Pseudonim „Święty”
Ten tekst jest fragmentem książki Michała Siedziaki „Marian Jurczyk (1935–2014). Biografia polityczna szczecińskiej legendy Solidarności”.
W przywoływanym już kwestionariuszu kpt. Dynak zapisał, że 22 czerwca 1977 r. spotkał się z Jurczykiem w hotelu „Piast”, który znajdował się w samym centrum Szczecina, nieopodal Bramy Portowej. W innym dokumencie, opisując przebieg tego spotkania, funkcjonariusz zanotował: „Na wstępie rozmowę prowadziliśmy na tematy niezwiązane w przedmiotowej sprawie, dotyczące form spędzania wolnego czasu itp. Temat ten posłużył, [by] rozładować napięcie zdenerwowania mego rozmówcy. Następnie, prowadząc dyskusję, wyjaśniłem wym[ienionemu], [czyli Jurczykowi – M.S.], że jako poczciwy i gorliwy Polak powinien bardziej dokładnie ujawnić szczegóły kontaktu z Józefem Szymańskim i przyczyn interesowania się uciekinierem pracownikiem R[adia] W[olna] E[uropa] Edmundem Bałuką, że ponadto nie wyjaśnił szczegółów dotyczących broszury pt. Naprawa samochodu na drodze. Udowodniłem memu rozmówcy, że przez nieujawnienie w[yżej] wym[ienionej] okoliczności będzie zamieszany w sprawę wrogą politycznie, co ujemnie może wpłynąć na jego dalszą egzystencję życiową”. Zwróćmy uwagę na ostatnie zdanie, które wskazuje, iż Dynak nie tylko perswadował, ale i zastraszał, choć hotelowi oczywiście daleko do lasu, a i przykładanie Jurczykowi pistoletu do głowy wydaje się mało prawdopodobne.
Jurczyk próbował opierać się esbekowi. Na jego naciski oświadczył, że „jest uczciwym Polakiem i nie chce mieszać się w sprawy polityczne, chce pracować i dalej się uczyć”. Potwierdził, że zna Szymańskiego, ale nie utrzymuje z nim bliższych relacji, a „znaczek i proporczyk dał mu jako znajomemu, nie wiedząc, do jakich celów”. Odnośnie do Bałuki powtórzył mniej więcej to samo, co mówił na omówionym wyżej przesłuchaniu. Zaprzeczył, ażeby widział wcześniej drukowane przez niego broszury. O istnieniu „Szerszenia” miał dowiedzieć się dopiero na komendzie. Nie był natomiast w stanie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Szymański po pamiątki ze stoczni i pomoc w nawiązaniu kontaktu z Bezią zwrócił się akurat do niego.
Na podstawie raportu Dynaka na temat dalszej części ich rozmowy można przypuszczać, że starania Jurczyka, aby esbek dał mu spokój, sprawiały wrażenie desperackich. Był gotów powiedzieć wiele, co bynajmniej nie świadczyło o poczuciu swobody w towarzystwie funkcjonariusza (jak ocenił to Dynak). „W dalszej rozmowie – czytamy w omawianym dokumencie – kand[ydat] na t[ajnego] w[spółpracownika] udowadniał, że jako Polak nigdy nie będzie występował przeciwko swej ojczyźnie, że on płacze, jak usłyszy Polski hymn, że jest gotów pomagać w zwalczaniu zła i wrogów Polski Ludowej, że gdyby widział wrogi napis, to sam by starł go”. Nie sposób uwierzyć, aby tego rodzaju deklaracje oddawały rzeczywiste poglądy Jurczyka latem 1977 r. „Wykorzystałem taką sytuację – relacjonował natomiast dalej Dynak – i swobodne jego zachowanie, zapytałem, że jeżeli chce udowodnić swoją niewinność i jest gotów pomagać w ujawnianiu zła, to ja też bym miał dla niego propozycję. Nie proponowałem, jaką propozycję, zapytałem, czy on rozumie, o co mi chodzi. Odpowiedział, że rozumie, ale musi się dobrze zastanowić. Domagał się w bliższych wyjaśnianiach, w czym on by musiał pomagać. Ja odpowiedziałem, że jeżeli wyraża zgodę, to jego dobrowolna pomoc polegać będzie na wyjaśnieniu pytań zawartych w protokole przesłuchania. Uważałem za niestosowne udzielania na to pytanie innych wyjaśnień, ze względu na jego powiązania z figurantami sprawy krypt. »Szerszeń«. Po dłuższej rozmowie i udowodnieniu kandydatowi konieczności zobowiązania się o zachowaniu w tajemnicy faktu udzielania nam pomocy sporządzono dokument o dobrowolnym wyrażeniu zgody przez kandydata na współpracę z Organami Służby Bezpieczeństwa”. Najprawdopodobniej to właśnie wówczas Jurczyk sporządził także swój pierwszy donos – wspomnianą już wyżej „krótką informację na temat ob. Szerkusa”. Dynak pod informacją zanotował, że „została pobrana jako materiał kompromitujący”. Jurczyk miał się obawiać, że jeśli będzie próbował unikać współpracy, SB ujawni ten dokument jego znajomym.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Michała Siedziaki „Marian Jurczyk (1935–2014). Biografia polityczna szczecińskiej legendy Solidarności” bezpośrednio pod tym linkiem!
Na marginesie warto odnotować w tym miejscu, że wspomniana sprawa o krypt. „Szerszeń” została wszczęta przez Wydział III „A” szczecińskiej SB, zajmujący się działalnością antyrządową w środowiskach robotniczych, na początku maja 1977 r. jako tzw. sprawa operacyjnego sprawdzenia, czyli taka, której celem było potwierdzenie i uzyskanie szerszych informacji o jakimś zagrożeniu. W drugiej połowie maja 1978 r. została przekwalifikowana na sprawę operacyjnego rozpracowania, obejmującą stałą inwigilację oraz aktywne działania SB w sprawie wykrytego i potwierdzonego zagrożenia. Wtedy też nadano jej nowy kryptonim – „Kuglarze”. Sprawę prowadzono aż do 1985 r., jej główną postacią był Bałuka (obok jego nazwiska w inwentarzu archiwalnym Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Szczecinie dopisano: „+46 osób”). Niestety nie zachowała się jej dokumentacja, którą zniszczono w ramach zorganizowanej akcji czyszczenia archiwów MSW w styczniu 1990 r.
W archiwum IPN w Szczecinie można natomiast odnaleźć opatrzone tytułem „Szerszeń” akta śledztwa dotyczącego rozpowszechniania broszur antykomunistycznych, wszczętego wiosną 1977 r. i skierowanego przeciwko m.in. Józefowi Szymańskiemu. Pod koniec sierpnia 1977 r. podprokurator Prokuratury Wojewódzkiej w Szczecinie Mieczysław Krupka po zapoznaniu się ze zgromadzonymi materiałami zadecydował o zainicjowaniu na podstawie części z nich, m.in. odpisu protokołu omówionego wyżej przesłuchania Jurczyka, a także dokumentacji z przesłuchań Szymańskiego i innych podejrzanych o rozpowszechnianie nielegalnych wydawnictw stoczniowców: Zygmunta Mielnikowa, Artura Bezi i Eugeniusza Szerkusa, odrębnego postępowania. Dotyczyło ono przebywającego wówczas na emigracji w Paryżu twórcy i redaktora „Szerszenia” i było prowadzone przez kolejne lata. Finał stanowiło skazanie w 1983 r. Bałuki przez Sąd Pomorskiego Okręgu Wojskowego na pięć lat pozbawienia wolności. Wyrok utrzymał w mocy Sąd Najwyższy. O powrocie Bałuki do Polski, kiedy jego losy znów splotły się z losami bohatera niniejszej książki, będzie jeszcze mowa.
„Szerszeń” z czasem zaczął trafiać do miast na terenie całego kraju. Funkcjonariusze SB do maja 1978 r. przechwycili egzemplarze wydawnictwa m.in. we Wrocławiu, w Krakowie, Warszawie, Lublinie, Gdańsku, Elblągu i Słupsku. Zwiększenie zasięgu pisma doprowadziło do wzmożenia aktywności organów bezpieczeństwa PRL – SB, milicji, a także Wojsk Ochrony Pogranicza. W archiwach IPN zachowało się osiem kilkusetstronicowych tomów śledztwa (włączono do nich także materiały z inwigilacji Bałuki w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych) oraz dwadzieścia różnych rozmiarów teczek z dowodami rzeczowymi dotyczącymi tej sprawy. Były to m.in. poszczególne wydania „Szerszenia” i materiały zarekwirowane Bałuce w jego mieszkaniu na początku grudnia 1981 r. Szczecińska SB na przełomie wiosny i lata 1977 r. zajęła się Jurczykiem właśnie przez wzgląd na jego związki z osobami występującymi jako główni „bohaterowie” wspomnianych wyżej spraw – esbeckiej i prokuratorskiej. SB i prokuratura wspierały się zresztą wzajemnie w swoich działaniach.
W świetle przedstawionych wyżej wydarzeń – swoistego zmiękczania Jurczyka kolejnymi działaniami: rewizją w mieszkaniu, wezwaniem na przesłuchanie na komendę – oraz opisanego szczegółowo przebiegu rozmowy werbunkowej można dyskutować, czy Jurczyk istotnie przystał na tajną współpracę z SB zupełnie dobrowolnie, na zasadzie, jak stwierdzono w aktach sprawy, „współodpowiedzialności obywatelskiej”. Zgodnie z zasadami pracy operacyjnej SB swój akces potwierdził pisemnym zobowiązaniem, określającym jednocześnie konspiracyjny pseudonim, którym miał się posługiwać. To prawda, co w okresie nagłośnienia jego procesu lustracyjnego często wytykano i wyśmiewano, że pierwszą wersję swojego pseudonimu zapisał z błędem ortograficznym: „Kolómb”. Błędnie zapisany pseudonim został przekreślony, nowy brzmiał: „Święty”. Pojawia się w tym miejscu pytanie, czy wspomniany błąd ortograficzny świadczył o brakach w wykształceniu Jurczyka, czy też o jego skrajnym zdenerwowaniu związanym z niechcianym spotkaniem i wymuszeniem na nim określonego zachowania. Nie sposób odpowiedzieć jednoznacznie, warto jednak zwrócić uwagę na możliwe różne wytłumaczenia.
Według planów SB Jurczyk jako „Święty” miał być wykorzystywany do inwigilacji swoich kolegów ze stoczni, znanych policji politycznej z krytycznego w stosunku do władz. Wskazywano konkretnie dwóch: Szymańskiego i Szerkusa – podejrzanych o kolportowanie „wrogich” broszur. Znaczenie miało również to, że Jurczyk mógł nawiązać kontakt korespondencyjny z samym Bałuką, autorem „Szerszenia”.