Walka o pokój. Propaganda antywojenna lat 50. w polskim filmie dokumentalnym

opublikowano: 2012-01-05, 09:45
wolna licencja
Uśmiechnięte dziecięce twarze, entuzjastyczne deklaracje, wiece pod sztandarami z charakterystycznym białym gołąbkiem… To tylko niektóre z obrazów, które nieodmiennie kojarzą się tzw. „ruchem pokoju”, który od końca lat 40. opanował przestrzeń publiczną w Polsce, a także we wszystkich pozostałych krajach Bloku Wschodniego.
reklama
Bolesław Bierut – przywódca stalinowskiej Polski

Walka o pokój” stała się jednocześnie jednym z najbardziej nośnych haseł propagandy komunistycznej. Niezwykle pomocny w nagłaśnianiu propagandy wojennej stał się film dokumentalny, który na Zjeździe Filmowców w Wiśle w 1949 r. ściśle sprzężono z socrealistyczną machiną agitacyjną. Jak zatem potoczyła się przygoda dziesiątej muzy z Ruchem Obrońców Pokoju?

Początki

O ile przez pierwsze powojenne lata filmowcy mogli cieszyć się względną swobodą twórczą, o tyle w roku 1947 nastąpiło znaczne przesunięcie akcentów. Rok ten przyniósł w końcu „zwycięstwo” wyborcze Polskiej Partii Robotniczej, a tym samym nową taktykę wobec środowisk twórczych. Już w listopadzie 1946 r. podczas otwarcia radiostacji we Wrocławiu Bolesław Bierut w swoim przemówieniu podkreślał, że

Twórczość artystyczna i kulturalna winna być odzwierciedleniem wielkiego przełomu, jaki naród przeżywa. Winna być – choć jeszcze nie jest, ponieważ nie nadąża za szybkim i potężnym nurtem dzisiejszego życia.

Wspomniane przez Bieruta odzwierciedlanie „wielkiego przełomu” i „nurtu życia” rozumiano jako zaangażowanie się w propagowanie idei nowych porządków wprowadzonych przez PPR. Miało to być nic innego jak założenie „twórczej smyczy,” co zostało w pełni wyartykułowane podczas listopadowego Zjazdu Filmowców w Wiśle. W jego trakcie wprost rozprawiono się z mitem o „wolności twórczej”. Od tego momentu, na liście lejtmotywów polskiego dokumentu znalazły się m.in. tematy produkcyjne, historyczne, „oświatowo-kulturalne”, a obok nich także popularyzacja „ruchu pokojowego”, znajdującego się wówczas w fazie rozkwitu.

Pierwszym kamieniem milowym w rozwoju Ruchu Obrońców Pokoju był Światowy Kongres Intelektualistów w Obronie Pokoju, który odbył się pod koniec sierpnia 1948 r. w auli Politechniki Wrocławskiej. Choć ruch był w oficjalnych założeniach ponadnarodowy, w rzeczywistości spotkanie stało się trybuną do ataków na „imperialistyczną” politykę USA, oraz „neofaszystów z Niemiec Zachodnich”. Już podczas wrocławskiego kongresu, na który przybyli przedstawiciele nauki i kultury z 46 państw, padły znamienne słowa:

Kajdany amerykańskich imperialistów mają zamienić świat w komisariat policyjny, a jego ludność w niewolników kapitału.
reklama

Przemówienie austriackiego pisarza Fischera wprost podkreślało, że nie ma walki o pokój bez walki z imperializmem. W tym duchu została podjęta również rezolucja wieńcząca kongres, w której możemy przeczytać:

Kulturze krajów europejskich, które wniosły ogromny wkład do światowego dorobku ludzkości, grozi niebezpieczeństwo utraty oblicza narodowego. […] Ludzie, którzy przyjęli metody faszyzmu, uprawiają w swoich krajach dyskryminację rasową, prześladują wybitnych przedstawicieli nauki i sztuki. […] Podnosimy głos w obronie pokoju, w obronie swobodnego rozwoju kulturalnego narodów, w obronie ich niepodległości narodowej, ich ścisłej współpracy i przyjaźni.

W potoku pięknych słów o obronie pokoju w istocie kryło się wojenne wyzwanie. Bojownicy walki o pokój ruszali na front, a kamera filmowa wraz z nimi.

Walka

„Ruchowi pokoju” najczęściej poświęcone były filmy krótkometrażowe, a także wydania Polskiej Kroniki Filmowej. Nie brakowało jednak również obszernych filmów pełnometrażowych, które z rozmachem relacjonowały inicjatywy entuzjastów walki z neofaszyzmem i imperializmem.

Modelowym wręcz przykładem jest tu film „W Berlinie złączyły się dłonie,” w reżyserii Jana Zelnika. Obraz ten jest relacją z III Światowego Zlotu Młodych Bojowników o Pokój, który odbył się w Berlinie w sierpniu 1951 roku. W produkcji Zelnika Berlin został ukazany jako „jedyne miasto, w którym łączą się dwa światy”. Główną oś filmu stanowią kontrasty między pokojowym i radosnym Berlinem Wschodnim oraz graniczącą z nim mroczną twierdzą neofaszystów – Berlinem Zachodnim. I tak, z jednej strony oglądamy kolorowe place pełne rozentuzjazmowanej młodzieży, aby za chwilę poprzez szybki zwrot kamery zostać przeniesionym na ziejące pustką, straszące ruinami ulice Berlina Zachodniego. Wizji towarzyszy komentarz, który dyktuje jedyną słuszną interpretację oglądanych obrazów.

==

==

Nieco dziwne wydawać się może tylko, że w relacji z – bądź co bądź – pokojowej imprezy, tak często przewijają się niewybredne wyrażenia o „psach Adenauera” czy o „zapiekłych oczach neofaszystów”, które śledzą z niepokojem każdy ruch młodych ludzi walczących w słusznej sprawie. Ba! Nie dość, że śledzą, to jeszcze sabotują ich działania. W dalszej części filmu sportretowana została bowiem grupka młodych uciekinierów z Republiki Federalnej Niemiec, która po powrocie z Festiwalu została w swoim kraju pobita i poddana prześladowaniom. Nie bez znaczenia pozostaje także zastosowana muzyka – gdy tylko oko kamery spogląda na place Berlina Zachodniego, radosne pieśni milkną, a ścieżka dźwiękowa przybiera złowrogi, ponury ton. Owe kontrasty wyraźnie zarysowują postać „wroga-neofaszysty”, w tym konkretnym przypadku Niemiec Zachodnich, które nie tylko nie potrafią docenić przedsięwzięcia swoich sąsiadów, ale jeszcze sabotują wysiłki prowadzące do „pokoju i pojednania”.

reklama

==

==

Podczas jednego z przemówień wieńczących berliński zjazd padają znamienne słowa: „Wasza walka jest naszą walką, wasz wróg jest naszym wrogiem” – zapowiedź ta doskonale oddaje wielki paradoks w działalności większości „pokojowych” entuzjastów, których zapewnienia o ładzie i bezpieczeństwie bardzo szybko zaczęły przybierać formę wojennej retoryki.

Co ciekawe, na berlińskim zjeździe można zauważyć również szczątkową grupkę Amerykanów. Biorąc pod uwagę fakt, że to właśnie USA obok RFN traktowane były jako prowodyr wojenny i bastion ciemiężycieli ludzkości, jest to ujęcie bardzo ciekawe, wyłamuje się ono bowiem z utartych, oczywistych schematów. W większości dokumentów z tego okresu zagrożenie, jakie stanowili dla światowego pokoju Amerykanie, przedstawiano w dwojaki sposób. Albo wykorzystywano temat wojny w Korei portretowano i – w wymiarze bardziej ogólnym – pokazywano Amerykanów jako destabilizatorów powszechnego pokoju; albo też skupiano się na bezpośrednim zagrożeniu dla bezpieczeństwa Polski, jakie miała stwarzać działalność amerykańskich dywersantów.

W przypadku konfliktu koreańskiego Amerykanom przypisywano w zasadzie wszystkie możliwe zbrodnie. Począwszy od nieustannego torpedowania próby porozumień pokojowych, poprzez zastosowanie broni bakteriologicznej, aż po wszelkiego rodzaju gwałty i tortury. Jeśli chodzi o wspomnianą broń biologiczną, Amerykanie mieli zwłaszcza zrzucać „odporną na mróz, zarażoną tyfusem, cholerą i dżumą muchę”. Zdjęcia z odcinków Polskiej Kroniki Filmowej poświęconych wojnie w Korei pełne są domniemanych ofiar tychże chorób. Jednocześnie dokumenty poświęcone temu konfliktowi, są nacechowane chyba najbardziej agresywną retoryką. Zwroty mówiące o hitlerowcach, faszyzmie czy zbrodniarzach wojennych są tutaj stosowane niemal bez przerwy. W samym tylko niespełna dwuminutowym odcinku Polskiej Kroniki Filmowej pod wymownym tytułem „Amerykański Oświęcim – Korea” pod adresem amerykańskich żołnierzy pada szereg niewybrednych epitetów. Mowa jest m.in. o „amerykańskich ludobójcach”, „zbrodniach nowych esesmanów”, „bestialstwach amerykańskiego imperializmu” i „selekcji dokonywanej według hitlerowskich wzorców”. Jak oświadcza lektor: „Biała kreska widoczna na zdjęciach oznacza »nie do publikacji«”, co miało świadczyć o wykorzystaniu tajnych zdjęć wykonanych przez oddziały amerykańskie.

reklama

Oczywiście przedstawiciele ruchu obrońców pokoju nie mogli pozostać obojętni na takie nieszczęścia. Dlatego też zaczęli organizować różnorakie akcje niosące pomoc uciskanym Koreańczykom. Jednym z najgłośniejszych chyba przedsięwzięć, które swój żywy oddźwięk znalazło zarówno w prasie, jak i w filmie, były zbiórki darów dla dzieci „walczącej Korei”. Wysyłane przez Polski Komitet Obrońców Pokoju trójosobowe delegacje, tzw. „trójki pokoju” krążyły po domach, zbierając wszystko, co mogło być potrzebne, m.in. różnorakie ubrania i zabawki. Z kadrów specjalnego odcinka Polskiej Kroniki Filmowej pt. „Dzieciom Bohaterskiej Korei” uśmiechają się twarze osób chętnie dzielących się swoim dobytkiem z małymi Koreańczykami.

==

==

Warto w tym miejscu przytoczyć dla porównania fragment wspomnień Jarosława Rymkiewicza – ongiś jednego z członków „trójki pokoju”, z których wyziera zgoła inny obraz ludzkich reakcji na tego typu przedsięwzięcia:

mogę przypomnieć zbiórkę używanych rzeczy na dzieci koreańskie, chodziliśmy po jakiś mieszkaniach, strychach, po biednych mieszkaniach robotniczych, bo ta Łódź była strasznie biedna w tamtych latach. To się łączyło z biedą, z brudem. I prośbą, i groźbą wyciągaliśmy od ludzi jakieś stare łachy, zużyte buty, podarte swetry. Oczywiście chodziliśmy w poczuciu misji dziejowej, w poczuciu, że zbierając te stare brudne rzeczy budujemy nowy, wspaniały świat. I spotykaliśmy się z otwartą nienawiścią. Patrzono na nas – nic nie mówiąc – ale wystarczyły te spojrzenia.
reklama

Cukierkowe obrazki Kroniki Filmowej nie miały więc nic wspólnego z rzeczywistością, w której ludzie sami ledwo wiązali koniec z końcem. Do myślenia daje też postawa młodych ludzi, którzy, jak sugeruje powyższy opis, byli tak przejęci samą ideą pomagania „uciskanym braciom”, że w sposób bynajmniej niepokojowy potrafili wyciągnąć dobytek od swoich sąsiadów.

Jak wspomniałam wcześniej, obok wojny w Korei filmy dokumentalne z tego okresu chętnie wskazywały także na zagrożenie, jakie stanowili Amerykanie dla bezpośredniego bezpieczeństwa w Polsce. Kroniki Filmowe z tego okresu wspominają m.in. o akcji „Moby Dick” polegającej na szpiegowskich lotach nad krajami bloku sowieckiego, podczas których amerykańskie samoloty miały zrzucać balony z ulotkami propagandowymi oraz z radiostacjami. Zasadnicze zagrożenie mieli stanowić jednak dywersanci zrzucani z samolotów na tereny Polski, Czechosłowacji i NRD. Odcinek Polskiej Kroniki Filmowej pt. „Oto Ameryka!” przedstawia bojowy rynsztunek dwóch dywersantów, którzy, jak informuje lektor, „zostali zrzuceni w województwie koszalińskim”. Wedle ukazanego obrazu, szpiedzy mieli być wyposażeni m.in. w trzy komplety przenośnych radiostacji, broń (choć pokazane rewolwery są produkcji niemieckiej), a także truciznę, którą mieli „spożyć w razie wpadunku”.

==

==

Z warstwy tekstowej kroniki wywnioskować można, że owi dywersanci są odpowiedzialni za śmierć Stefana Martyki. Zresztą, pomijając wspomniany już detal, jakim był niemiecki rewolwer, z którego Martyka miał zostać zastrzelony, kwestia samego zabójstwa jest niezmiernie ciekawa. Przed II wojną światową Stefan Martyka był niewyróżniającym się aktorem, natomiast po wojnie zasłynął, prowadząc w Polskim Radio audycję „Fala 49”, w której między innymi piętnował kraje „imperialistyczne”, a także uzasadniał procesy wytaczane byłym członkom Armii Krajowej. Właśnie to ostatnie sprowadziło na niego śmierć. Martykę zabili członkowie podziemnej organizacji „Kraj”, jednak władze komunistyczne postanowiły wykorzystać zabójstwo propagandowo. Szybko ustalono, że zabójcy mieli kontakty z Ośrodkiem Informacyjnym Ambasady USA, co podkreślano w antyamerykańskiej propagandzie tego okresu. Znana propagandzistka tego okresu Wanda Odolska pisała w „Trybunie Ludu”:

reklama
Zastrzelili Stefana Martykę. Udało się. Udało się dlatego, że my wszyscy od sześciu lat przywykliśmy żyć w klimacie praworządności, bezpieczeństwa i spokoju. [...] Napad był ordynarnym zamachem bandyckim. Głos Stefana Martyki na radiowej „Fali 49” niósł daleko w eter prawdę. Twardo i ostro Stefan Martyka wypowiadał każde słowo, w które wierzył. Słowa oburzenia o trupach koreańskich dzieci, o nieszczęsnym Murzynie Mac Ghee, słowa gniewu, gdy wymieniał z imienia i nazwiska morderców gestapowskich, przywracanych do łask i zapraszanych do sztabów anglo-amerykańskich.

Jak widać, starano się wykorzystać wszystkie możliwe środki, aby wyczulić opinię publiczną na to, że imperializm amerykański jest zdolny do najgorszych zbrodni, w tym do morderstwa Bogu ducha winnego człowieka. „Siewcy zamętu” i „wichrzyciele pokoju” znajdowali się ciągle niebezpiecznie blisko, stąd niemal każda produkcja z tego okresu kończy się ostrzeżeniem kierowanym bądź to w stronę burzycieli powszechnego pokoju, bądź to w stronę obywateli. Włącznie z tym najsłynniejszym: „Bądźcie czujni!”.

Omówione przykłady stanowią jedynie niewielki fragment z całego ogółu filmów, w których występują wątki związane z ruchem obrońców pokoju. Aby pogłębić przedstawiony obraz, należałoby sięgnąć do prasy, dzienników czy pamiętników, jednakże niezwykle sugestywne przekazy filmowe w najbardziej jaskrawy chyba sposób uwypuklają wielką nienawiść żywioną przez reżim komunistyczny do krajów zachodnich, a ukrytą za fasadą haseł walki o pokój. Nośne slogany o walce z wrogiem i nieustannej czujności ewidentnie nie służyły odprężeniu i ociepleniu wrogiej atmosfery pomiędzy dwoma blokami państw. Przeciwnie, jeszcze bardziej ją zaostrzały. Tym samym hasło „walki o pokój” zostało wplecione w propagandę zimnowojenną, a tytułowy pokój miast łączyć, w gruncie rzeczy jeszcze bardziej podzielił zwaśnione strony.

Zobacz też:

Bibliografia

Opracowania:

  • Bolesław Bierut, O upowszechnienie kultury, „Twórczość”, z. 5, r. 1952.
  • Anna Bikont, Wojowniczy głos w sprawie pokoju, „Magazyn”, nr 39/1998 (dodatek do „Gazety Wyborczej”, nr 225/1998).
  • Jadwiga Bocheńska, Film dokumentalny [w:] Historia filmu polskiego, t. 3, 1939–1956, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1974.
  • Marek Haltof, Kino polskie, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2002.
  • Jolanta Lemman-Zajiček, Kino i polityka. Film dokumentalny 1945–1949, Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa, Telewizyjna i Teatralna, Łódź 2003.
  • Piotr Lipiński, Nietoperz cicho śmignął, „Magazyn”, nr 1/1996 (dodatek do Gazety Wyborczej, nr 4/1996).
  • Alina Madej, Zjazd filmowy w Wiśle, czyli dla każdego coś przykrego, „Kwartalnik filmowy”, nr 18, r. 1997.
  • Joanna Preizner, PRL w obiektywie studentów łódzkiej filmówki w latach 1946–1960, Wydawnictwo Rabid, Kraków 2007.
  • Jacek Ślusarczyk, Ruch obrońców pokoju w latach 1948–1989. Kompendium, Instytut Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, Warszawa 1996.
  • Jerzy Trznadel, Hańba domowa, Instytut Literacki, Paryż 1986.
  • W obronie pokoju. Dokumenty i Materiały, „Biblioteka Zbioru Dokumentów”, t. 2, Polski Instytut Spraw Międzynarodowych, Warszawa 1953.
  • Edward Zajiček, Poza ekranem. Polska kinematografia w latach 1896–2005, Stowarzyszenie Filmowców Polskich, Studio Filmowe Montevideo, Warszawa 2009.

Redakcja: Michał Przeperski

reklama
Komentarze
o autorze
Gabriela Nastałek-Żygadło
Magister historii, absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego i doktorantka w Instytucie Historycznym UWr. Interesuje się historią Polski po 1945 r. ze szczególnym uwzględnieniem historii filmu oraz kabaretu polskiego.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone