Bikiniarze – portret subkultury

opublikowano: 2012-02-03, 14:24
wolna licencja
Lata 50. XX w. to szczególny okres w dziejach polskiej kultury. Do socrealistycznej rzeczywistości zaczęło przenikać coś, co konsekwentnie negowało obowiązujące prawidła. Obok zetempowskich uniformów zaczęły pojawiać się kolorowe krawaty, pasiaste skarpetki i dziwne kapelusze, a ich właściciele zaczęli być znani jako „bikiniarze”.
reklama

Zobacz też: Bikiniarze i festiwale. Rozmowa z Cezarym Praskiem

Bikiniarstwo jest na ogół traktowane i przedstawiane w publicystyce jako fenomen typowo polski. Jeśli przyjrzeć się jednak pewnym zjawiskom zachodzącym w USA i w Europie, można dostrzec, że bikiniarze wpisywali się doskonale w pewien szerszy nurt, jaki dał znać o sobie w kulturze lat 40. i 50. XX.

Druga wojna światowa przyniosła ze sobą schyłek czegoś, co można nazwać „starym ładem”, gdyż młodzi ludzie przyjęli po zakończeniu działań zbrojnych nowy sposób postrzegania świata. Dzięki korzystnej koniunkturze gospodarczej uniezależniali się materialnie od rodziców i stali się nową siłą, która szybko przyjęła wobec zastanej rzeczywistości postawę buntu i negacji. Szczególnym przejawem tych konfliktów pokoleniowych stały się subkultury młodzieżowe będące swoistym wyrazem emocji młodego pokolenia. Samo pojęcie subkultury jest różnie definiowane. W ujęciu socjologicznym termin ów bywa rozumiany jako wyodrębniony według różnych kryteriów element systemu społecznego. Kryterium takim może być wiek, pochodzenie, religia itp. Z czasem pojęcie subkultury zaczęto wiązać z różnymi formami patologii społecznych. Te nieścisłości w rozumieniu słowa subkultura doprowadziły do ukucia terminu kontrkultury, która „zwraca się przeciw ustawionemu porządkowi, aby w jego miejsce postawić własne, opozycyjne w stosunku do niego postawy i wartości.” (A. Kłosowska, [Socjologia Kultury...]).

Pierwsza polska subkultura

Podstawą późniejszych zachowań był więc bunt. Krajem, w którym kultury młodzieżowe zaczęły formować się najwcześniej, były USA, gdzie inspiracją były mniejszości kolorowe znajdujące się w nieustannym konflikcie z władzą. Pierwszym przykładem takiego ruchu był „zoot suit” przejawiający się zafascynowaniem białych nastolatków strojami latynoskiej społeczności. Ubrania te noszone przez białych nastolatków uzyskiwały nowy wydźwięk, nowe znaczenie.

Amerykański żołnierz przyglądający się dwóm zoot suits, 1943 r. (fot. John Ferrell, ze zbiorów Biblioteki Kongresu USA)

Dochodzimy tutaj do kolejnej zasadniczej cechy kontrkultury – manifestacji poglądów za pomocą ubioru. Łamiąc istniejące kanony mody, strój miał zarazem prowokować. Jednocześnie w latach 1952–53 pojawiło się zjawisko, które nazwać można czymś na kształt „pierwszej amerykanizacji życia” – w wielu krajach pojawili się młodzi ludzie zafascynowani amerykańską kulturą. Moda zza Atlantyku, jazz i specyficzny styl życia szybko znalazły gorliwych naśladowców. Historyk Maciej Chłopek określa ich mianem „pokolenia 52” – pokolenia jazzu i szerokich marynarek. Jako przykłady kontestatorskich ruchów młodzieżowych badacz podaje „zoo suits” w USA, „zazous” we Francji czy też „malagambistów” w Rumunii, a także radzieckich „stiliagów”, brytyjskich „teddy boys”, czy wreszcie polskich bikiniarzy.

reklama

Wskazać można pewne cechy wspólne dla wszystkich wymienionych kontrkultur. Były to przede wszystkim: fascynacja jazzem i kulturą amerykańską, nonkonformistyczna postawa wobec zastanej rzeczywistości oraz szokujący, ekscentryczny ubiór, który stanowił odpowiedź (a zrazem wyzwanie) na narzucony wzorzec „porządnej młodzieży”. Wszędzie też podchodzono do wspomnianych grup z dezaprobatą lub – co charakterystyczne dla polskiego bikiniarstwa – z wyraźnym potępieniem. Młodzież tę traktowano jako mniej lub bardziej groźnych burzycieli ładu społecznego, stąd często oskarżano ją o chuligaństwo, bumelanctwo i społeczne nieprzystosowanie. Jak zatem widać, zarysowuje się wyraźna współzależność pomiędzy poszczególnymi kulturami młodzieżowymi lat 40. i 50. w Europie. W nurt ten idealnie dają się wpisać bikiniarze, o czym świadczy zarówno ich światopogląd, jak i moda oraz sposób życia, którym hołdowali, a także pewne zjawiska społeczne, które bikiniarstwu towarzyszyły.

Bikiniarze – korzenie

Choć bikiniarstwo dało pełny wyraz swemu istnieniu w latach 50., jego emocjonalne korzenie sięgały jeszcze lat przedwojennych, kiedy pojawił się zachwyt jazzem i bujne życie kawiarniane, którego klimat miał być według pisarza i publicysty Bohdana Czeszki zaczątkiem późniejszego bikiniarstwa. W jednym ze swoich artykułów pisał on:

Rodowód bażanta sięga lat przedwojennych, bażant nosił wtedy spodnie typu charleston, opiętą jak gorset marynareczkę i na łbie wieczną ondulację, która przypominała baranie runo (B. Czeszko, [O bażancie słów kilka...]).

Wedle Czeszki noszące się tak osoby nazywano wówczas „bażantami”, podczas gdy w czasie wojny i okupacji do ekscentrycznych fanów jazzu przylgnął przydomek „tombakowej młodzieży”.

Luis Armstrong, ikona jazzu, 1953 r. (fot. ze zbiorów Biblioteki Kongresu USA)

W okresie powojennym ekscentryczny strój stał się symbolem sprzeciwu wobec zastanej rzeczywistości. To właśnie na ten okres przypada transformacja przedwojennego „bażanta” w nonkonformistycznego „bikiniarza”. Zmianie uległ również strój, choć do jego zasadniczych elementów wciąż należały: kapelusz, luźna marynarka i zamszaki.

Warto zadać sobie w tym momencie pytanie o pochodzenie słowa „bikiniarz”, jego etymologia jest bowiem na tyle zawiła, że do dziś wywołuje kontrowersje. Nie ulegają wątpliwości jego związki tego określenia z atolem Bikini, znanym z przeprowadzonych tam przez Amerykanów prób jądrowych. Najbardziej prawdopodobne wydaje się, że bikiniarze zawdzięczali swą nazwę krawatom, na których często widniała palma, pod którą wygrzewała się skąpo ubrana dziewczyna. Powstawał więc ciąg skojarzeń: palma – atol – bikini.

reklama

Mimo iż słowo „bikiniarz” było określeniem najpopularniejszym, to jednak nie jedynym. W Krakowie młodzi i ekscentryczni ludzie nazywani byli „dżollerami”, we Wrocławiu „bigarzami”, zaś niemal wszędzie zwano ich wciąż „bażantami”.

Bikiniarstwo nie było jednak ruchem jednolitym. Początkowo było ono typowo elitarne, związane z młodzieżą akademicką, jednak jego popularyzacja wśród ludzi z niższych warstw społecznych sprawiła, że stało się ono zjawiskiem masowym. Pociągało to za sobą późniejsze oskarżenia o chuligaństwo i przestępczość. Na podziały wśród bikiniarzy wskazywał Marek Hłasko:

Może być nim student, pracownik umysłowy, inżynier. Nie trzeba dodawać, że przede wszystkim – idiota. On sam stwarza namiastkę, on sam dla siebie jest człowiekiem par excellence zachodnim. [...] Wśród bikiniarzy istnieje jeszcze typ faceta – zmarnowanego artysty. Jest to człowiek obdarzony przez naturę ogromnym talentem. Mógłby być pisarzem, malarzem, aktorem i diabli wiedzą kim jeszcze, ale nie może, bo się nie zgadza. Niech się nie zgadza. Istnieje również typ bikiniarstwa bez intelektualnej przykrywki. Jest to z kolei młody człowiek, którego tak dobrze znamy z naszego codziennego życia: już o wiele gorzej ubrany, bez olśniewających manier, raczej szwendający się i przyglądający bywalcom kawiarnianym okiem pełnym rozpaczliwego pożądania (M. Hłasko, [Obyczajowy szkic z życia i działalności warszawskich chuliganów i bikiniarzy...]).

Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!

Styl

Niepodważalnym znakiem rozpoznawczym bikiniarzy był wielobarwny strój, stanowiący zarazem nośnik treści ideologicznych. Był on formą ucieczki i sprzeciwu wobec socjalistycznej uniformizacji i monotonni. Swoista karykaturalność ubioru miała zarazem prowokować, co zresztą na ogół się udawało.

Jak zatem nosił się bikiniarz? Do zasadniczych elementów jego stroju należała długa aż po kolana, zazwyczaj kraciasta marynarka rozcięta z tyłu aż po pierwszą krzyżową, a nazywana w języku bikiniarzy „maniorem”. Dalej koszula: kolorowa, w różne wzory, z długimi mankietami, spod której koniecznie musiała wystawać podkoszulka również kolorowa i w prążki. Jednakże najważniejszym symbolem bikiniarskiego stroju był jaskrawo kolorowy krawat noszony na gumce, czyli „krawatto”. Im bardziej był kolorowy i pstrokaty, tym większa była duma jego właściciela. Nierzadko na krawatach pojawiały się własnoręcznie malowane egzotyczne motywy, wśród których szczególną popularnością cieszyły się wyobrażenia nagich kobiet i palm, małp i różnorakich gadów, złotych kółek i różnych „fosforyzujących idiotycznych wzorów”.

reklama

Kolejnym ważnym atrybutem były spodnie: przykrótkie, niekiedy bardzo wąskie, sięgające do łydek, odsłaniające prążkowane skarpetki w jaskrawych kolorach znane jako „piratki” lub „sing-singi”. Wizerunek dopełniały odpowiednie buty: zamszowe mokasyny (zamszaki) na grubej, około trzycentymetrowej kauczukowej podeszwie (to znaczy na słoninie). Ponadto każdy szanujący się bikiniarz nosił na głowie obowiązkowo kapelusz typu „naleśnik”, który spoczywał na fantazyjnie ułożonej fryzurze zwanej „plerezą” lub „mandoliną”. Niezapomniany opis wysiłku, jaki trzeba było włożyć w stworzenie takiej fryzury, zostawił Leopold Tyrmand:

Prosty i dość jednoznaczny czasownik „czesać się” nie oddaje w pełni skomplikowanej, obfitej w rytualne i hierarchiczne gesty czynności, jakiej dokonywał Jerzy Meteor. [...] Pełnym namaszczonej precyzji ruchem oddzielał błyszczące brylantyną, ciemne włosy w nieskazitelny przedział po lewej stronie. Następnie sczesywał rozdzielone włosy z lewej strony do dołu, z prawej zaś na bok. (...) Nadchodził moment decydujący o sukcesie, względnie o klęsce. Nagłym okrągłym ruchem trzymany przez Meteora jak szpada grzebień uniósł naręcze wybrylantynowanych prostych włosów do góry i spiętrzył je w miękki, prześlicznie sfalowany, naturalnie nawisły nad czołem pukiel. To było zwycięstwo! [...] Krótkim pociągnięciem rzadkiej części grzebienia sczesał włosy z prawej skroni do tyłu (...). Wreszcie jednym niezawodnym półkolistym dotknięciem zatoczył włosy z lewej strony, w sposób tworzący z nich lśniącą jednolitą powierzchnię, lekko nastrzępioną nad karkiem. (L. Tyrmand, [Zły...])

Nieodłącznymi atrybutami bikiniarzy miały być: wystająca z kieszeni butelka wódki, a także tlący się w ustach papieros (najczęściej „Camel” albo „Lucky Strike”).

Strój nie stanowił jednak sam w sobie istoty bikiniarstwa. Wygląd zewnętrzny miał jedynie wyrażać wewnętrzne przymioty dżollerów. Bikiniarstwo było determinowane przez uwielbienie dla kultury zachodniej, a zwłaszcza amerykańskiej. Fascynacja ta przejawiała się przede wszystkim w słuchaniu zachodniej muzyki (głównie jazzu) i noszeniu zagranicznych ciuchów. Dochodziła do tego kwestia „obycia” nie tylko w świecie muzyki, ale też malarstwa i ogółem szeroko pojętej kultury.

reklama

Głównym zajęciem bikiniarzy była jednak „demonstracja” – eksponowanie własnego stylu i odmienności od uznanych przez władze i społeczeństwo form życia. Wyrazem owej demonstracji były wielogodzinne spacery oraz uwielbienie dla zakazanej muzyki, jaką był jazz, któremu dawano wyraz na różnorakich prywatkach. Jazz był remedium na szarą socrealistyczną rzeczywistość. Brak innych form ucieczki od codzienności, jeszcze bardziej potęgował szaleństwo na punkcie tego gatunku muzycznego. Na bikiniarskich imprezach niepodzielnie panowało boogie-woogie, które ze względu na szybkie, gwałtowne ruchy złośliwie określano mianem „tańca Heinego-Medina”.

Rozrywkowy tryb życia bikiniarzy był bardzo kosztowny. Jak pisał Marek Hłasko: „warunki zewnętrzne oraz kapitał, jakim dysponuje, wyznaczają mu miejsce w oligarchii [...] bikiniarzy” (M. Hłasko, [Obyczajowy szkic...]). Z czasem ruch bikiniarski zaczął ogarniać także młodzież z klasy średniej, dla której zdobycie modnej odzieży czy jazzowych płyt wiązało się z dużymi kosztami. Popularną metodą zdobywania pieniędzy na rozrywki był handel biletami do kin czy wesołych miasteczek. Zaniknięcie pierwotnej elitarności ruchu bikiniarskiego wskutek napływu młodzieży z klas niższych i pracujących niosło ze sobą kolejną poważną implikację, a mianowicie pojawienie się oskarżeń o chuligaństwo, które stało się doskonałą pożywką dla ówczesnej propagandy.

Polecamy e-book Tomasza Leszkowicza – „Oblicza propagandy PRL”:

Tomasz Leszkowicz
„Oblicza propagandy PRL”
cena:
11,90 zł
Wydawca:
Michał Świgoń PROMOHISTORIA (Histmag.org)
Liczba stron:
116
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-05-1

Książka dostępna również jako audiobook!

Propagandowy obraz

Wojna przeciwko ideałom bikiniarstwa zaczęła się bardzo wcześnie, bo już w 1947 roku. Wtedy to Komitet Centralny Polskiej Partii Robotniczej podjął uchwałę o zwalczaniu „amerykańskiego stylu życia” uznanego za element wrogiej prowokacji. Władza robiła wszystko, aby skompromitować niepokornych. Szczególny nacisk kładziono na to, by bikiniarstwo skojarzyć ze światem przestępczym. Podkreślano zgubny wpływ Ameryki, która miała być jednym ze źródeł chuligaństwa. Jak pisał Bogusław Miklica:

Skąd wzięło się chuligaństwo jako pojęcie i pewnego rodzaju styl bycia i życia? Samo słowo jest pochodzenia angielskiego i oznacza łobuza gotowego do wyrządzenia każdej szkody i każdego złośliwego łajdactwa. A styl – styl jest made in USA. Po prostu amerykański styl życia, którym chlubią się chłopcy zza Wielkiej Wody i propagują go w Europie (B. Miklica, [Proszę tępić! Made in USA...]).
reklama

Przez ówczesne władze bikiniarstwo było traktowane nie tylko jako rodzaj chuligaństwa, ale także jako jedna z przyczyn. Bardzo duży wpływ na postrzeganie bikiniarzy przez opinię publiczną miał głośny proces „chuliganów z Falenicy”, w którym zapadły drakońskie wyroki. Na ławie oskarżonych zasiadła grupa noszących się po bikiniarsku chłopaków, w której rej wodził dwudziestoletni uczeń Technikum Teletechnicznego w Warszawie Zbigniew Burmajster. Chodziło o serię napadów rabunkowych, w trakcie których oskarżeni podawali się za funkcjonariuszy UB. W procesie tym Bumajster i Hieronim Wysocki zostali skazani na karę śmierci, pozostali zaś członkowie grupy otrzymali wyrok długoletniej kary więzienia.

Powyższe wypadki zwróciły na bikiniarzy jeszcze większą uwagę. Zachęcano młodzież do podjęcia walki z plagą chuligaństwa i bikiniarstwa. Za przykład wzorowej postawy obywatelskiej stawiano zaś zetempowców, którzy na przykład dyżurowali w tramwajach, pilnując, by nie bikiniarze nie wsiadali przed pomostem, co miał być ich ulubioną rozrywką. W szkołach i w pracy pisano donosy i anonimy. Największą rolę w walce z bikiniarstwem odegrać miała propaganda, która starała się tępić to zjawisko, wykorzystując wszystkie dostępne środki. Artykuły, fraszki, dowcipy i karykatury kreowały negatywny wizerunek bikiniarza i ośmieszały go. W tyle nie pozostawała również filmografia. Między innymi bikiniarzom poświęcony został jeden z odcinków Polskiej Kroniki Filmowej z 1953 r.

Bikiniarze, bażanci, dżollerzy – nieważne jak nazwani, stanowili specyficzny wytwór kultury młodzieżowej wyrosłej na fali „pokolenia 52” zafascynowanego jazzem i kulturą amerykańską. Napiętnowane przez władzę i opinię publiczną, zapewniło sobie ono jednak trwałe miejsce w dziejach polskiej kultury. Sam fakt, że oficjalna propaganda poświęcała mu tyle uwagi, wskazuje na szerokość i doniosłość owego zjawiska. Kim był więc bikiniarz? Beztroskim lekkoduchem ślepo zapatrzonym w amerykańską kulturę? Czy może zdeterminowanym młodzieńcem, który w oryginalny sposób postanowił zademonstrować swój sprzeciw wobec szarej, socrealistycznej codzienności? Dzieje późniejszych subkultur młodzieżowych pokazują, że w każdym prądzie obok jednostek, które wyrażają siebie poprzez określone zachowania czy ubiór, istnieją osoby ograniczające się tylko do owej zewnętrznej warstwy. Być może było tak również w przypadku bikiniarzy, jednakże trzeba pamiętać o tym, że byli oni pierwszymi, którzy postanowili zrobić wyłom w oficjalnej kulturze socrealu.

Zobacz też:

Bibliografia

Filmy dokumentalne

  • Kronika filmowa nr 17/53.

Prasa

  • Bohdan Czeszko, O bażancie słów kilka, „Nowa kultura”, 1952, nr 3.
  • Bogumił Miklica, Proszę tępić! Made in USA, „Świat i Życie”, 1954, nr 4.

Literatura piękna

  • Marek Hłasko, Obyczajowy szkic z życia i działalności warszawskich chuliganów i bikiniarzy,[w:] Hłasko nieznany, opr. P. Wasilewski, Krajowa Agencja Wydawnicza, Kraków 1991.
  • Leopold Tyrmand, Dziennik 1954, Świat Książki, Warszawa 1996.
  • Tenże, Zły, Prószyński i S-ka, Warszawa 2004.

Opracowania

  • Maciej Chłopek, Bikiniarze. Pierwsza polska subkultura, Wydawnictwo Akademickie „Żak”, Warszawa 2005.
  • Tomasz Głogowski, Bikiniarze – próba portretu, „Przegląd Artystyczno-Literacki PAL”, 2002, nr 3/4.
  • Zofia Heppner, O wrogach systemu: Bikiniarz w powojennej Polsce, „Topos”, 1994, nr 1-2.
  • Antonina Kłosowska, Socjologia kultury, PWN, Warszawa 1981.
  • Mirosław Pęczak, Mały słownik subkultur młodzieżowych, Semper, Warszawa 1992.
  • Tomasz Szarota, Zazous, czyli bikiniarze okresu okupacji, „Mówią wieki”, 1992, nr 2.
  • Tenże, Życie codzienne w stolicach okupowanej Europy. Szkice historyczne. Kronika wydarzeń, PIW, Warszawa 1995.
  • Zdzisław Zblewski, Leksykon PRL-u, „Znak”, Kraków 2001.

Redakcja: Roman Sidorski

POLECAMY

Kupuj świetne e-booki historyczne i wspieraj ulubiony portal!

Regularnie do sklepu Histmaga trafiają nowe, ciekawe e-booki. Dochód z ich sprzedaży wspiera działalność pierwszego polskiego portalu historycznego. Po to, by zawsze był ktoś, kto mówi, jak było!

Sprawdź dostępne tytuły pod adresem: https://sklep.histmag.org/

reklama
Komentarze
o autorze
Gabriela Nastałek-Żygadło
Magister historii, absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego i doktorantka w Instytucie Historycznym UWr. Interesuje się historią Polski po 1945 r. ze szczególnym uwzględnieniem historii filmu oraz kabaretu polskiego.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone