Kazimierz Nowak, czyli rowerem tam i z powrotem

opublikowano: 2021-11-28, 14:00
wszelkie prawa zastrzeżone
W ciągu pięciu lat (1931–1936) Kazimierz Nowak, zapalony rowerzysta, prawdopodobnie jako pierwszy Polak przewędrował Afrykę – z północny na południe i z powrotem. Zrobił to we własnym zakresie, bez wsparcia finansowego i politycznego swojej ojczyzny czy jakiejś instytucji bądź firmy. Po II wojnie światowej jego wyczyn został w znacznej mierze zapomniany, jednak od ponad dwudziestu lat trwają starania nad przywróceniem temu podróżnikowi miejsca w pamięci rodaków.
reklama

Kazimierz Nowak urodził się 11 stycznia 1897 roku w Stryju niedaleko Lwowa, w ówczesnym zaborze austriackim, znajdującym się po odrodzeniu Polski w jej granicach (obecnie na Ukrainie). Jego rodzicami byli Stanisław i Maria. Niewiele wiemy o pierwszych latach życia Kazimierza. Prawdopodobnie uczęszczał on do Szkoły Podstawowej imienia Jana Kochanowskiego w swej miejscowości. Około 1911 roku Nowakowie przeprowadzili się do Lwowa.

[…]

W kraju faraonów

4 listopada 1931 roku Nowak, zostawiwszy żonę i dzieci, wyjechał z Boruszyna do Poznania, a następnie udał się pociągiem do Rzymu.

Nie przyjechałem do Afryki, by się wzbogacić ani by pobić jakiś rekord. Nie prowadzę żadnego motoru, a tym samym żadna z wielkich fabryk nie finansuje mego przedsięwzięcia. Ani państwo, gdy wyruszałem, nie podało mi swej dłoni: ostatnie dwadzieścia złotych, jakie jeszcze w Rzymie posiadałem, musiałem zapłacić w polskim konsulacie za przedłużenie paszportu (Kazimierz Nowak, Rowerem i pieszo przez Czarny ląd, s. 139–140).
Kazimierz Nowak w czasie rozmowy z arabską rodziną, Trypolitania, grudzień 1931 roku (fot. NAC)

Stamtąd swoim siedmioletnim rowerem pojechał do Neapolu. 26 listopada wsiadł razem z nim na statek, którym płynął przez Morze Śródziemne do Trypolisu. Polak nocował w namiocie rozbitym pod miastem.

Niegdyś, zanim poznałem Afrykę, słysząc o pustyni, a w szczególności o Saharze, wyobrażałem sobie jakiś olbrzymi szmat ziemi pokrytej piaskiem, gdzie z nudów można było oszaleć, gdyż króluje tam wszechwładnie monotonia pozbawiona wszelkiego życia. Jakże inna okazała się później ta wspaniała kraina z bajki, piękna i pełna romantyzmu, groźna jednak, tchnąca powiewem śmierci. Właśnie ta groza, to niebezpieczeństwo miało dla mnie nieodparty urok i gdy po wielu długich tygodniach wędrówki otoczył mnie gwar ludzki, poczułem głęboki żal, że czarowny sen już minął (Kazimierz Nowak, Rowerem i pieszo przez Czarny ląd, s. 48).

Od 30 listopada, kierując się rowerem przez pustynię na południowy, a następnie północny wschód, Nowak dotarł do oazy Maradah, gdzie wzbudził sensację swoim środkiem transportu. Stamtąd zabrano go samochodem do Bengazi, gdzie włoskie władze kolonialne z uwagi na niespokojną sytuację w regionie i walki z powstańcami nakazały Nowakowi kontynuować swą podróż nie przez interior, a wzdłuż afrykańskiego brzegu. Polak powrócił więc po swój rower do Maradah, skąd udał się ponownie do Bengazi, a później wybrzeżem Cyrenajki pojechał na wschód do Aleksandrii w Egipcie, gdzie dotarł w połowie 1932 roku.

Następnie skierował się w stronę Nilu, od którego zrobił sobie jeszcze wycieczkę nad Kanał Sueski. Wreszcie powrócił nad rzekę, wzdłuż której ruszył rowerem na południe do Asuanu. Stamtąd popłynął statkiem, przekroczył granicę z Sudanem (stanowiącym wówczas kondominium brytyjsko-egipskie) i dotarł do Wadi Halfa. Jako iż tamtejsze władze zabroniły mu samotnej podróży przez pustynię, do Chartumu, stolicy kraju, Kazimierz przyjechał pociągiem. Później rowerem i pieszo, częściowo przez mokradła, dotarł do Juby.

reklama

Przez środek Afryki

Od początku 1933 roku Nowak, nękany objawami malarii, kontynuował swą podróż na południe, głównie rowerem, przez sawannę i las równikowy, szlakiem Wielkich Jezior Afrykańskich. W Kongu Belgijskim (obecnie Demokratyczna Republika Konga) poznał między innymi lud Mbuti stanowiący odłam Pigmejów:

Ci prawdziwi leśni ludzie w puszczy się rodzą, puszcza ich żywi, w puszczy kości swe składają na polanie, którą sami wykarczowali. Prawie nadzy, mając zwierzyny i grzybów las pełen, nie potrzebują jakichkolwiek pieniędzy. Łakomi jedynie na sól, którą jedzą jak nasze dzieci cukier, toteż gość, który im garść tego przysmaku sypnie, jest od razu w przyjaźni zażyłej. Domy swoje stawiają w głębi lasu, tam gdzie czują dużo zwierzyny. Są to niziutkie szałasy, podobne do mrowisk raczej niż do mieszkań ludzkich, sklecone jakby naprędce z giętkich gałęzi liściem pokrytych. Wewnątrz rozkładają futerka upolowanych za pomocą przemyślnych pułapek małp, by chroniły ich w nocy od chłodnej wilgoci ziemi. Wokół domostwa ścinają nożami kilka drzew, aby było przestronniej i aby się ochronić przed żmijami (Kazimierz Nowak, Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd, s. 127–128).
Kazimierz Nowak w drodze do masywu górskiego Ruwenzori w 1933 roku (fot. NAC)

Przedstawiciele tej grupy etnicznej skojarzyli się Polakowi z krasnoludkami ze znanych mu europejskich bajek. Mieli też cechować się miłym, przychylnym i dobrym usposobieniem względem gości. Następnie Nowak zboczył na trochę ze swej trasy, by wspinać się po masywie Ruwenzori, znajdującym się na granicy Konga Belgijskiego z brytyjskim Protektoratem Ugandy (obecnie niepodległa Uganda). Tam podróżnik dotrzeć miał jako pierwszy Polak w tym paśmie górskim (przynajmniej według jego wiedzy) do wysokości czterech i pół tysiąca metrów nad poziomem morza i spędzić noc wśród wiecznych śniegów.

Kolejnym krajem, przez który Kazimierz przejeżdżał, była również kontrolowana przez Belgów Ruanda-Urundi (obecnie oddzielne państwa Rwanda i Burundi). W jej stolicy, Bużumburze, podróżnik przedstawiony został przez administratora okręgu królowi Mutuarze III. Zdaniem Polaka był to młody, wysoki, dość dobrze władający językiem francuskim władca. Choć należał do majętnych ludzi – posiadał nawet własny samochód – to nie cieszył się ze swego stanowiska, między innymi z powodu podległości wobec europejskich nadzorców. Niedługo potem Nowak powrócił do swej podróży na południe, ponownie wkraczając na terytorium Konga Belgijskiego. Przez jakiś czas wędrował wzdłuż jeziora Tanganika, a niekiedy korzystał z transportu tubylczymi łódkami po tym akwenie.

reklama

Kolejny etap jazdy rowerem, od listopada 1933 do stycznia 1934 roku, objął Rodezję Północną (obecnie Zambia) i Rodezję Południową (dzisiejsze Zimbabwe). Podróżnik dwa dni spędził w okolicy Wodospadów Wiktorii, które znajdują się na granicy obu krajów. Następnie, 23 stycznia, wjechał na terytorium Związku Południowej Afryki (obecnie Republika Południowej Afryki).

Wśród rodaków

Skierowawszy się na południowy zachód przez Johannesburg i Kimberley, 28 kwietnia 1934 roku Kazimierz dotarł do Przylądka Igielnego – najdalej wysuniętego na południe punktu Afryki, gdzie nocował przez ostatnie trzy dni tego miesiąca.

Rozbiwszy namiot, czułem się tak przeraźliwie samotny, jak nigdy dotąd. Byłem w najodleglejszym od domu punkcie podczas całej mej tułaczki. Skądś napłynęło pytanie, czy zdołam dotrzeć z powrotem do Polski. Przede mną nowych kilkanaście tysięcy kilometrów pustyń, puszcz, dzikich dżungli i lasów dziewiczych. Nowe kraje, nowe ludy i nowy znojny trud przede wszystkim. Napotkam bez wątpienia grząskie, zdradliwe bagna, pełne wszelkiego paskudnego robactwa. Przyjdzie mi się zmierzyć z niejednym zgłodniałym, niebezpiecznym drapieżnikiem. Nieraz stanę w obliczu głodu, udręki pragnienia i niepojętych cierpień choroby. Ileż razy obudzi mnie i nie pozwoli zasnąć przenikliwy chłód nocy? Jak wiele pogrążonych w duszącej spiekocie dni marszu mnie czeka? Jakich ludzi spotkam na trasie swej wędrówki? Te wszystkie myśli, kołacząc się po głowie, nie dawały usnąć (Kazimierz Nowak, Rowerem i pieszo przez Czarny ląd, s. 212).

Ten tekst pochodzi z książki Mateusza Będkowskiego „Polacy na krańcach świata: XX wiek”. Zamów e-booka i wspieraj nasz portal!

Polecamy e-booka Mateusza Będkowskiego „Polacy na krańcach świata: XX wiek”

Mateusz Będkowski
„Polacy na krańcach świata: XX wiek”
cena:
11,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
145
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-48-8

Zobacz też nasze pozostałe e-booki!

1 maja Nowak ruszył w dalszą drogę. Po ośmiu dniach dojechał do Kapsztadu – stolicy legislacyjnej Związku Południowej Afryki. Mimo że Brytyjczycy oferowali mu podróż statkiem, ten już kilka miesięcy wcześniej zdecydował się na powrót do Europy drogą lądową. Choć nadal cierpiał z powodu malarii, od 29 maja kontynuował jazdę na swym rowerze. 23 czerwca przekroczył granicę na rzece Orange i wkroczył do kontrolowanej wówczas przez ZPA Afryki Południowo-Zachodniej (obecnie Namibia). Tam w końcu rozpadł mu się przywieziony z Polski środek transportu.

19 lipca podróżnik dotarł do Gumuchab na skraju pustyni Kalahari, gdzie zatrzymał się u polskiego farmera – Mieczysława Wiśniewskiego. Przybył on z zaboru pruskiego i osiedlił się w tej części Afryki na początku XX wieku, gdy obszar ten stanowił jeszcze kolonię niemiecką. Wiśniewski zabrał swego gościa na kilka dni (przełom lipca i sierpnia) samochodem do Windhuk, stolicy kraju. Tam Nowak załatwić musiał sprawy urzędowe związane z dalszą podróżą.

reklama
Karawana Kazimierza Nowaka na Saharze w 1936 roku (fot. NAC)

Od farmera Kazimierz otrzymał także do dalszej jazdy konia o imieniu Ryś. Nowak dokupił też u niego (częściowo na kredyt) drugiego – nazywał się Żbik. Ryś został koniem wierzchowym (Nowak pokonał na nim łącznie około trzech tysięcy kilometrów), natomiast Żbik transportował bagaż.

Nowak w dalszą drogę wyruszył 21 sierpnia. Niestety Żbik okazał się zbyt słaby na taką podróż i już dwa dni później Polak wymienił go u pewnego Bura na innego konia o imieniu Cowboy, którego rowerzysta również wykorzystywał do przewozu ekwipunku.

5 listopada Kazimierz wkroczył do portugalskiej Angoli. 20 grudnia dotarł do Nowej Lizbony (obecnie Huambo). Od 26 grudnia 1934 roku do 29 stycznia 1935 roku przebywał w pobliskiej posiadłości o nazwie Bõa Serra, należącej do hrabiego Michała Zamoyskiego (1901–1957), który przyjechał do tego kraju w grudniu 1929 roku w ramach niezbyt udanej akcji osadniczej Ligi Morskiej i Kolonialnej. Następnie, 30 stycznia w Nowej Lizbonie, gdzie Nowak został podwieziony przez hrabiego, podróżnik sprzedał mu swoje konie za równowartość około piętnastu funtów. Wreszcie, 2 lutego udał się na pożyczonym od Zamoyskiego rowerze w stronę rzeki Kasai – około osiemset kilometrów na wschód – w okolice której dotarł 26 marca.

Długi powrót do domu

8 kwietnia Nowak popłynął Kasai na dwóch czółnach, specjalnie dla niego wykonanych przez miejscowych (ukończone kolejno 3 i 6 kwietnia), połączonych burtami i nazwanych przez Polaka „Poznań I”. Utracił je jednak już trzeciego dnia spływu na bystrzycy. Swoją podróż musiał więc kontynuować pieszo – pożyczony rower odesłał właścicielowi, a jego bagaż transportowali, podobnie jak na niektórych wcześniejszych odcinkach, wynajęci tragarze.

30 kwietnia Kazimierz znów przekroczył granicę Konga Belgijskiego, a 23 czerwca dotarł do Luebo. W okolicy tej miejscowości trzy dni później nabył nową, trzynastometrową łódź, na której dobudował kabinę i którą nazwał na cześć swej żony „Maryś”. W uroczystości jej chrztu 1 lipca brały udział lokalne władze i duchowny. Warto zauważyć, że na łódce powiewała polska flaga.

Tak znalazłem się znowu sam na długie dni i noce – kapitan, sternik, kucharz i majtek w jednej osobie na stateczku pod polską banderą… wśród puszcz afrykańskich. Wyobrażam sobie, że w ten sposób nie żeglował dotąd biały człowiek na tej rzece. „Maryś” ślizga się po falach coraz lżej, opanowuję ją, jak swego czasu Rysia, który pierwszego dnia pokazał mi ogon, a potem chodził za mną jak cień i był wiernym przyjacielem, o ile go amory nie brały. Ręce nienawykłe do wiosła, krwawią, a jednak ustać nie wolno. Przeciwny wicher wzmógł się, po obu stronach czyha śmierć w postaci najeżonych olbrzymich oszczepów, które fala wyrwała z ziemi, promienie słońca wysuszyły i wyostrzył upływ czasu. Pod wieczór dopiero wiatr omdlał, zgasło słońce, płynąłem, wypatrując przystani (Kazimierz Nowak, Rowerem i pieszo przez Czarny ląd, s. 303).
reklama

Nowy spływ Polak rozpoczął 3 lipca 1935 roku. Rzekami Lulua, Kasai i Kongo dotarł 7 września do Léopoldville (obecnie Kinszasa, stolica Demokratycznej Republiki Konga). W ciągu kilkudniowego pobytu w mieście poznał paru mieszkających tam rodaków i kupił nowy rower na dalszą podróż. Następnie zostawił swoją łódkę i popłynął miejscową motorówką do znajdującego się po drugiej stronie rzeki Brazzaville, stolicy ówczesnej Francuskiej Afryki Równikowej (obecnie niepodległej Republiki Konga). Po załatwieniu wszelkich spraw formalnych, pod koniec września, pojechał na północ, by na początku kwietnia 1936 roku dotrzeć swym rowerem w okolicę jeziora Czad.

Stamtąd na kupionym dromaderze Ueli i z wynajętym poganiaczem, w ramach karawany (władze kolonialne nie chciały pozwolić Polakowi na dalszą samotną podróż), Nowak przemierzał przez pięć miesięcy pustynię aż do Warkala w Algierii. Tam sprzedał wielbłąda, a także część ekwipunku, która nie była już potrzebna. Ostatni, liczący około tysiąca kilometrów, etap afrykańskiej wyprawy, z Warkala do Algieru, pokonał swym rowerem i pieszo 24 listopada.

Przeogromną jest ma radość z pokonania tego ostatniego tysiąca kilometrów, przebytego rowerem przez słony Tanezruft, czyli Pustynię Pragnienia. Był to być może najtrudniejszy w całej podróży etap, poza bowiem sterczącymi śnieżnymi szczytami na granicy Sahary i pasmami gór nadmorskiej Algierii, przez które trzeba się było przebijać, trafiłem na porę bardzo uciążliwych burz, tym trudniejszych do zniesienia, że wracałem z kraju wiecznego upalnego lata i nie miałem się nawet czym okryć. Grzęznący w piaskach rower niósł mnie tylko na małych odcinkach. Większą część trasy od oazy Uargla [Warkala – przyp. M.B] przez Touggourt, Biskrę, i Bou Saada zmuszony byłem przebyć pieszo. I jakby w nagrodę za cały ten trud od Bou Saada aż po Algier biegła piękna asfaltowa szosa, tak zwana Route Nationale Nr 8, droga, która zwieńczyła moją pięcioletnią podróż po kontynencie (Kazimierz Nowak, Rowerem i pieszo przez Czarny ląd, s. 389–390).
reklama

Po dotarciu na miejsce za swoje ostatnie oszczędności Nowak kupił ciepłe ubranie i bilet na prom do Marsylii. Następnie przez Beaulieu udał się do Paryża, skąd pociągiem, za pożyczone pieniądze, przez Niemcy powrócił do ojczyzny. W nocy z 22 na 23 grudnia 1936 roku w Zbąszyniu przekroczył granicę niemiecko-polską. Kazimierz dojechał do Poznania, gdzie jego rodzina zamieszkała ponownie w 1933 roku (z tego miasta Maria pomagała mężowi w kontaktach z krajową prasą i wydawnictwami, a także w zaopatrywaniu go w materiały do wykonywania zdjęć i sprzęt rowerowy).

Kazimierz Nowak przed swoim namiotem na Przylądku Igielnym, kwiecień 1934 roku (fot. NAC)

Ostatnie lata

W ciągu pięciu lat Kazimierz Nowak przemierzył około czterdziestu tysięcy kilometrów, głównie rowerem (ale także pieszo, konno, na wielbłądzie, czółnem i pociągiem), z północy na południe Afryki i z powrotem – jako pierwszy znany człowiek na świecie. Pieniądze na podróż, jak i na utrzymanie rodziny uzyskiwał z pisania reportaży (łącznie opublikował ich wówczas kilkaset) i robienia zdjęć (etnograficznych, przyrodniczych i autoportretów – wykonał ponad dziesięć tysięcy fotografii) dla gazet polskich (między innymi: „Na Szerokim Świecie”, „Naokoło Świata”, „Ilustracja Polski”, „Przewodnik Katolicki”, „Kurier Warszawski”, „Światowid”, „Dziennik Poznański” oraz „Kurier Poznański”), a także zagranicznych („Southern Cross”, „Huisgenoot”). Aparat fotograficzny Contax rowerzysta zakupił jeszcze przed wyprawą w poznańskiej pracowni fotograficznej Kazimierza Gregera, do Luksoru zaś, gdzie odebrał go w 1932 roku, wysłała mu go Maria.

Tak, Bóg dopomógł! Pokonałem dwukrotnie przestrzeń długości Afryki! (…) Całe pięć lat – długi okres, ale gdy dziś myślę o minionych latach, zdaje mi się, że były one jedynie snem krótkim. Snem o dżungli, o pustyni, o wolności… i gdyby nie te tysiące zdjęć, które zrobiłem w Afryce, może uwierzyłbym nawet, iż był to tylko cudowny sen! (Kazimierz Nowak, Rowerem i pieszo przez Czarny ląd, s. 389–390).

Po powrocie Nowak wygłosił serię wykładów na temat Afryki, między innymi w Poznaniu, Krakowie i Warszawie. Usiłował też bezskutecznie podjąć pracę jako reporter we Francji. Następnie planował kolejną wyprawę, tym razem do Azji. Niestety podupadł na zdrowiu przez nawroty malarii. Jesienią 1937 roku dostał również zapalenia okostnej lewej nogi. Po operacji nabawił się ponadto zapalenia płuc, w wyniku którego wycieńczony zmarł 13 października 1937 roku w Szpitalu Miejskim w Poznaniu.

Kazimierz Nowak został pochowany na Cmentarzu Górczyńskim w Poznaniu w swym stroju podróżnym. Na czele orszaku pogrzebowego delegacja harcerska niosła sztandar Ligi Morskiej i Kolonialnej (choć wbrew nadziejom przedstawicieli tej organizacji wędrowiec nie podzielał kolonialnych ambicji państwa polskiego – był wielkim krytykiem europejskiego kolonializmu). Niestety w późniejszych latach ślad po grobie rowerzysty zaginął. Maria Nowak w 1953 roku przeprowadziła się z Poznania do córki mieszkającej w Gdańsku, gdzie dożyła reszty swoich dni.

Ten tekst pochodzi z książki Mateusza Będkowskiego „Polacy na krańcach świata: XX wiek”. Zamów e-booka i wspieraj nasz portal!

Polecamy e-booka Mateusza Będkowskiego „Polacy na krańcach świata: XX wiek”

Mateusz Będkowski
„Polacy na krańcach świata: XX wiek”
cena:
11,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
145
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-48-8

Zobacz też nasze pozostałe e-booki!

reklama
Komentarze
o autorze
Mateusz Będkowski
Absolwent Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. W 2011 roku obronił pracę magisterską pt. „Wyprawa Stefana Szolc-Rogozińskiego do Kamerunu w latach 1882–1885”, opublikowaną następnie w „Zielonkowskich Zeszytach Historycznych” (nr 2/2015). Interesuje się losami polskich podróżników i odkrywców na przestrzeni dziejów, szczególnie w XIX wieku. Na ich temat publikował artykuły m.in. w czasopismach „Mówią Wieki” i „African Review. Przegląd Afrykanistyczny”, a także w portalu „Tytus.edu.pl”. Część z tych tekstów znalazła się w pięciu ebookach autora z serii „Polacy na krańcach świata” wydanych w latach 2015–2019. Trzy pierwsze z nich ukazały się w formie papierowej w jednym zbiorze pt. „Polacy na krańcach świata: XIX wiek” (Warszawa 2018). Jest także autorem książki pt. „Polscy poszukiwacze złota” (Poznań 2019). Obecnie pracuje w Muzeum Historii Polski przy tworzeniu wystawy stałej.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone