Jurij Andropow – idol putinowskiego KGB
Ikoną zainicjowanej przez Putina kampanii, której celem było poprawienie wizerunku służb specjalnych, był Jurij Andropow: człowiek, który najdłużej piastował stanowisko szefa KGB, a jako pierwszy sekretarz partii, w ostatnich miesiącach swojego życia, bez powodzenia próbował ratować ZSRR. Teraz zaczęto go przedstawiać jako efektywnego przywódcę, zorientowanego w narodowych i międzynarodowych procesach społecznych i ekonomicznych.
Symptomatyczny był fakt, że kiedy w sierpniu 1991 roku, po nieudanym puczu Janajewa, protestujący tłum obalił pomnik Feliksa Dzierżyńskiego na placu Łubiańskim, na ścianie głównej siedziby KGB wciąż wisiała tablica poświęcona Andropowowi. Dopóki uwaga tłumu skupiona była na pomniku Dzierżyńskiego, funkcjonariusze KGB pod osłoną nocy po cichu ją zdjęli, by nie została zbezczeszczona. Latem 1999 roku, gdy Putin był jeszcze szefem FSB, podjęto decyzję, że tablica wróci na swoje miejsce. 20 grudnia 1999 roku Putin już w charakterze premiera przybył na ceremonię jej odsłonięcia.
I tak zaczęła się oficjalna kampania, której celem było zbudowanie wokół postaci Jurija Andropowa mitu mającego w rosyjskim społeczeństwie budować przekonanie, że tylko służby specjalne są zdolne wyprowadzić Rosję ze ślepej uliczki. na przykładzie Andropowa chciano pokazać, jak skuteczne są specsłużby w rozwiązywaniu politycznych, społecznych i gospodarczych problemów państwa. A obraz bezkompromisowego rycerza dyscypliny i kontroli jak nic innego odpowiadał na potrzeby służb specjalnych dążących do odnowienia dawnej potęgi Rosji pod pretekstem przywrócenia porządku po dziesięcioleciu chaosu i nieokreśloności.
W rzeczywistości biografia Andropowa nie miała w sobie ani krzty heroizmu, a paskudne szczegóły z jego życia FSB musiała ukrywać i łagodzić, by mógł powstać portret ascetycznego intelektualisty i romantyka, a przy tym kompetentnego ekonomisty oraz nieugiętego bojownika zwalczającego korupcję. Tymczasem Andropow Wielką Wojnę Ojczyźnianą jako politruk spędził na tyłach, potem przez 19 lat był okrutnym i bezlitosnym szefem KGB, a gensekiem został na zaledwie 15 miesięcy, w ciągu których rzecz jasna nawet gdyby chciał, nie był w stanie przeprowadzić poważniejszych reform.
Wcześniej, w roku 1954, Andropow został mianowany ambasadorem ZSRR na Węgrzech. W tym charakterze obserwował powstanie 1956 roku. brytyjski historyk służb specjalnych Christopher Andrew napisał, że wydarzenia te wywarły na Andropowie głębokie wrażenie. „Z przerażeniem obserwował z okna ambasady, jak oficerów znienawidzonej przez Węgrów bezpieki wieszano wprost na ulicznych latarniach. Historia, wydawałoby się, wszechmocnego oka komunistycznego państwa, które w okamgnieniu znalazło się na granicy upadku, nie dawała Andropowowi spokoju do końca życia”. Kiedy więc 1967 roku Andropow został mianowany szefem KGB, owładnięty był ideą walki z dysydentami. To on powołał do życia niesławny Piąty Zarząd KGB specjalizujący się w ściganiu przestępstw politycznych. Z jego punktu widzenia dysydenci „naruszali prawo, przekazywali Zachodowi oszczercze informacje, szerzyli fałszywe pogłoski i próbowali organizować antysowieckie skandale”.
Jurij Andropow – przeczytaj:
- Mąż opatrznościowy czy grabarz ZSRR? Początki rządów Michaiła Gorbaczowa
- Michaił Gorbaczow: gdyby Polacy znali historię, nie cieszyliby się z upadku ZSRR
Za Andropowa KGB zaczęło masowo wysyłać dysydentów do psychuszek. Władimira bukowskiego, jednego z liderów ruchu dysydenckiego, w 1963 roku umieszczono w psychiatryku za powielanie literatury antyradzieckiej ‒ chodziło o kserowanie rewizjonistycznej „nowej klasy” Milovana Djilasa. W ten sposób postępowano nie tylko z opozycjonistami politycznymi, ale też z malarzami, poetami i muzykami. na przykład Michaiła Szemjakina, którego rzeźby dziś znajdują się na placu bołotnym, wsadzono do psychiatryka i „leczono” z poglądów obcych partyjnej doktrynie. Ostatecznie obydwu zmuszono do emigracji z ZSRR.
Konstruując nowy obraz Andropowa, FSB starannie unikała tych faktów z jego biografii. Zabawne, że w ten sposób wykorzystywała jego własne metody, których użył, by odnowić kult pierwszego czekisty Feliksa Dzierżyńskiego na początku lat 80. bezpieczniaccy historycy i pisarze przedstawiali Dzierżyńskiego jako wyjątkowo skromnego, mało wymagającego człowieka, który spał na wąskim, żelaznym łóżku i jadł tylko tyle, by nie umrzeć z głodu. W ten oto sposób postać organizatora czerwonego terroru zastąpiona została opowieściami o jego osobistej skromności.
W roku 2004, gdy obchodzono 90-lecie urodzin Jurija Andropowa, wiejskiej szkole w Kraju Stawropolskim nadano jego imię, w miejscowości Nagutskaja, skąd pochodził, postawiono mu trzymetrowy pomnik, a w szkołach FSB ustanowiono stypendium imienia Andropowa. W tym samym roku ukazało się kilka apologetycznych książek: „nieznany Andropow”, „Drużyna Andropowa”, „Jurij Andropow: nieznane o znanym”. Nikołaj Patruszew, ówczesny dyrektor FSB, napisał duży artykuł do „Rosyjskiej Gaziety” pod tytułem „Tajemnica Andropowa”. W artykule tym była mowa o „potrzebie duchowej” pracowników służb specjalnych, którzy chcą „ocalić najlepsze, profesjonalne, propaństwowe wartości, których źródeł strzegł ten wspaniały człowiek, polityk-intelektualista, który stworzył strukturę władzy odpowiadającą na potrzeby swojego czasu”. Oprócz pierwszorzędnych cech lidera Andropowowi przypisywano głębokie zrozumienie reguł ekonomii, a przy okazji tworzył się mit o tym, jak owocne było uczestnictwo organów bezpieczeństwa państwowego w budowaniu fundamentów gospodarki Rosji.
Na początku XXI wieku zmieniła się też ekspozycja w muzeum FSB: teraz na ścianach pojawiły się wypowiedzi Dzierżyńskiego o gospodarce i walce z biurokracją. W 2002 roku mer Moskwy Jurij Łużkow zaproponował odbudowę pomnika Dzierżyńskiego na Łubiance: „Postać Dzierżyńskiego łączy się przede wszystkim z rozwiązaniem problemu włóczęgostwa, odbudową trakcji kolejowej oraz ożywieniem rolnictwa. NKWD, KGB ‒ to już było po Dzierżyńskim”.
Historycy bezpieki uznali Andropowa za drugiego (po Dzierżyńskim) ekonomicznego geniusza systemu. Aktywnie wpajano społeczeństwu wersję, zgodnie z którą po wielu długich latach zastoju epoki Breżniewa Andropow planował wprowadzenie reform gospodarczych. Czyli w rzeczywistości to on był inicjatorem pieriestrojki ogłoszonej później przez Gorbaczowa. A śmierć Andropowa w 1984 roku przerwała realizację planów ratowania kraju. W 2007 roku Olga Krysztanowska z Instytutu Socjologii Rosyjskiej Akademii nauk w jednym z wywiadów powiedziała: „Andropow uważał, że partia komunistyczna powinna była zachować władzę w swoich rękach i przeprowadzić gospodarczą liberalizację. To droga, którą poszły Chiny. Dla ludzi w służbach specjalnych Chiny to idealny model. Uważają, że Jelcyn poszedł niewłaściwą drogą. Podobnie Gorbaczow”.
Powyższy tekst jest fragmentem książki „KGB/FSB Władcy Rosji”:
Z biegiem czasu mitotwórcy rozszerzyli listę liderów służb specjalnych ratujących kraj. Jeden z szefów FSB ogłosił, że służba bezpieczeństwa dała krajowi cały panteon wielkich przywódców. W 2001 roku Władimir Szulc, ówczesny pierwszy zastępca dyrektora FSB, wymienił w wywiadzie nazwiska ludzi wchodzących w skład tej kohorty: Feliks Dzierżyński, Jurij Andropow, Siergiej Stiepaszyn (dyrektor FSB w latach 1994‒1995, a w latach 1997‒1998 minister), Władimir Putin i Nikołaj Patruszew.
Z punktu widzenia FSB było to konieczne, by uzasadnić, dlaczego kraj potrzebuje bezpieczniackich recept również w kwestiach gospodarczych. A jednocześnie wyjaśnić fakt, że „uchodźcy” z organów bezpieki zajmują najważniejsze stanowiska w administracji państwowej oraz biznesie. Stanowiska te wymagały wiedzy, której nie daje Akademia FSB, więc generałowie oraz pułkownicy musieli szukać wyjaśnień, dlaczego zajmują się działalnością wykraczającą poza ramy ich kompetencji. Przy czym odpowiedzi domagało się nie tylko społeczeństwo, ale też oni sami.
Poza tym FSB zaczęła aktywnie szerzyć mit o tym, że wszystkie nieszczęścia kraju były wywołane nie problemami wewnętrznymi, tylko knowaniami wrogów. Jednym z głównych wyznawców Andropowa jest Oleg Chłobustow. To pułkownik FSB, wykładowca i starszy pracownik naukowy Akademii FSB, autor przywoływanej już tutaj książki „nieznany Andropow”. Podczas wykładu „Fenomen Andropowa”, który wygłosił na Łubiance w grudniu 2004 roku, zacytował swojego bohatera: „Obecnie źródło zagrożenia bezpieczeństwa ZSRR leży na zewnątrz. Stamtąd przeciwnik klasowy próbuje przenieść na nasze terytorium działalność wywrotową, aktywizować i prowokować dywersję ideologiczną”. Myśl ta spotkała się ze zrozumieniem i poparciem wielu oficerów FSB. Owładnęło nimi przekonanie, że ruchy opozycyjne dokarmiane są przez zachodnich sponsorów pragnących urządzić w Rosji „pomarańczową rewolucję” w rodzaju tej, jaka miała miejsce na Ukrainie od listopada 2004 do stycznia 2005 roku. Podobne obawy nasiliły się przed wyborami prezydenckimi w 2008 roku.
Zwalony z piedestału na Łubiance piętnastotonowy pomnik Dzierżyńskiego został umieszczony w niedużym parku na podwórzu Centralnego Domu Malarza w Moskwie nazywanym cmentarzem pomników. Co roku któryś z rosyjskich polityków zaczyna kampanię, której celem jest powrót pomnika założyciela radzieckiej bezpieki. Za rządów prezydenta Putina wielu się obawiało, że to on w końcu przywróci pomnik Dzierżyńskiego na jego dawne miejsce. Jednak do tego nie doszło. będąc prezydentem, Putin postawił nowe pomniki Andropowowi i Dzierżyńskiemu, ale ani razu nie podjął próby przywrócenia olbrzymiego pomnika Dzierżyńskiego na placu Łubiańskim.
Przeczytaj:
- Oleg Zakirov: Miałem mistyczne poczucie, że ofiary Katynia wołają o prawdę
- Aldrich Ames: człowiek, który zniszczył CIA
W rzeczywistości mit budowany wokół Andropowa i Dzierżyńskiego okazał się bardziej skuteczny i przekonujący dla samych funkcjonariuszy służb specjalnych niż dla społeczeństwa: godne uwagi jest to, że jedyny przywrócony pomnik Dzierżyńskiego stoi w podwórzu budynku GUWD Moskwy (Główny Zarząd Spraw Wewnętrznych ‒ czyli moskiewska milicja) na Pietrowce pod numerem 38. Sądząc z tego wszystkiego, zarówno sam Putin, jak i służby specjalne doskonale rozumieją, że rosyjskie społeczeństwo ma dość obojętny stosunek do dziedzictwa radzieckich specsłużb. Dlatego nie próbowali zwrócić się z podobną inicjatywą do rosyjskiego narodu.
Tymczasem nawet aktywnie pracując nad nowym obrazem Andropowa i propagandową historią KGB, siłowicy nadal próbowali trzymać w sekrecie rzeczywiste historyczne świadectwa na temat działalności radzieckich służb specjalnych. Do dzisiaj archiwa, których zawartość mogłaby rzucić trochę światła na historię radzieckich specsłużb, pozostają w większości zamknięte. Do wielu działów mają dostęp wyłącznie funkcjonariusze. Dlatego od ponad 20 lat, czyli od momentu upadku Związku Radzieckiego, nie cichną debaty o tym, czy należy je otworzyć. Mało tego ‒ niektóre z tych archiwów, otwartych w latach 90., w okresie rządów Putina zostały ponownie utajnione.
Na początku lat 90. władze demonstrowały gotowość odtajnienia archiwów KGB. W grudniu 1991 roku utworzono Komisję do Odtajnienia Dokumentów KC KPZR. Jej szefem został Dmitrij Wołkogonow, jeden z najlepszych rosyjskich specjalistów od historii wojskowości. W roku 1992 rząd Jelcyna zaproponował dysydentowi Władimirowi bukowskiemu, by wystąpił w roli świadka podczas przesłuchań w Sądzie Konstytucyjnym FR w „sprawie KPZR”. Dzięki temu bukowski otrzymał dostęp do akt archiwalnych. Uzbroiwszy się w miniaturowy skaner oraz laptop, skopiował mnóstwo dokumentów, w tym również raporty KGB tworzone na potrzeby KC ‒ stały się one własnością społeczną. (bukowski opowiadał nam, że udało mu się zeskanować dokumenty, ponieważ pracownicy archiwum nie mieli pojęcia, jak wygląda ręczny skaner). W rezultacie ukazała się książka bukowskiego „Moskiewski proces” oraz pojawiła się strona internetowa, na której dostępne są wszystkie te akta.
W roku 1993 Rosja wstąpiła do Międzynarodowej Rady Archiwów ‒ stowarzyszenia specjalistów, które powstało po to, by wspierać pracę w archiwach reżimów totalitarnych i wypracowywać odpowiednią metodologię. Jednak po krwawym konflikcie między Jelcynem a Radą najwyższą w październiku 1993 roku (pucz Janajewa) kwestia otwarcia archiwów resortów siłowych upadła. Większość archiwów służb specjalnych ZSRR po prostu stała się częścią archiwów FSB, MSW oraz Prokuratury Wojskowej. Ostatecznie miejsce Komisji do Odtajniania zajęła Międzyresortowa Komisja do ochrony Tajemnicy Państwowej. A cała masa dokumentów dostępna dla społeczeństwa do 1995 roku została utajniona. Nikita Pietrow, pracownik naukowy stowarzyszenia Memoriał, powiedział, że już odtajnione dokumenty KC KPZR zostały usunięte z Rosyjskiego Państwowego Archiwum Historii najnowszej przez Służbę Wywiadu Zagranicznego. „Teoretycznie obowiązuje u nas prawo, że dokumenty po 30 latach powinny zostać odtajnione. Ale to prawo nie działa ‒ mówi Pietrow. ‒ Trzynasty punkt Ustawy o tajemnicy państwowej stwierdza wyraźnie, że po upływie 30 lat powinno się odtajniać praktycznie wszystkie materiały. Czyli obecnie powinny być już dostępne wszelkie dokumenty podpisane do 1984 roku. Ale obmyślono już taką procedurę odtajniania, która rozciąga ten proces w nieskończoność. Eksperci muszą najpierw ocenić dokument, potem decyzję powinna podjąć międzyresortowa komisja... A jednocześnie FSB ma prawo odtajniać własne dokumenty, czyli nie musi zwracać się z tym do jakiejkolwiek komisji. nie należy zapominać, że jest jeszcze jeden dokument, który jest ignorowany przez służby specjalne ‒ to akt Borysa Jelcyna z czerwca 1992 roku, który poleca bezwarunkowo odtajnić wszelkie dokumenty uzasadniające masowe represje oraz łamanie praw człowieka. Ale to też nie działa. Do dziś nie możemy wejść do archiwum FSB i przeczytać dokumentów Wielkiej Czystki z roku 1937”.
W maju 2006 rokuz okazji trzydziestolecia powstania Moskiewskiej Grupy Helsińskiej Archiwum bezpieczeństwa narodowego przy Uniwersytecie George’a Washingtona umieściło w internecie serię dokumentów z czasów ZSRR, które dotyczyły tej organizacji zajmującej się obroną praw człowieka. W tym również sprawozdania KGB adresowane do KC KPZR o „elementach antyspołecznych”, które zakładały Grupę, a także o represjach stosowanych przez KGB w celu „zakończenia ich wrogiej działalności”. Większość dokumentów opublikowanych przez Archiwum bezpieczeństwa narodowego została pobrana ze zbioru Wołkogonowa, który podarował go bibliotece Kongresu w latach 90. Powstała absurdalna sytuacja: sprawozdania o działalności organów przeciwko opozycji w roku 2006 były dostępne w internecie w języku rosyjskim oraz angielskim, podczas gdy w Rosji te same akta pozostawały utajnione w zamkniętych archiwach na podstawie Ustawy o tajemnicy państwowej.
Powyższy tekst jest fragmentem książki „KGB/FSB Władcy Rosji”:
Nikita Pietrow: „Gdy na początku pierwszego dziesięciolecia nowego wieku FSB zaczęła kampanię, że oto teraz otwiera czytelnię, więc chodźcie, zobaczcie, co mamy, mogło się wydawać, że to krok we właściwym kierunku. Ale żeby rzeczywiście tak było, to nowe otwarcie musiałoby mieć oparcie w prawie o archiwach. A jak to działa? Jest sala, jest szefostwo, które decyduje, komu i co dawać, przy czym nie ma żadnego aparatu informacyjnego. A przecież badacz, który przychodzi do archiwum, powinien przede wszystkim mieć do dyspozycji katalogi, opisy zawartości archiwów, żeby w ogóle się dowiedzieć, co jest dostępne i czego w ogóle potrzebuje do swoich badań. Ale pracuje się zupełnie na ślepo. Pisze się prośbę ‒ potrzebuję materiałów o tym i o tym ‒ i to archiwiści sami decydują, czy dać to, czy nie dać, znaleźć czy nie znaleźć”.
W końcu nawet historycy FSB zaczęli mieć trudności z pracą we własnym archiwum. W listopadzie 2010 roku Nikita Pietrow przedstawiał w stowarzyszeniu Memoriał swoją książkę „Kto rządził organami bezpieczeństwa państwowego w latach 1941‒1954”. W czasie prezentacji Aleksandr Zdanowicz, główny historyk FSB, poskarżył się, że jemu „nie dają” materiałów w archiwach, dlatego bardzo się cieszy, że jest taki człowiek jak Nikita Pietrow, do którego może się zwrócić po informację.
W lipcu 2007 roku FSB ogłosiła, że odtajni dwa miliony dokumentów dotyczących masowych represji w latach 1920‒1950. Wiele osób uznało to za świadectwo gotowości FSB do ujawnienia zawartości archiwów. Ale w rzeczywistości historycy nie zobaczyli tych dokumentów: dostęp do nich otrzymali jedynie bliscy ofiar terroru. Ten sam wprowadzający w błąd chwyt został wykorzystany w przypadku dokumentów dotyczących masowych egzekucji w Katyniu, które po dziś dzień zatruwają stosunki polsko-rosyjskie. W roku 1940 w Rosji i na Ukrainie zostało rozstrzelanych tysiące wziętych do niewoli polskich oficerów (największa egzekucja dokonana została w lesie katyńskim na zachodzie Rosji). Władza radziecka całą winę zrzuciła na Niemców. Dopiero w roku 1990 Michaił Gorbaczow przyznał, że egzekucja polskich jeńców wojennych to zbrodnia NKWD. Jelcyn odtajnił utajnione materiały, jednak już w czasie prezydentury Putina rosyjski prokurator wojskowy przerwał śledztwo w sprawie katyńskiej. W styczniu 2009 roku Sąd najwyższy FR odrzucił prośbę o wznowienie śledztwa ‒ powodem miała być śmierć wszystkich osób, które mogłyby być pociągnięte do odpowiedzialności w tej sprawie, a także to, że krewnym rozstrzelanych nie udało się dostarczyć wyników ekspertyzy DNA potwierdzających ich związek z rozstrzelanymi.
Przeczytaj:
Anna Stawicka, adwokat krewnych ofiar katyńskich, powiedziała: „decyzja ta oznaczała koniec możliwości działaczy społecznych, którzy próbowali rozwiązać ten problem w Rosji”. Rodziny katyńskie zdecydowały się zwrócić o pomoc do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
Pod koniec 2008 roku w Twerze ukazała się książka poświęcona dziewięćdziesięcioleciu Zarządu FSB w Obwodzie Twerskim. Jednym z bohaterów książki jest Dmitrij Tokariew, major NKWD. W latach 1938‒1945 stał on na czele zarządu NKWD w Kalininie. W książce przedstawiony jest jako bohater wojenny, postrach niemieckich szpiegów. Ale to właśnie jego ekipa wiosną 1940 roku wykonała egzekucję na 6 tys. polskich oficerów z obozu w Ostaszkowie. Raporty o egzekucjach noszą podpis Tokariewa. W książce ani razu nie wspomina się o tej tragedii.
Sytuacja wokół Katynia nieoczekiwanie zmieniła się wiosną 2010 roku. W kwietniu Władimir Putin wziął udział w ceremonii żałobnej w Katyniu razem z polskim premierem Donaldem Tuskiem. Zaraz potem miała miejsce katastrofa lotnicza, w której zginął polski prezydent. Rosyjskie władze zaoferowały pełną pomoc w zbadaniu przyczyn katastrofy, a Dmitrij Miedwiediew nie tylko przyleciał na pogrzeb, ale przekazał również Polakom 67 tomów radzieckich dokumentów dotyczących katyńskiej tragedii. Jednakże ten nieoczekiwanie przyjacielski krok miał całkowicie prozaiczną przyczynę: na terytorium Polski odkryto ogromne złoża gazu łupkowego, amerykańskie firmy wydobywcze zaproponowały, że pomogą w eksploatacji, i pojawiło się realne zagrożenie, że Polska nie tylko zrezygnuje z dostaw Gazpromu, ale też w niedalekiej przyszłości zamiast Rosji to ona będzie odgrywać rolę głównego eksportera gazu w Europie. Uświadomiwszy sobie tę niewesołą perspektywę, na Kremlu postanowiono zrewidować stosunek do Warszawy.
Z powodu utajnienia archiwów nie mamy wyczerpujących danych o masowych prześladowaniach, których dokonywały radzieckie organy bezpieczeństwa. Wszelkie próby przedstawienia faktów historycznych są w sposób nieunikniony związane z ujawnieniem nazwisk funkcjonariuszy radzieckich służb specjalnych. Archiwa, z których można zaczerpnąć takiego typu informacje, są zamknięte. Funkcjonariusze FSB, z których wielu służyło jeszcze w KGB, chcą, żeby tak było również w przyszłości. Sami wolą tworzyć niewinną wersję historii bezpieki, kreując na bohatera Jurija Andropowa.