Adam Gotner. Ostatnia ofiara Grudnia '70?
Fragment marynarki Adama Gotnera zawinięty w egzemplarz „Wieczoru Wybrzeża” przez lata pieczołowicie przechowywali jego najbliżsi. Ten niepozorny skrawek materiału kryje za sobą dramatyczną historię człowieka, którego życie naznaczyła masakra w Grudniu 1970 roku.
Urodził się 2 września 1945 roku, jednak jako szesnastolatek wyjechał do Gdyni, z którą związał swoje późniejsze losy. Podjął pracę w Stoczni Gdyńskiej im. Komuny Paryskiej, a wieczorowo uczył się w Technikum Budowy Okrętów dla Pracujących w Gdańsku.
Gdy w grudniu 1970 roku wybuchły strajki spowodowane drastycznymi podwyżkami cen, postanowił wziąć w nich udział. 15 grudnia Gdańsk był pogrążony w walkach, toteż kiedy po pracy przyjechał do Wrzeszcza na lekcje, dowiedział się o odwołanych zajęciach. Wiedziony ciekawością udał się do miasta, gdzie widział płonący Komitet Wojewódzki znienawidzonej partii komunistycznej. Był świadkiem pałowania strajkujących, śmierci niewinnych. Nie przestraszył się narastającej brutalności milicji.
Uczestniczył w protestach na terenie Gdyni, gdzie, w przeciwieństwie do Gdańska, miały one spokojny charakter. Jednak w powietrzu wisiała obawa, że dojdzie do użycia siły. Wysłuchał wieczornego przemówienia telewizyjnego wicepremiera Stanisława Kociołka i postanowił następnego dnia udać się normalnie do pracy. Postąpił jak tysiące innych gdynian. Poranek 17 grudnia miał jednak na zawsze zapisać się w historii miasta.
Stacja Gdynia Stocznia była wypełniona ludźmi, a wejścia do stoczni były zablokowane przez uzbrojone wojsko i milicję. Z oddali słychać było komunikaty nawołujące do rozejścia się. Padły pierwsze strzały i serie z karabinów maszynowych. Wokół było coraz więcej zabitych i rannych. Gotner dostrzegł człowieka postrzelonego w głowę i postanowił mu pomóc. Nie wiedział jeszcze, że sam został postrzelony. Czuł tylko, że traci czucie w lewej ręce. Padł kolejny strzał. Gotner zataczał się przez chwilę i sam stracił przytomność.
Został odwieziony do szpitala, jednak lekarze mieli ręce pełne roboty. Nie widzieli szans na odratowanie Gotnera. Okazało się, że jego pierś przeszyło aż sześć kul, a na plecach miał dużą wyrwę. Stracił dużo krwi. Obudził się wśród zwłok zamordowanych. Dostrzeżono, że jeszcze żyje, więc błyskawicznie trafił na stół operacyjny. Dzięki zaangażowaniu niezwykłych lekarzy – Mariana Golarza-Teleszyńskiego i Romana Okoniewskiego – został odratowany.
Żona Adama Gotnera, Grażyna, była przygotowana na najgorsze. Lekarze nie dawali powodów do optymizmu. Ostatecznie opuścił szpital po dwóch miesiącach i z wolna mógł wracać do codziennych zajęć – do pracy i szkoły. Pełnej sprawności jednak nie odzyskał. Pomimo tego nie unikał ciężkiej pracy fizycznej.
Po Sierpniu 1980 roku zaangażował się w działalność „Solidarności”, a po 13 grudnia 1981 roku nie zaniechał działalności w podziemiu. Wedle dokumentów SB był wytypowany do internowania. Sam pomagał represjonowanym działaczom opozycji, a przez wiele lat aktywnie angażował się w gromadzenie i archiwizowanie materiałów na temat masakry 1970 roku.
Pozostał aktywny także po przełomie 1989 roku, wielokrotnie udzielał wywiadów i uczestniczył w prelekcjach mających na celu upamiętnienie tragedii grudniowej. Jej skutki odczuwał jak bodaj nikt inny – lekarze przestrzegali, że zagrożenie zdrowia i życia Gotnera jest realne, nawet wiele lat później. Pierwsze widoczne objawy pojawiły się po trzydziestu latach: zaniki pamięci, po których przyszła afazja. Ostatnie lata życia tego bohatera Grudnia '70 były bardzo trudne. Gotner stracił mowę, nie rozpoznawał ludzi. Aż do końca trwała przy nim żona, która otoczyła go troskliwą opieką.
Zmarł 16 października 2020 roku, niemal pół wieku po masakrze grudniowej.
Gdyński Pomnik Ofiar Grudnia '70 autorstwa Adama Gierady przedstawiający upadającego człowieka ustawionego w kształt cyfry siedem, jest inspirowany właśnie Adamem Gotnerem.