Cud piąty. Artemizjon
Cud piąty. Artemizjon – zobacz też: Cud szósty. Kolos Rodyjski.
Świątynia była dumą Efezu, wielkiego miasta greckiego na wybrzeżu Azji Mniejszej. Jego dzieje są nieco podobne do losów Halikarnasu: zaplątane w konflikt grecko-perski, a później ateńsko-spartański, usiłowało jakoś funkcjonować, miało jednocześnie własne ambicje. Najpierw Efezem rządzili królowie, potem tyrani (tyrania grecka ma niewiele wspólnego z tą w naszym rozumieniu; tyrani greccy byli przeważnie przedstawicielami ludu, którzy obalali ustrój oligarchiczny), mieliśmy tam również do czynienia z demokracją oraz z okupacją. Efez miał jednak to niezwykłe szczęście, że u władzy w kluczowych momentach znajdowali się ludzie rozsądni, którzy wprawdzie uciekali się czasem do podstępów, czasem czynili ustępstwa, czasem płaszczyli się przed przybyszami, lecz zawsze potrafili wywalczyć dla swego miasta szereg swobód. Stąd Efez rósł w siłę w czasach niepodległości, jak również pod obcą zwierzchnością (najpierw Krezusa, potem Persów, a następnie Rzymian). Można nawet powiedzieć, że okupacje tylko bogaciły miasto, które zawsze czerpało olbrzymie zyski z włączenia się w sieć szlaków handlowych każdego z ww. imperiów. W mieście zamożnym był czas na uprawianie nauki i sztuki. Z Efezu pochodzili: poeci Kallinos i Hipponaks, malarz Parrajos i, być może, najwybitniejszy malarz starożytnej Grecji, Apelles, a także krytyk Zenodotos i jeden z największych filozofów starożytności — Heraklit, znany nam wszystkim z sentencji „panta rhei” („wszystko płynie”). W Efezie znakomicie rozwijał się również dramat, o czym świadczy choćby amfiteatr na 25 tysięcy miejsc. Ta ogromna liczba pokazuje jednocześnie bogactwo miasta, które swoim sumptem postawiło wspaniałą świątynię, uznaną później za cud świata.
Kim była Artemida? Tak Grecy nazywali córkę Zeusa i tytanidy Latony, bliźniaczą siostrę Apollona. Mity mówią różnie o miejscu jej narodzin. Jedni wymieniali wyspę Delos, inni gaj Ortygii pod Efezem. Artemida (zwana przez Rzymian Dianą) nigdy nie wyszła za mąż, wyprosiła u ojca dar w postaci orszaku nimf, z którymi mogła przebiegać góry i polować na dzikie bestie. Należała do dwunastu bogów olimpijskich; wiązano z nią wiele mitów. Między innymi znana jest opowieść o dzieciach Niobe pozabijanych przez Artemidę i Apollona, gdyż ich matka wyraziła się źle o Latonie (Niobe podobno wspomniała, że jest lepsza niż Latona, ponieważ ma więcej od niej dzieci). Inny mit wspomina o nieszczęsnym Akteonie, który zobaczył przypadkiem nagą boginię podczas kąpieli i został przez nią zamieniony w jelenia, a potem zagryziony przez własne psy. Jeszcze inny opowiada o wielkim myśliwym Orionie, do którego zaczęło się podobno uśmiechać dziewicze serce bogini. Niestety, zginął ukąszony przez skorpiona i został przeniesiony na nieboskłon. Spójrzcie na niebo i zobaczcie, że i w naszych czasach gwiazdozbiór Oriona umyka ciągle przed gwiazdozbiorem Skorpiona. Taką to boginię wielbili i wysławiali mieszkańcy Efezu. Zupełnie nie wiadomo, kiedy powstał pierwszy Artemizjon (dlaczego „pierwszy”, wyjaśni dalszy tekst). Wiadomo, że w VIII w. p.n.e. stało tam niewielkie sanktuarium, dwukrotnie przebudowywane w VII w. p.n.e. Jednak w drugiej połowie VI w. p.n.e. Efezjanie postanowili zbudować zupełnie nową świątynię: większą i wspanialszą, która godnie uczciłaby boginię, a jednocześnie ukazała potęgę miasta. W dodatku stare sanktuarium zaczęły podmywać wody gruntowe, więc budowa nowej siedziby Artemidy stała się niemal koniecznością. Strabon w dziele „O architekturze ksiąg dziesięć” wymienia dwóch projektantów świątyni Chersifrona z Knossos i jego syna Metagenesa. Najprawdopodobniej jednak architektów było o wiele więcej, gdyż według Strabona i Pliniusza budowa trwała aż 120 lat.
Jak wszystkie cuda, Artemizjon był wielki i piękny. Miał 110 metrów długości i 55 szerokości. Otaczał go las kolumn po dwa rzędy z każdego boku: 20 w rzędach bocznych, a 8 w pojedynczych rzędach przednim i tylnym. Wszystkie one miały aż 18 metrów wysokości, czyli tyle co pięcio- sześciopiętrowy blok. Wnętrze składało się z trzech części: 8 kolumn podtrzymywało sufit w przedsionku, 18 w części głównej, 4 w tylnej, a jedna za posągiem bogini (część główna). Razem więc mamy 125 (!) olbrzymich kolumn. I nie były to zwykłe kolumny, ale miały kilka cech szczególnych. Po pierwsze, w przeciwieństwie do kolumn w większości greckich przybytków, zostały wykonane z marmuru, a nie z wapienia. I to z jakiego marmuru! Współczesne badania wykazały, że był on lepszy nawet od kararyjskiego! Legenda zapisana przez Witruwiusza mówi, że kiedy Efezjanie zastanawiali się nad budową świątyni, myśleli o sprowadzeniu marmuru z Paros, z Prokonnezu, z Heraklei i z Tazos. Zdarzyło się jednak, że pewnego dnia pasterz Piksodarus obserwował wśród skał dwa walczące barany. Jeden z nich nie trafił w przeciwnika, lecz z rozpędu uderzył w skałę. Odłamek odłupany przez barana okazał się wspaniałym białym marmurem. Piksodarus zawiadomił o tym swoich rodaków, a ci z wdzięczności zmienili mu imię na Euangelos, czyli Przynoszący Dobrą Nowinę, i od tego czasu co miesiąc składali w tym miejscu ofiary. Lecz znalezienie marmuru było dopiero początkiem problemów. Sam transport kamiennych kolumn ważących ponad 20 ton stanowił nie lada wyczyn. Chersifron dokonał tego przy pomocy specjalnych klatek z potężnych kłód drewna, którymi otaczano kolumnę, a cała konstrukcja poruszała się na wielkich szerokich kołach. Olbrzymie żurawie poruszane siłą wołów ustawiły kolumny na swoich miejscach, choć podobno w niektórych przypadkach dopiero sama pomoc bogini pozwoliła na dokończenie prac.
Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!
Po drugie, kolumnada została wykonana w porządku jońskim. Była to pierwsza monumentalna budowla, którą stworzono w tym stylu. Dlatego też, chociaż elementy stylu jońskiego znane były już wcześniej, Grecy uznali Efez za miejsce narodzenia się nowej architektury. Każdy Polak, który skończył szkołę podstawową, powinien znać podstawowe założenia stylu jońskiego, który razem z wcześniejszym doryckim i późniejszym korynckim tworzy słynną architektoniczną trójcę. Pierwszy styl, dorycki, był prosty. Kolumny nie miały bazy (czyli podstawy) u dołu, a u góry kończyły się płaską, okrągłą częścią i kwadratową płytą. Architraw (czyli belka poprzeczna oparta na głowicach kolumn) dorycki jest gładki, a znajdujący się nad architrawem fryz podzielony na prostokątne pola z reliefami. Styl więc to surowy, w porównaniu z nim porządek joński był niczym elegancki żupan przy zgrzebnej sukmanie. Kolumna jońska była smuklejsza i miała głębsze rowki pionowe. Rowków tych standardowo było 24, podczas gdy w porządku doryckim najwyżej 20. U dołu kolumny znajdowała się baza, a głowicę zdobiły ślimacznice. Architraw był trójdzielny, a fryz ciągły, najczęściej wypełniony jedną olbrzymią płaskorzeźbą. Aż 26 kolumn Artemizjonu ozdabiały w dolnej części wspaniałe płaskorzeźby o niemal dwumetrowej wysokości. Rzeźbami wypełnione były również tympanony, czyli trójkątne pola pod dachem budowli. Wiemy, że dach sięgał wysokości 25 metrów, ale nad nim wznosiły się jeszcze wyrzeźbione figury.
Najwspanialsi rzeźbiarze zostali zaproszeni na konkurs ozdobienia poszczególnych elementów świątyni. Nie znamy wszystkich szczegółów, ale wiemy na przykład, że konkurs na posąg rannej Amazonki wygrał Poliklet, wyprzedził przy tym między innymi Fidiasza, a w samym środku świątyni stał ołtarz i cedrowa figura Artemidy. I tak było od mniej więcej końca V wieku p.n.e. aż do 21 lipca 356 r. p.n.e. Wtedy bowiem jednej nocy zaszły dwa ważne wydarzenia dla starożytnego świata, o których historycy antyku pisali: Tej nocy, której narodził się Aleksander Wielki, wielka świątynia została podpalona. Znamy datę urodzin Aleksandra, więc znamy też datę podpalenia świątyni. A dokonał tego jeden człowiek, Herostrates, który wyjaśnił wszem wobec, że zrobił to specjalnie, gdyż chciał, by jego imię zapamiętały przyszłe pokolenia. Na taką odpowiedź zrozpaczeni i wściekli Efezjanie skazali sprawcę tak wielkiego zniszczenia na zapomnienie: obiecali sobie, że, skoro chciał być znany, żaden Grek nie wymówi jego imienia. W dokumentach miejskich Efezu zamiast imienia użyto słów „pewien szaleniec”. Kara była niezwykle osobliwa, toteż nic dziwnego, że dyskutowano o niej:
— Khaire. Czy wiesz, że skazano Herostratesa — podpalacza Artemizjonu?
— Tak? A na jaką karę? Z pewnością na śmierć tak strasznego zbrodniarza.
— Owszem, a jego rodzinę sprzedano w niewolę, ale ponieważ dokonał tego czynu tylko dlatego, by stać się sławnym, w Efezie postanowili, że nikt nie będzie wymieniał jego imienia, aż w końcu wszyscy je zapomną.
— I mają po trzykroć rację. Przecież nikt nie będzie mówił o tym Herostratesie zbrodniarzu, oby jego imię zginęło w Tartarze. A teraz wybacz przyjacielu, gdyż twa nowina tak mnie zainteresowała, że muszę wspomnieć o niej przyjaciołom.
I tak co chwila obiecywano sobie, że nikt nie będzie pamiętał o tym wrednym Herostratesie, a literaci zapisywali nawet, o kim nie należy pamiętać. Właśnie z jednej z takich relacji, spisanej przez Teopompa, poznaliśmy imię podpalacza — szaleńca ogarniętego manią wielkości. Można więc powiedzieć, że jego pragnienie ziściło się. Efezjanie jednak nie poddali się po tej strasznej tragedii i postanowili wskrzesić ruiny. Sprzedali część kolumn, zrobili zbiórkę wśród obywateli i w ten sposób uzyskali fundusze na nową, jeszcze wspanialszą budowlę. Koszty jednak były olbrzymie, toteż już wśród starożytnych krążyła plotka, że sprytni Efezjanie skorzystali z pożaru, by zgarnąć skarb królów perskich, złożony w Artemizjonie na przechowanie. Oczywiście obywatele Efezu zaprzeczali, podając jako przykład swojej uczciwości słynne zdarzenie z Aleksandrem Wielkim. Kiedy król Macedonii przybył do Efezu, zaproponował, że odbuduje świątynię własnym kosztem, pod drobniuteńkim warunkiem, że znajdzie się tam tablica z jego imieniem. Można to określić jako czystej wody sponsoring służący public relations Aleksandra. Jednak dla Efezjan świątynia Artemidy była ich dziełem i nie mieli ochoty dzielić jej z Aleksandrem. Wszakże odmówić wprost też nie wypadało i tak powstał impas rozwiązany dopiero przez jednego ze sprytnych obywateli, który powiedział królowi: Aleksandrze, nie wypada, żeby jeden bóg stawiał świątynię drugiemu bogu. No cóż, po tak grzecznej odmowie, będącej jednocześnie komplementem, Aleksander wprawdzie nie sfinansował budowy, ale polecił swojemu osobistemu architektowi Dejnokratesowi przygotować plany odbudowy. Dejnokrates wiele nie zmienił, dodał jedynie cokół pod świątynią. Kolumny, które nadawały się do odnowy, zostały odrestaurowane (można sądzić, że te bardziej zniszczone sprzedano). Przy odbudowie pracowali między innymi Skopas i Praksykles. Pierwszy przy kolumnach, drugi przy ozdabianiu ołtarza głównego.
Odtąd przez pół tysiąca lat Artemizjon cieszył oczy miejscowych i licznych pielgrzymów. W czwartym wieku jednak splądrowali świątynię Goci, a zniszczenia dopełniło trzęsienie ziemi. Przez wiele lat Efez był kupą gruzów, o której Anglik Wood pisał w XIX wieku, że trudno tu nawet o tuzin mieszkańców, wliczając w to osły i wielbłądy. Wood był pierwszym, który zaczął badać efeskie rumowisko. Później pracowały tu łopaty Austriaków i Anglików, a z ich znalezisk utworzono zbiory efeskie w Hofburgu i w British Museum.
Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!
Bibliografia:
- V. Zamarowsky, Tropami siedmiu cudów świata, Katowice 1980.
- C.W. Ceram, Bogowie, groby i uczeni, Warszawa 2002.
- Z. Kosidowski, Gdy słońce było bogiem, Warszawa 1966.
- I. Możejko, 7+37 cudów świata, Wrocław 1988.
- K. Kumaniecki, Historia kultury starożytnej Grecji i Rzymu, Warszawa 1969.
Kupuj świetne e-booki historyczne i wspieraj ulubiony portal!
Regularnie do sklepu Histmaga trafiają nowe, ciekawe e-booki. Dochód z ich sprzedaży wspiera działalność pierwszego polskiego portalu historycznego. Po to, by zawsze był ktoś, kto mówi, jak było!
Sprawdź dostępne tytuły pod adresem: https://sklep.histmag.org/