Tylko nie drugi Cybulski, czyli kilka słów o Danielu Olbrychskim
Zobacz też: Historia po mojemu: Daniel Olbrychski
Od wielu lat jest jednym z najbardziej rozpoznawanych polskich aktorów. Daniel Olbrychski urodził się 27 lutego 1945 roku, w czasie, kiedy jego rodzice – Franciszek Olbrychski i Klementyna Sołonowicz-Olbrychska – uciekali z Warszawy do Łodzi. Dzieciństwo spędził w Drohiczynie, gdzie mama przyszłego aktora prowadziła teatr licealny. Jak sam wspominał: „Pamiętam, że do epizodów angażowała bardzo niezdolnego aktorsko przewodniczącego szkolnego koła ZMP, który pisał donosy nauczycieli i wsadzał ich za kratki”.
A kiedy sam postanowił zostać aktorem? Ponoć w czasie, kiedy Klementyna Olbrychska pracowała nad inscenizacją „Niemców” Leona Kruczkowskiego. Danielowi (który wówczas miało siedem czy osiem lat) zależało, aby zagrać profesora Sonnenbrucha. Wymarzona rola trafiła do gimnazjalisty, ale ta sytuacja uświadomiła młodemu Olbrychskiemu, jak bardzo chce zostać aktorem. Ostatecznie zadebiutował na scenie w jednoaktówce, w której wcielił się w postać „biednego, angielskiego dziecka, które w strasznych realiach dziewiętnastowiecznego kapitalizmu musiało pracować na chleb”.
„Ty nigdy nie będziesz aktorem!”
Kiedy u Klementyny wykryto poważną chorobę serca, kobieta zdecydowała się przenieść wraz synami do Warszawy, gdzie przebywał jej mąż. To tam młody Olbrychski poznał świat prawdziwego teatru. Często chodził na przedstawienia – szczególnie spodobała mu się gra Łomnickiego w „Kordianie”. Sam brał udział w uczniowskich inscenizacjach. Jego matka wspominała:
Sam przygotował się do roli Kościuszki w szkolnym przedstawieniu. Zagrał ją i poniósł klęskę. Przerabiał wszystko, co było na próbach, wprowadził sporo własnych pomysłów, a zrozpaczona nauczycielka krzyknęła: „Ty nigdy nie będziesz aktorem!” Bardzo to przeżył.
Będąc w liceum, Olbrychski wziął udział w konkursie recytatorskim. Choć nic nie wygrał, potencjał w młodym chłopaku dostrzegł jeden jurorów – dziennikarz Józef Małgorzewski. To on zaprosił przyszłego Kmicica do kółka recytatorskiego Miłośników Starej Warszawy. W 1959 roku – tym samym, w którym „Popiół i diament” święcił triumfy na festiwalu w Wenecji – Olbrychski wziął udział w naborze do telewizyjnego Młodzieżowego Studia Telewizyjnego. Konkurs organizowany był przez Andrzeja Konica, a oprócz Olbrychskiego wybrani zostali m.in. Magdalena Zawadzka, Jan Englert i Marek Perepeczko.
Występy w Młodzieżowym Studiu Telewizyjnym sprawiły, że Olbrychski stał się rozpoznawalny, jeszcze zanim zaczął studia aktorskie. I choć krążyły plotki, że komisja egzaminacyjna nie lubi takich, co już grali w filmie czy teatrze, Daniel bez problemu dostał się do Warszawskiej Szkoły Teatralnej. Dyplom magistra otrzymał jednak dopiero w 2010 roku.
Los na artystycznej loterii
Już na pierwszym roku studiów Olbrychski zadebiutował w filmie – „Rannym w lesie” Janusza Nasfetera. Była to adaptacja wydanej w 1960 roku powieści Witolda Zalewskiego pt. „Ballada partyzancka”. Olbrychski wcielił się w rolę kaprala „Korala”, członka oddziału partyzanckiego, który stara się do końca wykonać powierzone mu zadanie. Podobnie jak w szkole, kiedy grał Kościuszkę, tak i na planie filmowym starał się wprowadzić dużo własnych pomysłów – a takie zachowanie prowadziło do konfliktów z reżyserem. Ponadto aktor wciąż uważał, że źle gra. Kiedy pierwszy raz zobaczył siebie na ekranie, uznał, że jego występ jest koszmarny. Jego kolega z planu, Stefan Friedman, wspominał:
Daniel był zielony i zamknięty w sobie. Wymyślił sobie, że jest zlepkiem Jamesa Deana i Zbyszka Cybulskiego. Odwracał się nagle, mówił do siebie, kłócił ze sobą. Typowy introwertyk – zamiast wyrzucać z siebie stany duszy i umysłu, on to wszystko do siebie, do siebie…
„Ranny w lesie” przeszedł bez większego echa, ale Olbrychski przyznał się później, że jedna recenzja szczególnie go zdenerwowała. Chodziło o tekst, w którym Aleksander Jackiewicz porównał kreację „Korala” do św. Sebastiana. Jak tłumaczył aktor: „Nie chciałem być świętym, tylko twardym, odważnym facetem. Prawdziwym mężczyzną!”.
Jednak prawdziwą szansą okazała się rola w „Popiołach” w reżyserii Andrzeja Wajdy. Reżyserowi zależało, aby w filmie wystąpili aktorzy młodzi. Aby znaleźć odpowiednich kandydatów, reżyser udał się do Szkoły Teatralnej i tam przypatrywał się studentom podczas zajęć. W jednym z wywiadów Olbrychski wyznał:
Spotkanie z Wajdą to była szansa, wygrany los na artystycznej loterii. Mając zaledwie osiemnaście lat znalazłem się w towarzystwie wybitnych twórców, ciekawych osobistości, stałem się kolegą tych ludzi, ich partnerem, mieszkałem z nimi, słuchałem ich rozmów, sam – onieśmielony – zabierałem głos. Byli moimi przyjaciółmi i moimi profesorami; lojalnymi przyjaciółmi i wymagającymi profesorami.
Polecamy e-book Agaty Łysakowskiej – „Damy wielkiego ekranu: Gwiazdy Hollywood od Audrey Hepburn do Elizabeth Taylor”:
„Popioły” okazały się przepustką do kariery – i to nie tylko w Polsce. W 1966 roku film prezentowano na Festiwalu w Cannes. Młodym Olbrychskim zainteresowała się amerykańska wytwórnia 20th Century Fox. Jednak mimo namów Beaty Tyszkiewicz i Andrzeja Wajdy, aktor zrezygnował z umowy z międzynarodową wytwórnią. Bardziej niż kariera zagraniczna Olbrychskiego kusił powrót do Polski i gra w trzech filmach: „Małżeństwie z rozsądku”, „Bokserze” i „Jowicie”.
W butach Cybulskiego
Daniel Olbrychski debiutował w czasach, kiedy jeszcze mocno świeciła gwiazda Zbigniewa Cybulskiego. Środowisko bardzo szybko zaczęło porównywać obydwóch aktorów wieszcząc, iż odtwórca roli „Korala” zostanie następcą aktora z „Popiołu i diamentu”. Kiedy Olbrychski pracował przy „Popiołach”, na ekrany wchodził właśnie film „Giuseppe w Warszawie”. Po seansie Wajda wysłał Cybulskiemu depeszę o następującej treści:
Film powinien się nazywać „Cybulski w Warszawie”. Pozdrawiamy z podziwem i miłością – Beata, Andrzej i w dalekiej przyszłości Twój następca, Daniel.
Olbrychski i Cybulski spotkali się na planie w 1967 roku, kiedy zagrali wspólnie w „Jowicie” Janusza Morgensterna. Cybulskiemu przypadła rola trenera głównego bohatera, natomiast Olbrychski wcielił się w rolę sławnego architekta i lekkoatlety. Morgenstern wspominał, iż początkowo Cybulski czuł żal, że to nie on będzie odtwórcą głównej. Mimo zepchnięcia na dalszy plan zagrał bardzo dobrze. Był to jego ostatni film.
Podczas gdy gwiazda Olbrychskiego świeciła coraz bardziej, gasła gwiazda Cybulskiego. Ponoć podczas jednego ze spotkań aktorów do stołu podszedł mocno pijany pan i zwrócił się do przyszłego Kmicica: „Z tobą się chętnie napiję, bo z tym w okularach już pić nie warto”. Jednak mimo to aktorzy pozostawali w przyjacielskich stosunkach.
Hołdem dla Cybulskiego po jego tragicznej śmierci i próbą zatrzymania pamięci o nim był film „Wszystko na sprzedaż” Andrzeja Wajdy. Jedną z kluczowych postaci obrazu jest młody aktor, Daniel, którego wszyscy uważają za następcę zmarłego artysty. W jednej z ostatnich scen filmu Olbrychski wypowiada kluczowe zdanie, które było odpowiedzią dla wszystkich, którzy nazywali go drugim Cybulskim: „On [reżyser Andrzej – bohater filmu] szuka takiego samego aktora. A ja nie chcę być taki sam”.
„Wszystko na sprzedaż” to także pożegnanie aktora z lekkoatletyką. Jeszcze przed studiami Olbrychski trenował biegi, a jego instruktor – wiedząc, że oprócz bycia aktorem chłopak chciałby również zostać mistrzem olimpijskim – wciąż mu powtarzał: „Jesteś głupcem, żadnym aktorem w życiu nie będziesz, a biegać na światowym poziomie byś mógł…”. I choć Olbrychski wybrał aktorstwo, to we „Wszystko na sprzedaż” jego bohater próbuje wrócić do wyczynowego sportu. Trener jednak uświadamia mu, że na to jest już za późno.
„I ty będziesz u mnie Azja”
Agnieszka Osiecka opowiadała o aktorze:
Daniel należy do niewielkiej grupy ludzi, którzy gdyby mieli czapkę-niewidkę, nie chcieliby zrobić z niej użytku. W młodości odczuwał bardzo silną potrzebę występowania. Dobrze, że został aktorem… Występował non-stop, w dzień i w nocy. Na przyjęciach siłował się na rękę, chodził po rynnach, be przerwy się pojedynkował…
To siłowanie, o którym wspominała poetka, okazało się pociągać za sobą nieoczekiwane konsekwencje. Aktor najczęściej siłował się w łódzkim Spatifie i według jego opowiadań wyglądało to tak:
Kiedy nie mieliśmy już za co pić, Wojtek [Frykowski] wybierał największego drągala na sali, po którym było widać, że ma pieniądze, podchodził do niego i mówił, wskazując na mnie:
– Spróbuj się koleś, na rękę z tym dzieckiem. O pół litra.
Próbowali, przegrywali… Ale wtedy mało kto jeszcze znał mnie i moją umiejętność siłowania się na rękę.
Pewnego dnia jego przeciwnikiem był nie kto inny, tylko sam Jerzy Hoffman. To właśnie po tej rozgrywce (wygranej najprawdopodobniej przez Hoffmana) reżyser zaproponował Olbrychskiemu rolę w „Panu Wołodyjowskim”. Przy późniejszych rozmowach wyznał, że planuje również realizację „Potopu”, ale najpierw nakręci „Pana Wołodyjowskiego”, ponieważ w takiej kolejności czytał te książki na Syberii.
Mimo tego, iż poza planem panowie świetnie się rozumieli, w trakcie produkcji filmu znów dochodziło do nieporozumień na linii aktor-reżyser. Olbrychski marzył, że zagra Azję bardzo nerwowo, z kolei Hoffman chciał, by postać ta była bardziej wyważona – musiał więc studzić zapędy aktora na planie. Dodatkowo, reżyser przed każdym ujęciem musiał przypominać aktorowi, że musi mrużyć oczy, żeby wyglądać bardziej azjatycko. Kręcenie jednej z najsłynniejszych scen z „Pana Wołodyjowskiego” Jerzy Hoffman wspominał w następujący sposób:
Wbijaliśmy Daniela na pal. Musiał siedzieć na płaskim siodełku rowerowym, co na dłuższą metę wcale nie było wygodne. Ponieważ był to okres naszych nieporozumień, nie mogłem odmówić sobie odrobiny sadyzmu. Olbrychski siedzi na siodełku, a ja każę wygasić światła i zarządzam przerwę reklamową. Nikt, z Danielem włącznie, nie pisnął ani słowa.
Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!
W gruncie rzeczy jednak Hoffman musiał być zadowolony z Olbrychskiego – w przeciwnym razie trudno sobie wyobrazić, aby powierzył mu rolę w „Potopie”. Wprawdzie aktor podczas rozmowy z reżyserem wyraził wątpliwości, czy powinien przyjąć rolę Kmicica – Hoffman jednak nie chciał słyszeć o nikim innym. Wiara reżysera w całe przedsięwzięcie nie przekonała Polaków. Kiedy ogłoszono, że Andrzeja Kmicica zagra Daniel Olbrychski, rozgorzała ogólnopolska dyskusja na temat postępowania Hoffmana. Dlaczego aktor, który zagrał Azję w „Panu Wołodyjowskim”, ma czelność teraz wcielić się w rolę Kmicica? Przecież jest w Polsce tylu innych zdolnych aktorów! Dochodziło nawet do tego, że przechodnie byli agresywni w stosunku do Olbrychskiego. Na zwolenników decyzji Hoffmana oraz jego przeciwników podzieliło się także środowisko krytyków filmowych. Wajda, którego aktor poprosił o opinię, polecił odpuścić.
Olbrychski odbył również telefoniczną rozmowę z Kirkiem Dauglasem, który namawiał go do przyjęcia roli w amerykańskim filmie. Kiedy polski aktor opowiedział mu o problemach w Polsce, Douglas podsumował rozmowę:
Kochany, żyjesz w jakimś niebywale pięknym kraju dla aktora. Kiedy ja, jeden z kilku bardzo znanych aktorów w Hollywood gram w filmie pierwszym, drugim, trzecim, to napiszą w prasie „Douglas był dobry” albo „Douglas był zły” (…) Ale żeby przed zagraniem jakiejkolwiek roli całe społeczeństwo dyskutowało, czy mam grać, czy nie, no to takiego zaszczytu – tak, zaszczytu – jeszcze nigdy nie dostąpiłem.
Olbrychski nie odrzucił roli, a późniejsze recenzje tylko potwierdziły słuszność tej decyzji. Dziennikarz czasopisma „Kino” tłumaczył:
Do Olbrychskiego jako Kmicica trzeba się przyzwyczaić. To znaczy: pierwsza scena może budzić niepokój, czy rzeczywiście tak wyglądał i zachowywał się młody chorąży orszański, ale zaraz potem akceptujemy kreację Olbrychskiego, wierząc sugestii jego postaci, nawet radzi, że w ten właśnie sposób ożywił młodego rycerza.
W 1975 roku „Potop” zdobył nominację do Oscara, a dla Olbrychskiego była to pierwsza (ale nie ostatnia) wizyta na oscarowej gali. Aktor opowiadał potem: „Uroczystość wręczenia Oscarów to nie targowisko próżności, jak chcą niektórzy. Przeciwnie – doskonale zorganizowane, podniosłe święto czegoś, co wszyscy kochamy: kina”.
Zobacz też
Aktor niepokorny
Mimo coraz większego doświadczenia w pracy na planie, Olbrychski wciąż pozostawał ogromnym indywidualistą, na którego pracujący z nim reżyserzy musieli znaleźć sposób. Andrzej Wajda wspominał, że aktor niechętnie podchodził do propozycji zagrania w „Ziemi obiecanej”. Argument, którym reżyser przekonał Olbrychskiego, brzmiał: „Gdyby Borowiecki urodził się w XVII wieku, to pewnie byłby podobnym zabijaką jak Kmicic”. Z resztą, aktor preferował postacie żywe, energiczne – i w taki sposób chciał grać. Podobno, kiedy przyjeżdżał na plan „Wesela”, zamęczał ekipę filmową opowieściami o realizacji „Potopu” (przy obu obrazach Olbrychski pracował w 1972 roku). Miał także ogromne opory, aby przyjąć rolę w „Krajobrazie po bitwie”, ponieważ nie wydawała mu się wystarczająco ciekawa. A jednak na ekranie widać jego zaangażowanie w każdą ról – Kmicica czy Azji, Daniela ze „Wszystko na sprzedaż” czy Wiktora z „Panien z Wilka”. Sam aktor w wywiadzie z 1970 roku powiedział:
Trudno byłoby mi zagrać człowieka o cechach, których nie potrafiłbym odnaleźć w sobie. Może zabrzmi to patetycznie, ale wydaje mi się, że najważniejszym zadaniem artysty jest obrona ludzkiej godności. Konsekwentnie więc staram się występować w rolach, które stwarzają mi te szansę.
Czy Daniel Olbrychski wciąż pozostaje wierny tej zasadzie? To już muszą ocenić widzowie.
Bibliografia:
- Ledóchowski Aleksander, „Potop” Jerzego Hoffmana, „Kino” 1974, nr 2, s. 2-9.
- Lubelski Tadeusz, Historia kina polskiego. Twórcy, filmy, konteksty, wyd. Videograf II, Katowice 2009.
- Markowski Andrzej, Spotkanie z reżyserem, nowe role, kariera – rozmowa z Danielem Olbrychskim, „Kino” 1970, nr 3, s. 12-17;.
- Olbrychski Daniel, Anioły wokół głowy, Polska Oficyna Wydawnicza „BGW”, Warszawa 1992.
- Wajda Andrzej, Kino i reszta świata, wyd. Znak, Kraków 2013.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz
Kupuj świetne e-booki historyczne i wspieraj ulubiony portal!
Regularnie do sklepu Histmaga trafiają nowe, ciekawe e-booki. Dochód z ich sprzedaży wspiera działalność pierwszego polskiego portalu historycznego. Po to, by zawsze był ktoś, kto mówi, jak było!
Sprawdź dostępne tytuły pod adresem: https://sklep.histmag.org/