Wałęsa w piaskownicy
Zobacz też: O elektryku, który został prezydentem
Zacznijmy od małego kalendarium. Plotki o współpracy Lecha Wałęsy z SB krążyły w sumie od lat 70., były to jednak jedynie plotki. Na forum publicznym kwestia stanęła dopiero 4 czerwca 1992 roku, najgorętszego dnia w potransformacyjnej historii Polski, gdy próba ujawnienia listy członków rządu będących współpracownikami SB doprowadziła do obalenia rządu Olszewskiego. Poseł Kazimierz Świtoń ujawnił wtedy, że wśród innych figurowało także nazwisko Wałęsy, co Kancelaria Prezydenta RP potwierdziła. Po dwóch godzinach zmieniła jednak oświadczenie, o tym jednak zapomniano. Dwa lata później wydano książkę Nagi prezydent. Życie polityczne Lecha Wałęsy, w której podniesiono po raz pierwszy kwestię niejasnych kart w historii byłego prezydenta i możliwe implikacje. Mimo, że od „Nocnej zmiany” upłynęło niewiele czasu, autor pozwolił sobie na odwagę, prawdopodobnie dlatego, że nazywał się Roger Boyes i był Brytyjczykiem. 11 sierpnia 2000 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał oświadczenie lustracyjne Wałęsy za prawdziwe zaś 16 listopada 2005 roku otrzymał on od IPN status osoby pokrzywdzonej.
Potem zaś zaczęła się karuzela. W ciągu dalszych prac IPN odkrywał coraz to kolejne dokumenty i oświadczenia wskazujące na współpracę Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa, ten zaś swoich oponentów pozywał. W ten sposób rozgorzała debata, której jednym z punktów kulminacyjnych była publikacja książki Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii. W jego wyniku IPN zaczął być przedstawiany jak coś pomiędzy NKWD a Świętą Inkwizycją, spór zaś zamienił się w regularną wojnę.
Jedynym efektem tej wojny jest jednak to, że Wałęsa stał się pomnikiem, legendarną postacią wymykającą się ocenie. Dba o to zastęp czujnych dziennikarzy, polityków i celebrytów, którzy gotowi są odeprzeć każdy „atak” wymierzony w Wałęsę, nierzadko uciekając się do agresji.
Legenda zaś uczyniła z funkcji byłego prezydenta wykonywany zawód. Od czasu zakończenia sprawowania władzy Wałęsa zajmuje się byciem, bo czysto wizerunkowe funkcje w rodzaju członkostwa w „Radzie Mędrców” trudno traktować poważnie. Ze swego cokołu pełni on rolę autorytetu, wypowiadając się, gdy tego sytuacja tego wymaga (a bardzo często również i przy innych okazjach). Czy i ile jego wypowiedzi są warte, wolałbym nie oceniać, każdy jednak bez trudu może je prześledzić w internecie i wyrobić sobie własną opinię. Wciąż jednak się wypowiada, jest też jednym z nielicznych byłych polityków obecnych w Internecie, jest rozpoznawany i zapraszany do mediów.
Dlaczego?
Dzięki IPN-owi.
Instytut Pamięci Narodowej i historycy ogólnie okazali się dla Wałęsy błogosławieństwem. Mało jest na świecie byłych prezydentów, którzy wiedliby po odejściu z funkcji tak intensywne życie. Z reguły zakładają fundacje lub think tanki, czasem parają się działalnością zarobkową, ale z biegiem czasu coraz bardziej znikają. Ale nie Wałęsa, toczący wieczną wojnę z IPN-em. Były prezydent musi być atakowany, potrzebuje tego jak powietrza. Atak na niego bowiem, podważenie legendy „człowieka, który obalił komunizm” to zarazem próba zrobienia wyłomu w micie założycielskim III RP. Mimo upływu lat zaś kontrowersje wobec tego mitu wciąż są bardzo żywe, co widać po pobieżnym prześledzeniu debaty publicznej. Ćwierć wieku z okładem minęło od transformacji, jednak podziały, które wtedy powstały, wciąż są żywe i kreują przestrzeń publiczną w Polsce. Wałęsa zdaje sobie z tego sprawę perfekcyjnie i doskonale wie, że dopóki jego sprawa nie zostanie zamknięta, dopóty trwał będzie mit założycielski, dopóty silne będą podziały i dopóty punktem wyjścia w debacie publicznej będą wydarzenia z przełomu lat 80. i 90. Bo gdy to się stanie, gdy przestanie potrzebny być sztandar z poprzedniego wieku i poprzedniej epoki, wtedy były prezydent odejdzie na karty historii. Dla człowieka, który przez tyle lat był symbolem to niemal jak śmierć. Może więc się rzucać, grozić procesami, pozywać przeciwników, grozić rozmówcom, mówić „Nawet pan nie pomyśl kiedykolwiek, że Wałęsa mógł być po tamtej stronie, że Wałęsa mógł być agentem. Pomyślenie jest zbrodnią wobec mnie”, czy drzeć dokumenty potwierdzające jego współpracę. W istocie jednak ta walka to jedyne, co trzyma go przy życiu.
8 stycznia 2016 roku były prezydent uznał, że temat jego współpracy widać dawno nie był poruszany i postanowił sam go wywołać. Zaproponował IPN-owi organizację debaty, w której odpowiedziałby swoim przeciwnikom. 11 stycznia IPN potwierdził, że taką propozycję otrzymał, zaś 27 stycznia oddział gdański Instytutu podjął się zadania zorganizowania tej debaty. Naprzeciwko Wałęsy mieli zasiąść, między innymi, Sławomir Cenckiewicz, Piotr Gontarczyk, Grzegorz Majchrzak, Paweł Zyzak, Jan Skórzyński, Piotr Semka czy Grzegorz Braun. 3 lutego były prezydent wycofał się z debaty i zapowiedział pozwanie IPN-u.
Rozpatrywać można to dwojako.
Albo były prezydent faktycznie gotów był walczyć o swoje dobre imię. Możliwość tą Instytut Pamięci Narodowej mu zorganizował, jednak nie dał mu ostatniego słowa w dyskusji, przewidując w proponowanym porządku debaty trzyminutowe komentarze dyskutantów po jego wypowiedzi, więc Wałęsa obraził się, wziął swój grabki i poszedł do innej piaskownicy, w tym wypadku: sądu.
Albo też postąpił zgodnie z maksymą Andrzeja Leppera „Nieważne jak o mnie mówią, byle by nazwiska nie przekręcali”, zapewnił szum wobec swojej osoby i wycofał się nim debata doszła do skutku. Być może spodziewał się, że przegra, a być może osiągnął swoje cele czyli przypomniał swoje nazwisko i za niedługo zrobi to ponownie przy okazji pozwu. Być może zresztą jedno i drugie.
Obojętnie od przyjętej wersji, wycofanie się z debaty którą się samemu proponowało robi niepoważne wrażenie i stawia Wałęsę w kiepskim świetle. Pytanie, czy jemu to w ogóle przeszkadza?
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz