Karolina Kaczorowska: ostatnia Pierwsza Dama II Rzeczypospolitej
Ten tekst jest fragmentem książki Iwony Walentynowicz „Karolina Kaczorowska. Pierwsza Dama Emigracji”.
Dzień, w którym Karolina Kaczorowska stanęła u boku swego męża Ryszarda, obejmującego urząd prezydenta Najjaśniejszej Rzeczypospolitej poza zniewolonym krajem, przyjmując honorowy tytuł Pierwszej Damy, był dla państwa Kaczorowskich dniem szczególnym ze względu na wyjątkową datę. Dziewiętnastego lipca 1989 roku obchodzili bowiem trzydziestą siódmą rocznicę zawarcia związku małżeńskiego. Nieodłącznym rocznicowym zwyczajem pary małżeńskiej była uroczysta kolacja w eleganckiej restauracji, wyjście do teatru i bukiet czerwonych róż od męża. Był to dla nich jeden z najważniejszych rytuałów w roku.
W pamiętny wieczór 1989 roku Karolina i Ryszard Kaczorowscy celebrowali swoją rocznicę w teatrze Westminster, oglądając sztukę Idealny mąż. Wcześniej, po drodze do teatru, zajechali na 43 Eaton Place, gdzie znajdowała się siedziba prezydentów II Rzeczypospolitej Polskiej, nazywana przez członków Rządu Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie i polską emigrację „Zamkiem”. Ryszard Kaczorowski piastował wówczas stanowisko ministra spraw krajowych, była to więc siedziba jego urzędu. Tym razem chcieli tylko sprawdzić, czy nie trzeba odwieźć do domu ich wieloletniego przyjaciela, prezydenta Kazimierza Sabbata. Jego małżonka przebywała wówczas w szpitalu, chcieli go wesprzeć, bo czuli, że mogą być mu w tych chwilach potrzebni. Nie zastali go jednak na Zamku, uznawszy więc, że wrócił już do domu, ze spokojem udali się do teatru.
To był upalny wieczór. Podczas antraktu większość gości wyszła na ulicę przed budynek teatru. Pani Karolina zwróciła się do męża, który wysunął rękę w jej stronę, by mogła ująć go pod ramię i swobodnie spacerować u jego boku w eleganckiej długiej błękitnej sukni:
– Wyjdźmy, proszę, i my na chwilkę na zewnątrz. Zaczerpniemy tylko odrobinę świeżego powietrza i wrócimy do środka, bo sztuka jest przezabawna.
Gdy państwo Kaczorowscy stanęli przed gmachem teatru, nadjechał samochód, z którego wysiadł minister spraw zagranicznych Zygmunt Szkopiak wraz z podsekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Krajowych Włodzimierzem Olejnikiem. Minister Szkopiak zwrócił się do Ryszarda Kaczorowskiego:
– Panie Prezydencie! Koniecznie musi pan natychmiast przybyć na Zamek w celu zaprzysiężenia.
Wieść o nagłej śmierci prezydenta Kazimierza Sabbata, który zasłabł na ulicy w drodze do domu i zmarł, zanim zdołano go dowieźć do szpitala, była dla państwa Kaczorowskich i całej londyńskiej Polonii, która wysoko oceniała jego działania, ogromnym szokiem. Ryszard Kaczorowski, mianowany przez swego przyjaciela prezydenta Sabbata jego konstytucyjnym następcą, nie sądził, że do tego dojdzie. Po pierwsze, ze względu na dynamiczne zmiany, jakie zachodziły w tym czasie w Polsce, a po drugie, że nic nie zapowiadało tak gwałtownego pogorszenia się zdrowia prezydenta. Na krótko przed nagłym zgonem przyjmował jeszcze członków rządu RP i konferował z przedstawicielem ugrupowania niepodległościowego z kraju. Nikt z jego najbliższych współpracowników ani rodziny nie podejrzewał, że serce prezydenta, przepojone miłością do Polski, jest już blisko kresu.
Prawną podstawą legalności rządu RP poza granicami Polski był artykuł 24 Konstytucji RP z 23 kwietnia 1935 roku. W chwili napaści Niemiec i Związku Sowieckiego na Polskę we wrześniu 1939 roku urząd prezydenta RP sprawował Ignacy Mościcki, a stanowisko premiera obejmował Felicjan Sławoj-Składkowski. Władze RP w celu zapewnienia ciągłości istnienia rządu przeniosły swoją działalność do Francji, początkowo do Paryża, następnie do Angers. 30 września 1939 roku prezydent Mościcki przekazał władzę Władysławowi Raczkiewiczowi, który rozwiązał sejm i senat oraz powołał do życia Radę Narodową z Ignacym Paderewskim na czele, która miała być organem doradczym rządu. Premierem został generał Władysław Sikorski.
Po kapitulacji Francji w czerwcu 1940 roku władze RP przeniosły się do Anglii, gdzie działały w Londynie przez pięćdziesiąt lat. Mimo że po 1945 roku Brytyjczycy uznali komunistyczny rząd w Warszawie, rząd polski, którego siedzibą była stolica Wielkiej Brytanii, działał na arenie międzynarodowej i miał ogromny elektorat liczący setki tysięcy Polaków przebywających poza granicami kraju. Poza Radą Narodową pracowały tu ministerstwa, funkcjonował system podatkowy. Symboliczna nazwa londyńskiej siedziby prezydentów RP – Zamek – była nawiązaniem do Zamku Królewskiego w Warszawie. Prezydencki Zamek był centrum „Polski londyńskiej”, wokół którego działały różne ośrodki i organizacje, prasa, szkoły, co razem tworzyło samowystarczalne społeczeństwo, na tyle stabilne, że rząd brytyjski, choć formalnie go nie uznawał, to akceptował jego funkcjonowanie. Głównym zadaniem władz Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźstwie, do których należał prezydent RP, rząd RP oraz Rada Narodowa RP, była kontynuacja walki o suwerenność kraju.
Zaprzysiężenie Ryszarda Kaczorowskiego na prezydenta RP nastąpiło tego samego wieczoru na Zamku, tuż po śmierci prezydenta Sabbata, w obecności generała Klemensa Rudnickiego, Stefana Soboniewskiego – przewodniczącego Rady Organizacji Kombatanckich PSZ na Zachodzie, księdza superiora Tadeusza Spornego TJ, Artura Rynkiewicza – prezesa Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii, Jerzego Ostoi-Koźniewskiego – podsekretarza stanu w Ministerstwie Skarbu, doktor Lidii Ciołkowskiej – przewodniczącej Rady Naczelnej PPS, profesora doktora inżyniera Mieczysława Sas-Skowrońskiego – przewodniczącego Niezależnego Ruchu Społecznego i rektora Polskiego Uniwersytetu na Obczyźnie, Stanisława Wiszniewskiego – ministra sprawiedliwości i p.o. prezesa Rady Ministrów, Zygmunta Szadkowskiego – przewodniczącego Rady Naczelnej RP, Zygmunta Szkopiaka – ministra spraw zagranicznych, pułkownika dyplomowanego Jerzego Morawicza – ministra spraw wojskowych, Ludwika Łubieńskiego – prezesa Głównej Komisji Skarbu Narodowe[1]go, Stanisława Wąsika – przewodniczącego PPS, Bohdana Wendorffa – szefa Kancelarii Cywilnej Prezydenta RP.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Iwony Walentynowicz „Karolina Kaczorowska. Pierwsza Dama Emigracji” bezpośrednio pod tym linkiem!
Karolina Kaczorowska została Pierwszą Damą Rzeczypospolitej Polskiej – Pierwszą Damą Emigracji. Odtąd tę niezwykle ważną funkcję łączyła nie tylko z rolą żony, matki i znakomitego pedagoga, ale potrafiła zaangażować się jeszcze bardziej w działanie na rzecz potrzebujących Polaków w Wielkiej Brytanii i w ojczyźnie. Była prawdziwą Damą! Elegancką, dostojną, piękną, z delikatnym przyjaznym uśmiechem i łagodnym spojrzeniem. Z postawą pełną wdzięku i jednocześnie dojrzałości, pełna dumy, godności oraz poczucia własnej wartości. Z pokładami niespożytej energii, gotowością niesienia pomocy i dobrego słowa dla każdego bez wyjątku. Miała niezwykły dar zjednywania sobie ludzi, rozmawiania z nimi, słuchania ich i okazywania prawdziwego zrozumienia.
Przez cały czas pełnienia zaszczytnej funkcji Pierwszej Damy odczuwała wielką opiekę Boga, tak tłumaczyła swoją wytrwałość i siły, które pozwalały jej na ofiarną pracę na rzecz polskiego społeczeństwa. Państwo Kaczorowscy bardzo często przyjmowali gości na urzędowych kolacjach, do Prezydenta przychodziło również mnóstwo osób w różnych sprawach. Przy stole z wyśmienitymi daniami, przygotowywanymi przez panią domu, zawsze panowała pogodna, serdeczna atmosfera. I chociaż Ryszard Kaczorowski był bardzo zajętym człowiekiem, całymi tygodniami żona widywała go dopiero późnym wieczorem lub rano, często też wyjeżdżał na dłużej z oficjalnymi wizytami, w których małżonka, jako pedagog szkolny nie zawsze mogła mu towarzyszyć, to nigdy nie narzekała ani nie naciskała, by zrezygnował z części obowiązków i więcej czasu poświęcał jej i dzieciom.
Ona również była bardzo aktywna społecznie i zawodowo, a także towarzysko. Zawsze otaczało ją grono przyjaciółek, ze wszystkimi żyła w zgodzie, dobrego słowa nie szczędziła także sąsiadom. Sąsiadką mieszkającą przy tej samej ulicy co państwo Kaczorowscy była Jadwiga Komorowska-Delawska, dyrektorka szkoły w osiedlu Koja, która po wojnie zamieszkała ze swoimi siostrami w Londynie. Panie zostały przyjaciółkami na wiele lat. Niesamowite bywają koleje losu. Kto by pomyślał, że uczennica zaprzyjaźni się z dyrektorką swojej szkoły.
Prezydentowa Karolina Kaczorowska nie zaprzestała działalności w Kole Pań w parafii jezuickiej przy Willesden Green, w którym udzielała się od początku jego powstania. Do zadań koła należało wspieranie akcji podejmowanych przez jezuitów oraz Radę Duszpasterską, a także inicjowanie własnych przedsięwzięć w ramach pomocy potrzebującym Polakom. Członkinie koła prowadziły także kawiarenkę parafialną, w której sprzedawały potrawy, wypieki i napoje przez siebie przyrządzone. Prezydentowa postanowiła wtedy nauczyć się lepienia pierogów, które potem mroziła i miała gotowe, gdy przychodził czas na jej dyżur. Najwięcej pracy było w piątki podczas wieczornych męskich spotkań na brydża oraz po niedzielnych mszach świętych. Panie brały też aktywny udział w przygotowaniach i obsłudze zabaw parafialnych, dni seniora oraz kiermaszów bożonarodzeniowych i wielkanocnych. Czasem, kiedy Karolina Kaczorowska, która przez wiele lat pełniła także funkcję prezesa Koła Pań, miała wieczorny dyżur w kawiarence, przyjeżdżał po nią mąż i zawsze z ochotą pomagał żonie, np. przynosząc ciężką skrzynkę z napojami. Nie uchodziło to uwadze koleżanek.
– Panie prezydencie, czy to przystoi, żeby tak wysoka rangą osoba, jak pan prezydent, nosiła skrzynki z napojami? – komentowały zadziwione.
– Drogie panie, poza tym, że jestem prezydentem, jestem także mężczyzną i dżentelmenem – odpowiadał przewrotnie i obdarzał swoje rozmówczynie szerokim uśmiechem.
Charytatywna działalność Koła Pań, tak jak wszystkich organizacji emigracyjnych, była bardzo potrzebna. Nawet najdrobniejsza pomoc z jakiejkolwiek strony sprawiała, że każde przedsięwzięcie Polaków kończyło się sukcesem. Na przykład na budowę POSK-u przekazywały środki finansowe liczne organizacje oraz darczyńcy. Pani Prezydentowa razem z Kołem Pań przekazała na ten cel sześciotygodniowy dochód. Bez tak wielu inicjatyw ze strony Polaków projekt budowy ośrodka społeczno-kulturalnego nie miałby szansy realizacji. Tymczasem na otwarciu okazałego centrum kulturalnego bawiła się cała Polonia, a córki państwa Kaczorowskich jako harcerki pełniły dyżury przy windach i kierowały gości do sali bankietowej.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Iwony Walentynowicz „Karolina Kaczorowska. Pierwsza Dama Emigracji” bezpośrednio pod tym linkiem!
W POSK-u do dziś odbywają się różne wystawy, spotkania, koncerty, pokazy filmów, wystawiane są sztuki teatralne, jest polski klub, księgarnia, kawiarnia, a także restauracja „Łowiczanka”, która słynie z szerokiego wyboru tradycyjnych dań polskich. Tutaj też odbywały się szczególne spotkania, bo organizowane przez „polskich tułaczy”, czyli Polaków, dla których w czasie wojny na pewien czas domem stała się Afryka, Indie lub Iran. W celu upamiętnienia poszczególne grupy nadawały sobie nazwy związane z miejscami, w których przebywali. Tym sposobem utworzyły się grupy „Persów”, „Hindusów”, „Afrykańczyków”. Jeśli spotykały się same kobiety, to mówiły o sobie „Afrykanki”. I w takich grupkach, po kilka, kilkanaście osób, spotykali się raz w tygodniu przy herbacie, aby wspominać życie w osiedlach albo w przedwojennej Polsce. Swój zespół „Afrykanek” miała również prezydentowa Karolina Kaczorowska. Jeden dzień w tygodniu, np. wtorek, zarezerwowany był właśnie na wspólne spędzenie czasu. W takich grupach zawiązywały się przyjaźnie, wspierano się wzajemnie, szczególnie w początkowym trudnym okresie, a także starano się utrzymywać pamięć o polskiej historii. Spotkania te były zalążkiem działalności Sybiraków na szeroką skalę już w wolnej Polsce. Jedną z takich organizacji było założone we Wrocławiu w 1989 roku Stowarzyszenie „Klub pod Baobabem”, liczące około pięciuset osób, które wydawało swój biuletyn i organizowało zjazdy „Afrykańczyków” z całego świata. Na łamach biuletynu byli zesłańcy opowiadali swoje historie z czasów wojny, przygody, jakich zaznali w Afryce, publikowali pamiątkowe zdjęcia z osiedli, np. w Koji czy Masindi, a także wspominali tych, którzy odeszli.
Tymczasem już od 1986 roku w Polsce następowały znaczące historyczne zmiany, wskazujące wyraźnie na schyłek epoki komunistycznej i początek demokratyzacji. Przedstawiciele rządu RP konsekwentnie ponawiali apele do krajów zachodnich, by na nadchodzącej konferencji w Wiedniu żądali od komunistycznego reżimu przestrzegania praw człowieka, przypominali krzywdy wyrządzone Polakom przez Związek Sowiecki przez ostatnie 50 lat: rolę ZSRS w pakcie Ribbentrop–Mołotow z 1939 roku, deportacje z lat 1939– 1941, zbrodnię w Katyniu, odmowę pomocy dla powstania warszawskiego w 1944 roku, uwięzienie przywódców Polski Podziemnej w 1945 roku, dyktat jałtański, ingerencje w polskie sprawy: od niszczenia PSL (1945–1947) aż po delegalizację NSZZ „Solidarność”(1981), Czarnobyl (1986) i prześladowania Polaków na Wschodzie. W Londynie pojawił się przywódca Konfederacji Polski Niepodległej Leszek Moczulski, w kraju uwolniono więźniów politycznych, z podziemia wychodziła NSZZ „Solidarność”.
W chwili objęcia przez Ryszarda Kaczorowskiego urzędu Prezydenta RP w ojczyźnie wydarzenia toczyły się już lawinowo. Obrady „okrągłego stołu” umożliwiły opozycji legalną działalność i wyrażanie swej opinii w wybranym w 1989 roku tzw. sejmie kontraktowym. W czerwcu w Londynie ukonstytuowała się nowa Rada Narodowa RP, której przewodniczącym został Zygmunt Szadkowski. Zbiegło się to z wyborami w Polsce. Mimo zwycięstwa opozycji i klęski komunistów premier Edward Szczepanik uważał wybory w kraju za niedemokratyczne, a wyłonione władze uzależnione od Sowietów. W związku z tym w przyjętym przez Radę Narodową programie emigracyjnego rządu znalazły się postulaty o jego dalszej konsekwentnej działalności, zmierzającej do przywrócenia Polsce granic, niepodległości, wolności i demokracji. Jednak rozwijająca się sytuacja w kraju powodowała weryfikację twardego stanowiska emigracji i zaczęto zastanawiać się nad przekazaniem do ojczyzny urzędu prezydenta i symboli suwerenności państwowej.
Z początkiem 1990 roku budowały się indywidualne kontakty z krajem, a londyński Zamek wizytowało wielu polityków z Polski. Po wyborach prezydenckich wygranych przez Lecha Wałęsę Ryszard Kaczorowski wysłał do niego depeszę: „Ślę Panu Prezydentowi moje najserdeczniejsze powinszowanie i życzenie wszelkiej pomyślności oraz najlepszych rezultatów w wykonywaniu Pańskich obowiązków w tym przełomowym okresie naszej historii. Niech Bóg Panu błogosławi”. Prezydent RP podjął decyzję przekazania insygniów Najjaśniejszej Rzeczypospolitej wybranemu w wolnych i powszechnych wyborach Lechowi Wałęsie. Tym samym zamykała się historia II Rzeczypospolitej i kształtowała się wolna III RP.
Moment, w którym prezydentowa Karolina Kaczorowska dowiedziała się, że może pojechać do ojczyzny, zapadł jej głęboko w pamięć. Tego dnia w szkole, w której uczyła, zepsuła się elektryczność. Wywiadówki odbyły się przy wypożyczonych olejowych piecach, ale w tej trudnej sytuacji postanowiono zamknąć szkołę na tydzień. Prezydentowa uradowała się, że będzie miała więcej czasu na przygotowanie nadchodzącej wigilii Bożego Narodzenia. Ryszard Kaczorowski zawsze przyjeżdżał po żonę po wywiadówkach, które zwykle trwały do późnych godzin wieczornych. Tym razem żona radośnie mu oznajmiła:
– Mam tydzień wolnego, przygotuję więc święta.
– Kochanie, tak nie będzie – usłyszała w odpowiedzi.
– Ależ tak, bo nie ma w szkole elektryczności i naprawa zajmie calutki tydzień, i to się bardzo dobrze składa...
– Nie będzie tak, najdroższa, bo jedziemy do Polski!