„Ja bym ich powiesił nie za głowę, a za języki, żeby męczyli się dłużej”

opublikowano: 2017-05-20, 15:47 — aktualizowano: 2019-12-23, 06:47
wolna licencja
„Ja bym ich powiesił nie za głowę, a za języki, żeby męczyli się dłużej” – tak pisał w liście do matki anonimowy mieszkaniec Lublina w związku z procesem załogi obozu koncentracyjnego na Majdanku. Rozliczenie, osądzenie i ukaranie niemieckich zbrodni popełnionych w czasie II wojny światowej było niezwykle trudnym zadaniem. Nie tylko ze względu na ich rozmiar i szeroki udział społeczeństwa niemieckiego, lecz również ze względu na problemy prawne. W Polsce, kraju szczególnie zrujnowanym przez III Rzeszę, kwestia rozliczenia krzywd nabrała pierwszorzędnego znaczenia.
reklama

Ukaranie zbrodniarzy niemieckich – zobacz też: Adolf Eichmann: „architekt ludobójstwa” czy „drobny trybik w machinie”?

Po zakończeniu II wojny światowej w Europie stało się jasne, że zbrodnie popełnione przez III Rzeszę wymykają się granicom ludzkiej wyobraźni. By osądzić i ukarać sprawców potrzebny był specjalny sąd, który nazwano Trybunałem Norymberskim. Trybunał musiał poradzić sobie z problemem tak zwanego „ustawowego bezprawia” – czyli działań drastycznie naruszających normy moralne, ale zgodnych z literą prawa. Konieczne stało się wprowadzenie nowych rozwiązań i nowej nomenklatury odpowiadających skali wydarzeń. Zaczynają funkcjonować pojęcia prawne takie, jak „zbrodnia przeciwko ludzkości”, czy „ludobójstwo”. Ponadto NSDAP, SS, SD i Gestapo zostały uznane za organizacje zbrodnicze.

Sala rozpraw podczas procesu norymberskiego (fot. ze zbiorów Bundesarchiv, Bild 183-H27798, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Germany)

Ukaranie zbrodniarzy niemieckich: czas rozliczenia

Państwo Polskie ścigało zbrodniarzy niemieckich już w czasie wojny. Do tego celu powołano 16 kwietnia 1940 roku Sądy Kapturowe, funkcjonujące przy komendantach Związku Walki Zbrojnej, które winę orzekały na podstawie obowiązujących państwo niemieckie umów międzynarodowych dotyczących prowadzenia wojny i okupacji. W razie orzeczenia winy oskarżonego, jedynym wyrokiem jaki mógł zapaść, był wyrok śmierci.

Niemcy zlikwidowali obóz w Majdanku w lipcu 1944. W związku z tym Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego (PKWN) ogłosił 31 sierpnia 1944 r. dekret „O wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy”. Pierwszy artykuł tego dekretu, który obowiązuje do dziś, głosił: „Kto, idąc na rękę władzy państwa niemieckiego, lub z nim sprzymierzonego brał udział w dokonywaniu zabójstw osób spośród ludności cywilnej, albo osób wojskowych, lub jeńców wojennych, podlega karze śmierci”. Taki sam wymiar kary był przewidziany dla przedstawicieli samej władzy państwa niemieckiego. Dekret obejmował zbrodnie popełnione od 1 września 1939 roku do 9 września 1945 roku. Łamał podstawową zasadę prawniczą, głoszącą, że prawo nie działa wstecz, lecz jeśli trzymać się jej kurczowo, to wielu zbrodniarzy, przede wszystkim z wyższych sfer kierowniczych, pozostałoby bezkarnych. Podobnie, wbrew tej zasadzie, orzekał Trybunał Norymberski.

reklama

Ukaranie zbrodniarzy niemieckich: pierwsze rozprawy i egzekucje

Pierwsza w Europie rozprawa zbrodniarzy nazistowskich dotyczyła załogi obozu koncentracyjnego na Majdanku. 3 grudnia 1944 r. pięciu z oskarżonych SS-manów zostało powieszonych na terenie obozu. Skazańców przywieziono na ciężarówkach, które posłużyły również jako zapadnie do szubienicy. Egzekucję oglądało kilkadziesiąt tysięcy osób. Kolejne zostały wkrótce zakazane ze względu na zbyt duże emocje, które wywoływały wśród gapiów. Polacy byli żądni zemsty i zadośćuczynienia za swoje krzywdy. Ktoś pisał w tym czasie w prywatnym liście:

„Kochana Mamusiu! [...] U nas jest teraz proces 6-ciu niemców, oprawców z Majdanka. Widziałem, jak ich prowadzili przez Krakowskie, łby mieli pospuszczane i tchórzliwy wzrok. Prowadzili ich na rozprawę sądową do Domu Żołnierza. Mam wrażenie, że ich powieszą publicznie. Ja bym ich powiesił nie za głowę, a za języki, żeby męczyli się dłużej”.

W latach powojennych przyjęło się pisać wyraz „Niemcy” małą literą, by podkreślić pogardę wobec nich.

Była to pierwsza w wyzwolonej Polsce egzekucja publiczna. Kolejna odbyła się również na Majdanku – 23 grudnia 1945 roku. 20 tysięcy ludzi oglądało powieszenie SS-Unterscharführera Paula Hoffmanna, więźnia-kapo obozowego krematorium.

Podobnym sposobem wykonano wyroki w Gdańsku – 11 członków załogi KL Stutthof, w tym pięć kobiet, powieszono w asyście kilkudziesięciotysięcznego tłumu. Była to jedynie kropla w morzu, bowiem załoga obozu liczyła ok. 2 tysięcy ludzi. Po egzekucji ludzie rzucili się w stronę wisielców, by ściągać im buty, a później odcięli ich od szubienicy. Według staropolskich wierzeń sznur wisielca przynosi szczęście, więc stał się on naturalnym celem grabieży.

Sprawa Arthura Greisera

Dziesięć dni później na stokach Cytadeli w Poznaniu stracony został namiestnik na Kraj Warty Arthur Greiser. Również tym razem kilkadziesiąt tysięcy ludzi przyszło oglądać egzekucję (niektórzy mówią nawet o 200 tysiącach). Publiczność przychodziła na miejsce egzekucji dużo wcześniej, aby zająć dobry punkt obserwacyjny. Sprzedawano lody, piwo i słodycze. Również podczas tej egzekucji doszło do walki o kawałki wisielczego sznura. Po tych ekscesach, władze zdecydowały się zaprzestać publicznych straceń zbrodniarzy nazistowskich.

reklama
Arthur Karl Greiser (fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego, Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny - Archiwum Ilustracji, sygn. 1-E-6117)

Greiser uciekł z Poznania 20 stycznia 1945 roku kierując się do Frankfurtu nad Odrą, a potem do Berlina. W maju 1945 r. znalazł się w austriackiej miejscowości Krimml, niedaleko Salzburga. Tam został rozpoznany i aresztowany przez żołnierzy amerykańskich. Amerykanie przekazali byłego gauleitera (czyli kierownika okręgu NSDAP) do alianckiego obozu internowania w Bad Wörishofen w Bawarii. 23 października 1945 r. rząd polski wystosował do władz alianckich prośbę o przekazanie więźnia do Polski, w celu osądzenia go za dokonane zbrodnie. Kilka miesięcy później, 30 marca 1946 r. Greiser został przetransportowany z Frankfurtu nad Menem do Warszawy i osadzony w więzieniu mokotowskim w Warszawie. Stamtąd 12 czerwca, w związku z przygotowywanym przeciwko niemu procesem karnym, został przewieziony do swojego ostatniego miejsca pobytu – więzienia przy ul. Młyńskiej w Poznaniu. Greiser spędził kilka dni w odosobnieniu, oczekując na rozpoczęcie procesu. W tym czasie napisał list do swojej żony Marii. Chwalił w nim warunki panujące w polskim więzieniu, choć mógł to robić tylko po to, by korespondencja przeszła przez sito cenzury.

Paradoksalnie, w Polsce zbrodniarzy nazistowskich sądzonych przed Trybunałem traktowano stosunkowo dobrze. Przykładowo Rudolf Höss w swoich pamiętnikach wspomina, że gdy przebywał w niewoli angielskiej, był niemal bez przerwy szykanowany i bity, natomiast w polskim więzieniu takie przypadki należały do rzadkości.

Polecamy e-book: „Źródła nienawiści. Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych”

„Źródła nienawiści. Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych”
cena:
16,90 zł
Liczba stron:
480
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-62329-99-1

Zadośćuczynienie

Pozostali zbrodniarze sądzeni przed Najwyższym Trybunałem Narodowym przeszli podobną do Greisera drogę. Naturalnie nie czekali, aż wpadną w ręce zmierzającej na zachód Armii Czerwonej. Próbowali w cywilu przedostać się do Niemiec, by stamtąd ruszyć poza Europę. Byli chwytani przez wojska amerykańskie, bądź angielskie i wysłani do Polski na prośbę władz. Trzymano się zasady, że zbrodnie popełnione na terenie danego kraju powinny być osądzone na jego terytorium przez odpowiednie instytucje.

Najwyższy Trybunał Narodowy był właśnie taką instytucją, powołaną specjalnie do sądzenia zbrodniarzy nazistowskich, jako polski odpowiednik Trybunału Norymberskiego. Wyroki NTN były ostateczne, bez możliwości złożenia apelacji, choć prezydent Krajowej Rady Narodowej mógł skorzystać z prawa łaski, o ile skazany o taką poprosił. W skład trybunału wchodziło trzech sędziów i czterech ławników, których powoływano spośród posłów KRN. Przed tą specjalną instytucją sądową odbyło się siedem procesów, które obserwowała cała Polska. Pierwszy z nich dotyczył Arthura Greisera.

reklama
Ława oskarżonych w Norymberdze. Od lewej w pierwszym rzędzie: Göring, Hess, Ribbentrop, Keitel, w drugim rzędzie: Dönitz, Raeder, Schirach, Sauckel (domena publiczna)

Równie ważne, a z upływającym czasem coraz ważniejsze było dokumentowanie i udowodnienie zbrodni konkretnym osobom, co nie było prostym zadaniem, mimo ich masowego charakteru. Niemcy cofający się przed Armią Czerwoną mieli zazwyczaj dość czasu, by zniszczyć obciążającą ich dokumentację. Ona sama często była prowadzona w taki sposób, by zamaskować prawdziwe przyczyny śmierci ofiar. Większość okrucieństw była oczywista, lecz ciężka do udowodnienia poszczególnym sprawcom.

Głównym materiałem dowodowym stały się zeznania ofiar i świadków nazistowskiego terroru zebrane przez Główną Komisję Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, którą utworzono dekretem Krajowej Rady Narodowej z 10 listopada 1945 roku. W większych miastach utworzono też okręgowe komisje podlegające centrali. Do zadań tej instytucji należało także inicjowanie rozpraw zbrodniarzy, których tożsamość wychodziła na jaw w zeznaniach ofiar. Sama komisja istnieje do dnia dzisiejszego, pod zmienioną nazwą – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Do 1980 roku Komisja objęła dochodzeniem, według polskich szacunków, od 80 do 100 tys. osób w związku ze zbrodniami nazistowskimi, zaś skazała co najmniej 17 919 osób. Około jedną trzecią skazanych stanowili Niemcy, Austriacy i tzw. Volksdeutsche (1900 z nich zostało wydanych państwu polskiemu przez aliantów w celu osądzenia).

Jednym z pierwszych skazanych przez Najwyższy Trybunał Narodowy był Amon Leopold Göth, który był odpowiedzialny za likwidację getta w Krakowie i Tarnowie. Potem został komendantem obozu koncentracyjnego w Płaszowie. Według zeznań świadków Göth odznaczał się szczególną brutalnością i sadyzmem, często osobiście torturował i zabijał więźniów. Sprawa Götha była pierwszą w historii sprawą karną przeciwko urzędnikowi państwowemu, który został skazany za zbrodnie ludobójstwa. Stracono go w miejscu, które było w czasie wojny katownią Gestapo, krakowskim Więzieniu Montelupich – 13 września 1946 roku. Do samego końca nie przyznał się do winy.

reklama
SS-Hauptsturmführer Amon Leopold Göth – komendant obozu Plaszow pod Krakowem (domena publiczna)

Kolejnym skazanym był Ludwig Fischer, szef dystryktu warszawskiego, sądzony razem ze swoimi podkomendnymi – Josefem Meisingerem – komendantem policji bezpieczeństwa w Warszawie, Maxem Daume – szefem wydziału w komendzie policji porządkowej i Ludwigiem Leistem – starostą miejskim w Warszawie. Proces odbył się w Warszawie w dniach od 17 grudnia 1946 do 24 lutego 1947 r. Wszystkich z wyjątkiem Leista, który dostał 8 lat więzienia, skazano na śmierć. Fischer był odpowiedzialny za utworzenie getta w Warszawie, ustawy dyskryminujące ludność żydowską oraz terror i prześladowanie mieszkańców. Za swoje działania podczas okupacji został skazany na śmierć przez podziemny sąd, lecz zamach przeprowadzony przez członków batalionu „Zośka” się nie powiódł.

Rozprawa i egzekucja Rudolfa Hössa

Jednym z ważniejszych procesów był proces komendanta Auschwitz – Rudolfa Hössa. Spodziewano się prawdopodobnie, że na sali sądowej domniemany sadysta pokaże swoje prawdziwe oblicze. Okazało się jednak, że przed Trybunałem zeznaje człowiek wyważony i spokojny, zupełnie nieprzystający charakterem do piastowanego stanowiska. W jego przypadku, podobnie jak w sprawach najwyższych urzędników III Rzeszy pojawił się problem natury prawnej i moralnej – Höss tłumaczył się, zresztą jak większość podwładnych Hitlera, że jedynie wykonywał rozkazy i spełniał obowiązek żołnierza.

Rudolf Höss tuż przed wykonaniem wyroku śmierci (domena publiczna)

Wyrok przez powieszenie wykonano 16 kwietnia 1947 roku o godzinie 10:00, na terenie obozu w Oświęcimiu, obok budynku byłej komendantury. Miał on być wykonany dwa dni wcześniej, lecz ze względu na wzburzone nastroje mieszkańców Oświęcimia, którzy chcieli dokonać na zbrodniarzu samosądu, egzekucję przełożono. Specjalnie dla Hössa wzniesiono nową szubienicę, by nie wieszać oprawcy na tej samej, na której konały ofiary Oświęcimia. Stoi ona na terenie muzeum Auschwitz do dnia dzisiejszego.

Polecamy e-booka „Z Miodowej na Bracką” – Tom drugi!

Maciej Bernhardt
„Z Miodowej na Bracką. Opowieść powstańca warszawskiego t.2”
cena:
Wydawca:
Histmag.org
Okładka:
miękka
Liczba stron:
240
Format:
140x195 mm
ISBN:
978-83-930226-9-4

Höss w ostatnich przedśmiertnych zapiskach przeprosił Polaków za wyrządzone im krzywdy oraz stwierdził, że:

reklama
„Niechaj opinia publiczna nadal widzi we mnie krwiożerczą bestię, okrutnego sadystę, mordercę milionów. Inaczej bowiem szerokie rzesze nie mogą sobie nawet wyobrazić komendanta Oświęcimia. Nigdy tego nie zrozumieją, że on także miał serce, że nie był zły”.

Pozostaje pytanie, gdzie to serce było podczas zarządzania obozem, w którym maltretowano, zagazowywano i niszczono ciężkimi warunkami pracy miliony ludzi?

Procesy oświęcimskie

Fotografia Marii Mandl po aresztowaniu przez amerykańską armię – 10 sierpnia 1945 roku (domena publiczna)

Jeden z oskarżonych w tzw. pierwszym procesie oświęcimskim, Johann Paul Kremer, pisał w swoim pamiętniku, że: „dantejskie piekło jest komedią w porównaniu z tym, co widziałem asystując przy gazowaniu ludzi w Brzezinkach”. Zeznania ofiar i katów złożone na tym procesie odkrywają kulisy tego piekła. W stan oskarżenia postawiono 40 członków załogi obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Przez cały okres istnienia obozu przewinęło się ok. 8 tys. SS-manów i 200 nadzorczyń, zatem nie jest to liczba imponująca. Cytowany wyżej Kremer przeprowadzał w obozie eksperymenty pseudomedyczne i został skazany na śmierć przez powieszenie – wyrok zamieniono na dożywocie. Karę śmierci poniosło również 22 innych oskarżonych, m. in. szef obozowego Gestapo – Max Grabner, kierownik krematoriów – Erich Muhsfeldt oraz słynąca z brutalności kierowniczka obozu kobiecego – Maria Mandl. Pozostałych skazano na dożywotnie lub kilkuletnie więzienie, a tylko jednego – lekarza Hansa Müncha – uniewinniono.

Ostatnim procesem, który odbył się przed Najwyższym Trybunałem Narodowym był proces Josefa Bühlera, zastępcy Hansa Franka, wraz z którym prowadził zbrodniczą politykę wobec ludności Generalnego Gubernatorstwa – deportacje na prace przymusowe w III Rzeszy.

Johann Paul Kremer podczas pierwszego procesu oświęcimskiego w 1947 roku (domena publiczna)

Niestety, wielu zbrodniarzy nazistowskich uniknęło procesu lub kary, choć dopuszczali się potwornych czynów. Człowiek, który z rozkazu Himmlera przeprowadził pacyfikację Woli w Warszawie tuż po wybuchu powstania – Heinz Reinefarth – dożył spokojnie starości w ojczyźnie, mimo usilnych starań polskich władz o ekstradycję. Szacuje się, że wówczas w ciągu kilku dni śmierć poniosło od 30 do 60 tysięcy osób, przede wszystkim cywilów – kobiet, dzieci, osób starszych. Jedyne co pozostaje, to mówienie o ich zbrodniach, bo o proces i karę może być w wielu przypadkach już za późno.

Bibliografia:

Redakcja: Natalia Stawarz

Histmag jest darmowy. Prowadzenie go wiąże się jednak z kosztami. Pomóż nam je pokryć, ofiarowując drobne wsparcie! Każda złotówka ma dla nas znaczenie.

reklama
Komentarze
o autorze
Jakub Mańczak
Student historii i filozofii na Uniwersytecie Warszawskim. Ciekawy tej pierwszej, a zakochany w drugiej. Interesuje się historią społeczną XX wieku, historią idei oraz filozofią polityki. W wolnych chwilach chodzi po górach i gra na bębnach.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone