Przemysław Semczuk – „Wampir z Zagłębia” - recenzja i ocena
Autor recenzowanej pracy jest dziennikarzem i publicystą specjalizującym się w tematyce PRL. Związany był m.in. z „Gazetą Robotniczą” (późniejszą „Gazetą Wrocławską”), tygodnikami „Newsweek Polska” oraz „Wprost”, a także magazynem „Focus Historia”. W 2008 r. współtworzył program telewizyjny „Cienie PRL–u”, popularyzujący działalność badawczą Instytutu Pamięci Narodowej. Semczuk jest również autorem książek o tematyce historycznej. Do tej pory wydał „Zatajone katastrofy PRL”, zbiór artykułów dotyczących m.in. katastrof przemysłowych i komunikacyjnych oraz dwie monografie poświęcone przestępczości kryminalnej w ujęciu kulturowym i socjologicznym („Czarna Wołga: kryminalna historia PRL”) oraz ikonie motoryzacji gierkowskiej dekady („Maluch. Biografia”).
Książka Semczuka nie jest pierwszą pracą o procesie „Wampira z Zagłębia”. Jest jednak pracą najbardziej kompleksową, ponieważ autor wykorzystał praktycznie wszystkie dostępne dla badaczy materiały. Ich analiza pozwala spojrzeć w zupełnie nowym świetle na sprawę, którą przez wiele lat żyła cała ówczesna Polska.
W latach 60. mieszkańcy Górnego Śląska i Zagłębia byli terroryzowani przez seryjnego mordercę, ochrzczonego przez media i opinię publiczną mianem „Wampira”. Na swoje ofiary morderca wybierał kobiety w różnym wieku i różnej profesji. Milicja przez wiele lat w dość nieudolny prowadziła sposób zakrojone na szeroką skalę śledztwo pod kryptonimem „Anna”, od imienia pierwszej z ofiar „Wampira”, zamordowanej w listopadzie 1964 r. Śledztwo przyspieszyło, gdy ofiarą seryjnego mordercy padła Jolanta Gierek, krewna ówczesnego I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach, Edwarda Gierka.
W 1972 r. został aresztowany Zdzisław Marchwicki, pracownik kopalni „Siemianowice”. Wkrótce aresztowania objęły pozostałych członków rodziny Marchwickich. Po dwóch latach przygotowań rozpoczął się proces, którym żyła cała ówczesna Polska. Kolejne rozprawy odbywały się w obecności przedstawicieli licznych mediów w specjalnie zaaranżowanej na potrzeby procesu sali widowiskowej Domu Kultury przy zakładach cynkowych „Silesia” w Katowicach.
W lipcu 1975 r. zapadły wyroki skazujące. Zdzisław Marchwicki, któremu śledczy udowodnili zamordowanie lub usiłowanie zamordowania łącznie 21 kobiet oraz jego brat Jan, otrzymali najwyższy wymiar kary – karę śmierci. Pozostali oskarżeni zostali skazani na kary pozbawienia wolności od 25 lat do kilku miesięcy. Wyroki śmierci na Zdzisławie i Janie Marchwickich wykonano 26 kwietnia 1977 r. Ciała pochowano w tajemnicy na cmentarzu w Katowicach Panewnikach.
Już w trakcie procesu wielu jego obserwatorów miało wątpliwości czy na ławie oskarżonych zasiadają właściwi sprawcy. Żeby je rozwiać, władze i milicja posłużyły się mechanizmem procesu pokazowego. Marchwicki, oficjalnie wytypowany na podstawie profilu psychologicznego sprawcy, sporządzonego przez milicyjnych specjalistów przy zastosowaniu najnowszych technik kryminalistycznych, w rzeczywistości został zadenuncjowany przez własną żonę. Początkowo oskarżony o stosowanie przemocy na najbliższych (Semczuk udowadnia, że sam Marchwicki był w tym przypadku ofiarą), w trakcie śledztwa i późniejszego procesu przyznawał się do popełnionych, jako „Wampir”, morderstw (rzeczywistym sprawcą była prawdopodobnie inna osoba).
Nie byłoby to możliwe, gdyby nie odpowiednie działania przedstawicieli prokuratury i milicji. Władzom potrzebny był szybki sukces i raz na zawsze chciały zakończyć sprawę „Wampira”. Jak udowadnia na kartach swojej pracy Semczuk, patologiczna rodzina Marchwickich, świetnie nadawała się do roli kozła ofiarnego. Warto przy tym przypomnieć, że sprawa Marchwickiego stanowiła odskocznię do dalszej kariery dla zaangażowanych w jej wyjaśnienie milicjantów (Jerzy Gruba), prokuratorów (Józef Gurgul) i sędziów (Władysław Ochman).
Przygotowując książkę o Marchwickim Semczuk zapoznał się z ogromną ilością materiałów dotyczących sprawy. Najważniejsze były liczące kilkaset tomów dokumenty procesowe zgromadzone w archiwum katowickiego sądu oraz dokumentacja śledztwa (sprawa o kryptonimie „Anna”) przechowywana w katowickim oddziale IPN. Ponadto Semczuk korzystał ze wspomnień uczestników procesu po stronie milicyjno-sądowej, a także wcześniejszych prac poświęconych sprawie Marchwickiego, zwłaszcza tych, których autorzy starali się bronić słuszności działań milicji, prokuratury i sądu. Autor korzystał również m.in. z licznych artykułów opublikowanych w prasie lokalnej i ogólnopolskiej, odzwierciedlających w różnym stopniu atmosferę strachu i zagrożenia panującą na Śląsku na przełomie lat 60. i 70. w związku z działalnością „Wampira”.
Trudno zaklasyfikować najnowszą książkę Semczuka jako pracę stricte naukową. Język i wciągający styl pisarski autora każą raczej umieścić ją na półce z pozycjami popularyzatorskimi. O charakterze naukowym monografii świadczy z kolei wykonana przez Semczuka analiza źródłowa, a także podstawowy aparat w postaci przypisów na końcu książki i wybranej bibliografii. Zabrakło za to indeksów pozwalających na szybkie odszukanie interesujących czytelnika informacji.
Szkoda również, że wydawnictwo nie pokusiło się o uzupełnienie książki o choćby kilkustronicową wkładkę zdjęciową. Fotografie oskarżonych, sędziów, czy oskarżycieli, a także tłumu obserwatorów procesu, który na każdym posiedzeniu gromadził się w sali widowiskowej Domu Kultury zakładów „Silesia” pozwoliłyby jeszcze lepiej oddać atmosferę tamtych dni.
„Wampir z Zagłębia” to solidna monografia jednej z największych i najbardziej wciągających historii kryminalnych doby PRL. Historii, która nie tylko weszła do kanonu kryminalistyki, ale stała się również elementem kultury masowej. Dzięki pracy Semczuka odpowiedź na pytanie, czy skazane zostały właściwe osoby-sprawcy morderstw, wydaje się jeszcze bardziej otwarta niż dotychczas.