Pompeje: arystokratka i admirał
Morze Tyrreńskie, okolice Miseno
22 października 79 r. n.e., godzina 8.00
do erupcji pozostały 53 godziny
AV(E) PU(EL)LA
Witaj, dziewczyno
Kościste dłonie sternika mocno ściskają liny, nadgryzione zębem czasu, które pozwalają kierować sterami statku: przecinają wodę niczym ostrza pługu. W czasach starożytnych statki nie są wyposażone w jeden ster umieszczony centralnie, ale posiadają dwa, umiejscowione na burtach blisko rufy. Wyglądają jak wielkie wiosła ustawione pionowo. Steruje nimi jedna osoba w środku małej kabiny – prawdziwy „mostek kapitański”.
Podczas mijania przylądka Miseno szerokim zwrotem mężczyzna czuje, jak stery silnie wibrują, niczym lejce kwadrygi w momencie pokonywania zakrętów Circus Maximus. Statek drgnął, przez chwilę jakby wahał się czy się obrócić, ale zaraz później posłusznie zmienia kurs. Rectina wraz z innymi pasażerami „odczuwają” zwrot również dlatego, że wiatr muska drugą stronę ich twarzy, a słońce, które wcześniej oświetlało ich skórę, skryło się za wydętym żaglem. Wiatr mocno popycha statek. Po lewej stronie, w odległości kilkudziesięciu metrów, przesuwają się pionowe skaliste masy przylądka Miseno. Kamienny olbrzym. Fale rozbijają się o skały, które wszystkim wydają się niebezpiecznie bliskie, tworząc białą pianę. Podmuchy wiatru niosą ze sobą plusk fal i cierpki zapach morza.
Piana ma taki sam kolor jak ogromna wielopiętrowa latarnia wznosząca się nad ich głowami na szczycie przylądka. Przypomina budowlę z kostek coraz to mniejszych, ułożonych jedna na drugiej, jak zwykły to robić dzieci. Jej kształt i śnieżnobiały kolor nadaje miejscu nieco arabski charakter. Z pewnością pasowałaby do tych małych białych miasteczek, które widuje się jeszcze dzisiaj rozsiane po wybrzeżach Morza Śródziemnego. Odkrywamy w ten sposób, że zarówno te miejsca, jak i ulice Pompejów cechuje atmosfera, którą dzisiaj nazwalibyśmy „orientalną” lub „północnoafrykańską”. To jest pierwsze zaskoczenie.
Z niewielkiej kabiny sternik o gęstej czarnej brodzie kieruje statkiem z niesamowitą zręcznością. Jest jednym z najlepszych na tych wodach. Nie spuścił nawet na chwilę wzroku wpatrującego się w wielki posąg Neptuna, umiejscowiony na molo przy porcie w Miseno. W blasku słońca pozłacany brąz lśni w oślepiający sposób i dla wszystkich marynarzy stanowi praktyczny punkt odniesienia podczas zbliżania się do brzegu.
Port w Miseno nie jest portem byle jakim. Właśnie tutaj stacjonuje główna flota cesarska, Classis Misenensis, jedna z dwóch flot Praetoriae, druga znajduje się w Rawennie. O tym, że wpływamy do najpotężniejszej bazy morskiej Cesarstwa Rzymskiego przypomina nam zbliżający się na wodzie ogromny ciemny obiekt. To olbrzymi czterorzędowiec, długi na ponad czterdzieści metrów, który groźnie się przybliża, napędzany przez las wioseł lśniących jednakowo, gdy wyłaniają się z wody. Chwilami nawet da się słyszeć zachrypnięty głos nadający rytm ruchom wioseł. Niczym nisko zawieszona chmura, prześlizguje się cicho po wodzie. Na jego przedzie, pod wielkimi oczami namalowanymi na poszyciu (symbol ochrony bardzo powszechny w starożytności i do dziś używany w niektórych krajach, np. w Turcji), wyraźnie widać dziób wyłaniający się spośród fal z jego trzema ustawionymi poziomo zabójczymi ostrzami zdolnymi rozerwać na strzępy każdy wrogi kadłub.
Mało znany jest fakt, że dzioby były tak zaprojektowane, aby po uderzeniu wrogiego statku, odrywały się i pozostawały wbite w okręt nieprzyjaciela, podobnie jak żądło pszczoły, idąc w ten sposób razem z nim na dno.
Ten zabieg, wraz z kierunkiem uderzenia, który nigdy nie był ortogonalny, ale lekko diagonalny, zapobiegał zbyt głębokiemu wbiciu się we wrogi okręt, a co za tym idzie – ryzyku zaklinowania się i wspólnego pójścia na dno. Taka trajektoria pozwalała na otwarcie dużego otworu, niszcząc przy tym znacznie więcej wioseł i unieruchamiając w ten sposób nieprzyjacielski statek.
Czterorzędowiec powraca ze zwiadu wybrzeża przeprowadzonego wraz z kilkoma trójrzędowcami. W tym rush finale poddawano próbie wytrzymałość wioślarzy, zwiększając do maksimum rytm wiosłowania. Cesarska flota wojenna obecnie nie ma wrogów na Morzu Śródziemnym: dobiegły końca epoki wielkich starć morskich, takich jak bitwa pod Akcjum przeciwko Markowi Antoniuszowi i Kleopatrze, czy jeszcze wcześniej starcie koło Wysp Egadzkich z Kartagińczykami. Nie ma też piratów do rozgromienia. Flota jest oczywiście w ciągłej gotowości, jednak wykorzystuje się ją częściej do celów pokojowych – transportowania towarów, zaopatrzenia i osób.
Także Rectina znajduje się na pokładzie liburny, używanej w tym czasie relatywnego pokoju, do przewożenia urzędników państwowych z i do Miseno. Z wniosków wyciągniętych przez naukowców, co później sami odkryjemy, powinna być ona postrzegana jako VIP.
Statek musiał przepuścić oddział marynarki wojennej, który przybił do portu. Teraz ich kolej.
Tekst jest fragmentem ksiażki Alberto Angeli „Pompeje. Trzy ostatnie dni”:
Przepływając między długim molo i pasem skał (Isola Pennata), które „zakleszczają” zatoczkę portową, kapitan zapala płomień na niewielkim ołtarzu pokładowym i składa hołd, wymawiając po cichu święte formuły. Słowa te są powtarzane przez wszystkich marynarzy na pokładzie, wraz ze sternikiem, a nawet przez niektórych pasażerów. W starożytności, i nie tylko, marynarze zawsze byli niezwykle przesądni. Dziękują bogom za bezpieczne dotarcie do brzegu. Rytuał może wydawać się nam antyczny, ale jeśli się zastanowić, to do dzisiaj, w epoce komputeryzacji, zauważyć można podobne zachowania. Dobrym przykładem jest chwila przed lądowaniem samolotu (ilu z was zdarzyło się obserwować osoby wykonujące gest krzyża czy nawet klaszczące? Za granicą odprawia się religijne formuły lub zmawia modły).
Admirał przyrodnik
Wydaje się, że port w Miseno został stworzony przez Naturę specjalnie dla floty cesarskiej. Dwie zatoczki ustawione są w jednej linii na kształt „ósemki”. Nasz żaglowiec zatrzymuje się w pierwszej z nich, kierując się ku najbliższemu cyplowi na jego drodze po lewej stronie, dziś zwanemu Punta Scarparella. Oddział marynarki natomiast popłynął dalej, wpływając do drugiej naturalnej zatoczki poprzez wąski przesmyk, nad którym znajduje się drewniany most. Najprawdopodobniej jest to most ruchomy (są dość powszechne na rzekach należących do Cesarstwa, włącznie ze słynnym ruchomym mostem w Londynie, Londinium, istniejącym już w epoce Imperium Rzymskiego).
Można przypuszczać, że wozy i żołnierze na lądzie zatrzymywali się: na sygnał most był podnoszony, aby przepuścić ogromny okręt wojenny ze wszystkimi wiosłami na chwilę wciągniętymi do środka. Spoglądając dalej widać liczne kadłuby, jednak przede wszystkim uwagę przykuwają liczne oczy i dzioby ustawione w rzędzie. To morska siła Rzymu, okręty gotowe wyruszyć w jakimkolwiek kierunku na wodach Morza Śródziemnego.
Statek, na którym podróżuje Rectina, zacumował już przy długim nabrzeżu. Wzdłuż niego ciągną się arkady łączące regularne budynki o białych ścianach i czerwonych dachówkach, biura administracyjne i pomieszczenia techniczne. Za ich plecami mały cypel usiany jest licznymi domostwami okrywającymi go na kształ twierdzy.
Najwyższy admirał, dowódca całej floty, mieszka w tej właśnie bazie, spotkanie go nie jest niczym niezwykłym. Jest człowiekiem powszechnie szanowanym. Można go rozpoznać nie tylko po potężnej budowie ciała i przyciężkim chodzie, ale również po uprzejmości oraz po „savoir-faire”, będącym owocem bezgranicznej kultury. Rzeczywiście jego głównym znakiem rozpoznawczym jest łagodne usposobienie, wyrażane przez radosny, szczery uśmiech. Jego imię zapisało się w historii. To Caius Plinius Secundus, zwany przez historyków Pliniuszem Starszym w celu odróżnienia go od jego siostrzeńca, Pliniusza Młodszego. Obydwaj, jak się przekonacie, będą kluczowymi postaciami w naszej opowieści. Jeden zginie w dramatycznych okolicznościach, natomiast drugi, jeszcze młodziutki, ocaleje, opowiadając nam o tym, co zaszło.
To właśnie admirał Pliniusz Starszy (również my będziemy go tak nazywać) przyszedł powitać kobietę. Co o nim wiemy? To mężczyzna w wieku pięćdziesięciu sześciu lat, urodzony w Como (choć według niektórych w Weronie). W młodości służył przez dwanaście lat w legionach reńskich, dowodził szwadronem kawalerii. Później, ze względu na niechęć do rządów Nerona, jego kariera zatrzymała się na wiele lat. Ponownie nabrała tempa po śmierci cesarza, gdy rządy objął Wespazjan. Przypadek chciał, że Pliniusz odbywał służbę wojskową w Germanii wraz z synem cesarza, Tytusem. „Praktyczny” sposób myślenia charakteryzował całą trójkę, być może dlatego osiągnęli sukces bez względu na ryzyko, odpowiedzialność i niebezpieczeństwa związane ze służbą na froncie. W ten sposób został w końcu osobistym doradzą Wespazjana, a po jego śmierci, niedługo przed erupcją – Tytusa, będąc jednym z jego najbardziej zaufanych współpracowników.
Pliniuszowi pozostało czekać i dzięki jego przymiotom stał się potężnym i wpływowym człowiekiem, co do tego nie ma wątpliwości. Jednakże był również osobą bardzo światłą, którą zawsze miło było spotkać. Człowiek stojący na molo w oczekiwaniu na Rectinę, dwa lata wcześniej ukończył tytaniczne dzieło, które po dziś dzień jest wciąż wykorzystywane i cytowane pomimo upływu czasu: Naturalis Historia, prawdziwa encyklopedia antropologii, geografii, zoologii, botaniki, astronomii, medycyny i mineralogii okresu Imperium Rzymskiego. Również dlatego Pliniusz Starszy nazywany jest pierwszym przyrodnikiem w historii, we współczesnym rozumieniu tego słowa. Niestety wszystkie inne prace przez niego napisane przepadły. Pliniusz był również adwokatem, pełnił funkcję zarządcy w Galii Narbońskiej, w Afryce Prokonsularnej i w Hispanii Tarraconensis, gdzie znajdowały się ważne kopalnie złota. Zajmował się bardzo delikatnymi sprawami. Jednak najpierw Wespazjan, a później Tytus darzyli go zaufaniem: Pliniusz Starszy natomiast był obdarzony wielką zacnością, zarówno praktyczną, jak i umysłową.
Pozostaje jedno pytanie: jak wytłumaczyć to, że przyrodnik dowodził najważniejszą flotą Cesarstwa? Wespazjan powierzył mu tę wyjątkowo prestiżową funkcję być może dlatego, że, jak wcześniej wspominaliśmy, w tamtych czasach nie wymagała ona szczególnych poświęceń, a cesarz tym samym pozwolił Pliniuszowi na dalsze prowadzenie badań.
Rectina, której głowa nakryta jest cienką chustą z jedwabiu zwaną palla, wychyla się ze statku i rzuca okiem na ląd. Wszelkie czynności przy nabrzeżu, takie jak przeładunek czy przenoszenie najróżniejszych towarów począwszy od amfor aż po wielkie worki zwinięte w gęste sieci, zostały wstrzymane. Żołnierze straży przybocznej admirała zatrzymali wszystkich, ustawiając się w dwa skrzydła tworzące przejście od strony kładki. W tym momencie kobieta zaczyna schodzić w asyście służącej, zakrywając jednocześnie twarz – takie zachowanie jest typowe dla szlachetnie urodzonej matrony. W dzisiejszych czasach jakikolwiek urzędnik, będący nawet w niewielkim stopniu dżentelmenem, poszedłby pomóc Rectinie zejść z tej niestabilnej kładki, jednak dwa tysiące lat temu etykieta zabraniała nie tylko zaoferowania pomocy, ale również nawet muśnięcia wpływowej arystokratki rzymskiej. Wyłączając sytuacje zagrożenia, takie zachowanie byłoby prawdziwym wykroczeniem. Kobiety z wysokich warstw społecznych, należące do nobilitas, były nietykalne w miejscach publicznych.
Tekst jest fragmentem ksiażki Alberto Angeli „Pompeje. Trzy ostatnie dni”:
Przywitanie z admirałem jest bardzo ciepłe. Najprawdopodobniej znają się od dawna, a pewien historyk zasugerował, że mogło być między nimi nawet coś więcej niż tylko przyjaźń… Jednak nie możemy tego powiedzieć na pewno. W istocie Rectina jest jeszcze młoda i piękna, a co więcej, jest wdową. To co możemy stwierdzić na pewno, to fakt, że kiedy nadejdzie erupcja, Rectina wyśle prośbę o pomoc do Pliniusza Starszego, błagając go o ratunek. Skąd to wiemy?
Konieczne jest krótkie zarysowanie okoliczności. Większa część tego, co przeczytacie pochodzi z dwóch listów napisanych wiele lat po tragedii w Pompejach przez Pliniusza Młodszego. Siostrzeniec admirała adresował swoją korespondencję do Tacyta, opisując w niej wszystkie fazy erupcji oraz co w tym czasie robił jego wuj. Te cenne dokumenty przetrwały tylko w formie kopii, dzięki staraniom średniowiecznych zakonników-kopistów.
W listach tych Rectina wspominana jest tylko z imienia, co oznacza, że prawdopodobnie była dobrze znaną osobistością w kręgach elity rzymskiej. Należy również dodać, że w tej epoce nie było to imię rzadkie, ale niezwykle rzadkie. Zatem kiedy mówi się o arystokratce o tym imieniu żyjącej w wielkiej willi pomiędzy Pompejami a Herkulanum, nie może być to nikt inny… W celu zachowania wiarygodności opowiadania wyjaśniam, że oczywiście to wszystko tylko domysły, jednak, jak widzicie, jest wiele elementów (a nawet odkryć archeologicznych), które wiążą się z tą postacią oraz z wydarzeniami mającymi miejsce podczas godzin będących przedmiotem naszej opowieści. W konsekwencji mamy do czynienia z przekonującą rekonstrukcją owych wydarzeń.
Wiele z tego, co nastąpiło pomiędzy faktami jest tylko hipotetyczne, podobnie jak to spotkanie niedługo przed erupcją.
Pliniusz Starszy przyjął Rectinę w swojej posiadłości usytuowanej najprawdopodobniej w sercu „twierdzy”, obszaru portu wojennego. Warto tu wspomnieć, że Pliniusz będzie musiał odmówić udziału w bankiecie organizowanym przez Rectinę w jej pięknej posiadłości, umiejscowionej prostopadle do morza pomiędzy Herkulanum i Pompejami. Niestety, badania oraz obowiązki wynikające z zajmowanego stanowiska zmuszają go do pozostania w Miseno.
Później, podczas gdy wygodnie ułożeni na lekkich łożach spożywają prosty posiłek i popijają falerno wyprodukowane w tym regionie, Rectina zwraca uwagę na liczne volumina („książki” w postaci bardzo długich pozwijanych stronic) porozrzucane tu i ówdzie w gabinecie admirała wśród map, popiersi cesarzy, czaszek i skór egzotycznych zwierząt…
Pliniusz jest człowiekiem głodnym wiedzy i zawsze ciekawym świata. We współczesnych czasach bez wątpienia byłby badaczem lub, biorąc pod uwagę jego niezwykłą zdolność do racjonalnego analizowania każdego zagadnienia związanego z przyrodą, naukami ścisłymi, historią i wiedzą w ogóle, wspaniałym popularyzatorem nauki. Jego programy pewnie leciałyby w godzinach największej oglądalności…
Nasze rozważania przerywa pojawienie się w sali ledwie siedemnastoletniego siostrzeńca admirała, Pliniusza Młodszego, który grzecznie kłania się Rectinie. Wraz z nim przybywa matka (siostra Pliniusza; co nie dziwi, jej imię to… Plinia). Chłopiec został adoptowany przez wuja, który wykorzystywał każdą okazję, aby zachęcać go do nauki i poszerzania wiedzy.
„Idziesz do term w Bajach?” – pyta chłopca swoim mocnym głosem.
„Tak, oddalę się tylko na czas kąpieli. Poza tym to też okazja do miłej przechadzki…” – odpowiada młodzieniec.
„Mógłbyś skorzystać z lektyki…” – sapnął admirał.
To ich stała polemika. Z listów, które przetrwały mimo upływu wielu wieków, wiemy, że wuj często krytykował przyzwyczajenie wnuka do chodzenia pieszo: „Mógłbyś nie tracić tyle czasu”, mawiał. Według niego każda chwila niepoświęcona lekturze lub pogłębianiu wiedzy, była chwilą straconą… Sam Pliniusz Starszy pracował tak dużo, że podróżował zawsze lektyką, ponieważ mógł w ten sposób jednocześnie kontynuować naukę. Przede wszystkim w Rzymie, gdzie „ruch uliczny” wydłużał proces przemieszczania się.
Rectina uśmiecha się – ma świadomość tego, jak nieprzeciętnym człowiekiem jest Pliniusz…
Odkrycia związane z osobą admirała ujawniają wiele niezwykłych jego cech. Był najprawdziwszym pracoholikiem: cały dzień poświęcał na badania naukowe, każąc czytać sobie na głos książki, do których sporządzał później notatki i komentarze. Robił to, gdy tylko się obudził i opalał lub w trakcie masażu po kąpieli termalnej czy podczas spożywania kolacji. Każda sekunda była cenna, podobnie jak każda książka. Uwielbiał powtarzać, że „każda książka obdarzona jest jakąś wartością, którą można wykorzystać”.
Miał wielkie szczęście: nie potrzebował wiele snu i potrafił spędzać całe noce na pogłębianiu wiedzy. Później o poranku, jak opisywał jego siostrzeniec, kierował się do cesarza Wespazjana (który także był nocnym Markiem), i wspólnie pracowali. Jak tylko przybywał z powrotem do domu, oddawał się swoim zajęciom, ucinając sobie od czasu do czasu krótkie drzemki (podobnie, jak Napoleon). Zresztą jego zdolność do natychmiastowego zasypiania w jakimkolwiek miejscu stała się wręcz przysłowiowa. Być może była też dla niego zgubna, o czym dowiemy się w trakcie erupcji…
Rectina żegna się z rodziną, pora iść. Kilka minut później widzi na molo oddalającą się sylwetkę uśmiechniętego Pliniusza, podczas gdy ona odpływa prędko na pokładzie zwinnej liburny, którą admirał oddał do jej dyspozycji, aby dotarła do swojej willi. Z daleka obserwuje jak Pliniusz wchodzi na lektykę, wydaje tragarzom rozkaz rozpoczęcia podróży oraz wykonuje gest w kierunku swojego sekretarza – jego zadaniem jest podążanie za nim pieszo i czytanie tekstu. Niewielki orszak rusza z poddanym, który czyta na głos i… potyka się od czasu do czasu.