Lucyna Ćwierczakiewiczowa - życie i upadek kulinarnej królowej
Lucyna Ćwierczakiewiczowa to barwna postać. Do pierwszych osiągnięć niespełna 30-letniej pisarki należało wydanie w 1858 roku Jedynych praktycznych przepisów wszelkich zapasów spiżarnianych oraz pieczenia ciast. Kilka lat później autorka opublikowała, własnym sumptem, swoje najsłynniejsze dzieło – 365 obiadów za pięć złotych. Książka okazała się ogromnym sukcesem literackim, a jej wznowienia odnotowywano także na łamach prasy. Tak czternaste wydanie słynnych Obiadów reklamował „Kurjer warszawski”: „I wyszła książka ozdobnie oprawna, z wizerunkiem pięciu medali którymi w poprzednich edycjach na wystawach została nagrodzoną. Czy potrzebujemy zalecać ją jeszcze wobec takiego kolosalnego powodzenia i wystawowych uwieńczeń?”
Porady i reklamy
Poradniki popularyzowały zasady prawidłowego żywienia. W Podarunku ślubnym. Kursie gospodarstwa wiejskiego i miejskiego dla kobiet Ćwierczakiewiczowa pisała, że potrawy powinny być nie tylko smaczne, ale także zdrowe. Przy opisywaniu zalet jedzenia brukselki, endywii czy cykorii wspierała się autorytetem profesorów medycyny i publikacją Higiena kuchni. Wśród porad o przechowywaniu żywności i odnawianiu słomkowych kapeluszy wplatała, co prawda dość niezgrabnie, reklamy nowinek technicznych. Do prania zalecała na przykład korzystanie z pneumatycznej maszyny, której sprzedaż oferował skład Wasilewski-Pilaski na ulicy Nowosenatorskiej. W części gospodarczej Kalendarza na rok... w osobliwy sposób zalecała używanie kuchenek gazowych:
Cóż dopiero powiedzieć o kategorii sług nic nieumiejących, tak zwanych służących do wszystkiego? Popychadło takie, choć mniej w ogóle wymagające, kosztuje jednak zawsze parę set rubli na rok, oprócz ciągłych szkód, jakie robi w domu i hardości, którą zatruwa codziennie spokój domowy. Jakże mamy sobie radzić w tak trudnym położeniu? Gaz i tylko gaz wyprowadzi nas z tego kłopotu.
Mistrzyni promocji
W publikowanych książkach promowała także własne poradniki. Reklamowała się również w prasie i oczekiwała tego samego od znajomych dziennikarzy. Żurnalista „Tygodnika Powszechnego”, spotkawszy Lucynę Ćwierczakiewiczową, usłyszał: „Bądź zdrów, jadę za granicę, wydałam trzynastą edycję mych obiadów, napisz o tem i dodaj, że wzięłam dotychczas 84,000 rubli za moje książki gospodarskie. 84,000! – powiedziała podnosząc palec do góry”.
Autorka utrzymywała stały kontakt z Bolesławem Prusem. Pod koniec każdego roku, wydając Kalendarz na rok, czyli kolędę dla gospodyń, wysyłała mu egzemplarz poradnika wraz ze smakowitym dodatkiem w postaci butelki likieru bądź słoika marynat. Oczekiwała za to wzmianki w felietonie. Prus pisał: „Błagam jednak przyszłych wydawców kolęd dla: »budujących lokomotywy” - »żelazne mosty« - »fortepiany« - »kasy ogniotrwałe« itd., ażeby, przysyłając mi do reklamy swoje edycje, nie dołączali do nich premiów, z którymi, dalibóg! nie wiedziałbym, co robić i gdzie je postawić?” Żartobliwy ton felietonów Prusa przysporzył Ćwierczakiewiczowej czytelników, a Kalendarz... okazał się wydawniczym sukcesem.
Kucharka współpracowała również z czasopismami dla kobiet. W „Bluszczu” prowadziła dodatek „Sekreta domowe i gospodarskie”, w którym udzielała rozmaitych rad dotyczących prowadzenia domu oraz podawała przepisy kulinarne na każdy dzień tygodnia. Przedstawiała także najnowsze wzory strojów i mebli.
Pomoc ubogim i potrzebującym
Ćwierczakiewiczowa zajmowała się też działalnością dobroczynną — koordynowała zbiórki odzieży, wydawała posiłki dla ubogich. Opiekowała się osobami skazanymi na wywózkę na Syberię za działalność patriotyczną. W swoim mieszkaniu organizowała przyjęcia, na których bywali pisarze, dziennikarze oraz carscy urzędnicy. Tych ostatnich zapraszała nie tyle z sympatii, co z chęci niesienia pomocy więzionym powstańcom. Rosyjskim notablom przedstawiała osadzonych w Cytadeli jako swych lekkomyślnych siostrzeńców. Tym sposobem zyskiwała dla nich anulowanie lub zmniejszenie kary. Na słynne obiady zapraszała również studentów. Jak wspomina Konrad Chmielewski: „Opiekunka całej literatury i studenterii — duchowa i materialna — bo któż łaknący nie dostał wonczas dobrego obiadu u cioci Lucyny słynnej z dosadnych słówek.”
Zobacz też: W walce ze stereotypami. Zdrowie i higiena kobiet w kalendarzach Lucyny Ćwierczakiewiczowej
Kup e-booka: „Polacy na krańcach świata: XIX wiek”
Książka dostępna jako e-book w 3 częściach: Część 1, Część 2, Część 3
„Dosadne słówka”
Owe „dosadne słówka” stały się jednym z powodów końca kariery Lucyny. Często wytykano jej nachalne sposoby autopromocji, wymuszanie artykułów prasowych i arogancję w sprawach prowadzenia gospodarstwa domowego. Opinię publiczną gorszyła próżność Ćwierczakiewiczowej i stwierdzenia typu: „Śmiało, bez zarozumienia, co do mojej znajomości kulinarnej powiedzieć mogę: nie mam dziś w języku polskim konkurencji w tym kierunku”. Felietony, w których opisywała wrażenia ze scen warszawskiej opery i teatru, raziły nadmierną egzaltacją. Zwolenników nie przysparzał też jej cięty język. Do legendy przeszły anegdoty, których bohaterką jest Ćwierczakiewiczowa:
Gdy odwiedzając kogoś, nie zastawała gospodyni, lecz spostrzegła kurz na fortepianie, wypisywała na nim palcem Lucyna Ćwierczakiewiczowa i zabraniała służącej wycierać, a potem przy sposobności pytała głośno
- Czy widziałaś mój bilet wizytowy?
Bano się jej jak ognia.
Upadek
Końcem najsłynniejszej polskiej kucharki stał się artykuł opublikowany w Kalendarzu na rok 1899… Autorka zamierzała zamieścić w nim „humorystyczne anegdotki na pamiątkę sobie, a dla śmiechu innych”. Jednak Sylwetki moich panien do towarzystwa zamiast śmiechu wywołały skandal. Ćwierczakiewiczowa opisała swoje służące w niewybredny sposób:
N°27 Była też parę tygodni jakaś wstrętna stara panna, tak głupia, że o niej wspominać nie warto. Jej głupota była taka, iż nawet igły grubej N°6 , od cienkiej N°9 rozróżnić nie umiała a, ja byłam jeszcze głupsza, żem ją przyjąć mogła...
N°34 Panna była cudakiem, kłamała jak z książki, opowiadała różne niedorzeczne historie. […] Egzemplarz był niemożliwy, pożegnałam ją w jakieś dziesięć dni, a po zabraniu rzeczy przekonałam się, że mi brak jedwabnej halki...
Jerzy Franke zauważył, że pamflet napisany przez kucharkę bardziej obnażył jej charakter niż bohaterek tekstu.
Po wydaniu Kalendarza na rok 1899... warszawskie gazety „Słowo”, „Wiek” i „Kurjer Warszawski” opublikowały teksty, w których wyrażały dezaprobatę oraz oburzenie, jakie wywołał artykuł Ćwierczakiewiczowej. Satyryczne czasopismo „Mucha” wzmiankowało o niej aż w czterech numerach. W wydaniu z 25 grudnia 1898 roku, a więc krótko po opublikowaniu Kalendarza..., pisano:
Napisała paszkwil...dama
Aż przechodzą ludzi dreszcze,
Dziś ją Mucha krótko zżyna,
A za tydzień zerżnie jeszcze!
W następnym numerze zawarto zgrabnie napisany przez jednego z redaktorów Dalszy ciąg relacji pani Lucyny C. o pannach do towarzystwa :
N° 38 Teraz występuje osobliwy numer. Była to panna Eufrozyna H., którą po upływie trzech tygodni musiałam wyrzucić. Wyobraźcie sobie ta poczwara ośmieliła się utrzymywać, że książki kuchenne, pisane przez panią Paulinę Szumlańską, są równe jak moje, tylko że pani P. nie pozuje na wielkość i nie domaga się w redakcjach reklam, z pomocą prawie pięści. Po jej odejściu (...) spostrzegłam brak podartej słomianki przed drzwiami...
Na ostatniej stronie czasopisma, w szaradzie, porównywano Ćwierczakiewiczową do Herostratesa, człowieka, który – kierowany żądzą sławy – podpalił efeski Artemizjon. Trzeci numer „Muchy” z 1899 roku zawiera wiersz, w którym wytknięto kucharce wszelkie przewinienia, nazwano „władczynią w państwie rondla i warząchwi” i wypomniano próżność, chełpliwość, grubiaństwo oraz nachalne dopraszanie się o reklamę wśród dziennikarzy
Po szeregu niepochlebnych artykułów Lucyna Ćwierczakiewiczowa zaprzestała wydawania Kalendarza... Publikowała tyko w małej rubryce wskazówek i rad w „Tygodniku Mód”. Swój ostatni tekst zamieściła na początku lutego 1901 roku. Kilka dni później zmarła. Prasa w pożegnalnych notkach wspominała ją jako osobę ekscentryczną, znaną z szorstkości, ale jednocześnie gorącą patriotkę, opiekunkę młodzieży i ubogich.
Lucyna Ćwierczakiewiczowa do dziś pozostaje inspiracją. Kultowe 365 obiadów za 5 złotych są ciągle wznawiane, ponadto powstają blogi kulinarne, w których wykorzystuje się przepisy autorstwa najsłynniejszej polskiej kucharki XIX wieku.
Zobacz też: Historia od kuchni, czyli o żywności i książkach kucharskich w XIX wieku ;3
Bibliografia
- Baliński Ignacy, Wspomnienia o Warszawie, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1987, s. 142.
- Czternaste wydanie, „Kurjer Warszawski” 1886, nr 70b.
- Ćwierczakiewicz Lucyna, Kalendarz na rok 1896. Kolęda dla gospodyń przez autorkę 365 obiadów. Rok 21, Druk K. Kowalewskiego, Warszawa 1895.
- Ćwierczakiewicz Lucyna, Podarunek ślubny. Kurs gospodarstwa miejskiego i wiejskiego dla kobiet, Gebethner i Wolff, Warszawa 1885.
- Ćwierczakiewicz Lucyna, Sylwetki moich panien do towarzystwa, [w:] Kalendarz na rok 1899. Kolęda dla gospodyń przez autorkę 365 obiadów. Rok 24, Druk K. Kowalewskiego, Warszawa 1898.
- Dalszy ciąg relacji Pani Lucyny C. o pannach do towarzystwa, „Mucha” 1899, nr 2, s. 2.
- Gawalewicz Marian, Pogadanka, „Tygodnik Powszechny” 1883, nr 28.
- Franke Jerzy, Lucyna Ćwierczakiewiczowa, „Kwartalnik Historii Prasy Polskiej” 1992, t. 31, s. 123-132.
- Franke Jerzy, Polska prasa kobieca w latach 1820-1918. W kręgu ofiary i poświęcenia, Wydawnictwo SBP, Warszawa 1999.
- O sylwetkach panien do towarzystwa z książki dla gospodyń na rok 1899, „Mucha” 1899, nr 1, s. 4.
- Prus Bolesław, Kronika tygodniowa, „Kurjer Warszawski” 1881, nr 277.
Redakcja: Michał Woś