„Kapitalistyczne podziemie kulinarne”, czyli o obecności Coca-Coli w PRL
Większość skojarzeń na temat funkcjonowania w kraju, w którym panuje komunizm, wiąże się z wszelkiego rodzaju ograniczeniami swobód obywatelskich, z wkraczaniem władz w niemal każdą sferę życia. Można uznać, że we wszystkich państwach komunistycznych, które powstały po zakończeniu II wojny światowej, żyło się w podobny sposób, jednak każde z nich miało odrębną kulturę, przez co różniło się od pozostałych. Z czym szczególnie kojarzy się Polska Rzeczpospolita Ludowa?
Wydaje się, że jej symbolem są niekończące się kolejki po jedzenie, a jednym z głównych powodów ciągłych starć z władzami komunistycznymi – wzrastające ceny produktów spożywczych.
Kwestie żywnościowe należały więc w pewnym sensie do czołowych problemów funkcjonowania przeciętnego obywatela PRL. Rządzący ingerowali także w tę dziedzinę życia społecznego, wpływając niekiedy na jadłospis obywateli w dość kuriozalny sposób. Przedsięwzięcia takie jak ustalenie „dni bezmięsnych” w 1959 roku, reglamentacja żywności czy określanie ilości masy mięsnej w mięsie dzisiaj wydają się bowiem absurdalne.. Prowadzenie tego rodzaju „polityki kulinarnej” szczególnie zauważało się w okresach nasilonego kryzysu. Jej konsekwencją było menu niezbyt urozmaicone, złożone z produktów o niskiej wartości odżywczej i najczęściej niewyrafinowanym smaku.
Władze komunistyczne propagowały oszczędność jako jedną z podstawowych wartości, którymi powinien kierować się obywatel. Z tego powodu wśród przepisów z owego okresu można odnaleźć na przykład „zupę nic”, do przygotowania której wystarczało jedynie mleko, jajko, proszek waniliowy i cukier. Promowanie oszczędności w kuchni widoczne było jeszcze w latach 80., kiedy ukazała się książka Anny Gasik „W mojej kuchni nic się nie zmarnuje” zawierająca m.in. przepisy na wykorzystywanie nieświeżych produktów.
Obywatelom krajów komunistycznych nie był obcy niedobór artykułów spożywczych. Co innego po drugiej stronie żelaznej kurtyny. Tam jedzenie miało wysoką jakość i wyrazisty smak, a przede wszystkim cechowało się różnorodnością. Ukształtowały się w ten sposób dwa zupełnie odmienne kulinarne światy, które z pozoru w żaden sposób się nie przenikały. Socjalistyczne zacofanie uwidaczniało się w tym, co i jak jadano. Kolorowe, różnorodne produkty zachodnie podkreślały nowoczesny charakter państw kapitalistycznych. Nic więc dziwnego, że obywatele Polski Ludowej (tak jak i innych krajów komunistycznych) zachwycali się tym, co miał im do zaoferowania Zachód.
Tamtejsze smaki Polacy poznali wkrótce po zakończeniu II wojny światowej, kiedy powołana już w 1943 roku organizacja UNRRA (United Nations Relief and Rehabilitation Administration) zaczęła im dostarczać produkty z zagranicy. Rzeczy „z paczki” były wówczas artykułami cennymi, nieporównywalnie lepszymi niż to, od tego, co oferował rynek wewnętrzny. Niedostępne w Polsce Ludowej owoce czy prawdziwa czekolada stały się symbolem dobrobytu, kulinarnym marzeniem często zupełnie nieosiągalnym i wyczekiwanym. Żywność z zagranicy nie była powszechnie akceptowana przez władze PRL, przede wszystkim ze względu na fakt, iż kojarzyła się ona z kapitalizmem. Poza tym państwo socjalistyczne uważało, że potrafi zadbać o wyżywienie swoich obywateli bez pomocy z zewnątrz. Chciało samodzielnie kierować wszelkimi działaniami związanymi z tym, co i w jakich ilościach mieli oni jeść. Wreszcie kuchnia Polski Ludowej miała dodawać sił osobom pracującym fizycznie, podstawą zatem powinno być spożywanie mięsa. Z tej perspektywy zachodnie produkty jawiły się jako bezwartościowe.
Przed napływem zagranicznych rarytasów kraje socjalistyczne nie potrafiły się jednak całkowicie uchronić. Zaczęło się tworzyć „kapitalistyczne podziemie kulinarne”; artykuły żywnościowe docierały na Wschód, zdobywając sobie sympatię socjalistycznych podniebień. Niewątpliwie wśród takich, niechcianych w kraju komunistycznym, towarów był jeden z najbardziej rozpoznawalnych napojów na świecie, do dziś zajmujący pierwsze miejsca w rankingach najpopularniejszych produktów globalnych – Coca-Cola. Warto w tym miejscu przybliżyć drogę tego amerykańskiego napoju do sukcesu, który towarzyszy mu do dziś.
Już w XVIII wieku panowało powszechne przekonanie o antyseptycznych właściwościach „ustalonego powietrza”. Woda gazowana szybko więc znalazła uznanie wśród uczonych, którzy zaczęli propagować jej korzystne dla zdrowia działanie. Do końca osiemnastego stulecia napój ten był wykorzystywany niemal wyłącznie w celach medycznych. Podejście to uległo zmianie na początku XIX wieku, kiedy zaczęto interesować się napojami gazowanymi pod kątem masowej konsumpcji. Wkrótce rozpowszechniła się lemoniada, popularne stało się także mieszanie wody gazowanej z winem oraz dodawanie do niej różnego rodzaju syropów. Ostatecznie w roku 1886 w wyniku przypadkowego zmieszania różnych składników przez Johna Pembertona, aptekarza z Atlanty próbującego stworzyć lek przeciwbólowy, powstał napój, który na zawsze odmienił konsumpcyjne oblicze świata: gazowany płyn o barwie karmelu, z czasem nazwany Coca-Colą. I choć jego początki nie należały do łatwych, gdyż niemal do końca dziewiętnastego stulecia podkreślano przede wszystkim właściwości lecznicze coli, a nie jej walory smakowe, już w pierwszej dekadzie następnego wieku rozpoczęła się dystrybucja produktu poza granicami Stanów Zjednoczonych.
W latach 30. można było już mówić o światowym sukcesie koncernu. O Coca-Coli nie zapomniano nawet w czasie wojny. Pili ją wszyscy, bez względu na wiek czy pozycję społeczną, jednak z powodu ograniczonej dostępności – jedynie podczas specjalnych okazji. Jedna butelka osiągała, niekiedy absurdalną, cenę nawet czterdziestu dolarów. Po 1945 roku Coca-Cola dotarła na niemal wszystkie kontynenty. Można zaryzykować stwierdzenie, iż żadna inna marka spożywcza nie była wtedy równie rozpoznawalna. Powyższy zarys historii rozwoju koncernu pozwala zrozumieć w pewnym stopniu pozytywną recepcję Coca-Coli w krajach komunistycznych, mimo że stanowiła ona nośnik wartości negowanych przez panujący system.
Polecamy e-book Tomasza Leszkowicza – „Oblicza propagandy PRL”:
O zainteresowaniu Coca-Colą w PRL jeszcze przed jej pojawieniem się na półkach sklepowych mogą świadczyć wzmianki o niej w ówczesnej poezji. Adam Ważyk, w socrealistycznym okresie swojej twórczości, poświęcił napojowi jeden ze swych wierszy. Coca-Cola pojawia się również w utworze Jana Brzechwy „Głos Ameryki” (w wierszu wspomina on także o gumie do żucia, innym produkcie kojarzącym się z USA). Julian Tuwim nazwał Coca-Colę „mdłą lurą”, żartując, że koncern wydaje co roku więcej pieniędzy na reklamę, niż Polska na edukację w okresie przedwojennym.
Napój szybko stał się symbolem Stanów Zjednoczonych, a co za tym idzie – imperializmu, systemu wrogiego socjalizmowi. Produkty z zagranicy były przez władze komunistyczne kojarzone z wyzyskiem, tandetą i zanikiem kultury lokalnej na rzecz kultury masowej. Już w połowie lat 50. Coca-Cola zyskała sobie miano „stonki ziemniaczanej w płynie”. W Biuletynie Oddziałów Zaopatrzenia Robotniczego z 1955 roku przestrzegano przed nią jako „psującą emalię zębów i szkodzącą zdrowiu konsumenta”. W tym czasie nikt jeszcze nie znał jej smaku; władze straszyły, zanim stała się w jakimkolwiek stopniu popularna. Pewien dostęp do produktu mieli wówczas mieszkańcy wschodniego Berlina kontaktujący się jeszcze z sektorem zachodnim, gdzie funkcjonowało około stu rozlewni tego napoju. Rządowa propaganda nie oszczędzała luksusowego artykułu. Popularne stały się hasła: „Wróg cię kusi Coca-Colą” czy „Coca-Cola to imperializm w płynie”. Tego typu „kulinarna manipulacja” była zresztą charakterystyczna także dla innych sytuacji, np. w momentach, kiedy władza zachęcała do spożywania jakichś produktów, by odwrócić uwagę od niedoboru innych.
Oczywiście, problem z akceptacją produktu pochodzącego z Zachodu „na własnym podwórku” dotyczył wszystkich krajów komunistycznych, do których napój dotarł. Warto wspomnieć postać radzieckiego dowódcy Gieorgija Żukowa, który stał się w okresie zimnej wojny wielkim fanem Coca-Coli, jednak z wiadomych powodów nie mógł tej sympatii otwarcie okazywać i dlatego wystosował do koncernu nietypową prośbę o produkcję Coca-Coli bezbarwnej. Tak wyglądający płyn miał przypominać wódkę, przez co marszałek nie musiałby rezygnować ze względów politycznych ze smaku, do którego się przyzwyczaił. Przedsięwzięcie powiodło się – do Związku Radzieckiego dostarczona została bezbarwna Coca-Cola z czerwoną pięcioramienną gwiazdą na etykiecie butelki. Historia ta, w pierwszym odczuciu zabawna, z jednej strony potwierdza negatywny stosunek władz komunistycznych do produktów kapitalistycznego Zachodu, a z drugiej świadczy o sukcesie, jaki odnosiły one w krajach komunistycznych.
Smak Coca-Coli docierał do coraz większej liczby konsumentów. Amerykański napój, niewątpliwie bardziej atrakcyjny niż woda sodowa z sokiem, kusił także obywateli PRL. Otwarta niechęć do imperialistycznej Coca-Coli zniknęła po roku 1956, wraz z nadejściem tzw. „odwilży”. Zaczęto podejmować próby wyprodukowania „polskiej Coca-Coli”. Starania spółdzielni w Warszawie, Szczecinie i Łodzi okazały się jednak bezskuteczne. Wyłącznie prawdziwy amerykański napój był obiektem kulinarnego pożądania. W 1957 roku koncern pojawił się na Targach Poznańskich, co nie oznaczało jeszcze upowszechnienia produktu w kraju. Smaku napoju nie znano w Polsce Ludowej tak naprawdę do lat 70., co może świadczyć w pewnym sensie o skuteczności władz „chroniących” socjalistyczne społeczeństwo przed szkodliwymi wytworami kapitalizmu. Coca-Cola święciła przecież triumfy poza granicami USA już kilkadziesiąt lat wcześniej. Starano się nie tyle zwalczać sam produkt, co ideologię z nim kojarzoną.
Napój na stałe zagościł na polskim rynku dopiero po objęciu rządów przez Edwarda Gierka, który zapowiedział istotne zmiany dotyczące wielu aspektów życia w socjalistycznej Polsce. Wówczas też, w roku 1972 powstało hasło reklamowe autorstwa Agnieszki Osieckiej: „Coca-Cola. To jest to!”. Było ono wyrazem zmiany podejścia do obecności amerykańskiego produktu w PRL, świadectwem nastania nowego etapu w historii – zbliżającej się do nowoczesności – Polski Ludowej. Niedługo potem rozpoczęła się produkcja substytutu amerykańskiego produktu. Nie oznaczało to jednak zrezygnowania z oryginału – Coca-Cola stała się artykułem w pełni osiągalnym dla obywatela PRL, dla którego trzymanie w dłoni puszki zachodniego napoju oznaczało zbliżenie się do wolności, swobody i demokracji. W momencie, kiedy Coca-Cola przestała być produktem zakazanym, PRL zaczęła bardziej otwierać się na Zachód, a reżim powoli się załamywał, czego świadectwem są chociażby wydarzenia z połowy lat 70.
Zachodnie artykuły były marzeniem społeczeństw państw komunistycznych nie tylko ze względu na lepszą jakość i smak, ale także dlatego, że kojarzyły się z tzw. „wolnym światem” i wyróżniały na tle bezbarwnych, mało zachęcających opakowań produktów krajowych. Można powiedzieć, że Polska Ludowa, wprowadzając na swój rynek produkty z Zachodu, zbliżała się w jakimś sensie do krajów nowoczesnych, kapitalistycznych, choć oczywiście nie zmieniało to jej statusu państwa socjalistycznego. Zachód „przenikał” Wschód poprzez dystrybucję własnych artykułów spożywczych i ostatecznie odniósł sukces. Recepcji produktów z zagranicy pomagało stopniowe załamywanie się reżimu. Szczególnie widoczne było to w okresie tzw. „odwilży”, kiedy władze komunistyczne zmieniały stosunek do pojawienia się w kraju amerykańskiej Coca-Coli i przyjęto pewne kulinarne wzorce charakterystyczne dla państw kapitalistycznych. Analiza procesu stopniowego „zadomawiania się” Coca-Coli w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej pozwala zauważyć, jak wielkim symbolem ideologicznego starcia może stać się produkt spożywczy, i pokazuje często pomijany przy okazji dyskusji o historii PRL fakt istnienia i funkcjonowania polityki kulinarnej.
Bibliografia:
- Brzostek Błażej, PRL na widelcu, Baobab, Warszawa 2010.
- Fiedoruk Andrzej, Prywatne smaki PRL-u, Zysk i S-ka, Poznań 2011.
- Nim będzie zapomniana. Szkice o kulturze PRL, pod red. Stefana Bednarka, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1997.
- Nowicki Wojciech, Stół jaki jest. Wokół kuchni w Polsce, Muzeum Etnograficzne im. Seweryna Udzieli, Kraków 2011.
- Shore Marci, Kawior i popiół. Życie i śmierć pokolenia oczarowanych i rozczarowanych marksizmem, Świat Książki, Warszawa 2008.
Redakcja: Michał Woś