Ostatnie dni Galeriusza
Ten tekst jest fragmentem książki Aleksandra Krawczuka „Rzym, Kościół, cesarze”.
Pora przypomnieć pokrótce, jak w tym czasie przedstawiały się sprawy innych władców Imperium. Z wiosną roku 310 Galeriusz poważnie zachorował. Przebywał wówczas w trackim mieście Serdika, czyli w dzisiejszej Sofii, stolicy Bułgarii. Jeden z opisów choroby pochodzi od Laktancjusza. Pisarz ten oczywiście upatrywał w niej przejaw zemsty niebios za poprzednie czyny Galeriusza, toteż jego słowa zioną nienawiścią triumfującą i bardzo niechrześcijańską. Oto skrót relacji:
Na genitaliach powstał wrzód, który zaczął się rozszerzać. Lekarze przecięli go, jednakże rana, już zabliźniona, znowu się otworzyła. Nastąpił groźny krwotok, z trudem powstrzymany. Po troskliwych zabiegach rana zagoiła się ponownie. Wszelako lekki ruch ciała doprowadził do powtórnego krwotoku, jeszcze silniejszego. Udało się go zatamować, lecz chory był już całkowicie wycieńczony. Nie skutkowały żadne leki. Rak wypuszczał swe macki na wszystkie części pobliskie. Czym bardziej go krojono, tym dalej sięgał.
Zewsząd przyzywano najsławniejszych lekarzy, wszakże ludzkie ręce niczego nie potrafiły dokazać. Zwrócono się o pomoc do bogów. Błagano Apollona i Eskulapa, ale gdy zastosowano rady Apollona, choroba jeszcze się wzmogła. Śmierć stała już blisko; cała dolna część ciała znalazła się w jej mocy. Gniły wnętrzności wraz z miednicą, zalęgło się robactwo. Smród szedł nie tylko na wszystek pałac, lecz i na miasto. Przykładano zwierzęta, aby wywabić robaki. Ciało straciło swój kształt. Jego górna część była całkowicie wyschła, a żółta skóra zaledwie powlekała kości. Natomiast część dolna wydęła się jak wór, nogi zaś uległy deformacji. Choroba trwała przez cały rok.
Podobny, a może nawet jeszcze jaskrawszy opis daje inny pisarz chrześcijański, współczesny wypadkom, Euzebiusz z Cezarei:
Nagle utworzył mu się wrzód w pośrodku części wstydliwych, a potem wewnątrz ropna fistuła; jedno i drugie szerzyło nieuleczalne spustoszenie w głębi jego trzewi. W ranach tych roiło się nieprzeliczone mnóstwo robaków i rozchodził się z nich trupi zaduch. Zresztą cała bryła cielska już przed chorobą zamieniła się w nadmierne zbiorowisko tłuszczu, które obecnie zaczęło się rozkładać, i tym, co się zbliżali, przedstawiało widok nieznośny i straszliwy. Spośród lekarzy jedni zupełnie nie mogli znieść smrodliwej woni, więc ich pozabijano; innych znowu stracono, ponieważ nie potrafili uleczyć tej bryły opuchłej i olbrzymiej, dla której już nie było żadnej nadziei ratunku.
U obu tych wyznawców Chrystusa próżno by szukać choć śladu współczucia dla cudzego cierpienia. Jednakże obie relacje są pomyślane jako narzędzia propagandy: mają pokazać, że każdego, kto ośmieli się podnieść rękę na lud boży, czekają kary potworne. Sam pomysł nie jest całkowicie oryginalny, podobnie jak i pewne szczegóły opisu choroby; chodzi zwłaszcza o robaki lęgnące się w ciele jeszcze za życia. Wszystko to zostało zaczerpnięte z piśmiennictwa judaistycznego. Tam, w drugiej księdze Machabeuszów, czytamy podobną relację o śmierci syryjskiego króla Antiocha, prześladowcy Żydów. Co nie oznacza, by niehistoryczny był fakt podstawowy. Galeriusz stał się rzeczywiście ofiarą złośliwego nowotworu i zmarł po straszliwych cierpieniach. Potwierdza to wiele źródeł.
Edykt tolerancyjny Galeriusza
W dniu 30 kwietnia roku 311 na murach Nikomedii oraz innych miast prowincji azjatyckich i bałkańskich ukazały się odpisy edyktu cesarskiego. Zgodnie z przestrzeganą zasadą, w nagłówku wymienieni zostali wszyscy czterej legalni augustowie, to jest Galeriusz, Licyniusz, Maksymin Daja, Konstantyn; jednakże prawdziwym autorem był tylko pierwszy z nich, co zresztą zgodnie potwierdzają źródła współczesne, nawet niechętne Galeriuszowi. Edykt głosił w głównej osnowie swych postanowień:
Wśród zarządzeń, które stale wydajemy dla dobra i pożytku państwa, były też następujące: pragnęliśmy uzdrowić całość organizmu zgodnie z istotą dawnych ustaw i ładu rzymskiego; zmierzaliśmy też do tego, by chrześcijanie, którzy porzucili religię swych przodków, powrócili do rozsądku. Z niewiadomego bowiem powodu owych chrześcijan ogarnął taki upór i takie zawładnęło nimi urojenie, że nie szli za ustawami ludzi starożytnych, lecz według swego uznania i zachcianki sami sobie czynili prawa i w różnych miejscach gromadzili wyznawców. Gdyśmy zaś objawili naszą wolę, by powrócili do wiary przodków, wielu z nich zostało pociągniętych do odpowiedzialności, wielu też poniosło karę, wszelako część największa trwała przy swoich przekonaniach. Doszło też do naszej wiadomości, że są tacy, którzy nie oddają czci bogom, ale też nie dochowują wierności swemu bogu. Spojrzeliśmy na te sprawy poprzez naszą niezmierzoną łagodność, zgodnie z naszym stałym obyczajem okazywania łaski wszystkim ludziom. Osądziliśmy więc, że należy również im objawić wyrozumiałość. Niechże znowu będą chrześcijanami i niech budują swoje miejsca zebrań, pod tym wszakże warunkiem, że niczego nie uczynią przeciw porządkowi. Innym listem wskażemy namiestnikom, jak mają postępować. Tak więc, zgodnie z obecnym naszym zezwoleniem, chrześcijanie winni modlić się do swego boga, prosząc o dobro dla nas, dla państwa i dla nich samych, aby państwo trwało niewzruszone, oni zaś żyli bezpiecznie w swych siedzibach.
Z wypowiedzi pisarzy chrześcijańskich można by wnosić, że edykt Galeriusza był po prostu aktem skruchy ze strony prześladowcy, który zdał sobie sprawę, że stoi w obliczu śmierci. Psychologicznie rzecz dałaby się łatwo wyjaśnić. Jest wszakże faktem, że Galeriusz złagodził swój stosunek do nowej religii już dawniej, jeszcze przed chorobą. W owym czasie najsroższe prześladowania rozgrywały się w prowincjach podległych Maksyminowi Dai, a więc w Syrii i w Egipcie. Jeśli wierzyć Euzebiuszowi, przyjął on edykt tolerancyjny z najwyższą niechęcią; jego treść przekazał swym urzędnikom tylko ustnie, potem zaś polecił pierwszemu dostojnikowi dworu, by w tej sprawie wystosował list okólny do namiestników; nie mógł bowiem przemóc na sobie odwołania poprzednich zarządzeń wprost i we własnym imieniu.
Liczne rzesze więzionych i zesłanych powracały triumfalnie do swych stron ojczystych; Maksymin rzadko skazywał na śmierć, często natomiast wtrącał na przymusowe roboty do kopalń i kamieniołomów; szczególnie opornych poddawano okaleczeniom.
Ponieważ w zachodniej części cesarstwa obaj władcy, Maksencjusz i Konstantyn, stosowali politykę bardzo liberalną, edykt tolerancyjny miał tam w praktyce znacznie mniejszy rozgłos i efekt.