Gheorghe Hagi, czyli rumuńska piłka w pigułce
Gheorghe Hagi – zobacz też: Piłka nożna - historia mistrzostw, sukcesy Polaków i futbol a polityka
Mało któremu zawodnikowi zdarza się, by tuż po zakończeniu kariery nazywano stadion jego imieniem. Trzeba jednak przyznać, że mało który zasługuje na to tak bardzo jak Gheorghe Hagi. Przez całą karierę zachwycał wszystkich piękną grą i szokował nieprawdopodobnie rozbudowanym ego. Najlepszym tego przykładem był finał Pucharu UEFA z 2000 roku, w którym to grający w Galatasaray Stambuł rumuński piłkarz wyleciał z boiska za uderzenie przeciwnika i prawdopodobnie tylko dlatego nie otrzymał tytułu zawodnika meczu.
Gheorghe Hagi: gwiazda Divizia A
Już początek kariery miał Hagi imponujący. Zaczynał ją w dość prowincjonalnym klubie Farul Konstanca, gdzie szybko zdołał przebić się do pierwszej drużyny (w 1982 roku, w wieku 17 lat), by już w następnym roku trafić do kadry narodowej. O rewelacyjnie zapowiadającego się piłkarza szybko też upomniały się wielkie kluby z Bukaresztu – młody chłopak trafił do uniwersyteckiego Sportulu Studențesc. Dopiero tam zdołał rozwinąć skrzydła – w ciągu 3 lat Hagi wystąpił w nieco ponad 100 meczach, strzelił 58 bramek i poprowadził swoją ekipę do największych sukcesów w jej historii (wicemistrzostwo kraju w 1985 roku). W reprezentacji, mimo protestów części piłkarzy, już w wieku 20 lat został kapitanem kadry.
W 1987 roku Hagi przestał grać w klubie ze stadionu Regie, przy okazji zostając bohaterem jednego z najbardziej kuriozalnych transferów w dziejach piłki nożnej – został wypożyczony do Steauy Bukareszt… na jeden mecz: Superpuchar Europy z Dynamem Kijów. Steaua, która po raz pierwszy i jedyny w historii wygrała wówczas Puchar Europy Mistrzów Krajowych (poprzednik Ligi Mistrzów), była absolutnym szczytem rumuńskiego futbolu – wystarczy wspomnieć, że w latach 1986–1989 nie przegrała ona ani jednego (!) meczu ligowego. Występ w Superpucharze Europy Hagi przypieczętował golem na wagę zwycięstwa i zaprezentował się tak dobrze, że władze bukareszteńskich „wojskowych” postanowiły zatrzymać uzdolnionego zawodnika. W nowym klubie notował jeszcze lepsze statystyki i w ciągu 97 meczów ligowych strzelił aż 76 bramek. Przełożyło się to zresztą na wyniki klubu: Steaua seryjnie zdobywała mistrzostwo, doszła także do półfinału Pucharu Europy w sezonie 1987/1988 i do finału rok później.
Niepowodzenia na Zachodzie
Kolejne zmiany w karierze Hagiego przyszły razem z upadkiem komunizmu w Rumunii. Kryzys ekonomiczny początku lat 90 i utrata wsparcia ze strony wojska wymusiły na zarządzie Steauy wyprzedaż najlepszych zawodników za granicę. Hagi, za astronomiczną jak na rumuńskie warunki kwotę 4,3 mln dolarów, przeszedł w 1990 roku do Realu Madryt, gdzie trafił na znanego wszystkim kibicom w Polsce Leo Beenhakkera. Po dwóch sezonach, licząc na silniejszą pozycję w drużynie, zdecydował się przenieść do Brescii. Wybór okazał się fatalny – Brescia spadła z hukiem do Serie B, by dopiero po dwóch latach wydostać się z powrotem na najwyższy poziom rozgrywek we Włoszech. W Serie A Hagi już jednak nie zagrał, bowiem szybko zgłosiła się po niego Barcelona, która szukała następcy Michaela Laudrupa. Przygoda z katalońską piłką zakończyła się jednak kolejnym rozczarowaniem, Hagi siedział bowiem zazwyczaj na ławce, częściej wykłócając się z sędziami niż grając w piłkę. Po dwóch latach zdecydował się odejść na piłkarską prowincję – do Galatasaray Stambuł.
Sukcesy w Turcji i w reprezentacji
Wszystkie te niepowodzenia w piłce klubowej rekompensował sobie grą w reprezentacji. Drużyna z połowy lat 90. – z Hagim, Petrescu, Popescu, Moldavanem – była prawdopodobnie najsilniejsza w historii rumuńskiej piłki. Na mundialu z 1994 roku Rumuni doszli do ćwierćfinału, porywając rewelacyjną grą i pokonując między innymi mistrzów świata, Argentyńczyków. Sam Hagi został wybrany do jedenastki turnieju, a w następnych latach pozostawał niekwestionowanym liderem reprezentacji, osiągając rekordową liczbę występów (125) i bramek (35) w drużynie narodowej. De facto to on zarządzał kadrą, często decydował o składzie, a także był w stanie skutecznie wpłynąć na zmianę trenera.
Także pod koniec kariery zaczął wreszcie odnosić większe sukcesy. W Galatasaray był niekwestionowaną gwiazdą, a to przełożyło się na jego boiskowe dokonania: cztery mistrzostwa Turcji, Puchar UEFA i Superpuchar Europy w 2000 roku. Równocześnie jednak Hagi coraz częściej wdawał się w boiskowe burdy: wyleciał z boiska zarówno w czasie wspomnianego finału Pucharu UEFA, jak też w ostatnim meczu w reprezentacji (w ćwierćfinale mistrzostw Europy z Włochami w 2000 roku), a w 2001 roku, w jednym z meczów ligi tureckiej, niemal pobił sędziego.
Niespełniony trener
Zakończenie kariery piłkarskiej przez Hagiego w Rumunii było wydarzeniem na skalę narodową i od razu zaoferowano mu posadę trenera reprezentacji. Piłkarz posadę przyjął, ale wytrzymał na niej jedynie 5 miesięcy. Później próbował swoich sił także w tureckim Bursasporze i w Galatasaray, ale z obu klubów odszedł ze względu na słabe wyniki i konfliktowy charakter.
Najciekawsze przygody „Maradony Karpat” wiążą się jednak z jego trenerską pracą w Rumunii. Jako trener klubowy miał pierwotnie zacząć karierę tam, gdzie startował jako piłkarz, to jest w Farulu Konstanca. Jego szefowie nadali nawet swojemu stadionowi imię byłego piłkarza, by przekonać go do przyjęcia oferty. Hagi zdecydował się jednak na Politehnicę Timisoara, co w Konstancy potraktowano niemal jak zdradę i wykreślono imię wychowanka z nazwy stadionu. Sam Hagi został zresztą szybko zwolniony z Timisoary z powodu kiepskich wyniki, wkrótce znalazł jednak zatrudnienie w drużynie Steauy – klubie, z którym odnosił największe sukcesy jako piłkarz.
Wybór ponownie okazał się fatalny, głównie ze względu na rozbudowane ego Hagiego i prezesa klubu, Gigiego Becalego. Ten ostatni, szemrany (delikatnie rzecz ujmując) biznesmen, europoseł i prezes skrajnie prawicowej Partii Nowej Generacji, nieustannie wtrącał się w sprawy drużyny, nie cofał się także przed groźbami wobec swoich podwładnych. To z kolei nie odpowiadało temperamentowi Hagiego, który nie potrafił dojść do porozumienia z szefem. Ostatecznie Hagi podał się do dymisji tuż po rozpoczęciu nowego sezonu. Po tym nastąpił ostatni, znów nieudany, epizod trenerski – w Galatasaray.
***
Hagi jest dla Rumunów nie tylko piłkarzem – jest symbolem „złotego wieku” rumuńskiej piłki, a jego popularność – mimo nieudanej kariery trenerskiej i stosunkowo skromnych efektów zagranicznych wojaży – nie słabnie do dziś. W trudnych latach 80. i 90. piłka nożna była dla Rumunów oknem na świat i rodzajem swoistej zbiorowej terapii, stanowiła ucieczkę od skrzeczącej rzeczywistości. Zagraniczne kariery piłkarzy stanowiły dla wielu jedyną nadzieję na lepsze, bardziej dostatnie jutro. Hagi był zaś postacią, wokół której skupiały się nadzieje wszystkich, stąd też jego rola w społecznej świadomości Rumunów wykracza daleko poza jego osiągnięcia jako piłkarza.
Zobacz też:
- Od Urugwaju do RPA. Historia piłkarskich mistrzostw świata;
- Syjonizm i football. Krótka historia Beitaru Jerozolima;
- Nie tylko Małysz i Kowalczyk. Występy Polaków na mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym;
- Barcelona ’82: „Solidarność” na mundialu;
- Sukces piłkarzy sukcesem I sekretarza... Powrót „Orłów Górskiego” z mundialu;
- Subtelni propagandyści. „Dziennik Bałtycki” o mundialu w Argentynie;
- Pojedynek na trzech płaszczyznach. 3-5 maja 1975 roku w Gdańsku.
Redakcja: Roman Sidorski