Zielone Berety – amerykańskie siły specjalne
Zielone Berety: historia
Oprócz tego, że jest stereotypowym elementem francuskiej garderoby, beret to dość typowe wojskowe nakrycie głowy. Jego historia w tej roli sięga powstań jakobickich, gdy lojalni wobec Stuartów górale szkoccy nosili do bitew swoje tam o’shanter – tradycyjne tartanowe berety. Jako pierwszy ubierał w nie swoich żołnierzy Tomas Zumalakarregi Imatz, znakomity karlistowski generał z Kraju Basków. Ekspansje tego nakrycia głowy na kolejne oddziały i państwa zapoczątkowało z kolei utworzenie w 1888 roku formacji francuskich strzelców alpejskich.
Beretów używa się dzisiaj prawie na całym świecie: są wygodne, łatwe w utrzymaniu i przechowywaniu, umożliwiają także łatwą identyfikację rodzaju broni. Czerwony zazwyczaj oznacza wojska powietrznodesantowe, czarny wojska zmechanizowane lub pancerne, a niebieski lotnictwo. Z zielenią bywa różnie, ale w USA przysługuje ona oddziałom specjalnym.
Zachód spoczywa na laurach
Historia amerykańskich oddziałów specjalnych sięga wojny secesyjnej. Nas jednak interesują dzieje zdecydowanie bliższe, cofniemy się więc do końca II wojny światowej. III Rzesza leży w gruzach, Zachód zaś przeżywa schyłek swojej miłości do „wujaszka Joe”. Jedynie Churchill rozważa operację „Unthinkable” i atak na Związek Sowiecki. Reszta zachodniego świata rozbraja się ochoczo, ciesząc z nadchodzącego pokoju. Redukcja obejmuje także różne formacje sił specjalnych, które powstały podczas wojny: schodzą ze sceny amerykańscy Rangersi czy Alamo Scouts, znika brytyjska Long Range Desert Group, opuszczają karty historii Special Operation Executive czy Office of Strategic Services. Przestaje również istnieć wiele innych jednostek i oddziałów, a cała amerykańska armia, jeszcze niedawno licząca 12,1 mln żołnierzy, kurczy się raptem do 1,2 mln. O grzejących silniki za Łabą sowieckich czołgach nikt nie myśli aż do czasu „długiego telegramu” George’a Kennana.
Zresztą, nawet kiedy Departament Stanu zdał sobie sprawę z tego, że Józef Stalin przestał być „wujaszkiem Joe”, a stał się dyktatorem potężnego, ekspansywnego i agresywnego mocarstwa, które zagarnęło Europę Wschodnią, zmiana optyki wymagała czasu. Gdy więc wojska Korei Północnej przekroczyły 38 równoleżnik, rozpoczynając 25 czerwca 1950 roku wojnę koreańską, kraje ONZ ze Stanami Zjednoczonymi na czele okazały się być całkowicie nieprzygotowane. Przerzucane z Japonii wojska, składające się z żołnierzy słabo wyszkolonych, przygotowanych raczej do służby policyjnej, i pozbawione ciężkiego sprzętu czy broni przeciwpancernej, stanęły naprzeciwko zaprawionych w bojach oddziałów północnokoreańskich i chińskich. Okazało się wtedy, że szanse w tym starciu wyrównuje pewien amerykański sierżant…
Lawrence z Korei
Taki nosił przydomek. Naprawdę nazywał się Donald Nichols i oficjalnie był „przedstawicielem” Specjalnego Oddziału Dochodzeniowego Amerykańskich Sił Powietrznych na Dalekim Wschodzie. Miał jedynie 27 lat, żonę Koreankę i tysiąc pomysłów na prowadzenie niestandardowych działań wojskowych. Bardzo szybko stał się człowiekiem, który praktycznie organizował, koordynował i dowodził operacjami specjalnymi w Korei.
Przykładowo, przeleciał nieuzbrojonym helikopterem wraz z kilkoma technikami przez linie wroga, znalazł rozbitego na wyspie Chodo MiGa-15 (wprowadzonego do służby ledwo rok wcześniej, a więc maszynę bardzo nowoczesną) a następnie obfotografował go, wymontował co się dało, po czym z dokumentacją i częściami przedostał się z powrotem. Innym razem wziął ciężarówkę do transportu czołgów i pod ostrzałem zholował na stronę ONZ uszkodzonego T-34, by eksperci sił powietrznych mogli opracować skuteczne metody jego niszczenia.
Nichols irytował wielu: wojska chińsko-północnokoreańskie, ale także Pentagon i CIA. W przypadku pierwszym powód wydaje się oczywisty. W drugim i trzecim był prozaiczny: zazdrość. Wywiadowca, który w tak zwanym międzyczasie doszedł do stopnia majora, nie reprezentował ani jednego, ani drugiego, lecz siły powietrzne. W pierwszym odruchu doprowadzono więc do ograniczenia zakresu jego działalności. Wiedziano jednak, że to działanie na krótką metę. Szybko zorientowano się w Pentagonie, że armia nie dysponuje niczym, co mogłoby stanowić odpowiednik siatki Nicholsa. Choć na początku motywowała nimi zazdrość, amerykańska generalicja szybko zdała sobie sprawę, że rychło stanie w obliczu nowych zagrożeń i będzie potrzebowała nowego rodzaju wojsk – zdolnego wykonać zadania, które przed swoimi ludźmi stawiał Nichols. Postanowili więc takowe stworzyć.
Czterech ojców…
W maju 1952 roku generał Robert Alexis McClure rozpoczął tworzenie Centrum Wojny Psychologicznej w Forcie Bragg. Jego wybór nie był przypadkowy, McClure piastował stanowisko szefa Sekcji Wojny Psychologicznej w Naczelnym Dowództwie Alianckich Sił Ekspedycyjnych. W tym czasie współpracował z Biurem Służb Strategicznych i rozumiał znaczenie niekonwencjonalnych metod prowadzenia walki.
Po otrzymaniu z Pentagonu zielonego światła wziął się do roboty. 19 czerwca 1952 roku pułkownicy Aaron Bank i Wendell Fertig oraz podpułkownik Russel Volckmann stworzyli – pod auspicjami Centrum Wojny Psychologicznej – 10. Grupę Sił Specjalnych (Powietrznodesantową) [10th Special Forces Group (Airborne), 10th SFG(A) lub 10th Group]. Nazwa, nawiasem mówiąc, była zasłoną dymną, mającą zasugerować, że istnieje już dziewięć takich oddziałów.
Artykuł inspirowany książką Alberta Sługockiego „Moje życie, moje wojny”:
Każdy z wymienionych oficerów nadawał się do powierzonej roli. Bank, który objął dowództwo, walczył we Francji na czele oddziałów Resistance, miał dowodzić operacją „Żelazny Krzyż” (aresztowanie Hitlera podczas oblężenia Berlina) i przewodził antyjapońskiemu ruchowi oporu w Indochinach. Fertig, z wykształcenia inżynier, był organizatorem i dowódcą amerykańsko-filipińskiej partyzantki na Mindanao, która niemal całą wojnę toczyła ciężkie walki z Japończykami. Volckmann, zawodowy wojskowy, dowodził natomiast siłami zbrojnymi Wspólnoty Filipin, a podczas japońskiej okupacji kierował filipińskim ruchem oporu.
Wszyscy mieli więc doświadczenie w walce partyzanckiej i prowadzeniu konfliktów asymetrycznych, a także niekonwencjonalnych działań wojennych. Teraz postawiono przed nimi zadanie stworzenia nowych sił specjalnych.
… i ich dziecko
10th Group rozrastała się szybko i w końcu czerwca liczyła już 122 ludzi. Bank stawiał swoim ludziom wysokie wymagania, które mało kto potrafił spełnić. Do jego jednostki napływali więc eks-Rangersi, żołnierze OSS oraz wojsk powietrznodesantowych, których następnie poddawano kolejnej selekcji, by wyłonić jedynie najlepszych spośród najlepszych.
Wybór na oficerów specjalistów od walki partyzanckiej podyktowany był zamysłem, jaki przyświecał McClure’owi i Pentagonowi. Nowopowstałą jednostkę szykowano głównie z myślą o spodziewanej wojnie ze Związkiem Sowieckim lub innym krajem komunistycznym. Dopiero później rozpoczęto przeorientowywanie szkolenia i zasad prowadzenia działań na zwalczanie zagrożenia terrorystycznego, odbijanie zakładników, reagowanie kryzysowe etc. Z początku 10th Group szkoliła się do przeniknięcia drogą powietrzną, morską lub lądową w głąb terytorium nieprzyjaciela i prowadzenia tam działań partyzanckich, głównie zwalczania przeciwnika, zbieranie informacji i dezorganizacja zaplecza. Szkolenie obejmowało nie tylko powyższe elementy, ale także podstawy sztuki przetrwania, bowiem przewidywało działania w oderwaniu od własnych sił i bez dostaw zaopatrzenia.
10 listopada 1952 roku część jednostki została wysłana do bawarskiego Bad Tölz, resztę zaś pozostawiono w Fort Bragg i w niedługim czasie przemianowano na 77th Special Forces Group (od 1960 roku 7th SFG). Grupa, która została w USA skupiła się na dopracowywaniu elementów szkolenia, podczas gdy grupa niemiecka zaczęła je sprawdzać w praktyce. Żołnierze przystąpili do infiltrowania granicy, przedostając się na teren NRD i Czechosłowacji. Jako że były to misje ćwiczebne, prowadzone przy tym w czasie pokoju, ograniczono się do zbierania informacji o przeciwniku i pozorowaniu podejść do celów. Dopiero z biegiem czasu, gdy granice zostały uszczelnione, wycieczki te stały się niemożliwe.
Kolor beretu
Na nasze szczęście, do agresji Układu Warszawskiego nigdy nie doszło, a tym samym nigdy nie wykorzystano Zielonych Beretów zgodnie z ich przeznaczeniem. Nie oznacza to jednak, że jednostka bezczynnie stacjonowała w koszarach.
Kolejne lata upływały jej głównie na szkoleniach. Często przeprowadzała je z formacjami sił specjalnych krajów sojuszniczych, w ramach wymiany doświadczeń i informacji. Przygotowała także fundamenty europejskiego ruchu oporu w ramach niesławnej operacji „Gladio” oraz szkoliła wschodnioeuropejskich imigrantów celem utworzenia grup partyzanckich do przerzucenia na teren ich macierzystych krajów. Można nawiasem wspomnieć, że wtedy właśnie zaczęli być znani jako „Zielone Berety”. Żołnierzom niemal od początku bardzo na tym zależało; nakryć głowy w tym kolorze nie nosiła żadna amerykańska formacja, weterani z OSS natomiast wspominali dobrze czasy współpracy z brytyjskimi komandosami, noszącymi takież właśnie berety. Pentagon jednak sprzeciwiał się im jako niezgodnym z regulaminem. Zmienił to dopiero w John F. Kennedy w 1960 roku.
„This is ‘Nam, baby!”
Gdy wojna w końcu wybuchła, Wietnam Północny zaatakował swego południowego sąsiada, a USS Maddox i USS Turner Joy „otworzyły ogień do wielorybów” w Zatoce Tonkińskiej, do Indochin zaczęli napływać żołnierze sił specjalnych. W pierwszej chwili byli oni pojedynczo przeznaczani do konkretnych zadań, rychło jednak ich liczba rozrosła się do tego stopnia, że zaczęły się problemy z koordynacją. We wrześniu 1964 roku połączono więc ich w 5 Grupę Sił Specjalnych (5th Special Forces Group, 5th SFG), podporządkowaną Dowództwu Pomocy Wojskowej Wietnam (Military Assistance Command Vietnam, MACV).
Ich zadanie polegało głównie na wsparciu merytorycznym. Oczywiście, drużyny 5th SFG wykonywały różnego rodzaju misje za liniami wroga. Podporządkowane były Dowództwu Pomocy Wojskowej Wietnam – Grupa Studiów i Obserwacji (Military Assistance Command Vietnam – Studies and Obserwation Group, MAC V- SOG) i w ich ramach przedostawano się do Wietnamu Północnego, Laosu i Kambodży. Celem tych misji okazywała się zazwyczaj dezorganizacja zaplecza, czyli „zatykanie” Szlaku Ho Chi Minha, ale także ratowanie jeńców czy misje zwiadowcze.
21 listopada 1970 roku oddział 5th SFG pod dowództwem pułkownika Arthura „Bulla” Simmonsa zaatakował owiane mroczną sławą więzienie Son Tay pod Hanoi i – choć misja zakończyła się niepowodzeniem, ponieważ obiekt został akurat opróżniony z powodu zagrożenia powodziowego – to działania specjalsów podniosły morale jeńców i zapewniły im lepsze traktowanie ze strony Wietnamczyków.
Główną aktywnością pozostawało jednak szkolenie oddziałów antykomunistycznych. MAC V współpracował w tej kwestii nie tylko z południowowietnamską armią, ale także różnymi lokalnymi plemionami. 5th SFG wyszkoliła i zorganizowała liczące w sumie 60 tys. Cywilne Nieregularne Grupy Obronne (Civilian Irregular Defense Group, CIDG). Spora część zadań dotyczyła prowadzenia wojny psychologicznej. Jej celem było zneutralizowanie wpływów, które – czy to przez sympatię, czy strach – zapewniała sobie na południu armia północnowietnamska. Specjalsi budowali więc szkoły, szpitale i budynki administracyjne, pomagali w pracach rolnych, udrażniali kanały oraz zapewniali ludności opiekę medyczną. Wojska specjalne działały w Wietnamie do końca 1972 roku, jednak większość 5th SFG, prócz pojedynczych elementów, wycofano jeszcze 5 marca 1971 roku. Poddanie się USA skazało południowy Wietnam na klęskę.
Artykuł inspirowany książką Alberta Sługockiego „Moje życie, moje wojny”:
„Dlaczego nigdy nie jedziemy w miłe miejsca?!”
Lata sześćdziesiąte upłynęły głównie pod znakiem zaangażowania Stanów Zjednoczonych w Wietnamie. Nie znaczy to jednak, że siły specjalne zajmowały się tylko tym rejonem. Zanim przegrana w Indochinach dała początek post-wietnamskiej traumie i zmieniła doktrynę amerykańskiej polityki zagranicznej, Zielone Berety wysyłano do Boliwii, Wenezueli, Gwatemali, Kolumbii i Dominikany. Zasadniczo wspólnym celem było wspieranie lokalnych rządów w walce z komunistyczną partyzantką. W 1968 roku szkolonym przez SFG boliwijskim zwiadowcom udało się wytropić i pojmać watażkę i wielokrotnego przestępcę – Ernesta Rafaela Guevarę de la Sernę.
Wycofanie z Wietnamu i zarazem ograniczenie roli USA w polityce zagranicznej postawiły pod znakiem zapytania dalsze losy sił specjalnych. Pewną formą aktywności zastępczej stał się program Specjalnego Szkolenia Treningu Odpornościowego i Wzmacniania Narodu (Special Proficiency at Rugged Training and Nation-building, SPARTAN), w ramach którego specjaliści z Grup 5 i 7 współpracowali z Indianami na Florydzie, w Arizonie i Montanie przy budowie dróg i placówek medycznych. Nie po to jednak powstały siły specjalne.
Objęcie prezydentury przez Reagana oznaczało odwrót od koncepcji malaise i zarazem początek obecności USA w niemal wszystkich punktach zapalnych globu. SFG zostały zreorganizowane, wyśrubowano zasady przyjęć i programy treningowe, następnie zaś zaczęto wysyłać je do wszystkich miejsc, które nie figurowały w ofercie biur turystycznych. Liban, Salwador, Panama, Honduras, Kolumbia, później Irak, wszędzie pojawiali się amerykańscy specjalsi. Wykonywali bardzo szeroki wachlarz zadań: od szkolenia i organizowania miejscowych sił rządowych (lub antyrządowych, w zależności od sytuacji), poprzez zwiad i prowadzenie niekonwencjonalnych działań zbrojnych, na pomocy humanitarnej i inżynieryjnej kończąc.
Upadek Związku Sowieckiego zmienił nieco zainteresowania sił specjalnych. Przeciwnikiem przestały być inspirowane z Moskwy ruchy komunistyczne, na ich miejsce pojawiły się jednak nowe zagrożenia. Do listy miejsc, gdzie zawędrowały Zielone Berety dołączyła Bośnia, Hercegowina, Haiti Senegal, Filipiny oraz Somalia, zaś po 11 września 2001 roku także Afganistan czy Kurdystan.
Organizacja
Dzisiaj Zielone Berety składają się z siedmiu grup. Każda ma swój rejon działania, co uwzględnione jest w szkoleniu. Obejmuje ono, prócz zwykłych elementów, właściwych dla większości programów szkoleniowych sił specjalnych, także informacje przydatne w danym regionie: popularne języki, religie, zwyczaje kulturowe, nawet kulinaria. Oddziały te stacjonują w innym miejscu, zawsze jednak na terenie USA:
• 1st Special Forces Group: Połączona Baza Lewis McChord, stan Waszyngton. Region Pacyfiku
• 3rd Special Forces Group: Fort Bragg, stan Karolina Północna. Region Afryki Subsaharyjskiej, z wyłączeniem półwyspu Somalijskiego.
• 5th Special Forces Group: Fort Campbell, stan Kentucky. Środkowy Wschód, Zatoka Perska, Azja Centralna, półwysep Somalijski.
• 7th Special Forces Group: Baa Sił Powietrznych Englin, stan Floryda. Południowa, Północna i Środkowa Ameryka oraz Karaiby.
• 10th Special Forces Group: Fort Carson, stan Kolorado. Europa Centralna i Wschodnia, Bałkany, Turcja, Liban i Ameryka Północna.
Istnieją też dwie grupy sił specjalnych będące elementem Gwardii Narodowej. Są to:
• 19th Special Forces Group: Draper, stan Utah. Azja Południowowschodnia i Południowozachodnia oraz Europa.
• 20th Special Forces Group: Birmingham, stan Alabama. Ameryka Łacińska, Karaiby, południowozachodnie wybrzeże Atlantyku i zatoka Meksykańska
Pięć pierwszych grup współpracuje z dowództwami teatrów działań, podczas gdy grupy Gwardii Narodowej zapewniają wsparcie. Tak przynajmniej głosi teoria, w praktyce bowiem większość sił każdej grupy działa teraz na Bliskim Wschodzie.
W kwestii struktury zaznaczyć można, że zdarzające się zaliczanie do Grup Sił Specjalnych również Operacyjnego Oddziału Sił Specjalnych Armii Stanów Zjednoczonych (1st Special Forces Operational Detachment-Delta (Airborne) - 1st SFOD-D (A) lub też Delta Force) jest błędem. Delta powstała jako element SFG, jednak po nieudanej akcji odbicia zakładników w Teheranie w nocy z 24 na 25 kwietnia 1980 roku podporządkowano ją nowoutworzonemu Połączonemu Dowództwu Operacji Specjalnych (Joint Special Operations Command, JSOC), skupiającemu wszystkie amerykańskie formacje antyterrorystyczne. Zielone Berety natomiast podlegają Dowództwu Operacji Specjalnych Stanów Zjednoczonych (United States Special Operations Command, SOCOM).
Jak zawsze w wypadku sił specjalnych, większość informacji na temat Grup jest utajniona. Choć nie cieszą się taką reputacją, jak GROM, SAS czy Sayaret Matkal, Zielone Berety pozostają znakomitą formacją o długiej tradycji i zdolną spełniać swoje zadania. W ich szeregach służył też Polak, Albert Sługocki, którego książka pt. “Moje życie, moje wojny” została ostatnio wydana przez Grupę Medium.
Bibliografia
- 10th Special Forces Group (Airborne), 1st Special Forces Regiment, [w:] GlobalSecurity.org [dostęp: 19.05.2016], <[http://www.globalsecurity.org/military/agency/army/10sfg.htm]>.
- Denécé Eric, Historia oddziałów specjalnych, Bellona, Warszawa 2009.
- Green Berets – uwolnić uciśnionych, [w:] Formacja SGO [dostęp: 19.05.2016], <[http://www.formacjasgo.pl/portfolio-view/green-berets-uwolnic-ucisnionych/]>.
- Leebaert Derek, Zuchwali zdobywcy. Historia oddziałów specjalnych i tajnych operacji od Achillesa do Al.-Kaidy, Jeden Świat, Warszawa 2010.
- Major General Robert Alexis McClure. Forgotten Father of US Army Special Warfare [dostęp: 19.05.2016], <[http://www.psywarrior.com/mcclure.html]>.
- SF History, [w:] Special Forces Association [dostęp: 19.05.2016], <[http://www.specialforcesassociation.org/about/sf-history/]>.
- US Army Special Forces Command (Airborne), [w:] GlobalSecurity.org [dostęp: 19.05.2016], <[http://www.globalsecurity.org/military/agency/army/arsfc.htm]>.
- Zielony Beret, [w:] Jednostka Wojskowa Komandosów [dostęp: 19.05.2016], <[http://www.cisiiskuteczni.pl/wiadomosci/zielony-beret]>.
Redakcja: Michał Woś