Bohr, Oppenheimer i wyścig nuklearny
Ten tekst jest fragmentem książki Kaia Birda i Martina J. Sherwina „Oppenheimer. Triumf i tragedia ojca bomby atomowej”.
Wyścig po bombę atomową na początku wyglądał na bezładną bieganinę. Kilku uczonych emigrantów z Europy w roku 1939 wpadło w panikę, obawiając się, że ich byli koledzy z Niemiec prowadzą zaawansowane próby wykorzystania zjawiska rozszczepienia jądrowego do celów wojskowych. Zaalarmowali więc rząd amerykański i przedstawili mu to niebezpieczeństwo. Rząd przeznaczył pewne środki na zorganizowanie konferencji i realizację niewielkich programów badań jądrowych. Zespoły uczonych prowadziły analizy i pisały raporty. Jednak dopiero w 1941 roku, po ponad dwóch latach od odkrycia w Niemczech zjawiska rozszczepienia jądrowego, Otto Frisch i Rudolph Peierls, niemieccy fizycy emigranci pracujący w Wielkiej Brytanii, wymyślili, jak skonstruować dającą się zastosować w praktyce bombę atomową w czasie na tyle krótkim, by można jej było użyć jeszcze w czasie tej wojny. Od tego momentu wszyscy ludzie zaangażowani w amerykańsko-brytyjsko-kanadyjski program budowy bomby skupili się całkowicie na zwycięstwie w tym morderczym wyścigu. Obawy o odleglejsze w czasie skutki uzbrojenia się świata w broń jądrową pozostawały uśpione aż do grudnia 1943 roku, kiedy to w Los Alamos pojawił się Niels Bohr.
Oppenheimer był niezwykle szczęśliwy, że może mieć przy sobie Bohra. Ten pięćdziesięciosiedmioletni Duńczyk został w nocy 29 września 1943 roku potajemnie wywieziony z Kopenhagi łodzią motorową. Gdy dotarł szczęśliwie do wybrzeża Szwecji, zabrano go do Sztokholmu, gdzie zamierzali go zabić niemieccy agenci. 5 października wysłani na pomoc brytyjscy lotnicy wsadzili Bohra do komory bombowej nieoznakowanego mosquito. Kiedy samolot osiągnął pułap 6000 metrów, pilot kazał mu założyć maskę tlenową wbudowaną w skórzany kask. Bohr nie dosłyszał jednak tego polecenia – powiedział później, że kask był dla niego za mały – i wkrótce z powodu braku tlenu stracił przytomność. Mimo to zniósł dobrze podróż i po wylądowaniu w Szkocji stwierdził, że miał bardzo przyjemną drzemkę.
Na pasie startowym Bohra powitał jego przyjaciel James Chadwick, który zabrał go do Londynu i poinformował o brytyjsko-amerykańskim programie budowy bomby atomowej. Bohr już w 1939 roku wiedział, że odkrycie rozszczepienia jądrowego umożliwia zbudowanie takiej bomby. Był jednak przekonany, że oczyszczenie odpowiedniej ilości U-235 wymaga tak ogromnych mocy przemysłowych, że całe przedsięwzięcie jest niewykonalne. Teraz dowiedział się, że Amerykanie zaangażowali w tę sprawę swój ogromny potencjał produkcyjny. „Bohrowi wydawało się to zupełnie fantastyczne”, pisał później Oppenheimer. Tydzień po przyjeździe Bohra do Londynu dołączył do niego dwudziestojednoletni syn Aage, młody, obiecujący fizyk, który później też został laureatem nagrody Nobla.
W ciągu kolejnych siedmiu tygodni ojciec i syn zostali dokładnie zapoznani ze szczegółami programu Stopy Rurowe (Tube Alloys), tak bowiem ochrzczono brytyjski program budowy bomby atomowej. Bohr zgodził się zostać konsultantem programu, a Brytyjczycy postanowili wysłać go do Ameryki. Na początku grudnia ojciec i syn weszli na pokład statku płynącego do Nowego Jorku. Generał Groves nie był zbyt zadowolony z pomysłu dopuszczenia Bohra do udziału w projekcie, lecz z powodu pozycji, jaką Duńczyk zajmował w świecie fizyki, zezwolił mu, choć bez entuzjazmu, na odwiedzenie tajemniczego „punktu Y” na pustyni w Nowym Meksyku.
Opór Grovesa był skutkiem raportów wywiadu stwierdzających, że Bohr był człowiekiem niesfornym. „New York Times” z 9 października 1943 roku donosił, iż duński fizyk przybył do Londynu z „planami nowego wynalazku wywołującego eksplozję atomową”. Groves rozsierdził się, lecz jedyne, co mógł zrobić, to usiłować okiełznać Bohra, co jednak okazało się niewykonalne. Duńczyk miał niespożyte zapasy energii. W Danii, jeśli chciał widzieć się z królem, po prostu szedł do pałacu i pukał do drzwi. Bardzo podobnie zachowywał się w Waszyngtonie, gdzie odwiedził brytyjskiego ambasadora lorda Halifaxa i bliskiego współpracownika prezydenta Roosevelta, sędziego Sądu Najwyższego Felixa Frankfurtera. Jego przekaz był czytelny: zbudowanie bomby atomowej jest przesądzone, lecz wciąż nie jest za późno, by pomyśleć o tym, co stanie się potem. Bohr najbardziej obawiał się tego, że wynalazek wywoła śmiertelny wyścig zbrojeń atomowych między Zachodem a Związkiem Radzieckim. By temu zapobiec, konieczne było poinformowanie Rosjan o istnieniu bomby atomowej i zapewnienie ich, że nie muszą się jej obawiać.
Naturalnie takie pomysły przerażały Grovesa, który w desperacji postanowił wysłać Bohra do Los Alamos, gdzie gadatliwy fizyk znalazłby się z dala od ludzi. By mieć pewność, że nie zostaną naruszone zasady ochrony informacji niejawnych, pojechał razem z Bohrem i jego synem pociągiem. Dołączył do nich Richard Tolman z Caltech, doradca Grovesa do spraw technicznych. Obaj uzgodnili, że będą na zmianę pilnować duńskiego gościa, by nie wychodził z przedziału. Jednak po godzinie spędzonej z Bohrem Tolman był tak wyczerpany, że powiedział Grovesowi: „Generale, nie mogę już dłużej wytrzymać. Nie mogę wywiązać się z naszej umowy. Pan jest żołnierzem, musi pan dać sobie radę sam”.
Tak więc teraz Groves wysłuchiwał charakterystycznego cichego mamrotania, starając się je przerywać, by wyjaśnić, jakie znaczenie ma ograniczenie dostępu do informacji. Był to wysiłek z góry skazany na niepowodzenie. Bohr doskonale orientował się w Projekcie Manhattan i przywiązywał ogromne znaczenie do społecznych i międzynarodowych skutków rozwoju nauki. Poza tym ponad dwa lata wcześniej, we wrześniu 1941 roku, spotkał się ze swym byłym studentem, Wernerem Heisenbergiem, niemieckim fizykiem, który kierował hitlerowskim programem budowy bomby atomowej. Groves opowiedział Bohrowi o tym, co wie o niemieckim programie, lecz oczywiście nie chciał, by informacje te były przekazywane dalej: „Przez prawie dwanaście godzin powtarzałem mu, czego nie wolno mu powiedzieć”.
Późnym wieczorem 30 grudnia 1943 roku dotarli do Los Alamos i natychmiast trafili na wydane przez Oppenheimera niewielkie przyjęcie na cześć duńskiego gościa. Groves skarżył się później, że: „W ciągu pięciu minut po przyjeździe Bohr powiedział wszystko to, czego obiecał nie mówić”. Pierwsze pytanie Bohra do Oppenheimera brzmiało: „Czy jest dostatecznie duża?”. Innymi słowy, czy nowa broń jest dość potężna, by sprawić, że w przyszłości wojny staną się niemożliwe. Oppenheimer z miejsca zrozumiał znaczenie pytania. Od ponad roku całą swoją energię koncentrował na zadaniach administracyjnych związanych z organizacją i prowadzeniem nowego laboratorium. Jednak dzięki Bohrowi po kilku kolejnych dniach i tygodniach jego umysł skupił się na powojennych konsekwencjach istnienia bomby. „Właśnie dlatego przyjechałem do Ameryki – powiedział później Bohr. – Oni wcale nie potrzebowali mojej pomocy, by zrobić bombę atomową”.
Tego wieczora Bohr powiedział Oppenheimerowi, że Heisenberg bardzo intensywnie pracuje nad reaktorem uranowym mającym spowodować niekontrolowaną reakcję łańcuchową, a przez to potężną eksplozję. Nazajutrz, ostatniego dnia 1943 roku, Oppie zwołał naradę na ten temat, na której obecni byli: Bohr, Aage oraz kilka najtęższych umysłów w Los Alamos, w tym Edward Teller, Richard Tolman, Robert Serber, Robert Bacher, Victor Weisskopf i Hans Bethe. Bohr opowiedział im o spotkaniu z Heisenbergiem. Narada miała charakter niezwykły.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Kaia Birda i Martina J. Sherwina „Oppenheimer. Triumf i tragedia ojca bomby atomowej” bezpośrednio pod tym linkiem!
xxxxxxx
Ten tekst jest fragmentem książki Kaia Birda i Martina J. Sherwina „Oppenheimer. Triumf i tragedia ojca bomby atomowej”.
Bohr opisał, jak jego zdolny niemiecki uczeń otrzymał od reżimu nazistowskiego specjalne pozwolenie na udział w konferencji zorganizowanej w okupowanej przez Niemców Kopenhadze. Heisenberg sam nie był nazistą, lecz jako patriotyczny Niemiec postanowił pozostać w kraju. Jeśli Niemcy mieli realizować program budowy bomby atomowej, to bez wątpienia ten jeden z najlepszych niemieckich fizyków był oczywistym kandydatem do kierowania nim.
Kiedy Heisenberg znalazł się w Kopenhadze, odszukał Bohra. To, co powiedzieli sobie dwaj starzy przyjaciele, wciąż pozostaje zagadką. Heisenberg utrzymywał później, że ostrożnie wspomniał o kwestii uranu i wprawdzie zasugerował przyjacielowi, że w zasadzie zbudowanie broni wykorzystującej rozszczepienie jądrowe jest możliwe, lecz wymaga „ogromnego wysiłku technicznego, który, jak pozostaje tylko mieć nadzieję, nie może być podjęty w czasie tej wojny”. Twierdził, że dawał Bohrowi do zrozumienia – obawiając się niemieckiej inwigilacji i lękając o własne życie, nie mógł mówić wprost – że on i inni niemieccy fizycy chcieli przekonać reżim, iż zbudowanie broni nadającej się do wykorzystania jeszcze w czasie wojny nie jest możliwe.
Jeśli opowieść Heisenberga tak właśnie brzmiała, to Bohr chyba jej nie słuchał. Zapamiętał bowiem, że czołowy fizyk niemiecki powiedział mu, iż możliwe jest zbudowanie broni wykorzystującej rozszczepienie jądrowe i że jeśli zostanie ona zbudowana, może rozstrzygnąć losy wojny. Wystraszony i zły Bohr uciął ich krótką rozmowę.
Później sam przyznał, że nie był pewien, co Heisenberg chciał mu powiedzieć. Wiele lat później zebrał wiele brudnopisów listu – miał bowiem zwyczaj pisania korespondencji na brudno – do Heisenberga, którego w końcu nie wysłał. Z wszystkich jego wersji wynikało jasno, że Bohr był przestraszony samą wzmianką o broni jądrowej. W jednym ze szkiców napisał:
Z drugiej strony, pamiętam zupełnie wyraźnie wrażenie, jakie zrobiłeś na mnie, gdy na początku naszej rozmowy powiedziałeś mi bez ogródek, iż jeśli wojna będzie trwała dostatecznie długo, o jej losach zadecyduje broń atomowa. Nie zareagowałem wówczas, a ponieważ zapewne uznałeś to za wyraz wątpliwości, opowiedziałeś mi, jak w poprzednich latach zajmowałeś się niemal wyłącznie tą kwestią i że upewniłeś się, iż jest to wykonalne. Nie wspomniałeś ani słowem o jakichkolwiek wysiłkach naukowców niemieckich, by zapobiec takiemu rozwojowi wypadków.
Do dziś nie wiadomo, jakie słowa naprawdę padły między Bohrem a Heisenbergiem. Oppenheimer napisał później zagadkowo: „Bohr miał wrażenie, że oni [Heisenberg i jego kolega Carl Friedrich von Weizsäcker] przyjechali nie po to, by powiedzieć mu o tym, co sami wiedzą, ale po to, by sprawdzić, czy Bohr wie coś, czego nie wiedzą oni. Sądzę, że utknęli w martwym punkcie”.
Jedno stało się jasne. Po spotkaniu Bohr nabrał potężnej obawy, że Niemcy wygrają wojnę za pomocą bomby atomowej. W Nowym Meksyku podzielił się tą obawą z Oppenheimerem i zespołem jego uczonych. Powiedział im, że Heisenberg potwierdził istnienie niemieckiego programu budowy broni jądrowej, a także pokazał rysunek mający przedstawiać bombę, wykonany podobno przez samego Heisenberga. Jednak już na pierwszy rzut oka było widać, że na szkicu nie było bomby, tylko reaktor uranowy. „Mój Boże – powiedział Bethe, spoglądając na szkic – Niemcy chcą zrzucić na Londyn reaktor”. Wprawdzie informacja, że Niemcy rzeczywiście pracują nad bombą, była niepokojąca, lecz pocieszające było to, iż zdecydowali się na bardzo niepraktyczne rozwiązanie. W czasie dyskusji na ten temat Bohra przekonano, że taka „bomba” spali na panewce. Następnego dnia Oppenheimer napisał do Grovesa i wyjaśnił mu, iż eksplodujący stos uranowy byłby „bronią bardzo niepraktyczną”.
Oppenheimer stwierdził kiedyś, że „historia dowodzi, iż nawet mądrzy ludzie nie zawsze wiedzieli, o czym mówi Bohr”. Także Oppiego nie było łatwo zrozumieć. Ludziom w Los Alamos wydawało się niekiedy, że ci dwaj ludzie przedrzeźniają się nawzajem. „Bohr w Los Alamos był wspaniały – napisał później Oppenheimer. – Bardzo interesowały go kwestie techniczne. Jednak większość z nas uważała, że jego najważniejszą rolą nie jest rozwiązywanie zagadnień technicznych”. Duńczyk przyjechał po to, by „w największej tajemnicy” wspierać politykę otwartości w nauce oraz w stosunkach międzynarodowych, w nadziei powstrzymania powojennego wyścigu zbrojeń jądrowych. Była to idea, którą Oppenheimer gorliwie podchwycił. Od blisko dwóch lat zajmował się przede wszystkim uciążliwymi zadaniami administracyjnymi.
Z upływem miesięcy był coraz mniej fizykiem teoretycznym, a coraz bardziej administratorem badań naukowych. Ta zmiana ról musiała być dla niego bardzo męcząca. Kiedy więc na płaskowyżu pojawił się Bohr i językiem filozofii zaczął mówić o skutkach, jakie program będzie miał dla ludzkości, Oppenheimer ożywił się. Zapewnił Grovesa, że obecność Bohra znacznie podniosła morale zespołu. Przedtem, napisał, praca „często była makabryczna”, zaś on bardzo szybko sprawił, że „przedsięwzięcie, co do którego wielu z nas miało złe przeczucia, zaczęło wzbudzać nadzieję”. Duńczyk mówił z pogardą o Hitlerze i podkreślał rolę, jaką uczeni mogą odegrać w jego pokonaniu. „Miał nadzieję, że wszystko skończy się pomyślnie i że pomoże w tym współpraca między różnymi dziedzinami nauki. Wszyscy chcieliśmy w to wierzyć”.
Victor Weisskopf wspominał, jak Bohr powiedział mu, iż „ta bomba może być czymś strasznym, lecz może być także «Wielką Nadzieją»”. Na początku wiosny Bohr próbował przelać swoje obawy na papier, pisząc kolejne wersje memorandum, z którym w końcu zapoznał Oppenheimera. 2 kwietnia 1944 roku napisał szkic, w którym zawarł najważniejsze kwestie. Niezależnie od końcowego rezultatu prac – twierdził Bohr – jest już jasne, że mamy do czynienia z jednym z największych tryumfów nauki i techniki, który musi wywrzeć głęboki wpływ na przyszłość ludzkości”. Już wkrótce „zostanie stworzona broń o niewyobrażalnej mocy i zupełnie zmieni obraz przyszłych wojen”. Tak brzmiała dobra wiadomość. Zła wiadomość była równie zrozumiała i prorocza: „Oczywiście, o ile uda się w międzyczasie ustalić pewne reguły sprawowania kontroli nad użyciem tych nowych materiałów radioaktywnych oraz zrezygnuje się z doraźnych korzyści, choćby i największych, by nie doszło do nieustannego zagrożenia ludzkości”.
W oczach Bohra bomba atomowa była już faktem, zaś kontrola nad niebezpieczeństwem, jakie stanowiła dla ludzkości, wymagała „nowego podejścia do problemu stosunków międzynarodowych”. W nadchodzącej erze atomowej ludzkość nie będzie bezpieczna, jeżeli nie zrezygnuje się z tajemnic. Proponowany przez Bohra „otwarty świat” nie był utopijnym snem – istniał już w międzynarodowych środowiskach naukowych. Bohr był przekonany, że praktycznymi modelami tego nowego świata są laboratoria w Kopenhadze, Cavendish, i w innych miejscach. Międzynarodowa kontrola energii atomowej była możliwa jedynie w „otwartym świecie’’, opartym na wartościach, którym hołduje nauka. Dla Bohra oznaczało to humanitarne podejście do badań naukowych oraz do postępu, racjonalizm, a także pokój. „Wiedza jest sama w sobie podstawą cywilizacji – pisał – lecz każde rozszerzenie jej granic, dające możliwości kształtowania warunków życia ludzkiego, nakłada na jednostki i narody większą odpowiedzialność”. Dalej pisał o tym, że po wojnie każdy kraj powinien mieć pewność, iż żaden potencjalny wróg nie gromadzi broni atomowej. To było możliwe jedynie w „otwartym świecie”, w którym międzynarodowi inspektorzy mieliby pełny dostęp do kompleksów wojskowych i przemysłowych oraz pełną informację o odkryciach naukowych.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Kaia Birda i Martina J. Sherwina „Oppenheimer. Triumf i tragedia ojca bomby atomowej” bezpośrednio pod tym linkiem!
xxxxxx
Ten tekst jest fragmentem książki Kaia Birda i Martina J. Sherwina „Oppenheimer. Triumf i tragedia ojca bomby atomowej”.
Na koniec Bohr stwierdzał, iż wprowadzenie po wojnie nowego systemu kontroli międzynarodowej może nastąpić jedynie pod warunkiem szybkiego włączenia Związku Radzieckiego do planowania prac nad energią jądrową, zanim jeszcze bomba ujrzy światło dzienne i zanim zdąży zakończyć się wojna. Był przekonany, że jeżeli Stalin zostanie poinformowany o istnieniu Projektu Manhattan i zapewniony, że nie stanowi on zagrożenia dla ZSRR, wówczas uda się zapobiec powojennemu wyścigowi zbrojeń jądrowych. Jedyną alternatywą dla świata uzbrojonego w broń atomową było szybkie porozumienie między sojusznikami w sprawie powojennej międzynarodowej kontroli nad energią jądrową. Oppenheimer zgadzał się z tą koncepcją. Już wcześniej, w sierpniu poprzedniego roku, wprawił oficerów kontrwywiadu w osłupienie, kiedy powiedział pułkownikowi Pashowi, że jest „pozytywnie nastawiony” do pomysłu, by prezydent Roosevelt poinformował Rosjan o projekcie bomby atomowej.
Nietrudno było dostrzec, jaki wpływ wywarł na Oppenheimera Bohr. „Robert znał go od dawna. Byli ze sobą w bardzo zażyłych stosunkach – powiedział Weisskopf. – Bohr był jedyną osobą, która omawiała z Oppenheimerem kwestie polityczne i etyczne; zapewne właśnie wtedy [na początku 1944 roku] zaczęliśmy poważnie się nad nimi zastanawiać”. Pewnego zimowego wieczora, gdy Oppenheimer i David Hawkins odprowadzali Bohra do pokoju gościnnego w Fuller Lodge, rozbawiony Duńczyk uparł się, by sprawdzić grubość lodu na stawie Ashley. Śmiały zazwyczaj Oppenheimer krzyknął do Hawkinsa: „Mój Boże, a gdyby się poślizgnął? A gdyby wpadł do wody? Co byśmy wtedy zrobili?”.
Następnego dnia Oppenheimer zawołał Hawkinsa do swego gabinetu, wyciągnął z sejfu teczkę i dał mu do przeczytania list, jaki Bohr napisał do Franklina Roosevelta. Oppie przykładał oczywiście do tego dokumentu wielką wagę. Hawkins wspominał: „Dał mi do zrozumienia, że Roosevelt wszystko zrozumiał. Był to powód jego wielkiej radości i optymizmu […]. Ciekawe. Aż do końca pracy w Los Alamos wszyscy mieliśmy złudzenie, iż Roosevelt rzeczywiście zrozumiał”.
Bohr już dawno przekształcił swoją „kopenhaską” interpretację fizyki kwantowej w filozofię, którą nazwał „komplementarnością”. Swoje odkrycia dotyczące fizycznej natury świata zawsze starał się stosować do relacji międzyludzkich. Historyk nauki Jeremy Bernstein napisał później: „Bohr nie był zadowolony z ograniczenia zasady komplementarności jedynie do fizyki. Dostrzegał ją wszędzie: instynkt i rozum, wolna wola, miłość i sprawiedliwość i tak dalej. Oczywiście dostrzegł ją też w pracach z Los Alamos. Wszystko, co dotyczyło projektu, było naszpikowane sprzecznościami. Budowano bombę – broń masowego rażenia, która miała jednak pokonać faszyzm i zakończyć wojnę, lecz mogła także zniszczyć całą cywilizację. Oppenheimera bardzo pocieszała jego opinia, że sprzeczności te uzupełniają się wzajemnie, więc są „komplementarne”.
Oppenheimer niezwykle szanował Bohra, więc w następnych latach często starał się tłumaczyć jego słowa tak, by były zrozumiałe dla reszty ludzkości. Niewielu rozumiało, co Bohr ma na myśli, mówiąc o „otwartym świecie”, zaś ci, którzy to rozumieli, byli niekiedy bardzo poruszeni odwagą tej propozycji. Wczesną wiosną 1944 roku Bohr otrzymał z Moskwy długi, doręczony z opóźnieniem list od jednego ze swoich byłych studentów, rosyjskiego fizyka Piotra Kapicy. Kapica gorąco zapraszał Bohra do osiedlenia się w Rosji, gdzie „uczynione zostanie wszystko, by zapewnić schronienie panu i pańskiej rodzinie, i gdzie każdy ma teraz wszystko, co niezbędne do prowadzenia pracy naukowej”. Przekazywał także pozdrowienia od rosyjskich fizyków, z których wielu znało Bohra. Dawali oni do zrozumienia, że byliby zachwyceni, gdyby zechciał przyłączyć się do ich „pracy naukowej”.
Bohr uważał, iż jest to wspaniała okazja i miał nadzieję, że Roosevelt i Churchill pozwolą mu na przyjęcie zaproszenia Kapicy. Oppenheimer wyjaśnił później swoim kolegom, iż Bohr „za pośrednictwem uczonych chciał zaproponować władcom Rosji, którzy byli wówczas naszymi sojusznikami, podzielenie się z nimi naszą wiedzą o atomie, jeśli zgodzą się otworzyć swój kraj i uczynić z niego część «otwartego świata»”.
Zdaniem Bohra utrzymywanie prac w tajemnicy było niebezpieczne. Znał Kapicę i innych fizyków rosyjskich i wiedział, że bez trudu zrozumieją oni militarne implikacje rozszczepienia jądrowego. Z treści listu wywnioskował, że Rosjanie wiedzą już coś o brytyjsko-amerykańskim programie jądrowym, a fakt, iż nowa broń jest opracowywana bez ich udziału, zasieje u nich jedynie ziarno podejrzeń. Inni fizycy w Los Alamos byli podobnego zdania. Robert Wilson wspominał później, że Roberta „nękano” pytaniami, dlaczego w Los Alamos pracują fizycy brytyjscy, lecz nie ma rosyjskich. „Wywoływało to różnego rodzaju niesnaski”, powiedział. Widać wyraźnie, iż pod koniec wojny Oppenheimer zgadzał się z tym stanowiskiem, lecz w jej trakcie był powściągliwy. Wiedząc, że jest pod nieustanną obserwacją, nie dawał się wciągać w dyskusje na ten temat. Albo nie odpowiadał wcale, albo mamrotał, że rozstrzyganie takich rzeczy nie należy do uczonych. „Być może sądził – stwierdził Wilson – że go sprawdzam”.
Jak można się było spodziewać, poglądów Bohra nie podzielali pracodawcy uczonych, generałowie i politycy. Tak naprawdę generał Groves nigdy nie uważał Rosjan za sojuszników. W roku 1945, przed grupą śledczą Komisji Energii Atomowej powiedział: „już dwa tygodnie po objęciu kierownictwa projektu nie miałem żadnych złudzeń co do tego, że naszym wrogiem jest Rosja i że to jest punkt wyjściowy jego realizacji. Nie podzielałem istniejącej w całym kraju opinii, iż Rosja jest naszym walecznym sprzymierzeńcem”. Podobnie o Rosjanach myślał Winston Churchill, który wpadł w złość, gdy wywiad brytyjski doniósł mu o korespondencji Bohra z Kapicą. „Jak to się stało, że on wdał się w tą sprawę? – krzyczał Churchill do swojego doradcy naukowego, lorda Cherwella. – Bohra należałoby zamknąć, a przynajmniej pokazać mu, że jest bardzo blisko popełnienia przestępstwa zagrożonego karą śmierci!”.