Magdalena Modzelewska-Rybicka i codzienne modlitwy przy bramie nr 2
Wybuch strajku w Stoczni Gdańskiej 14 sierpnia 1980 r. dla Magdaleny Modzelewskiej i jej towarzyszy był zaskoczeniem. Na zwołanym na gorąco zebraniu członków Ruchu Młodej Polski postanowiono udzielić poparcia strajkującym. W spotkaniu w mieszkaniu Jana i Haliny Samsonowiczów oprócz gospodarzy brali udział: Aleksander Hall, Arkadiusz Rybicki „Aram”, Dariusz Kobzdej, Magdalena Modzelewska i Andrzej Słomiński. Modzelewska była jedną z pierwszych osób z RMP, które weszły na teren stoczni. Współredagowała z Bożeną Rybicką napływające z zakładów postulaty strajkowe. Początkowo obie uczestniczyły również w obradach Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, protokołowały rozmowy Komitetu z dyrekcją Stoczni Gdańskiej.
Modzelewska zaproponowała Wałęsie, że wraz z Rybicką poprowadzą modlitw strajkujących i wkrótce codzienne modlitwy przy bramie nr 2 zaczęły gromadzić tysiące ludzi. Były wyrazem duchowego wsparcia, tworzyły wspólnotę strajkujących i mieszkańców Trójmiasta. Magdalena Modzelewska mówiła: „Ponownie wydało mi się zupełnie naturalne, że tam jest nasze miejsce. Zostałyśmy obie przyjęte entuzjastycznie i przez Wałęsę, i przez tłumy strajkujących”.
Znana jest anegdota z tamtego wydarzenia. Modzelewska, jako legendarna organizatorka modlitw, została wysłana na wiec do stoczni gdyńskiej. Gdy stała na platformie, Andrzej Kołodziej – cieszący się autorytetem młody przywódca strajkowy, a potem wiceprzewodniczący Solidarności – powiedział: „Może na początek coś zaśpiewamy?”. Magdalena odparła: „No to może »Boże, coś Polskę«?”. Kołodziej odkrzyknął: „Tak jest! Śpiewamy »Morze, coś Polskę«”.
Zadaniem członków RMP w Stoczni Gdańskiej była produkcja ulotek i prasy strajkowej. W pierwszych dniach strajku wydrukowali ostatnie numery sierpniowe „Robotnika”. Magdalena Modzelewska razem z Bożeną Rybicką spędzały całe dnie w stoczni. Obawiając się o bezpieczeństwo najbliższych, nie nocowały w swoich domach.
Modzelewska tak wspominała we wrześniu 1980 r. okres strajku sierpniowego w Stoczni Gdańskiej:
Pierwsza spokojna noc od ponad dwóch tygodni. Próbuję pozbierać myśli, zapanować nad zmęczeniem. Jestem bardzo, bardzo zmęczona. Nie wiem, czy potrafię nazwać to, co się stało i ciągle dzieje. Wydaje mi się nieprawdopodobne, że byłam tam i widziałam to wszystko. Przypływają do mnie natrętnie całe obrazy, fragmenty rozmów nakładają się na głośną transmisję z Sali BHP. Słyszę ciągle tę niesamowitą ciszę, która zapadła z obu stron bramy nr 2, chwilę po tym, jak Lech Wałęsa ogłosił całemu światu zwycięstwo. Nie wiem dlaczego, ale poczułam wtedy przemożną chęć wskoczenia na wózek obok Wałęsy i odczytania Listu Świętego Pawła do Koryntian. Widzę ręce wyciągane do nas przez ogrodzenie stoczni. Niezwykłe spotkania rodzin przez kraty. Wszyscy chodziliśmy wzruszeni, zdeterminowani, poczucie historyczności i nieodwracalności mieniło się ze starym lękiem, od lat tym samym: „wejdą czy nie wejdą”. Dużo modliliśmy się, nie tylko dlatego, że baliśmy się. Po prostu modlitwa była nam potrzebna, dawała nam poczucie siły i godności. Wydaje mi się, że tylko dlatego, że potrafiliśmy się modlić, że stawaliśmy się lepsi i gotowi przyjąć to, co nam się przytrafiło: „…i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”. Gdańsk świętuje, Polska świętuje, co powie Papież?
Po podpisaniu porozumień sierpniowych Lech Wałęsa zaproponował Modzelewskiej stanowisko w tworzącej się administracji związkowej. Magdalena rozpoczęła pracę w sekretariacie Prezydium Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego. Nie została tam długo. Świadomie wybrała powrót do działalności na rzecz „Bratniaka” i wydawnictwa Młoda Polska. „Lata 1980–1981? Pamiętamy je przede wszystkim jako czasy »Solidarności«” – odpowiadali zgodnie Magdalena i Mirosław Rybiccy.
Zawsze 12 grudnia Aleksander Hall świętował imieniny, na które zapraszał grupę przyjaciół. W 1981 r. Magdalena Modzelewska wraz z narzeczonym Mirosławem Rybickim również się na nie wybierali. Tuż przed wyjściem z domu odebrali telefon. Usłyszeli umówione hasło, które oznaczało, że absolutnie mają nie przychodzić. Ubrali się ciepło i pojechali do Stoczni Gdańskiej, gdzie odbywało się posiedzenie Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”. Ostrzegli Lecha Wałęsę i znajomych przed możliwym aresztowaniem. Noc spędzili w konspiracyjnym mieszkaniu wynajmowanym na potrzeby wydawnictwa Młoda Polska.
Jak się okazało, było to trafne posunięcie, ponieważ SB zjawiła się w mieszkaniu Rybickich przy al. Wojska Polskiego 12 grudnia, godzinę przed północą. Następnego dnia rano okazało się, że telefony nie działają i został wprowadzony stan wojenny.