August Kowalczyk: uciekł z Auschwitz, grał SS-manów

opublikowano: 2016-02-28, 16:57 — aktualizowano: 2020-06-14, 08:10
wolna licencja
August Kowalczyk – słynny aktor filmowy i teatralny, znany m.in. z ról wójta z „Chłopów” czy sturmbannführera Dehnego ze „Stawki większej niż życie”. Ten odtwórca wielu, często czarnych, charakterów miał jeszcze jeden znaczący epizod w życiu – udało mu się uciec z obozowego piekła Auschwitz II-Birkenau.
reklama
August Kowalczyk (domena publiczna)

August Kowalczyk urodził się 15 sierpnia 1921 r. Miał zostać księdzem, jednak jego plany przerwała wojna – w momencie jej wybuchu miał zaledwie 18 lat. Razem z kolegą chciał przedostać się do Francji, aby służyć w Wojsku Polskim. Brak kontaktów i doświadczenia sprawił, że schwytano go w trakcie przekraczania granicy ze Słowacją. Aresztowano go, a następnie osadzono w więzieniu, z którego 4 grudnia 1940 r. został przetransportowany do Auschwitz.

Zobacz także:

Kowalczyk spędził w obozie półtora roku. W swojej książce – „Refren drutu kolczastego” – aktor opisywał dramatyczne wydarzenia, w których przyszło mu uczestniczyć. Jego wspomnienia dotyczyły nie tylko okrucieństwa – zarówno Niemców, jak i niektórych więźniów, lecz także pomocy otrzymywanej przez ludzi o różnych narodowościach czy stanowiskach – nawet SS-manów.

Aktor przedstawiał wstrząsające sceny, będące codziennym zmaganiem więźniów. Terror Auschwitz dotknął go już w momencie pierwszego zetknięcia się z obozową rzeczywistością, kiedy zobaczył, jak traktuje się tam osadzonych:

Oszalałe ze strachu mrówki biegają we wszystkie strony. Tak jawił mi się obóz. Postacie w pasiakach biegły, każda w swoją stronę. Nikt nie poruszał się w naturalnym rytmie. Jak w mrowisku. Okazało się potem, że wymyślony przez SSmanów regulamin obozowy nakazywał: więźniowie poruszają się w obozie „Laufschritt”, czyli biegiem.

Szybko zmierzył się także ze sposobem traktowania więźniów przez SS-manów – spostrzegł, że ludzie znaczą w obozie mniej niż zwierzęta, a ich życie stale wisi na włosku. Wspominał, że nawet najmniejsze działanie podejmowane w celu walki o przetrwanie spotykało się z bezwzględnością Niemców:

Początkowo wydawało się, że dalej biegną, biegną w miejscu. Ale ręce wykonywały gwałtowny ruch, coraz szybszy. Zgięte w łokciach poruszały się do przodu i do tyłu. Dłonie zakreślały niewielkie koła w powietrzu. To była rozgrzewka. Sam potem stosowałem, niejeden raz, to pompowanie, czyli samoobronę przed chłodem. Pasiaki, wykonane z juty, papieru i jeszcze jakichś odpadów produkcyjnych nie chroniły przed zimnem. (...) Pompowali. Przez chwilę krew krąży szybciej, robi się cieplej, a potem wszystko wraca do normy. Jest znów zimno. Pompowanie było zabronione i dla SS-manów i kapów stanowiło pretekst do bicia. Walka z zimnem stawała się niekiedy walką o życie. Niektórzy ryzykowali nawet „papierowe pulowery”. Był to worek po cemencie. Przy odrobinie szczęścia można było taki worek znaleźć na terenie obozu. (...) Ryzyko jednak było spore. Zdarzało się, że przy osobistej rewizji SS-man odkrywał pulower, a wtedy karny meldunek. Nie za to, że więzień miał na sobie worek, nie, „za kradzież worka”. (...) Było to równoznaczne z karą chłosty, bunkrem lub słupkiem.
reklama

Znoszenie kolejnych trudów stało się możliwe tylko przy pomocy innych towarzyszy niedoli – Kowalczyk w swych wspomnieniach przywoływał wspomnienia o opiece, którą został niejednokrotnie otoczony przez kolegów. Rzeczywistość obozowa nie była jednak jednorodna i nieskomplikowana - zdarzały się tam także osoby przystosowujące się do panującej sytuacji tak bardzo, że niemal wyzbywały się swojego człowieczeństwa. Warunki stworzone przez nazistów odzierały ludzi z wszelkiej godności. Łamały tych o słabszych charakterach, dopuszczających do siebie budzące się w nich pokusy. Aktor przyznał nawet, że sam stał na tej granicy – był bliski poddania się rosnącej w nim chęci sadyzmu, lecz zdołał ją pohamować. Nie wszystkim się to jednak udawało.

Obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau (fot. Stanisław Mucha, opublikowano na licencji CC BY-SA 3.0 DE)

Pomoc z zewnątrz

Kowalczyk przyznawał wielokrotnie, że więźniowie mogli przeżyć często także dzięki pomocy SS-manów. Niektórzy z nich, pracujący w obozie z przymusu, starali się umożliwić więźniom kontakty z ludźmi z zewnątrz, a także przemyt jedzenia czy lekarstw. Nie wszyscy działali bezinteresownie – część z nich, z powodu niedostępności niektórych towarów, zdecydowała się na współpracę z osadzonymi w zamian za korzyści materialne:

Najważniejsze, co wydarzyło się w tym czasie, bo miało wpływ na nasze dalsze losy, to nawiązanie kontaktu z tajną, konspiracyjną organizacją kobiet polskich w Oświęcimiu. Organizacją, która była jakby agendą Związku Walki Zbrojnej, a potem Armii Krajowej, i miała na celu jedno jedyne zadanie: niesienie pomocy więźniom w Auschwitz. (...) Groziło to jednak nieustannie – dekonspiracją. Była to w końcu ograniczona liczebnie grupa i chociaż nie te same kobiety codziennie pokazywały się na naszych placach budowy, po dwóch, trzech miesiącach SS-mani doskonale orientowali się, że jest to akcja zorganizowana, a co gorsze, które kobiety biorą w niej udział.

Paradoks historyczny polega na tym, że nie doszło do większej wsypy, że nie doszło do większej tragedii i że pomoc ta w ogóle była możliwa, to w ogromnym stopniu, między innymi, ale dzięki SS-manom też. Po prostu SS-mani w swojej masie byli przekupni. Nie chodziło jednak o pieniądze. W czasie wojny odczuwali poważnie trudności aprowizacyjne i w związku z tym dla nich istniały trzy bardzo konkretne wartości: masło – jajka – alkohol, za które załatwialiśmy z nimi poważne sprawy.

POLECAMY

Polecamy e-booka „Z Miodowej na Bracką”:

Maciej Bernhardt
„Z Miodowej na Bracką. Opowieść powstańca warszawskiego”
cena:
Wydawca:
Histmag.org
Okładka:
miękka
Liczba stron:
334
Format:
140x195 mm
ISBN:
978-83-925052-9-7
Oświęcim, obóz koncentracyjny "Auschwitz-Birkenau", 1940-1945 (fot. PerSona77, opublikowano na licencji CC BY-SA 3.0 pl)

Machina pomocy dla więźniów Auschwitz działała prężnie przez długi czas. Kobiety z ZWZ/AK przekazywały im żywność, ubrania i leki. Dzięki nim osadzeni mogli przetrwać tragiczne warunki, w których przyszło im żyć. Główną rolę odgrywała tam Helena Stupkowa, przewodząca organizacji i umożliwiająca ludziom z obozu kontakty ze światem zewnętrznym. Jej mąż Jan także pomagał skazanym – jako kolejarz mógł przewozić żywność i leki na teren obozu. Pracownicy kolei pełnili ważną funkcję w działalności organizacji. Jak pisał Kowalczyk w swoich wspomnieniach, kupowali mąkę, z której kobiety piekły później chleb, i rozwozili przygotowywane przez nie kanapki po miejscach pracy więźniów Auschwitz.

reklama

Zobacz także:

Organizacja miała ogromny wkład w walkę osadzonych o każdy kolejny dzień. Bez jej pomocy wielu z nich byłoby skazanych na śmierć:

Lekarstwa, dostarczane wcale nie w małych ilościach, przenosiliśmy do obozowego szpitala. Słowo szpital należałoby pisać w cudzysłowie. To nie było miejsce, w którym człowiek powracał do zdrowia. To jeszcze jeden sposób, jeszcze jedna forma eksterminacji, a przede wszystkim przedsionek do komory gazowej, teren selekcji i śmiertelnych zastrzyków. Generalnie zaś, brak lekarstw i urągające warunki sanitarne sprawiały, że była to wykańczalnia ludzi. Nawet polscy lekarze i pielęgniarze, zatrudnieni w szpitalu pod czujnym okiem SS-manów, byli bezsilni. Natomiast kierowane na ich ręce lekarstwa pozwalały na uratowanie niejednego życia.

Tą samą drogą, poprzez więźniów, wędrowała do obozu nielegalna, konspiracyjna korespondencja, dostarczana przez kobiety. I tak też wydostawały się listy zza drutów, na wolność. Jako naoczni świadkowie mogliśmy dać świadectwo prawdzie o tym, czym jest Auschwitz i w jakim kierunku zmierza jego rozbudowa. (...) Najniebezpieczniejszym działaniem, jakiego podejmowały się kobiety, było organizowanie ucieczek i potem ukrywanie zbiegów oraz ich przerzut przez granicę do Generalnego Gubernatorstwa.

Przeżyć za wszelką cenę

Kontakty z ludnością cywilną były jednak surowo karane. Odpowiedzialności nie zdołał uniknąć także August Kowalczyk, który został przyłapany na próbie porozumiewania się z organizacją. Za swoje działania trafił do karnej kompanii w Birkenau 28 maja 1942 r. Wyrok – dożywocie. Oznaczało to niemal pewną śmierć. Na dodatek czekał na niego także inny odwet – osadzeni w tym samym miejscu kapowie uznali, że musiał on wydać innego więźnia – Niemca, aresztowanego 24 godziny po Kowalczyku. Nie mogli uwierzyć, że doniósł na nich SS-man. Nie pomogły też wyjaśnienia owego Niemca – jedyne, co zdołał on osiągnąć, to przełożenie wykonania wyroku śmierci.

Kowalczykowi nadarzyła się jednak okazja, by zawalczyć o swój los. Kolega poinformował go o planach przygotowywanej od pewnego czasu ucieczki. Do karnej kompanii 27 maja 1942 roku trafiło ok. 400 polskich więźniów politycznych z Warszawy i Krakowa, osadzonych w Auschwitz w 1941 i 1942 roku. Polakom groziła niemal pewna śmierć – naziści co kilka dni rozstrzeliwali kilkunastu z nich. Zdecydowali się więc na próbę ucieczki. Miała się ona rozpocząć 10 czerwca 1942 roku po sygnale, który wyznaczał koniec pracy – budowano wtedy rów melioracyjny w Birkenau – i powrót na teren obozu.

reklama

Organizatorzy musieli jednak nieco zmodyfikować swoje plany. W dniu ucieczki rozpadał się ulewny deszcz, który zmusił dowódcę karnej kompanii SS-Hauptscharfuehrera Ottona Molla, kierującego później krematoriami w Birkenau, do skrócenia czasu pracy. Skonsternowani więźniowie, usłyszawszy przedwczesny gwizd, rzucili się do ucieczki. W czasie pościgu zastrzelono 13 z nich, a 2 zawrócono. Z 50 więźniów, którzy podjęli ucieczkę, tylko 9 zdołało wydostać się na wolność. Byli to: August Kowalczyk, Jerzy Łachecki, Zenon Piernikowski, Aleksander Buczyński, Jan Laskowski, Józef Traczyk, Tadeusz Chróścicki, Józef Pamrow i Eugeniusz Stoczewski.

Auschwitz (fot. DzidekLasek, domena publiczna, źródło: https://pixabay.com/pl)

Kowalczyk miał pełnić ważną funkcję w ucieczce – według planu powinien zaatakować SS-mana, którego obezwładnić zamierzali potem inni więźniowie. Chaos pomieszał także te szyki – koledzy zaczęli uciekać, a Kowalczyk został sam na placu boju. Podobnie jak inni rzucił się więc do ucieczki. Biegł w stronę lasu, gdzie następnie porzucił swoje obozowe ubranie, by zmylić ścigające go psy. Pozostał jedynie w spodenkach gimnastycznych i pantoflach lekkoatletycznych. Po przepłynięciu rzeki i chwilowym zgubieniu przeciwnika postanowił ukryć się w zbożu, gdzie naziści mieli mniejszą szansę na jego dostrzeżenie. Wpadł na genialny pomysł – postanowił poprosić spotkanych ludzi o damskie ubrania, w których mógł ukryć się przed pogonią. Plan się powiódł – Niemcy nie odkryli tożsamości zbiega. Dalsza pomoc nadeszła ze strony mieszkańców Bojszów – rodzin Lysków i Szklorzy. Kowalczyk skrywał się na poddaszu domu Lysków przez siedem tygodni. Po upływie tego czasu dzięki wsparciu ZWZ/AK mógł z fałszywymi dokumentami udać się do Krakowa, gdzie spotkał się z matką. Nie zaprzestał jednak walczyć z okupantem – dołączył później do oddziału miechowskiego AK.

Jeszcze przez długi czas poszukiwano zbiegów. Niestety, nie wszyscy mieli tyle szczęścia co August Kowalczyk. Niemcom udało się odnaleźć dwóch uciekinierów – Aleksandra Buczyńskiego i Eugeniusza Stoczewskiego. Dogoniono ich 14 czerwca około 25 km od obozu. Zostali ponownie umieszczeni w karnej kompanii, po miesiącu ich rozstrzelano.

Była to pierwsza zbiorowa ucieczka z Auschwitz – podjęło ją około 50 więźniów. W ramach zemsty za tak zuchwały czyn naziści rozstrzelali 20 osób i zabili w komorze gazowej trzystu dwudziestu Polaków umieszczonych w karnej kompanii. W sumie w czasie ucieczki i wskutek jej konsekwencji zginęło380 więźniów.

reklama

Polecamy e-booka „Z Miodowej na Bracką” – Tom drugi!

Maciej Bernhardt
„Z Miodowej na Bracką. Opowieść powstańca warszawskiego t.2”
cena:
Wydawca:
Histmag.org
Okładka:
miękka
Liczba stron:
240
Format:
140x195 mm
ISBN:
978-83-930226-9-4

Powojenne losy

August Kowalczyk po wojnie stał się znanym aktorem filmowym i teatralnym. Zagrał w wielu znanych filmach i serialach, m.in. w „Pokoleniu”, „Chłopach”, „Janosiku” czy „Stawce większej niż życie”. Wielokrotnie wcielał się w czarne charaktery, nierzadko występował w mundurach nazistów. Jak sam mówił w wywiadzie dla „Dziennika Polskiego”: Ludziom się wydaje, że skoro ja tych zbrodniarzy widziałem, to mogę ich teraz naśladować. To nieprawda. Ja ich zachowań nie pamiętam. Zapamiętałem za to doskonale, jakie emocje, reakcje, jaki strach budzili we mnie. Grając te postaci starałem się u publiczności wywołać takie same emocje. I to jest cała tajemnica . Miał jednak także okazję ponownie powrócić do swojej obozowej roli – odegrał więźnia Auschwitz. Po latach w tej samej rozmowie wspominał: Robiliśmy zdjęcia w Auschwitz. Rozmawiam o roli. Niemka wybiera mi pasiak. I nie pozwala założyć skórzanych butów, identycznych jak te, które miałem w obozie! Mówi, że wie lepiej, jakie buty noszono w Auschwitz, jakie ubrania, gdzie trzeba przyszyć numer na pasiaku. Ma dokumentację. Wskazuje na stos drewnianych chodaków. No to ja wyciągam z portfela obozowe zdjęcie, zrobione parę bloków dalej. Przymocowuję do lustra. "Oto moja dokumentacja. Nr 6804" - mówię. Bardzo się speszyła .

Zobacz także:

Pierwszy transport do Auschwitz, załadunek więźniów do wagonów. Dworzec kolejowy w Tarnowie, 14 czerwca 1940 (domena publiczna)

Kowalczyk kierował także Teatrem im. Adama Mickiewicza w Częstochowie i Teatrem Polskim w Warszawie. Angażował się też w działalność przypominającą o wydarzeniach z II wojny światowej – działał w Fundacji „Polsko-Niemieckie Pojednanie” i przewodniczył Krajowej Radzie Polskiej Unii Ofiar Nazizmu. Przez 30 lat jeździł po kraju ze swoim monodramem „6804”, w którym dzielił się z młodzieżą swoimi doświadczeniami i wspomnieniami. Jego ostatni, 6804. występ, odbył się w Auschwitz w 70. rocznicę jego ucieczki – 10 czerwca 2012 roku. Od 1981 roku angażował się także w działalność Towarzystwa Opieki nad Oświęcimiem. W ostatnich latach poświęcił się tworzeniu Pomnika-Hospicjum w Oświęcimiu, przeznaczonego dla ludzi, którzy ratowali więźniów. Spędził tam też, zgodnie z życzeniem, ostatnie chwile swojego życia – przebywał tam aż do śmierci, która nastąpiła 29 lipca 2012 roku.

reklama

Ucieczki z Auschwitz

Jego ucieczka z Auschwitz nie była jedyną próbą walki o własną wolność. Tego typu starania podjęto już 4 lipca 1940 roku, około dwóch miesięcy od powstania obozu. Pierwszy transport miał miejsce zaledwie kilka tygodni wcześniej – 14 czerwca. Udało się zbiec stamtąd Tadeuszowi Wiejowskiemu, któremu pomogli polscy elektrycy, pracujący w niemieckiej firmie: Bolesław Bicz, Emil Kowalowski, Stanisław Mrzygłód, Józef Muszyński i Józef Patek. Więźniowi udało się w ich towarzystwie wydostać z obozu w roboczym ubraniu, a następnie opuścić te tereny pociągiem towarowym. W ramach odwetu naziści przedłużyli apel do 20 godzin – zapisał się on jako najdłuższy w historii Auschwitz. W czasie jego trwania zmarł Dawid Wongczewski – był to pierwszy osadzony, który stracił życie w tym obozie. Konsekwencje dosięgły także polskich robotników – po dochodzeniu gestapo ich pomoc zbiegowi wyszła na jaw, wskutek czego zostali osadzeni w Auschwitz. Początkowo skazano ich na karę śmierci, jednak później zamieniono ją na chłostę i pobyt w obozie. Wojnę przeżył tylko Bolesław Bicz, jednak nie nacieszył się wolnością – umarł rok po zakończeniu konfliktu.

W historii obozu zanotowano jeszcze dwie zbiorowe ucieczki – jeńców wojennych z 6 listopada 1942 roku i żydowskich więźniów z Sonderkommando z 7 października 1944 roku, która przybrała charakter zbrojny. Na podobną próbę ważyli się także kilkakrotnie Żydzi prowadzeni do komór gazowych.

Początkowo więźniowie decydowali się na spontaniczne próby ucieczki, jednak zwykle kończyły się one niepowodzeniem i śmiercią zbiega. W późniejszym okresie, kiedy zrezygnowano z przydzielania SS-manów do pilnowania każdego komanda – w 1942 roku – osadzeni zaczęli podejmować zorganizowane starania o wyjście na wolność. Pomagali im w tym przedstawiciele obozowej lub przyobozowej konspiracji, a także robotnicy cywilni. Niektórym więźniom udało się wydostać z Auschwitz w mundurze SS-mana, członkom podobozów zaś – przez podkopy pod ogrodzeniem.

Blok śmierci (Blok 11) i ściana egzekucji w Auschwitz (fot. Anneli Salo, opublikowano na licencji CC BY-SA 3.0 )

W przypadku złapania na osadzonego czekały wymyślne, surowe kary – bito go, przebierano w groteskowe, błazeńskie stroje, zmuszano do noszenia tabliczki z napisem „Hurra, hurra ich bin wieder da!” [„Hura, znowu tu jestem!”]. Po „powitaniu” więźnia poddawano torturom, w czasie których był zmuszany do wyjawienia nazwisk swoich pomocników. Po skończonym śledztwie zwykle zostawał rozstrzelany lub wieszany na przenośnej szubienicy. Ciała zabitych podczas pościgu układano natomiast w przerażających pozach przy wejściu do obozu ku przestrodze dla innych więźniów. Dopiero od końca 1943 roku, kiedy to postanowiono bardziej wykorzystywać pracę więźniów, kary za ucieczkę przestały być tak brutalne – większość zbiegów kierowano do karnej kompanii lub bloku 11, skąd mogli zwykle powrócić do obozu.

Represje dotykały nie tylko pozostałych członków obozu, lecz także rodzin uciekinierów i mieszkańców okolicznych miejscowości. Więźniowie byli skazani na wielogodzinne apele, okrutne przesłuchania, a nawet przeniesienie do karnej kompanii czy śmierć głodową w bloku 11. Krewni zbiegów trafiali do Auschwitz, zaś ludzie zamieszkali w pobliżu byli poddawani śledztwu, a następnie osadzani w obozie lub rozstrzeliwani. W niewielu przypadkach wypuszczano ich z powrotem na wolność.

Próbę wydostania się z Auschwitz podjęło co najmniej 802 więźniów, w tym ok. 45 kobiet. Udało się to jednak tylko 144 osobom. Większość przetrwała wojnę. Wiadomo, że 327 więźniów zostało schwytanych lub zabitych podczas ucieczki, zaś los pozostałych jest nieznany.

Bibliografia:

Korekta: Anna Smutkiewicz

Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!

reklama
Komentarze
o autorze
Agnieszka Woch
Studentka filologii polskiej i dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim, interesuję się wszelkiego rodzaju literaturą, historią XX wieku i językiem, a także filmem i teatrem. Redakcyjny mistrz boksu.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone