Ernest Wilimowski: zdrajca czy legenda polskiej piłki nożnej?
Andrzej Gowarzewski, dziennikarz sportowy i historyk piłki nożnej, powiedział o napastniku, że ten „ponad wszelką wątpliwość był najlepszym piłkarzem w historii polskiej piłki. Gdyby doszło do mistrzostw świata 1942 roku, niewykluczone, że nie mówilibyśmy dziś o Pelem, tylko o Wilimowskim”. Stało się jednak inaczej. Po niemieckiej agresji, jak wielu Ślązaków, piłkarz wypełnił volkslistę. Chciał przede wszystkim grać dalej w piłkę nożną. Choć niekoniecznie czuł się Niemcem, jako Ernst Willimowski zaczął występować w niemieckich klubach, następnie także w reprezentacji. Dzięki swoim decyzjom nie trafił na front wschodni i udało mu się uratować skierowaną do Auschwitz matkę. Po 1945 roku nigdy nie wrócił do rodzinnych stron. Został uznany za zdrajcę i na wiele lat zapomniano o jego istnieniu. Usunięto go nawet z oficjalnych statystyk reprezentacji.
Kiedy portal Interia.pl zapytał w 2016 roku swoich czytelników „Kim dla ciebie jest Ernest Wilimowski?”, wśród niemal 2500 głosujących zdania były podzielone. Odpowiedź: „legendą polskiej piłki” zebrała 41% głosów, natomiast „zdrajcą” 33%, 26% zagłosowało na „ciężko powiedzieć”.
Ernest Wilimowski w biało-czerwonych barwach
Przedwojenna piłkarska reprezentacja Polski odzwierciedlała wielonarodową strukturę państwa. W historycznie pierwszym meczu z Węgrami, w 1921 roku, wystąpiło dwóch zawodników Cracovii Kraków (pierwszy mistrz kraju) żydowskiego pochodzenia. Pierwszy polski gol w meczu międzynarodowym był autorstwa Józefa Klotza, również piłkarza żydowskiego pochodzenia. Na przełomie lat 20. i 30. Rolę kapitana drużyny pełnił Jerzy Bułanow, urodzony w Moskwie jako Jurij. Pierwszy kadrowicz z Legii Warszawa był pochodzenia ormiańskiego, a pierwszą bramkę w meczu mistrzostw świata z Brazylią w 1938 roku strzelił Fryderyk Scherfke, gracz Warty Poznań, urodzony w niemieckiej rodzinie. Najbardziej kontrowersyjny był jednak przypadek Ernesta Wilimowskiego, najwybitniejszego spośród ówczesnych reprezentantów – czterokrotnego mistrza kraju z klubem Ruch Hajduki Wielkie (obecnie Ruch Chorzów), trzykrotnego króla strzelców polskiej ligi, autora 117 bramek w polskiej lidze (w 87 spotkaniach) i 21 bramek dla polskiej reprezentacji (w 22 spotkaniach).
Ernest Wilimowski urodził się 23 czerwca 1916 roku w Kattowitz (Katowice), w mieście, w którym kilka lat później odbył się plebiscyt. Mieszkańcy, przeważającą liczbą głosów (85%), wówczas zadecydowali o pozostaniu w granicach państwa niemieckiego. Tak się jednak nie stało – wybuchło kolejne powstanie śląskie i ostatecznie, decyzją mocarstw zachodnich, miasto weszło w granice II Rzeczypospolitej. Ojciec przyszłego piłkarza zaginął podczas I wojny światowej, a w 1929 roku jego matka, Niemka, wyszła za mąż za powstańca śląskiego, Romana Wilimowskiego, który usynowił nastolatka (chłopak przyjął jego nazwisko i zmienił imię z Ernst na Ernest).
Czy Ernest Wilimowski przez całe życie czuł się Niemcem? Jak duży wpływ miała na niego jego polska rodzina? Czy też po prostu czuł się Ślązakiem? Dziś trudno odpowiedzieć na te pytania. Faktem jest, że jako junior występował w identyfikującym się z mniejszością niemiecką klubie 1. FC Katowice, a karierę seniorską kontynuował w barwach „polskiego” ruchu. Najważniejszym powodem zmiany były jednak zapewne względy sportowe. Były to czasy amatorskie. Piłkarz łączył treningi z pracą jako goniec w hucie.
W całej karierze Ernest Wilimowski strzelił ponad 500 bramek. W jednym ze spotkań ligowych zdobył aż 10 bramek. W reprezentacji zadebiutował 21 maja 1934 roku. Miał wtedy 17 lat i 332 dni. Był zarówno wybitnym snajperem, jak i świetnym dryblerem. Był niewysokiego wzrostu, miał rude włosy i odstające uszy. Podobno u jednej ze stóp miał sześć palców. Nie stronił też od alkoholu, który stał się oficjalną przyczyną odsunięcia zawodnika od udziału w igrzyskach olimpijskich w Berlinie w 1936 roku. Reprezentacja Polski zajęła wówczas wysokie czwarte miejsce, co było największym sukcesem polskiej piłki aż do lat 70. XX wieku.
Dwa lata później drużyna prowadzona przez trenera Józefa Kałużę (wcześniej wybitny napastnik, legenda Cracovii) po raz pierwszy wystąpiła w turnieju finałowym mistrzostw świata rozgrywanym we Francji. W eliminacjach Orły Kałuży zwyciężyły w dwumeczu Jugosławię (4:0 i 0:1). Jedną z bramek zdobył Ernest Wilimowski. Wreszcie, 5 czerwca 1938 roku w Strasburgu, w swoim pierwszym i ostatnim meczu mistrzostw świata, po dogrywce Polska przegrała z Brazylią 5:6. Aż cztery bramki strzelił dla polskiej drużyny Ernest Wilimowski. Był to jeden z najlepszych meczów w historii mistrzostw świata. Polscy kibice mieli okazję przeżywać ogromne emocje słuchając transmisji radiowej. Po meczu brazylijski napastnik, Leonidas, król strzelców tego mundialu miał powiedzieć, że „jeśli ktoś powie, że Polacy nie potrafią grać w piłką – napluję mu w twarz”.
Ostatni mecz Ernesta Wilimowskiego w polskich barwach stał się okazją do wielkiej patriotycznej manifestacji. Na trybunach stadionu im. Marszałka Piłsudskiego w Warszawie zasiadło ponad 25 tysięcy widzów. Największe brawa zebrali wpuszczeni na trybuny rezerwiści z maskami gazowymi na ramieniu. Zwycięski mecz z reprezentacją sojusznika Trzeciej Rzeszy był dla pokolenia przedwojennych miłośników sportu wydarzeniem kultowym i obrosłym w legendy. Z dotychczasowych 9 spotkań z odwiecznymi rywalami – Węgrami – polska reprezentacja nie zwyciężyła ani razu. „Przegląd Sportowy” donosił przed meczem: „Bez szans, ale z wolą walki stajemy do rozprawy z drużyną wicemistrzów świata”. Po 30 minutach gry przegrywaliśmy 0:2. Węgrzy zagrali jednak słabo, a gospodarze zwyciężyli ostatecznie 4:2, dzięki agresywnej i ambitnej grze całego zespołu oraz świetnej formie Ernesta Wilimowskiego. „Przegląd Sportowy” skomentował zwycięstwo Polaków w ten oto sposób:
W Warszawie przynajmniej przez kilka godzin najważniejszy był mecz piłkarski. […] Takiego entuzjazmu, jakiego był świadkiem stadion przy strzeleniu czwartej bramki – chyba nigdy nie oglądała Warszawa.
Ernest Wilimowski: „zdrajca”
W momencie rozpoczęcia wojny najlepszy piłkarz reprezentacji Polski, Ernest Wilimowski, miał zaledwie 23 lata. Jak tysiące Ślązaków wypełnił niemiecką listę narodowościową. W niemieckiej reprezentacji strzelił 13 bramek w 8 meczach. Po 1942 roku, kiedy przestano rozgrywać mecze międzypaństwowe, uczestniczył w propagandowych meczach dla żołnierzy Wermachtu. Choć nigdy nie wstąpił do żadnej nazistowskiej organizacji i nie wspierał aktywnie reżimu, chodził w niemieckim mundurze. Bez wątpienia w latach 30. i 40. należał do najwybitniejszych piłkarzy na świecie. Podczas pamiętnych dla polskich kibiców mistrzostw świata w zachodnich Niemczech w 1974 roku spotkał się z trenerem Kazimierzem Górskim, któremu wyznał, że bał się wrócić do kraju i jednocześnie prosił, aby go źle nie wspominać. Po zakończeniu kariery był m.in. właścicielem restauracji i dozorcą w fabryce.
Ernest Wilimowski zmarł 30 sierpnia 1997 roku w Karlsruhe. Miał 81 lat. Na nagrobku imię zostało zapisane w wersji niemieckiej (Ernst), natomiast nazwisko w wersji polskiej (z jednym „l”). Na pogrzebie nie było delegacji z Polskiego Związku Piłki Nożnej.
Zagrał jedynie w 22 spotkaniach polskiej reprezentacji. Nie miał zatem okazji w pełni rozwinąć swojego talentu. Jego karierę przerwała wojna. Musiał dokonać wyboru. Nie wiadomo, czy on i jego matka przeżyliby wybierając opcję polską. Być może nigdy nie założyłby rodziny, a na pewno nie mógłby dłużej grać w piłkę nożną. Z pewnością nie miał silnego charakteru, ale czy to dostateczny powód, aby skazywać go na sportowe zapomnienie?
Zbigniew Rokita podsumował życie i postawę Ernesta Wilimowskiego zadając retoryczne pytanie:
Jeśli mamy pretensje do Wilimowskiego, że grał dla Hitlera, to czy […] mamy pretensje – zdając sobie sprawę z innej skali problemu – do polskich piłkarzy, którzy brylowali na mistrzostwach świata 1982 roku, uwiarygadniając reżim, który niedawno wprowadził stan wojenny?
Polecamy e-booka Łukasza Jabłońskiego pt. „Sportowa Warszawa przed I wojną światową”:
Bibliografia
- Rokita Zbigniew, Królowie strzelców, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2018.
- Jatkowska Gabriela, Przerwane igrzyska. Niezwykli sportowcy II Rzeczpospolitej, PWN, Warszawa 2017.
- Szczepłek Stefan, Mecze polskich spraw. Jak Cieślik ograł Chruszczowa, Lubański uciszył Anglików, a Nawałka zatrzymał Niemców, Sine Qua Non, Kraków 2021.
Redakcja: Natalia Stawarz