Szymborska i Filipowicz

opublikowano: 2020-11-12, 14:13
wszelkie prawa zastrzeżone
Wisława Szymborska poznała Kornela Filipowicza tuż po wojnie. „Byliśmy końmi, które cwałują obok siebie” – tak po latach wspominała poetka swój związek z Filipowiczem. Jakie relacje ich połączyły?
reklama

Pierwszy raz zobaczyła go w 1946 albo 1947 roku w stołówce Domu Literatów na Krupniczej. Siwiejący blondyn, opalony, w niebieskich wypłowiałych spodniach, bluzie w takim cudownym żółtym rozbielonym kolorze – opowiadała Wisława Szymborska Annie Bikont i Joannie Szczęsnej. „Pomyślałam: «Boże, jaki piękny mężczyzna». Ale to nie miało wtedy żadnych konsekwencji. Przez całe lata patrzyliśmy na siebie z daleka. Myślę, że dopóki byłam w partii, nic między nami nie było możliwe” (Szymborska wystąpiła z partii w 1966 roku, solidaryzując się z Leszkiem Kołakowskim). Nie mówiła wiele o tamtym czasie: „Należałam do pokolenia, które wierzyło. Ja uwierzyłam. Wypełniałam swoje «wierszowane zadania» z przekonaniem, że robię dobrze. Jest to najgorsze doświadczenie w moim życiu”. A w innym wywiadzie przyznała: „Byliśmy głupi, naiwni, politycznie niewyrobieni i bez zastrzeżeń wierzyliśmy w to, co mówili nam starsi towarzysze”. Nie dało się uciec od tamtego doświadczenia, od pierwszych wierszy socrealistycznych – wypominano jej to przy wielu okazjach.

Fragment pomnika Wisławy Szymborskiej w Kórniku (fot. Rafał M. Socha (Azymut); CC BY-SA 4.0)

W czasie wojny obracała się w kołach lewicujących pisarzy, a po wojnie trafiła do Koła Młodych Związku Literatów. To był wpływ Adama Włodka, jej przyszłego męża. Mieszkali na ul. Krupniczej 22 w słynnym Domu Literatów, gdzie skupiało się życie literackie powojennego Krakowa. Zagrzybione mieszkania, wspólne łazienki na korytarzach i słynna stołówka, gdzie królował nieśmiertelny kotlet mielony z buraczkami i kompot ze śliwek. O wiele ciekawsze menu literackie ułożyli tam pewnego dnia profesorowie: Kazimierz Wyka i Tadeusz Kwiatkowski.

Zupy: bulion ważykowy – rosół z jastruna – czerwona polewka – zupa posanacyjna. / Dania: miłosz litewski – fijasy kraszone – pigoń w sosie – piechal faszerowany – kuryluczki z nadzieniem – kott po francusku – przybosie z wody – lau w tomacie. / Desery: dygaciki waniliowe – brezy w śmietanie – krem wazelinowy – kisiel katolicki. Jarzyny: zechenter głowiasty – purée ze skamandra – ożóg do gryzienia. / Trunki: cherry brandys – kordiał zawieyski – kordiał wielowieyski – kordiał starowieyski – jęczalik wyborowy / Wina: morstin wytrawny – szuman reński. Sery: roquefort buczkowski – elementaler literacki. / Ponadto: ochenduszko.

U Szymborskiej i Włodka ludzie przesiadywali dniami i nocami nawet przy herbacie, aż młodzi zaczęli w końcu wyznaczać specjalne godziny „żurfiksów”. Kiedy rozstali się w 1954 roku, Wisława została na Krupniczej sama. Wyprowadziła się dopiero w 1964 roku. Wiele lat później życie literackie Krupniczej przyśniło się Filipowiczowi: „Śniło mi się, że odbywało się jakieś bardzo tłumne zebranie na Krupniczej i już nie było wolnych miejsc, i ja Ci siedziałem na kolanach, co widząc Jerzy Bober przyniósł mi jakieś krzesło, ale ja się nie przesiadłem, i wszyscy patrzyli z uśmieszkami” (1971).

reklama

Przez te lata, kiedy bliżej się nie znali, czasem się kontaktowali, bo Szymborska prowadziła w „Życiu Literackim” dział poezji. I Tadeusz Różewicz prosił na przykład, żeby Kornel czegoś tam się dowiedział u Szymborskiej w sprawie jego wierszy. W końcu, w 1966 roku, Władysław Machejek, partyjny i znienawidzony szef „Życia Literackiego”, wyrzucił ją z redakcji, bo wystąpiła z partii, ale nadal miała pisać felietony. Tak zaczęły się jej „Lektury nadobowiązkowe” – felietony o książkach z dolnej półki, takich zwykle nierecenzowanych: poradnikach, opracowaniach popularnonaukowych czy przyrodniczych. Szymborska mogła przestać czytać literacką pocztę, czyli wiersze nadsyłane do redakcji, które w większości do niczego się nie nadawały. Anonimowo odpisywała jako „poczta literacka”: „Wiersz na razie nieaktualny. Jeszcze ciągle piszemy: strzelec, mrówka, wziąłem. Jeśli w ortografii zajdą jakieś korzystne dla Pana zmiany, nie omieszkamy zawiadomić o tym osobnym listem”. Bywała złośliwa: „Sądził Pan, że lamus i Camus rymują się znakomicie, tymczasem powstał wiersz biały”.

Z wieloma poetami korespondowała, na początku tylko w sprawie wierszy do rubryki, potem taka wymiana listów zamieniła się, choćby z Herbertem, w bliską znajomość. Ich listy są pełne żartów i flirtu. „Wisło śnię, marzę i wspominam. Jak tylko przyjadę, to pojedziemy razem do Koluszek”. Bardzo uważnie czytają swoje książki – Herbert był zachwycony tomem Sól, który nazywa najlepszym tomem wierszy, jaki powstał po wojnie. „Wykupuję Sól jak na wojnę i posyłam przyjaciołom na Wschodzie i Zachodzie, żeby wiedzieli, jak się pisze” (1962). Szymborska z wielkim entuzjazmem pisze o Barbarzyńscy w ogrodzie Herberta, książce, która jej zdaniem ma tylko jedną wadę – kończy się za szybko. Herbert wpisuje jej dedykację na tomie Studium przedmiotu: „Mojej nocy gwiaździstej” (1961).

W Domu Literatów Kornel bywał u różnych znajomych. „Pierwsze moje mieszkanie na Krupniczej. Kornel wkręcał mi żarówkę i mówił – «to nie literatura, tu trzeba myśleć»” – opowiada Ewa Lipska. Z Wisławą spotykali się przelotem na zebraniach Związku Literatów. Tak się mijali i mijali, aż się zauważyli. Na zjeździe literatów, jak wspominała Urszula Kozioł, złapał ją Kornel i zapytał, co sądzi o tej Szymborskiej. I zobaczyła w jego oczach, że jest zakochany i aż promienieje. Pierwsze listy z Wisławą wymieniają w 1966 roku. „Ma Pani w Pradze wielu wielbicieli” – pisze do niej na pocztówce. Na zdjęciu z Paryża Wisława siedzi z Przybosiem, Brzękowskim i Herbertem jak gwiazda hollywoodzka – wielu pisarzy wspominało, że robiła duże wrażenie.

reklama
Mural na placu Kolegiackim w Poznaniu (fot. MOs810; CC BY-SA 4.0)

Ich listy zamieniają się szybko w zabawę. Już w 1967 roku Kornel wysyła jej żart rysunkowy – para w łóżku, dom wczasowy Szarotka, po wspólnej nocy palą, mężczyzna pyta: „Czy przyjdzie pani na wieczorek zapoznawczy?”. Pierwsza schadzka musiała być już za nimi. I kartka „z Warszawy, od kogoś, kto myśli o Pani, kocha i tęskni!”. Kiedy zaczyna się ta korespondencja, Filipowicz jest po pięćdziesiątce, a Wisława przekroczyła czterdziestkę. Ale z radością odkrywają grę, wynajdują sobie pseudonimy, mnożą fikcyjne postaci: Kornel wciela się w Eustachego Pobóg Tulczyńskiego – wszystkie te części są znaczące: w Tulczynie urodził się ojciec Kornela, jego imiona metrykalne to Miron Eustachy, zaś herb rodzinny to Pobóg. Wisława wciela się w hrabinę Heloizę Lanckorońską, nie bez powodu również, bo jedna z pierwszych schadzek miłosnych miała miejsce właśnie tam (choć może to było gdzie indziej), dość że Lanckorona stała się dla nich synonimem miłosnej wyprawy, wspominają później wspólny wyjazd tam i marzą, żeby znowu uciec do Lanckorony. Na karteczce Polskich Linii Lotniczych LOT Wisława pisze:

Gdybym ja miała / skrzydełka ze stali / Do Lanckorony byśmy przyfruwali / (tylko czy potem / nie poczułbyś żalu / że obejmuję / skrzydełkiem z metalu?)

Te gry i maskarady nie przynależały tylko do listów – jak opowiadała Urszula Kozioł, oni naprawdę umawiali się na tajne schadzki, wyjeżdżali gdzieś incognito, w hotelu podawali się za kogoś innego. Wisława przebierała się, wchodziła jako zupełnie inna dama. Udawali, że się nie znają. „Jak przystało na rasowego prozaika, lubił Kornel (i potrafił!) wymyślać sobie role, w które z zapałem się wcielał, na przykład wtedy, kiedy w pewnej poznańskiej wioseczce odgrywał rolę poważnego profesora biologii, czy może archeologii, przebywając na letnisku, zatajając tym sposobem swoją własną profesję” – wspominała Kozioł. W tej grze językowo-erotycznej brały udział inne fikcyjne postaci – służąca Gienia, która budziła zazdrość Szymborskiej, czy kapral Józio, który z kolei budził zazdrość Kornela. Ta gra rozkwitła w listach za sprawą kłopotów płucnych i długiego pobytu Szymborskiej w sanatoriach. Szymborska-Lanckorońska nazywa Zakopane – Ostendą i prosi o czterysta guldenów. W listach rozgrywa się międzynarodowa intryga, a obok toczy się historia prawdziwej choroby Wisławy.

reklama

Zaczęło się od zapalenia opłucnej w 1968 roku. W sanatorium Wisława pisze: „Myślę tu o Tobie ciągle i kocham Cię bezustannie (tylko z przerwą obiadową)”. „Żadnej dziury nie mam, żadnymi prątkami nie zieję, całować się mogę z kim chcę, tylko nie wiem z kim”. Kornel na rybach, mieli się spotkać. Wisława smutna, że siedzi jak w kryminale zamknięta, że sprawia mu przykrość i boi się, że jemu znudzi się przez to rozstanie. „Jesteś pewien, że wszystko będzie jak było?”. Kornel uspokaja: „I w ogóle, Wisławo, jest mi bardzo smutno. Przyzwyczaiłem się już do Twojej «sprawdzalnej» obecności w moim życiu. Pisz więc dużo, a raczej często, żebym przynajmniej w ten papierowy sposób mógł wiedzieć o Twoim istnieniu”. Pisze, co kupuje. Szymborska na to: „na mnie nie wydawaj”, dopisując: „na razie, co innego jak będziesz miał Nobla!” (dla siebie zostawiła Nagrodę Leninowską).

I jest o nią zazdrosny, bo sanatorium to najlepsze miejsce do przelotnych romansów. Pyta, czy Gawlik tam do niej nie jedzie? I dlaczego jej byli mężczyźni krążą wokół niej jak sputniki? (Chodzi pewnie o Adama Włodka, może i o innych). Chce myśleć, że są już dla niej „ciałami neutralnymi”. Wisława: „Napisz mi, co robisz, albo jeśli wolisz, pisz sucho i rzadko (…) Całuję Cię z zachowaniem zasad higieny”.

Ten tekst jest fragmentem książki Justyny Sobolewskiej „Miron, Ilia, Kornel. Opowieść biograficzna o Kornelu Filipowiczu”:

Justyna Sobolewska
„Miron, Ilia, Kornel. Opowieść biograficzna o Kornelu Filipowiczu”
cena:
39,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Iskry
Rok wydania:
2020
Okładka:
twarda z obwolutą
Liczba stron:
382
Premiera:
27.10.2020
Format:
125 x 195
ISBN:
978-83-244-1079-8
EAN:
9788324410798

Ale i tam dopada ich historia – w nocy z 20 na 21 sierpnia 1968 roku wojska Układu Warszawskiego weszły do Czechosłowacji, żeby stłumić protesty. Kornel robił wtedy korektę wznowienia opowiadań i okazało się, że cenzura zakwestionowała opowiadanie Krajobraz, który przeżył śmierć – historię ocalonego Jonasza Sterna. „Boję się, Wisławo, że na długi czas zostaniemy zamknięci wewnątrz naszego bloku i odcięci od świata, nie mówiąc o tym, że zamkną nam także usta. (…) Powinniśmy, Wisławo, być bliżej siebie, byłoby nam lżej i na pewno weselej”. Na co Wisława odpowiada, że „najlepiej w życiu ma Twój kot, bo jest przy Tobie” (stąd wziął się tytuł tomu ich listów, wydanego w 2016 roku).

Kornel Filipowicz w 1970 roku (domena publiczna)

Liczą skrupulatnie daty – rocznice. Pierwsza schadzka musiała być gdzieś w okolicach imienin Kornela, 16 września. Umawiają się na telefon. A z dzwonieniem to są całe rytuały. I te rozmowy są zazwyczaj dla obojga rozczarowujące – ton głosu sugeruje coś, czego nie ma – przy tak długiej rozłące brak objawia się tęsknotą i zazdrością, podejrzliwością, że ta druga osoba już nie tęskni, że kogoś sobie znalazła. Takie są też ich sny: „Śniłaś mi się dzisiaj” – pisze Kornel – „powiedziałaś mi, że mnie zdradziłaś, ale z mężczyzną, z którym rozstałaś się bez żalu i nie masz ochoty wracać do niego. Bardzo to szlachetnie z Twojej strony, że się do tego przyznałaś. Ja jednak postanowiłem zerwać z Tobą stosunki (we śnie)”. W innych snach Wisława wybiega z gabinetu lekarskiego w niekompletnym ubraniu. Sen z końca listopada 1968 roku „miał wszystkie cechy spraw, które rozgrywają się między kobietą a mężczyzną. Nie lubię (i nie zamierzam) pisać pornograficznych listów, więc powiem Ci tylko, że masz bardzo piękne piersi; zdaje się, że Ci to we śnie powiedziałem”. To jedyny moment, kiedy pojawia się w tych listach cielesność tak intymna i erotyczna.

reklama

Z kolei Wisława w nocy we śnie razem z Kornelem idą do cyrku, gdzie Kornel jej znika. Pisze mu, że bardzo by chciała iść nawet i do cyrku, gdzie małpy byłyby we frakach uszytych w Radomiu. W listach Szymborskiej pojawia się jeszcze służąca Rózia, zakochana w Filipowiczu. I cały tłum innych postaci. Znajdziemy też ciekawą kocią stylizację. Pisze Mizia. Ale pojawia się również niejaki Kita Fąfel (list pisany tym razem ręką Nawoi, siostry Wisławy, zapalonej kociary. Dokarmiała mnóstwo kotów i każdego potrafiła wspaniale scharakteryzować). Teresa Walas wspominała, że jej kocie charakterystyki leżały u Wisławy pod szkłem na biurku. Nawoja wcieliła się pewnego dnia w rolę Kity Fąfla, który starał się o łapkę kotki Mizi i pisał do Filipowicza. „Panna Mizia ma mieszkanie wygodne i obszerne w zupełności wystarczające na zamieszkanie całej kociej rodziny. Ja ze swej strony mogę zapewnić rodzinie pełne utrzymanie, nie tylko żonie i dzieciom, ale także Panu, ponieważ wyjątkowo sprawnie łapię ptaki i myszy. Oczekuję pozytywnej odpowiedzi” – pisze w 1988 roku, kiedy kłopoty aprowizacyjne sprawiały, że oferta Fąfla mogła być atrakcyjna dla Filipowicza i koteczki. Ponieważ odpowiedź nie była po myśli kota – pojawił się następny list z wyrazami miłości i zazdrości o niejakiego kota Pampucha, wdowca. Jak to się skończyło – listy nie mówią.

Jest też ślad twórczości samej Mizi w jej poemacie (zapisanym ręką Wisławy), który mógłby być zatytułowany mickiewiczowsko To lubię: „Lubię rybki, lubię mleko/ i gdy pan jest niedaleko/ Lubię panią gryźć i drapać/ lubię muchy w locie łapać/ Lubię umyć się do blasku / i na czystym siusiać piasku, i choć wiem, że to nieładnie/ kupkę robić gdzie popadnie”. Podpisane charakterem pisma Wisławy – Mizia. Kiedy Wisława wyjeżdżała, do jej mieszkania wpadał Kornel. Coś naprawiał, sprawdzał, czy była pani do sprzątania.

reklama
Kochana Wisławo, oto wiadomości uzupełniające z soboty wieczoru: była Lodzia, bo dywan zwinięty, krzesła do góry nogami – ale wygląda to na dopiero początek porządków. Jest też poczta – chyba nic ważnego – 2 kartki zagraniczne, gazeta, PKO. Pani Zosia na odjezdnym zrobiła u mnie też porządki (b. powierzchowne). Podśpiewywała także przy tym „wsiąść do pociągu byle jakiego… ”.
Pomnik Wisławy Szymborskiej w Kórniku (fot. Rafał M. Socha (Azymut); CC BY-SA 4.0)
Wiadomości po biwaku w 1985 roku: Wczoraj (niedziela) byliśmy na rybach. Złowiłem 3 klenie, 1 ładny, 2 niewymiarowe. Zimno było cholernie, ale zdrowo. Po moim powrocie Kizia urządziła popis na moją cześć (a może na rozgrzewkę, bo kaloryfery w d.c. zimne, temperatura w pokoju 12–14 stopni), latała tam i z powrotem, skakała, aż rozbiła w kuchni flaszkę. W tej grze, którą prowadzili Wisława i Kornel, można było mówić sobie czułe rzeczy, bo zawsze były mówione trochę żartem: „Wczoraj właśnie leżałam w ciemności i myślałam o Tobie. Że Cię kocham – i to bardzo” – pisze Wisława. Korespondencja z Wisławą nie ma w sobie tak wielkiego napięcia jak listy z Jaremianką, oprócz żartobliwie podsycanej nutki zazdrości – jest w niej spokój, czułość. Porozumienie, wspólne sprawy i codzienność. A rzeczywistość daje się coraz bardziej we znaki; od końca lat siedemdziesiątych jest gorzej z zaopatrzeniem – sporo więc piszą o tym, co gdzie zdobyć do jedzenia. W stanie wojennym problemy aprowizacyjne dosięgają kotkę Kizię, która nie ma rybek (a specjalnego kociego jedzenia przecież w PRL w ogóle nie było) – kotka je to co ludzie z niechęcią, a kiedy trafi się jakiś morszczuk, szaleje z radości. „Usiłowałem wykupić mięso na kartkę, ale cholerna była kolejka – do marnych ochłapów. Kupiłem więc (za drogie pieniądze) ½ kury”(1985) . W listach przesyłają kartki na mięso i cukier, a Kornel zastanawia się, co ma podać zagranicznej tłumaczce, która ma go odwiedzić, skoro na bazarze tylko fasola jaś, gruszki i pogniecione pomidory. „Kupiłem kilo jaśka czy jaśku?” – zastanawia się pisarz. „Dziś dostałem od Ciebie kartkę z 10-tego. Jak możesz wątpić w stałość moich uczuć? Wiesz przecież, że załamuję się dopiero po 2 miesiącach rozłąki. A tu minęło dopiero 11 dni!” (1985).

Wisława w filmie Chwilami życie bywa znośne Katarzyny Kolendy-Zaleskiej mówi, że to było największe uczucie jej życia. „Myśmy sobie nie przeszkadzali, nigdy nie mieszkaliśmy razem. Bo to jest trochę śmieszne – jedno pisze na maszynie i drugie pisze na maszynie. Byliśmy jak konie, które nie są ze sobą lejcami ciasno sprzęgnięte. Byliśmy końmi, które cwałują obok siebie”.

Ten tekst jest fragmentem książki Justyny Sobolewskiej „Miron, Ilia, Kornel. Opowieść biograficzna o Kornelu Filipowiczu”:

Justyna Sobolewska
„Miron, Ilia, Kornel. Opowieść biograficzna o Kornelu Filipowiczu”
cena:
39,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Iskry
Rok wydania:
2020
Okładka:
twarda z obwolutą
Liczba stron:
382
Premiera:
27.10.2020
Format:
125 x 195
ISBN:
978-83-244-1079-8
EAN:
9788324410798
reklama
Komentarze
o autorze
Justyna Sobolewska
Krytyk literacki, dziennikarka tygodnika „Polityka”. Ukończyła polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. W 2012 roku ukazała się jej Książka o czytaniu, czyli resztę dopisz sam w Wydawnictwie Polityki. Wydanie rozszerzone Książki o czytaniu ukazało się w Wydawnictwie Iskry (2016). Autorka wyboru opowiadań Kornela Filipowicza Moja kochana, dumna prowincja (2017).

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone