Edward Gierek i jego „dworzanie”

opublikowano: 2021-09-24, 13:03
wszelkie prawa zastrzeżone
Edward Gierek zasiadł na fotelu I sekretarza KC PZPR po Grudniu 1970 roku. Wkrótce nastąpiły zmiany w Biurze Politycznym. Kim byli ludzie z najbliższego otoczenia Gierka?
reklama

Ten tekst jest fragmentem książki Iwony Kienzler „Gierek i jego czerwony dwór. Partia, rodzina, towarzysze”.

Gdy Edward Gierek zasiadł na fotelu I sekretarza KC, musiał sformować nową ekipę, swoisty dwór składający się z zaufanych i podległych mu ludzi. Jednocześnie pozbył się z otoczenia członków poprzedniej ekipy. Dotychczasowe stanowisko w Biurze Politycznym stracił Marian Spychalski, jak również — usunięci przy tej okazji z sekretariatu KC — Bolesław Jaszczuk, Ryszard Strzelecki i Zenon Kliszko. Natomiast w Biurze Politycznym zasiedli: Edward Babiuch, Piotr Jaroszewicz, Mieczysław Moczar, Stefan Olszowski i Jan Szydlak, a zastępcami członków Biura Politycznego zostali: Wojciech Jaruzelski, Henryk Jabłoński i Józef Kępa. Stanowisko sekretarzy KC otrzymali natomiast Edward Babiuch, Kazimierz Barcikowski i Stanisław Kociołek. Zmiany objęły także rząd: stanowisko Prezesa Rady Ministrów stracił przy tej okazji „wieczny premier” Józef Cyrankiewicz, któremu na otarcie łez podarowano funkcję przewodniczącego Rady Państwa, natomiast na czele rządu stanął Piotr Jaroszewicz, który przez wiele lat pełnił funkcję wicepremiera oraz przedstawiciela kraju przy Radzie Wzajemnej Pomocy Gospodarczej.

Edward Gierek przemawia podczas I Krajowej Konferencji PZPR w 1973 roku (fot. NAC)

W 1971 roku wymieniono większość kierowników wydziałów KC oraz pierwszych sekretarzy komitetów wojewódzkich; po objęciu funkcji I sekretarza KC przez Gierka doszło zatem do jednej z najgłębszych zmian w PRL-owskim aparacie władzy. Nastąpiła też zmiana wizerunkowa. Jak słusznie zauważa znawca problematyki i historii PRL-u, profesor Dudek: o ile wcześniej „odwoływanie się do ideologii komunistycznej i kanonów marksizmu-leninizmu było bardzo silne, to po roku 1970 miało już charakter bardziej rytualny. Owszem, dalej korzystano ze starych formułek, ale tak naprawdę już nikt nie traktował tej ideologicznej nowomowy poważnie”. Zmienił się też stosunek do kwestii materialnych: „O ile do końca rządów Gomułki obowiązywał bardzo silny purytanizm materialny, który objawiał się w stosunkowo niewielkiej wysokości płac w aparacie partyjnym czy bezlitosnym rozprawianiu się z działaczami partyjnymi, którzy «po cichu» wybudowali sobie wille, o tyle w latach 70. skończył się etap, w którym od działacza PZPR wymagano wyrzeczeń”.

Wprawdzie robotnicy spotykający się z Gierkiem już po objęciu przez niego władzy domagali się ukarania winnych strzelania do strajkujących, podobnie jak przedstawiciele innych środowisk, w tym chociażby studenci trzeciego roku historii Uniwersytetu Jagiellońskiego, którzy nawet wystosowali rezolucję w sprawie postawienia winowajców przed sądem — jednak nikogo z poprzedniej ekipy nie spotkały żadne reperkusje. Jedyne „szykany” to odsunięcie niewygodnych polityków, w rodzaju Cyrankiewicza, na boczny tor. Generał Korczyński, ten sam, który osobiście rzucał petardami w protestujących ludzi na ulicach Gdyni, w marcu 1971 roku stracił wszystkie stanowiska dowódcze w Wojsku Polskim, lecz nikomu nawet nie przyszło do głowy, by wytoczyć mu proces. W kwietniu tego samego roku otrzymał nominację na ambasadora PRL-u w Algierii, co dla wpływowego wcześniej aparatczyka oznaczało kres politycznej kariery. Korczyński zmarł 22 października 1971 roku w Algierze, najprawdopodobniej w wyniku samobójstwa. Z kolei Stanisław Kociołek, powszechnie uznawany za głównego winowajcę gdyńskiej masakry, „dobrowolnie” złożył rezygnację na VIII plenum KC, które odbyło się w dniach 6–7 lutego 1971 roku. Na tym samym plenum usunięto ze składu Komitetu Zenona Kliszkę, natomiast Ignacy Loga-Sowiński podał się do dymisji. Wcześniej, bo w styczniu tego samego roku, przestał być przewodniczącym Centralnej Rady Związków Zawodowych; na tym stanowisku zastąpił go Władysław Kruczek.

reklama

Pozbycie się z otoczenia zdecydowanej większości członków ekipy Gomułki nie oznaczało jednak, że Gierek mógł spać spokojnie. Główny konkurent do schedy po poprzednim I sekretarzu KC, Mieczysław Moczar, tylko czyhał, żeby wkroczyć do gry, zwłaszcza że skupiona wokół niego grupa „partyzantów” była dość silna, a on sam dawał wszem wobec do zrozumienia, że towarzysz Edward zajmuje swój stołek tylko tymczasowo. Jednocześnie, opierając się na swoich zwolennikach, budował własną legendę. „Partyzanci chętnie przeciwstawiali dobrych komunistów, którzy wojnę spędzili w okupowanym kraju i znali polską specyfikę, tym, którzy przywędrowali ze Wschodu w szarych szynelach, nie rozumieli sytuacji w Polsce i byli skłonni bezkrytycznie kopiować wzory radzieckie — twierdzi profesor Eisler. — Sporo mówiono także o hasłach populistycznych partyzantów i ich swoistej plebejskości. Szeptana propaganda nie bez pewnych sukcesów kształtowała przez kilka lat wizerunek Moczara — dobrego patrioty i narodowego komunisty”. Nic zatem dziwnego, że sam Moczar postrzegał swój awans na stanowisko „pierwszego” jedynie jako kwestię czasu. Poza tym nie wszyscy działacze byli zadowoleni z dojścia do władzy ekipy Gierka, zwłaszcza że nowy I sekretarz najwyższe stanowiska partyjno-rządowe rozdawał swoim współpracownikom z czasów kierowania Komitetem Wojewódzkim w Katowicach.

Zawiedzeni członkowie partii, którym spodziewany awans przeszedł koło nosa, dołączali do grona Moczarowskich „partyzantów”. Istnieje nawet dość prawdopodobna hipoteza że już w maju 1971 roku przygotowywano pucz w celu obalenia Gierka, ale I sekretarz przystąpił bezzwłocznie do działania, kiedy tylko wieści o planach „partyzanta” dotarły do jego uszu. Przerwał swoją wizytę w Pradze, związaną z odbywającym się tam właśnie XV Zjazdem Komunistycznej Partii Czechosłowacji, i — nie zważając na obecność radzieckich dygnitarzy najwyższego szczebla, z samym Breżniewem na czele — wyjechał do Olsztyna, gdzie przebywał Moczar. Jak wspomina Piotr Kostikow, obecny wówczas w Pradze, nagły wyjazd Gierka był niemałym zaskoczeniem dla delegacji radzieckiej. Wprawdzie biorący udział w zjeździe Stefan Olszewski zapewniał, że jego szef po prostu poczuł się gorzej i musiał wyjechać do kraju, by odpocząć, a wróci za kilka dni na zakończenie całego wydarzenia; jednak dość szybko rozeszła się pogłoska, jakoby I sekretarz pojechał zdusić w zarodku pucz grożący mu ze strony Moczara. Faktycznie, Gierek zjawił się w Olsztynie, gdzie ponoć na posiedzeniu egzekutywy olsztyńskiego Komitetu Wojewódzkiego Moczar miał się spotkać ze swoimi zwolennikami, i zdusił bunt w zarodku. Oczywiście ówczesne media nawet o tym nie wspomniały, za to zamieszczały obszerne relacje z wizyty Gierka i Moczara w Olsztyńskich Zakładach Opon Samochodowych, Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Kieźlinach i Stacji Hodowli Roślin w Szyldaku.

reklama
Uroczystość otwarcia Trasy Łazienkowskiej w Warszawie, 19 lipca 1974 roku. Stoją m.in. Henryk Jabłoński, Edward Gierek, Józef Kępa, Piotr Jaroszewicz, Jerzy Majewski (fot. NAC)

Część historyków wątpi w to, że „pierwszy partyzant PRL-u” rzeczywiście zebrał w Olsztynie swoich zwolenników, by zorganizować pucz przeciwko „pierwszemu”. Historyk Marcin Zaremba zauważa: „Nie wiemy, czy Moczar rzeczywiście tworzył frondę i wszczynał bunt. […] Przy ówczesnym poparciu dla Gierka jakakolwiek tego typu akcja byłaby posunięciem bezsensownym, politycznym samobójstwem i Moczar musiał to wiedzieć, dlatego wątpię, by zwoływał w Olsztynie jakieś zebranie po to, by wraz ze swoimi zwolennikami szykować obalenie Gierka”. A jednak coś musiało być na rzeczy, bo przecież trudno podejrzewać, żeby przywódca PZPR rzucał wszystko i, ryzykując gniew samego Breżniewa, pędził do stolicy Warmii i Mazur tylko po to, by oglądać produkcję opon czy przyglądać się kiełkującym roślinkom. Jeżeli Moczar naprawdę planował pucz, to trzeba przyznać, że nowemu gensekowi udało się temu zapobiec, a przede wszystkim unieszkodliwić konkurenta. Po egzekutywie w Olsztynie gwiazda „partyzanta” mocno zbladła, tym bardziej że podczas VI Zjazdu PZPR utracił on stanowisko w Biurze Politycznym; został w zamian prezesem Najwyższej Izby Kontroli, co komentowano złośliwie, że Moczar „został NIK-im”. Swoje stanowiska stracili wówczas także niemal wszyscy jego zwolennicy, na czele z Janem Ptasińskim, ambasadorem w Moskwie.

reklama

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Iwony Kienzler „Gierek i jego czerwony dwór. Partia, rodzina, towarzysze” bezpośrednio pod tym linkiem!

Iwona Kienzler
„Gierek i jego czerwony dwór. Partia, rodzina, towarzysze”
cena:
42,99 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Lira
Rok wydania:
2021
Okładka:
miękka
Liczba stron:
360
Premiera:
13.09.2021
Format:
145 x 215 mm [mm]
ISBN:
978-83-66966-19-2
EAN:
9788366966192

Ten tekst jest fragmentem książki Iwony Kienzler „Gierek i jego czerwony dwór. Partia, rodzina, towarzysze”.

Potem jeszcze wielokrotnie Gierek dawał do zrozumienia Moczarowi, jak niska jest pozycja tego ostatniego: przez lata „pierwszy” nie mógł znaleźć czasu, aby przyjąć na rozmowę prezesa NIK-u, za to niejednokrotnie na naradach kierowniczej kadry partyjnej i państwowej krytycznie wypowiadał się o pracy urzędu, na którego czele stał jego niegdysiejszy konkurent. Wcale przy tym nie chodziło o rzeczową, uzasadnioną krytykę przeprowadzanych przez urząd kontroli. Gierek rzucał ogólnikami typu: „NIK popada w czarnowidztwo! Nie potrafi dostrzec ogromnego dorobku w unowocześnianiu naszej gospodarki [i] umacnianiu jedności moralno-politycznej naszego społeczeństwa po 1970 r.!”. Stwierdził także: „kierownictwo partii i rządu nie pozwoli na to, aby NIK rzucała kłody pod nogi, aby przeszkadzała w szybkim uprzemysłowieniu i unowocześnieniu materialno-technicznej bazy socjalizmu”. Moczar nie był jednak człowiekiem, który łatwo się poddaje, i postanowił poczekać na stosowny moment, by dokonać aktu zemsty. Tymczasem korzystał z możliwości, jaką dawało kierowanie instytucją, która miała za zadanie kontrolowanie działalności organów administracji rządowej, i zbierał materiały kompromitujące samego Gierka oraz jego ludzi. W przyszłości da się im mocno we znaki…

Mieczysław Moczar w rozmowie z gen. Zygmuntem Berlingiem, 1966 rok (fot. NAC)

Obejmując przywództwo w PZPR, a co za tym idzie, także w państwie, Gierek automatycznie zrezygnował ze stanowiska I sekretarza KW PZPR w Katowicach; na swoje stanowisko zaproponował Zdzisława Grudnia. Bardzo szybko okazało się, że następca, zwany przez Ślązaków pogardliwie „Dezembrem”, „Cysorzem” albo, z racji niskiego wzrostu, „towarzyszem Paluszkiem”, jest jedynie cieniem Gierka, nie wspominając o Ziętku, którego „nowy” odsunął na boczny tor. Jedną z najbardziej brzemiennych w skutki posunięć „Dezembra” była stricte polityczna decyzja o wybieraniu węgla z pokładów, które znajdowały się pod śląskimi miastami, na zawał zamiast metodą podsadzkową. Chodziło nie tylko o kolejne przekroczenie norm, lecz również o oszczędności, gdyż pierwsza z wymienionych metod jest tańsza od drugiej co najmniej o trzydzieści procent. Natomiast metoda podsadzkowa, w której wolną przestrzeń powstałą po wydobywanym węglu wypełnia się piaskiem, jest dla miast znajdujących się na powierzchni znacznie bezpieczniejsza. „Cysorz” chciał stworzyć także koleje śląskie — możliwie szybko i możliwie najoszczędniej; ignorował rady doświadczonych ekspertów, którzy argumentowali, że tak dużego przedsiębiorstwa nie da się zorganizować w trybie ekspresowym, zwłaszcza że na Śląsku brak jest fachowej kadry. Skutki owej „kolejowej partyzantki” uprawianej przez towarzysza Grudnia mieszkańcy tego regionu odczuwają do dziś.

reklama

Nowy I sekretarz marzył o wspaniałym gmachu narad dla aktywu partyjnego, dokąd wychodziłby wprost ze swojego gabinetu. Chociaż nie miał pieniędzy, dopiął swego: wybudował okazały budynek, zdaniem wielu do dziś szpecący plac Sejmu Śląskiego. Kiedy główny projektant, architekt Zdzisław Stanik, zwrócił zleceniodawcy uwagę, że na placu przeznaczonym na budowlę trudno będzie zmieścić tak okazały gmach, jaki marzył się I sekretarzowi, „towarzysz Paluszek” (który, w przeciwieństwie do Gierka, nie liczył się ze zdaniem ekspertów) kazał „tak kombinować, żeby się zmieściło”. „Dezember Palast”, jak z czasem ochrzczono budowlę, powstawał w iście ekspresowym tempie — wyłącznie po to, aby mogła się tam odbyć konferencja sprawozdawczo-wyborcza KW PZPR, podczas której sekretarz Grudzień miał zostać ponownie wybrany na piastowany dotąd urząd.

Do dziś nie ustalono, z czego finansowano sztandarową inwestycję „Cysorza”; mówiono, że gmach powstał z inwestycji prowadzonych przez Hutę Katowice, aczkolwiek najprawdopodobniej wzniesiono go kosztem planowanej wcześniej budowy nowych ośrodków zdrowia. Co gorsza, aby zrobić miejsce dla okazałego budynku, „Cysorz” kazał zburzyć stojącą w tym miejscu secesyjną willę. Grudzień zresztą bardzo niefrasobliwie poczynał sobie ze śląskimi zabytkami: zniszczył chociażby unikatowe osiedle robotnicze w Giszowcu, a skutki jego rządów były dla regionu wręcz opłakane. Uprzemysłowiony Śląsk, ze swoimi kopalniami, nadal był jednak PRL-owską „perłą w koronie”, a jego mieszkańcom działo się znacznie lepiej niż pozostałym Polakom. Mimo wszystko Gierek, przyglądając się poczynaniom „Dezembra”, rwał włosy z głowy, a na krótko przed śmiercią wyznał, że osadzenie Grudnia na stanowisku swojego następcy było najgorszym posunięciem kadrowym jego życia.

Dość ciekawą postacią wśród „dworzan” Edwarda Gierka był z pewnością Edward Babiuch, traktowany przez pozostałych towarzyszy KC z lekkim lekceważeniem, zwany nawet, z racji niskiego wzrostu, „małym Edkiem” („dużym” był oczywiście bohater naszej opowieści). Przez większość współczesnych historyków Babiuch uznawany jest za człowieka bezbarwnego, ale też, w przeciwieństwie do innych aparatczyków, niebudzącego negatywnych emocji. Chyba zresztą nie nadawał się on do działania w kryzysowych warunkach, skoro w ostatniej chwili wykręcił się od wyjazdu do Katowic w grudniu 1970 roku, gdy należało przekazać Gierkowi propozycję przejęcia schedy po, wciąż wówczas jeszcze urzędującym, Gomułce. Jak jednak zauważa profesor Andrzej Dudek, relacje między Babiuchem a Gierkiem owiane są tajemnicą; jeśli dokładniej przyjrzymy się awansom partyjnym po ustąpieniu Gomułki, „dostrzeżemy, że największy skok zrobił Babiuch, a nie np. Józef Tejchma, Jaruzelski czy Kania.

reklama
Edward Gierek i Nicolae Ceaușescu w 1976 roku

Z kierownika Wydziału Organizacyjnego awansował do rangi sekretarza KC i do Biura Politycznego. Tymczasem Kania przez kilka lat pozostawał tylko zastępcą członka BP. Wydaje się więc, że Babiuch był bardzo sprawny w zakulisowych grach o pozycję wewnątrz partii i torował Gierkowi drogę do władzy”. Jako członek KC wypowiadał się na forum publicznym wyłącznie wtedy, gdy musiał, a dziś jak żart brzmi jego autentyczne stwierdzenie w jednym z wywiadów, że Huta Katowice powstaje po to, by Polska mogła produkować piwo w puszkach. Kto wie, może właśnie nagrodą za utorowanie Gierkowi drogi do władzy było mianowanie Babiucha na stanowisko premiera po ustąpieniu z tej funkcji Jaroszewicza w 1980 roku?

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Iwony Kienzler „Gierek i jego czerwony dwór. Partia, rodzina, towarzysze” bezpośrednio pod tym linkiem!

Iwona Kienzler
„Gierek i jego czerwony dwór. Partia, rodzina, towarzysze”
cena:
42,99 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Lira
Rok wydania:
2021
Okładka:
miękka
Liczba stron:
360
Premiera:
13.09.2021
Format:
145 x 215 mm [mm]
ISBN:
978-83-66966-19-2
EAN:
9788366966192

Ten tekst jest fragmentem książki Iwony Kienzler „Gierek i jego czerwony dwór. Partia, rodzina, towarzysze”.

Z całą pewnością natomiast jedną z najbardziej zapracowanych osób w nowej ekipie był Stefan Olszowski, któremu powierzono poprawienie relacji ze Stanami Zjednoczonymi. Nie było to łatwe zadanie ze względu na dość skomplikowane relacje między USA a ZSRR: w sferze polityczno-dyplomatycznej widoczna była chęć współdziałania, natomiast oficjalna propaganda radziecka nadal malowała Stany w czarnych barwach. Po VI Zjeździe PZPR to właśnie Olszowski objął Ministerstwo Spraw Zagranicznych, by przez pięć kolejnych lat skutecznie wspierać politykę zagraniczną Gierka. Pobłogosławił go zresztą sam Gromyko, który udzielił pozwolenia na prowadzenie niełatwych rozmów z Amerykanami. Olszowskiemu powierzono także kontakty ze Stolicą Apostolską. Ponieważ wywołało to zaniepokojenie Wielkiego Brata, Moskwie tłumaczono, że polska dyplomacja chce pozyskać Watykan dla procesu odprężenia. Minister pracował także nad polepszeniem relacji z Bonn i przygotowywał grunt pod wizyty Gierka we wszystkich krajach zachodnich. Zdecydowanie największą wagę polskie władze przywiązywały do wizyty Gierka w RFN; przygotowywano się do niej dosłownie przez kilka lat, bo od 1973 do 1976 roku, gdy się ostatecznie odbyła.

reklama
Uroczystość otwarcia Trasy Łazienkowskiej w Warszawie, 19 lipca 1974 roku. Widoczni m.in. Edward Gierek, Józef Kępa i Piotr Jaroszewicz, Jerzy Majewski (fot. NAC)

Ówczesna propaganda nadała jej miano „wizyty 1000-lecia”, natomiast „Kronika Filmowa” relacji z tego wydarzenia poświęciła aż pięciominutowy materiał, a więc połowę czasu wyświetlania. Ponieważ tak się pechowo zdarzyło, że Gierek odwiedzał zachodnie Niemcy krótko po wydarzeniach w Radomiu, Płocku i Ursusie, minister Olszewski sporządził skierowaną do szefów wszystkich placówek dyplomatycznych specjalną notkę, w której zalecał: „Wrogie nam ośrodki propagandowe i część prasy zachodniej w sposób fałszywy interpretują procesy uczestników zajść w Radomiu i Ursusie. […] Nie przewidujemy wdawania się w polemikę”. W notatce zwrócono uwagę, że uczestnicy zajść postawieni przed sądem karani są „tylko i wyłącznie za przestępstwa kryminalne i chuligańskie”. Z czasem jednak stosunki z I sekretarzem uległy pogorszeniu, a kiedy w drugiej połowie lat siedemdziesiątych Olszewski po raz drugi został ministrem spraw zagranicznych, Gierek zaczął dostrzegać w nim politycznego rywala, dlatego w lutym 1980 roku wysłał go na placówkę do NRD, co oznaczało polityczną degradację.

Dość zaskakująco potoczyły się losy Franciszka Szlachcica, koryfeusza, który w 1970 roku przywiózł Gierkowi propozycję przejęcia fotela I sekretarza. Ten człowiek, cieszący się — skądinąd zasłużoną — opinią przedstawiciela „najtwardszego partyjnego betonu”, mający za sobą karierę w szeregach UB, gdzie zajmował się głównie walką z poakowskim podziemiem, w 1971 roku zasiadał na fotelu ministra spraw wewnętrznych. Znacznie ważniejszą funkcją było jednak członkostwo w KC, bo to właśnie osoby z tego gremium, a nie ministrowie, decydowali o wszystkim w państwie. Trzeba jednak przyznać, że Szlachcic okazał się dość pracowitym ministrem, a w zakresie jego zainteresowań znalazło się dążenie do poprawy sprawności operacyjnej Służby Bezpieczeństwa, według niego za bardzo zbiurokratyzowanej. Dokonał on gruntownej wymiany kadr, zarówno w centrali, jak i w terenie, i chociaż otwarcie wypowiadał się za współpracą służb z wojskiem, to jednocześnie potępiał strzelanie do protestujących, co bynajmniej nie oznaczało, że nie rozważa takiej ewentualności w przyszłości. Zresztą jak mantrę powtarzał twierdzenie Gomułki: „socjalizm w Polsce nie da się przewrócić”.

reklama

Wyznawał zasadę, że sprawne szkolenie jest warunkiem wydajności systemu, stawiał więc na poprawę edukacji i praktycznego szkolenia pracowników, dbał o wprowadzenie do służb najnowszych zdobyczy techniki oraz wdrażanie nowych technik do pracy swoich podkomendnych. Za swój największy sukces uważał sprawę kapitana Andrzeja Czechowicza, agenta PRL-owskiego wywiadu, zatrudnionego w redakcji Radia Wolna Europa, którego po odwołaniu do kraju w 1971 roku chciał uczynić gwiazdą ówczesnych mediów. Kapitan na antenie radiowej i telewizyjnej snuł opowieści na temat rozgłośni, co zgodnie z planami Szlachcica miało osłabić autorytet Wolnej Europy wśród rodaków, a w konsekwencji — przyczynić się do likwidacji stacji. Chociaż otrzymał za to pochwałę od Kremla, zamiar się nie powiódł, a sekcja polska rozgłośni działała aż do 1994 roku. W czerwcu 1971 roku minister odnotował na swoim koncie kolejny sukces: nagłośnił aferę „Zalew”, dotyczącą przemytu dewiz przez funkcjonariuszy MSW.

Na początku lat siedemdziesiątych Szlachcic urastał do miana drugiej po Gierku osoby w państwie, zresztą jego gabinet znajdował się w bezpośrednim sąsiedztwie gabinetu I sekretarza. W tym przypadku sprawdziło się jednak przysłowie „daj kurze grzędę, ona — wyżej siędę”: generałowi MO zamarzył się awans na stanowisko zajmowane przez Gierka, który dość szybko zorientował się, że na jego własnym podwórku rośnie groźny rywal. Co więcej, o ambicjach Szlachcica poinformował genseka sam… Leonid Breżniew, który zapytał wprost, „czy długo będzie jeszcze trzymał tego kaprala, który spiskuje przeciwko niemu”. Tego I sekretarz nie mógł zignorować. Oliwy do ognia dolały informacje otrzymane od Zdzisława Grudnia, jakoby Szlachcic był wobec I sekretarza nielojalny, oraz doniesienia z pobytu ministra w Krakowie, że na jednym ze spotkań z miejscowym aktywem wznoszono toasty na cześć Szlachcica jako nowego szefa PZPR.

Edward Gierek podczas tzw. Dnia Czynu Partyjnego w Warszawie, 1974 rok

W efekcie sam generał zorientował się, że jego ambicje zostały zaprzepaszczone, a grunt zaczął mu się palić pod nogami. W akcie desperacji na Plenum KC w 1974 roku poważył się na czyn wręcz niebywały: w swoim przemówieniu skrytykował partię, a co za tym idzie, stojącego na jej czele Gierka, za odejście z linii ideologicznej i pozbawioną rozsądku politykę gospodarczą. To był początek końca jego kariery politycznej: wprawdzie na początku 1974 roku został wicepremierem, ale w dobie PRL-u była to fasadowa funkcja; po dwóch latach zresztą przesunięto go na stanowisko prezesa Polskiego Komitetu Normalizacji i Miar, na którym wytrwał aż do 1985 roku. Miał co prawda wielu zwolenników w terenie, zwanych „franciszkanami”, ale Gierek i z nimi sobie poradził: po przeprowadzeniu reformy samorządowej, rozmnożeniu liczby województw z siedemnastu do czterdziestu dziewięciu i likwidacji powiatów, stronnictwo to zostało rozbite.

Natomiast postacią pierwszoplanową wśród „dworzan” Gierka z pewnością był Piotr Jaroszewicz, człowiek o życiorysie pełnym zagadek.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Iwony Kienzler „Gierek i jego czerwony dwór. Partia, rodzina, towarzysze” bezpośrednio pod tym linkiem!

Iwona Kienzler
„Gierek i jego czerwony dwór. Partia, rodzina, towarzysze”
cena:
42,99 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Lira
Rok wydania:
2021
Okładka:
miękka
Liczba stron:
360
Premiera:
13.09.2021
Format:
145 x 215 mm [mm]
ISBN:
978-83-66966-19-2
EAN:
9788366966192
reklama
Komentarze
o autorze
Iwona Kienzler
Autorka ponad osiemdziesięciu książek – publikacji non-fiction z zakresu historii, jak również leksykonów i słowników. Pisze także reportaże z podróży oraz artykuły dotyczące spraw gospodarczych i historii Polski, a także odwiedzanych przez nią krajów i regionów.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone