Huszang Asadi – „Listy do mojego oprawcy” – recenzja i ocena
Ponad trzydzieści lat temu Iran przybliżał polskiemu czytelnikowi Szachinszach Ryszarda Kapuścińskiego – reportaż o rządach Rezy Pahlawiego i rewolucji islamskiej, stanowiący drugą część cyklu o XX-wiecznych tyranach, a jednocześnie nawiązujący do narodzin „Solidarności”. Książka „cesarza reportażu” skupia się przede wszystkim na nieudolnych i okrutnych rządach szacha oraz proteście, który doprowadził do jego obalenia, kończy się zaś nawiązaniem do słynnego ataku na ambasadę USA. W tym roku do rąk polskiego czytelnika trafiła opowieść o Iranie po obaleniu Pahlawiego.
Jej autorem jest Huszang Asadi – irański emigrant polityczny mieszkający w Paryżu, dziennikarz, scenarzysta i pisarz, dawniej członek komunistycznej partii Tude, uczestnik rewolucji 1979 r., więzień reżimu szacha oraz ajatollahów. Jego wspomnienia z pobytu w więzieniu w latach 80., zatytułowane Listy do mojego oprawcy, mają charakter epistolarnego monologu skierowanego do dawnego antagonisty – brata Hamida. Prześladowca po latach znów wdarł się w życie ofiary, gdy okazało się, że dawny śledczy dziś jest człowiekiem władzy, sprawującym na Zachodzie funkcję ambasadora Iranu. Opowieść o piekle więzienia miała być dla Asadiego formą duchowej rehabilitacji i poradzenia sobie z bolesną przeszłością.
Listy do mojego oprawcy to przede wszystkim opowieść o więzieniu i wszystkim, co się z tym wiąże: torturach, łamaniu aresztanta, relacji przesłuchiwanego ze śledczym, utracie nadziei. Asadi nieraz bardzo dokładnie opisuje okropności, których doświadczał, zwłaszcza jeśli chodzi o różne sposoby zadawania mu bólu i upokarzania go. Co niemniej istotne, całość rozgrywa się w więzieniu reżimu fundamentalistów, w którym bicie więźniów rozpoczyna się od religijnego westchnienia „W imię nieskalanej Fatimy...”, towarzyszą mu zaś dźwięki szyickiego hymnu „Karbala, Karbala... Maszerujemy”. Relacja z więzienia Mosztarak w Teheranie dobitnie pokazuje pewną uniwersalność wszelkiego rodzaju dyktatur i totalitaryzmów, niezależnych od szerokości geograficznej czy wiodącej ideologii, w taki sam sposób niszczących jednostkę, którą uznają za wrogą. Czytelnicy interesujący się warunkami śledztwa w katowniach Gestapo czy UB powinni znaleźć w irańskim przypadku wiele podobieństwo do znanych sobie opisów tortur i łamania człowieka. Jakże znajome wydają się nam te słowa, skreślone przez byłego więźnia:
Jeszcze nie zdawałem sobie w pełni sprawy, co to jest „śledztwo”. Choć siedziałem parę razy za szacha, wtedy dostałem jedynie w ucho. W porównaniu z Twoimi ciosami tamto wydaje mi się dzisiaj łagodną pieszczotą.
Ale tak jak w śledztwie są chwile ostrego bicia i długiego oczekiwania, tak w Listach do mojego oprawcy równie wiele miejsca poświęcono retrospekcjom z życia autora, które doprowadziły go do więzienia. Zresztą często w dosłownym tego słowa znaczeniu – różne epizody powracają przy okazji kolejnych przesłuchań, gdy odnosi się do nich oficjalna linia śledztwa. Dwie z tych opowieści wydają się szczególnie interesujące. Pierwsza z nich dotyczy Alego Chameneiego, duchownego i „znajomego spod celi” głównego bohatera w czasach rządów szacha. Poznajemy dzięki niej człowieka ideowego, świetnie wykształconego i po ludzku dobrego, który zaprzyjaźnia się z młodym komunistą, znajomość tę kontynuując po rewolucji. Wątek ten jest tym bardziej ciekawy, że właśnie Chamenei był w latach 80. bliskim współpracownikiem ajatollaha Chomeiniego i prezydentem Iranu, dziś zaś wciąż pozostaje duchowym przywódcą Republiki Islamskiej, dodajmy – o bardzo zachowawczych poglądach.
Drugi wątek dotyczy działalności partii Tude. Asadi, chociaż był tylko zwykłym członkiem partii komunistycznej i dziennikarzem, odgrywał ważną rolę w jej działaniach w latach 1979–1983, biorąc udział w negocjacjach z władzą oraz pełniąc funkcję emisariusza w Afganistanie i Moskwie. Relacja ta pokazuje matnię, w której znaleźli się komuniści irańscy, z jednej strony popierający rewolucję która obaliła szacha, z drugiej coraz bardziej osaczani przez swoich niedawnych sojuszników. Wielu z nich nie przeżyło tej pułapki.
Listy do mojego oprawcy są wspomnieniami na wskroś literackimi. Nie chodzi tu bynajmniej o ubarwienia czy fikcję, raczej zaś o charakter opisu. Wszyscy znamy pozycje wspomnieniowe, będące przede wszystkim relacją o dawnych wydarzeniach, w których literacki charakter opisu jest ukryty bądź też nieuświadomiony przez autora. W wypadku tej książki mamy do czynienia ze zjawiskiem wprost odwrotnym. Autor, człowiek pióra o dużej wrażliwości twórczej, swoją opowieść snuje bardzo starannie, wiele pisząc nie tylko o wydarzeniach i ludziach, ale budując także atmosferę miejsca oraz przytaczając dawne myśli czy emocje. Z tego też powodu narracja nie jest dokumentem o pobycie w więzieniu – miesza się ze wspomnieniami, ogniskuje się na ważnych wydarzeniach bądź też przytacza szczegóły stanowiące element układanki, jakim jest opis pobytu w więzieniu ajatollahów. Z tego też powodów czytelnik nie znajdzie tu prostego podania faktów. Trudno będzie na przykład odtworzyć spreparowany przez brata Hamida spisek, w którym rzekomo miał uczestniczyć Asadi i jego towarzysze. Jego strzępy pojawiają się cały czas przy okazji przesłuchań, nie znajdują się one jednak w centrum uwagi, być może z powodu wstydu autora bądź też chęci pokazania absurdalności zarzutów.
Strona edytorska polskiego wydania książki Huszanga Asadiego nie odbiega od standardów, jakie przyjęło Wydawnictwo Czarne. Warto też docenić przypisy odautorskie i redakcyjne tłumaczące specyfikę społeczno-kulturową, niuanse islamu i szyityzmu bądź też historię Iranu. W tym ostatnim wypadku bardzo przystępnie ukazują one osoby i wydarzenia związane z czasami szacha oraz okresem 1979–1983. Niestety, bardzo słabo wyjaśniają one polityczną specyfikę Iranu oraz późniejszą historię Republiki Islamskiej. Do kwestii tych autor odnosi się kilkukrotnie – dla irańskich emigrantów czy osób zainteresowanych krajem między Morzem Kaspijskim a Zatoką Perską wydawały się one zapewne oczywiste, czytelnik polski, tylko ogólnie znający dzieje i współczesność Iranu, może jednak nie zrozumieć pewnych odniesień bądź kontekstów.
Wspomnienia z irańskiego więzienia reżimu ajatollahów są warte lektury z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, niosą ze sobą ważny przekaz, demaskujący zbrodniczą kartę w dziejach rządzących w Teheranie islamskich fundamentalistów, jednocześnie zaś są kolejną godną uwagi pozycją ukazującą starcie jednostki z krwiożerczymi mechanizmami dyktatury.
Jest też jeszcze inny powód, by sięgnąć po książkę Huszanga Asadiego. Na Iranie skupia się dziś wzrok wielu osób żywo interesujących się polityką międzynarodową. Zadają sobie oni pytanie, jak potoczą się dalsze losy szyickiego państwa rządzonego przez duchownych. Warto dowiedzieć się czegoś więcej o najnowszej historii tego kraju, która nie jest bynajmniej przeszłością, ale istotnym składnikiem jego współczesności. Wspomnienia lewicowego entuzjasty rewolucji, która doprowadziła do powstania Republiki Islamskiej, mogą być dla czytelników w Polsce czymś zupełnie nowym. Pokazują one pewien paradoks wydarzeń z 1979 roku i lat następnych. Iran nie poszedł prostą drogą od rządów szacha do dyktatury islamskiej. W państwie tym istniało wiele tradycji politycznych, wzorowanych zresztą nie tylko na myśli zachodniej, ale również bardziej lewicowej, czy też po prostu niefundamentalistycznej odmianie islamu (autor w więzieniu spotyka również wielu prawowiernych muzułmanów). To wszystko prowokuje do nieco innego spojrzenia na państwo i społeczeństwo irańskie, które dziś kojarzy się jednoznacznie jako jedna z twierdz wojującego islamu. A także do postawienia jednego pytania: jak potoczą się dalsze losy reżimu oprawców takich jak „brat” Hamid?
Zobacz też:
- Huszang Asadi: w Iranie walczą ze sobą nowoczesność i fundamentalizm;
- „1979 Revolution” – GTA w Teheranie?.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska