Ocena pracy agenturalnej tajnego współpracownika o pseudonimie „Kamil”
Franciszek Skwierczyński przez cały okres swej legalnej działalności w ramach NSZZ „Solidarność”, a następnie w podziemnych strukturach związku, generalnie realizował zadania zlecane mu przez funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa. Do drobnych problemów we wzajemnej współpracy dochodziło rzadko i nie przekładały się one w większym stopniu na efektywność działań „Kamila”. Najpoważniejszy z nich miał miejsce pod koniec października 1980 r., gdy w trakcie posiedzenia Prezydium MKR jego członkowie debatowali nad możliwością wprowadzenia do swych struktur przez SB tajnego współpracownika, co uznano za prawdopodobne, a także rozważali kwestię domniemanej instalacji przez funkcjonariuszy podsłuchu w siedzibie MKR. Jak pisał kpt. Henryk Lewandowski, ówczesny kierownik Sekcji VI Wydziału III „A”, który na spotkaniu ze Skwierczyńskim 30 października 1980 r. zastępował por. Krężela: „TW »Kamil« poczuł się w związku z tymi wystąpieniami bardzo zagrożony — obawia się dekonspiracji i związanych z tym konsekwencji. Można było w jego zachowaniu wyczuć opory, co do dalszej współpracy [z nami], lub co najmniej niepełnego relacjonowania posiadanych wiadomości. W związku z powyższą sytuacją postanowiono na okres jednego tygodnia przerwać bezpośrednie spotkania z TW, a także unikać kontaktów telefonicznych w czasie jego pracy w MKR”.
Kryzys został zażegnany, a Skwierczyńskiemu przekazano informacje odnośnie do tego, jak powinien postępować, aby w przyszłości odsuwać od siebie wszelkie podejrzenia. Kapitan Lewandowski doradził mu, by „[...] zwracał pilną uwagę, czy nie jest przedmiotem próby ze strony ścisłego kierownictwa MKR lub czy takie próby nie są robione w stosunku do innych osób. O ile takie fakty zostaną przez niego stwierdzone, o tyle poinformuje nas o tym w ustalony sposób. Poinstruowano go także, aby starał się nie pozostawać sam, lecz zawsze w obecności innych członków MKR, na których mógłby się powołać w wypadku podejrzeń skierowanych p[rzeciw]ko niemu”.
Tajny współpracownik nabrał pewności siebie i w przyszłości sprawnie radził sobie w odpieraniu zarzutów o współpracę z SB, o co był jeszcze później kilkakrotnie oskarżany.
Skuteczne działania „Kamila” nie wynikały jednak wyłącznie ze stosowanej przez jego oficerów prowadzących techniki operacyjnej. Olbrzymią rolę odgrywała również specyfika środowiska, które Skwierczyński rozpracowywał i posiadane przez tajnego współpracownika predyspozycje indywidualne. Dopiero połączenie trzech wspomnianych aspektów pozwalało na zrozumienie tego, w jaki sposób Skwierczyński mógł działać tak długo i do końca uniknąć dekonspiracji.
W pierwszym przypadku podstawową kwestią było ścisłe przestrzeganie przez „Kamila” i kontaktujących się z nim funkcjonariuszy zasad konspiracji. Rozmowy odbywały się telefonicznie (w taki też sposób były przez Skwierczyńskiego wywoływane w trybie ekstraordynaryjnym) bądź w ustalonych uprzednio miejscach. W szczególnych sytuacjach, gdy tajny współpracownik miał do przekazania ważne informacje, nie cofał się przed wykorzystaniem jako pośrednika żony. Przy umawianiu się na spotkania ze Skwierczyńskim w okresie legalnej działalności NSZZ „Solidarność” stosowano ustalone hasła, dzięki czemu z „Kamilem” można się było kontaktować nawet w miejscu pracy (MKR). Rozmowa z oficerem prowadzącym była w miarę możliwości nagrywana na taśmę magnetofonową, którą następnie funkcjonariusz odsłuchiwał i przygotowywał stenogram będący podstawą notatki służbowej sporządzonej dla jego przełożonych. Zawierała ona najważniejsze informacje przekazane podczas spotkania przez „Kamila”, postawione mu zadania, jak również własne wnioski i uwagi. Standardowym działaniem mającym na celu ochronę TW było wykorzystywanie w papierowej dokumentacji wyłącznie jego pseudonimu, jak również wymienianie jego nazwiska przy wyliczaniu osób obecnych na opisywanych spotkaniach. Dzięki temu dokumenty, nawet gdyby dostały się w ręce niepowołanych do tego osób, stanowiłyby dla nich ograniczone źródło informacji.
Każde zadanie, jakie funkcjonariusze stawiali przed „Kamilem”, było z nim starannie omawiane, aby nie pozostawić miejsca na nieporozumienia i interpretację planowanych działań przez TW. Zdarzało się, że Skwierczyński w toku rozmowy sam wybierał optymalny dla siebie scenariusz, a nawet przedstawiał własny, generalnie wykazując się dużą inicjatywą. Dla SB, która nie mogła sobie pozwolić na utratę cennego źródła informacji, nie zawsze było to korzystne i wielokrotnie instruowano „Kamila”, by nie wcielał w życie własnych pomysłów mających według jego rozeznania przyczynić się do bardziej efektywnego rozbijania struktur związkowych. Dzięki temu niebezpieczeństwo dekonspiracji utrzymywało się na niskim poziomie. Niezwykle istotnym w tym kontekście był fakt, że działalność aparatu bezpieczeństwa miała długofalowy charakter. Oficerom prowadzącym Skwierczyńskiego zależało, by piął się on stopniowo w hierarchii władz NSZZ „Solidarność” w okresie legalnego funkcjonowania związku, w czym pomagano mu, kompromitując jego potencjalnych i realnych konkurentów.
Po zwolnieniu „Kamila” z internowania głównym celem funkcjonariuszy nie było uzyskanie szybkiego sukcesu w postaci zatrzymania szeregu osób rozpracowywanych przez Skwierczyńskiego, ponieważ osiągnięcie to okazałoby się nietrwałe. Jak pokazywało doświadczenie, struktury podziemne miały zdolności regeneracyjne, tymczasem tajny współpracownik utraciłby możliwość uczestniczenia w kolejnych spotkaniach z udziałem ich przywódców. Z analizy działań SB podejmowanych na podstawie materiałów dostarczanych funkcjonariuszom przez „Kamila” jednoznacznie wynikało, że dużo większe znaczenie miała dla nich możliwość bieżącego monitorowania aktywności podziemnych środowisk, a w dalszej perspektywie dążenie do uzyskania wpływu na ich liderów i podejmowane przez nich decyzje, aniżeli poprzestanie na rozbijaniu kolejnych struktur poprzez aresztowania. Do tych ostatnich działań aparat bezpieczeństwa przystępował dopiero wtedy, gdy istniało niebezpieczeństwo wywołania przez podziemie dużej akcji protestacyjnej, konsolidację poszczególnych jego środowisk uznano za zbyt daleko posuniętą lub — jeśli chciano wyeliminować w ten sposób osoby o zbyt niebezpiecznych dla władz poglądach (względnie działaczy zagrażających pozycji tajnego współpracownika w podziemnych strukturach lub blokujących rozwój jego wpływów). Wstrzymywanie się z niektórymi akcjami do czasu uzyskania przez „Kamila” dogodnego alibi również było praktykowane. Funkcjonariusze nigdy nie wyznaczyli Skwierczyńskiemu zadań, które przekraczałyby jego możliwości. Wszelkie przekazywane przez „Kamila” materiały (m.in. podziemne publikacje, dokumenty opozycyjnych struktur, dziennik z internowania Tadeusza Dziechciowskiego), które musiały trafić do innych działaczy, były po przeczytaniu i skopiowaniu zwracane Skwierczyńskiemu.
Chcąc maksymalnie zabezpieczyć agenta przed możliwą dekonspiracją, jego oficerowie prowadzący wykorzystywali go przede wszystkim jako źródło informacji o sytuacji w związku i podziemiu, a w mniejszym stopniu jako agenta wpływu. Wprawdzie otrzymywał on niekiedy polecenia, aby wypowiedzieć się w określony sposób na temat danej osoby, lecz najczęściej miało to na celu kierowanie podejrzeń o współpracę z aparatem bezpieczeństwa na innych działaczy związkowych. Przyjęcie, zwłaszcza po 13 grudnia 1981 r., funkcji obserwatora i ograniczone angażowanie się w konflikty interpersonalne w łonie członków podziemia (dochodziło do tego tylko wówczas, gdy było to dla „Kamila” korzystne) ograniczało możliwości wpływania na decyzje podejmowane przez liderów poszczególnych struktur, a jednak dawało możliwość aresztowania członków podziemia i likwidacji punktów poligraficznych w taki sposób, aby opozycjoniści uznali, że „wpadka” miała miejsce na skutek „przecieku”, który nie wyszedł od „Kamila”. Większą aktywność Skwierczyński zaczął wykazywać dopiero przed wyjazdem do Francji, gdy promował w szczecińskim środowisku postulaty MKO „S”.
Ten tekst jest fragmentem książki Przemysława Benkena, Magdaleny Dźwigał i Marcina Stefaniaka „Franciszka Skwierczyńskiego „tajna kronika” Szczecińskiej „Solidarności” w latach 1980–1982”:
Drugim z zasygnalizowanych aspektów, który odegrał niezwykle ważną rolę w pracy agenturalnej „Kamila”, był sposób funkcjonowania środowiska szczecińskich działaczy związkowych, w którym Skwierczyński się obracał. Na podstawie dostępnych materiałów źródłowych można sformułować wniosek, że regionalni członkowie NSZZ „Solidarność” najwyższego szczebla w okresie legalnego działania związku w niedostatecznym stopniu dostrzegali konieczność zabezpieczenia się przed aktywnością tajnych współpracowników. Wynikało to z wielu względów. Jednym z nich było funkcjonujące niemal powszechnie przeświadczenie, że pracownicy aparatu bezpieczeństwa nie mieli możliwości wprowadzenia swego informatora do Prezydium ZR. Według Krzysztofa Jagielskiego w okresie tworzenia się struktur związkowych wśród działaczy zapanował optymistyczny klimat wzajemnego zrozumienia i zaufania wynikającego ze wspólnej walki o szlachetną sprawę. Ponadto istniało nieco naiwne przekonanie o tym, że jeżeli działalność związkowców ma oficjalny charakter, SB nie będzie korzystać z usług tajnych współpracowników.
Przyjęcie tych błędnych założeń doprowadzało do zbyt dużego rozluźnienia czujności i samodyscypliny wśród poszczególnych działaczy. Gdy z biegiem czasu zaczęły między nimi narastać konflikty na tle walk o wpływy i kwestii charakterologicznych, Skwierczyński, jako obserwator wydarzeń i osoba nieopowiadająca się zdecydowanie za żadną z frakcji, zyskał możliwość zdobywania cennych informacji od osób, które szczegółowo przedstawiały słabe strony swoich oponentów. Pewne działania o charakterze „kontrwywiadowczym” zostały wprowadzone w życie przez podziemne struktury związkowe dopiero po 13 grudnia 1981 r. Były one jednak spóźnione i niekonsekwentne, gdyż „Kamil”, jako członek Prezydium ZR, uznany został przez „drugi garnitur” działaczy, którzy uniknęli internowania, za osobę poza wszelkimi podejrzeniami.
W ocenie Krzysztofa Jagielskiego to właśnie fakt piastowania przez Skwierczyńskiego wspomnianej funkcji przed wprowadzeniem stanu wojennego czynił go automatycznie, po zwolnieniu z internowania, osobą z ogromnym autorytetem. Błąd, jaki popełnili działacze podziemia, wykluczając go z grona podejrzanych o współpracę z SB, zniweczył wysiłki, jakie podejmowali oni w celu zabezpieczenia swojej działalności przed rozpracowaniem przez funkcjonariuszy. Ponieważ zakładano, że poszczególne osoby będą śledzone w drodze na spotkania struktur podziemnych, stosowano różnorodne metody zmylenia inwigilatorów (m.in. wyznaczanie spotkań z minimalnym wyprzedzeniem czasowym, nieinformowanie zaproszonych osób o docelowym miejscu spotkania, zmiana podstawionych aut w drodze do celu, zmiana wyglądu zewnętrznego zaproszonych osób i ich „kontaktów” przez stosowanie peruk, doklejanych wąsów, bród itp.). Wszystko to nie miało jednak większego znaczenia w sytuacji, gdy uczestnikiem spotkania był „Kamil”, który szczegółowo relacjonował funkcjonariuszom jego przebieg.
Co godne uwagi, większych podejrzeń wśród opozycjonistów nie wzbudzała również dobra sytuacja finansowa Skwierczyńskiego. Jak wynikało z akt pracowniczych „Kamila”, na początku grudnia 1980 r. zarabiał on w FMS „Polmo” 15,5 tys. zł miesięcznie, natomiast w marcu 1981 r. jego pensja wynosiła już 16,05 tys. zł. Jednakże podczas spotkań z oficerami prowadzącymi otrzymywał od nich niemałe kwoty pieniężne. Pod koniec listopada 1981 r. kpt. Wojciechowski złożył wniosek o stałe miesięczne wynagrodzenie dla tajnego współpracownika w wysokości 6 tys. zł, który zyskał akceptację przełożonych funkcjonariusza. Od października do grudnia 1980 r. Skwierczyński zarobił 5,5 tys. zł, w całym 1981 r. — 48,5 tys. zł, a w całym 1982 r., który był dla niego rekordowo pod tym względem udany (zainkasował wówczas m.in. 20 tys. zł nagrody) — aż 114 tys. zł. Zdobyte w ten sposób pieniądze były wykorzystywane m.in. na rozbudowę domu.
„Kamila” w oczach działaczy związkowego podziemia uwiarygadniały jego wizyty w ambasadzie amerykańskiej i francuskiej przed planowaną emigracją z kraju. Zakładano bowiem, że został on przy tej okazji szczegółowo sprawdzony przez zachodnie służby specjalne, które najwyraźniej nie znalazły żadnych przeciwwskazań do osiedlenia się Skwierczyńskiego na ich terytorium.
Ostatni element wart przeanalizowania to osobowość „Kamila” i bardzo bogate doświadczenie w pracy agenturalnej, które zdobył na długo przed sierpniem 1980 r. Jak zostało to przedstawione, Skwierczyński od połowy lat sześćdziesiątych przygotowywany był do roli tajnego współpracownika wywiadu. Chociaż ostatecznie nie wyjechał do Ameryki, gdzie zgodnie z pierwotnymi założeniami miał rozpocząć działalność, to po zatrudnieniu się w „Polmo” mógł praktycznie wykorzystać informacje przekazane mu podczas wcześniejszego szkolenia, inwigilując kolegów z pracy. Dzięki temu w sierpniu 1980 r. „Kamil” nie wymagał dodatkowego przeszkolenia i praktycznie z marszu przystąpił do rozpracowania środowiska tworzącego się NSZZ „Solidarność”. Skwierczyński wiedział na jakie kwestie zwracać uwagę, umiał rozróżnić informacje istotne od nieistotnych, rozumiał oczekiwania swoich oficerów prowadzących, a także wiedział, jak się zachowywać, aby nie wzbudzać podejrzeń inwigilowanych osób. Na podstawie zachowanych dokumentów sporządzanych przez funkcjonariuszy po rozmowach ze Skwierczyńskim w latach osiemdziesiątych można było również stwierdzić, że bycie tajnym współpracownikiem nadal go pasjonowało. „Kamil” nierzadko wykraczał poza oczekiwania, jakie mogli mieć pracownicy SB, poprzez wywoływanie dodatkowych spotkań ze swoimi oficerami prowadzącymi, przedstawianie wypracowanych przez siebie wariantów możliwych działań, przejawianie inicjatywy własnej (niekiedy wbrew wcześniejszym ustaleniom), jak również gotowości do realizacji każdego zadania, jakie mu zlecano. Wymagało to doskonałego opanowania, samodyscypliny, bezwzględności, lecz także zdolności aktorskich.
Według kolegów z działalności opozycyjnej „Franek” był osobą, która dawała się lubić, piła mniej więcej tyle samo alkoholu, co większość działaczy „Solidarności” w tamtym czasie oraz prezentowała radykalne poglądy antykomunistyczne. Nie był on przy tym człowiekiem, który wysuwałby swoją osobę na pierwszy plan (chociaż z zachowanych dokumentów SB wyłaniał się obraz tajnego współpracownika — jednostki bardzo ambitnej). Skwierczyński potrafił się umiejętnie przedstawiać jako ofiara działań komunistycznego systemu, której odmówiono przed laty wizy na wyjazd do Ameryki, a następnie przetrzymywano ją w ośrodku dla internowanych, mimo choroby wymagającej zabiegu chirurgicznego. Nie był przy tym zagrożeniem dla żadnej z najbardziej liczących się osób w związkowej hierarchii, dzięki czemu nie przykuwał nadmiernej uwagi i aż do czasu podjęcia podziemnej aktywności pozostawał na ogół w tle głównych wydarzeń.
Wprawdzie Skwierczyński, będąc tajnym współpracownikiem z własnej woli, a nie np. na skutek zastraszenia przez funkcjonariuszy lub szantażowania go ujawnieniem materiałów kompromitujących lub obciążających, miał generalnie dobre relacje osobiste z oficerami prowadzącymi (jeden z zachowanych dokumentów, będący zapisem rozmowy „Kamila” z kpt. Wojciechowskim, sugerował daleko posuniętą fraternizację obu mężczyzn), to jego działania nie zawsze były przez tych ostatnich oceniane pozytywnie. Kapitan Wojciechowski w charakterystyce „Kamila” zwrócił uwagę na niepokojące cechy, jakie zaobserwował u Skwierczyńskiego: „Najpoważniejszą z nich jest inklinacja do prowadzenia tzw. własnej polityki. Pod tym określeniem należy rozumieć samodzielne postępowanie TW [...]. Wynika ono z ambicji i inicjatywy TW. W pojedynczych przypadkach stwierdzono jednak rozbieżności w postępowaniu TW w stosunku do przekazanych wcześniej wytycznych. W jednym przypadku operacyjnie stwierdzono postępowanie wbrew zleconemu i omówionemu zadaniu, przy czym TW poprawnie ocenił faktyczny stan wiedzy poszczególnych osób, zatajając, iż sam im tę wiedzę przekazał. Drugim zaobserwowanym mankamentem jest lekkomyślność. Objawia się to w postaci gadulstwa i angażowania w swoje sprawy innych osób, a także niestronieniu od alkoholu. Elementy te TW traktuje jako czynniki wpływające pozytywnie na jego bezpieczeństwo. Przekonał się, że postępowanie takie jest słuszne i traktuje je jako żelazną regułę, często bez uprzedniej konsultacji”.
Cytowane zachowanie Skwierczyńskiego wynikało z jego wieloletniego doświadczenia i doskonałej znajomości osób, które inwigilował. Na tej podstawie podejmował on decyzje mające przynieść jak największe efekty przy ograniczeniu ryzyka dekonspiracji. Wiązało się to nierzadko z wykraczaniem poza zbyt wąskie w jego mniemaniu ramy działań zakreślane przez funkcjonariuszy. Tym ostatnim nie mogło się to podobać, gdyż tajny współpracownik wymykał się ich pełnej kontroli, niemniej okazało się, że „Kamil” wybrał formy aktywności, które umożliwiły optymalne wykorzystanie jego możliwości.