„The Spy” – recenzja i ocena serialu
„The Spy” – recenzja i ocena serialu
Księgowy z supermarketu jako izraelski superszpieg [uwaga: spoilery]
Fabuła serialu „The Spy” koncentruje się na historii Eli Cohena, izraelskiego szpiega, wysłanego przez Mosad do Syrii z misją pozyskiwania informacji na temat działań tamtejszego rządu. Akcja dzieje się w latach 60., okresie ciągłych napięć między Izraelem a państwami ościennymi, zwłaszcza Syrią. To właśnie tam działał legendarny, izraelski szpieg, którego historię opowiada „The Spy”.
Eli Cohen urodził się w egipskiej Aleksandrii, w rodzinie żydowskich Syryjczyków. Jego pochodzenie miało kluczowe znaczenie dla przyszłej kariery zawodowej. W latach 50. przedostał się do Izraela. Zanim jednak Mosad wysłał go do Syrii, Cohen wiódł normalne, ustatkowane życie. Pobrał się z Nadią Majald i pracował w Tel Awiwie jako zastępca księgowego w supermarkecie. Jego zaangażowanie w działalność syjonistyczną, jeszcze w czasach, gdy mieszkał w Egipcie, a także dobra znajomość języka arabskiego i arabska aparycja, zapewne umieściły go w kręgu zainteresowania izraelskich służb, jako potencjalnego kandydata do pracy w charakterze agenta. Po rekrutacji i szkoleniu (które przez pewien czas łączył z pracą w sklepie), Cohen otrzymał nową, fałszywą tożsamość. Pod tzw. legendą argentyńskiego przedsiębiorcy syryjskiego pochodzenia, miał w Buenos Aires, nawiązać kontakty z przedstawicielami partii Baas. Prowadząc wystawne życie, przekonuje do siebie Syryjczyków, którzy umożliwiają mu powrót do rzekomej ojczyzny. Tak Eli Cohen trafia do Syrii jako Kamal Amin Taabet, bogaty przedsiębiorca, który dorobił się majątku na handlu tekstyliami w Argentynie. Resztę historii głównego bohatera poznacie w serialu.
Borat szpiegiem?!
W rolę Eli Cohena wciela się Sacha Baron… Cohen. Choć nie mniej niż zbieżność nazwisk powinien dziwić dotychczasowy dorobek brytyjskiego aktora. Swoją popularność artysta zbudował zwłaszcza dzięki rolom komediowym (m.in. Borat, Admirał Generał Aladeen, czy Ali G). Patrząc na konwencję serialu wybór odtwórcy głównej roli był co najmniej… kontrowersyjny, jednak po premierze nie budził już żadnych wątpliwości – to doskonała kreacja.
Sacha Baron Cohen jako mąż, izraelski patriota, ale także agent podający się za bogatego biznesmena jest niezwykle przekonujący. W zależności od sytuacji, w której się znajdzie widzowi towarzyszy pełen wachlarz emocji. Strach, niepewność, tęsknota pokazane są jako prawdziwe uczucia, z którymi musi się mierzyć. Równolegle, przed syryjskimi „przyjaciółmi”, buduje alternatywną tożsamość, powściągliwego i nieprzeniknionego przedsiębiorcy, który waży słowa i wydaje się być bezustannie czujny i pełen niepokoju. To rola godna nagrody Emmy!
Pozostali aktorzy też trzymają poziom. Na uwagę zasługuje przekonująca Hadar Ratzon Rotem jako Nadia Cohen, a także Nassim Si Ahmed, grający lekkodusznego, naiwnego bratanka dowódcy syryjskiej armii. Na uwagę zasługuje także Alexander Siddig, który grając Ahmada Suwajdaniego, może wzbudzić przerażenie. Nie oszukujmy się jednak, „The Spy” to popis jednego aktora, a całą pulę zgarnął tu Sacha Baron Cohen.
„The Spy” – okiem kinomana
Zachwycająca gra aktorska i świetny scenariusz, który napisało życie to jeszcze nie gwarancja sukcesu. Jak serial wypada pod względem zdjęć, udźwiękowienia i scenografii?
Pierwszą rzeczą, którą trzeba pochwalić jest scenografia. Przypomnę, że akcja dzieje się w latach 60. i to na terenie trzech różnych państw. Przedstawienie tak różnych realiów z pewnością było dla twórców dużym wyzwaniem, któremu bezproblemowo sprostali. Niezależnie czy mowa o kolonialnych kamienicach i parkach w Buenos Aires, dyplomatycznej dzielnicy Damaszku, czy ulicy w Tel Awiwie – wszystko wygląda świetnie. Chapeau bas także za doskonałą charakteryzację bohaterów. Ich stroje dobrze oddają realia epoki, a rekwizyty dobrano z największą uwagą. Wszystko razem tworzy to, co widz potocznie nazywa „klimatem”.
Na słowa uznania zasługują także zdjęcia. Choć ujęcia są dość długie, to budują niezwykłe napięcie. W centrum zawsze znajduje się bohater, na którym uwaga mimowolnie musi się koncentrować. Nawet jeśli na pierwszym planie pojawia się więcej osób lub dodatkowe przedmioty, to widz z pewnością będzie wnikliwym obserwatorem postaci, na której aktualnie skupia się akcja.
Dobrze, że kolorystyka została jedynie delikatnie wytłumiona. Barwy nie są zbyt zimne jak np. w „Ozark” ani też zbyt ciepłe. Warto podkreślić także ciekawą grę świateł. Mroczne wnętrza, przez które do pomieszczeń wpada strumień światła, nadają obrazowi ciężkości. Dobrze kontrastują z ujęciami plenerowymi, z przepełnionego słońcem Bliskiego Wschodu. Ogromne wrażenie robi metafora z ćmą uderzającą o lampę, w czołówce i jednej ze scen zamykających serial. Całość tworzy klimat tajemniczości, niepewności, co doskonale koresponduje ze scenariuszem.
O udźwiękowieniu można powiedzieć tyle, że jest. Muzyka nie zapada w pamięć, ale też nie drażni, dobrze komponuje się z akcją. Dialogi słychać dobrze, nie mam większych zastrzeżeń.
„The Spy” – redefinicja kina szpiegowskiego?
„The Spy” to świeże spojrzenie na kino szpiegowskie. Dalekie od przerysowanej wizji z Jamesa Bonda, czy pogmatwanej miejscami sensacji z „Homeland”. Filmowy Cohen to prawdziwy szpieg, który musi mierzyć się z dylematami moralnymi, szacować ryzyko, a przede wszystkim wygrać walkę ze swoją samotnością. Chciałbym napisać, że twórcom udało się wymknąć konwencjom klasyki gatunku, jednak i tu widoczny jest sztampowy podział na dobro i zło, zabrakło niestety szarości, a tak pewnie byłoby ciekawiej. Ofiary są po obu stronach konfliktu i dobrze, gdyby twórcy o tym nie zapominali.
Pomijając pewną fabularną tendencyjność, „The Spy” zachwyca niemal na każdym poziomie, to miniserial kompletny, który spełni oczekiwania nawet bardzo wymagającego widza. Polecam!