieszczeń kobiecych z poleceniem, by utopił malca w kąpieli. Następnego dnia Mehmed kazał ściąć Alego beja za tę zbrodnię, po czym wydał zrozpaczoną matkę Ahmeda Młodszego za jednego z dworzan wysokiego rodu. Ten bezwzględny i zarazem przemyślny krok stanowił logiczne rozwiązanie problemów, jakie wiązały się z kwestią następstwa tronu w państwie osmańskim. Ponieważ rządzić mógł tylko jeden, tylko jeden mógł przeżyć, jeśli imperium miało uniknąć wojny domowej. Turkom wydawało się to lepszym wyjściem niż niekończące się walki, takie jak te, w których wykrwawiało się Bizancjum. Mehmed II ustalił praktykę, później skodyfikowaną przezeń jako prawo bratobójstwa: „jeśli któryś z moich synów odziedziczy tron, przystoi mu zabić brata w imię porządku na świecie. Większość znawców prawa zaaprobowała takie postępowanie. Niech zostaną podjęte odpowiednie działania”. Od tej chwili każdej sukcesji miały towarzyszyć egzekucje. Proceder ten osiągnął apogeum w 1595 roku, kiedy po objęciu władzy przez Mehmeda III z pałacu wyniesiono dziewiętnaście trumien z ciałami jego braci. Prawo bratobójstwa nie zapobiegło jednak wojnom domowym: wraz z wprowadzeniem tej zasady rozpoczął się czas rebelii, które wszczynali jeszcze za życia sułtana jego obawiający się śmierci synowie. Ta konsekwencja decyzji Mehmeda II powracała do niego jak nocny koszmar. Okoliczności zabójstwa Ahmeda Młodszego, wiele mówiące o charakterze nowego sułtana, powinny dać do myślenia Bizantyjczykom. Najwyraźniej tak się nie stało.