Dziś Narożniak – jutro Wałęsa

opublikowano: 2015-11-19, 19:30
wszelkie prawa zastrzeżone
35 lat temu komunistyczne władze rzuciły wyzwanie „Solidarności”. Symbolem konfrontacji stało się aresztowanie Jana Narożniaka
reklama
Lech Wałęsa, wrzesień 1980

Dla ludzi przedsierpniowej opozycji Solidarność była spełnieniem największych nadziei – oto nagle społeczeństwo postanowiło odrzucić fałszywy rytuał komunizmu i żyć w prawdzie, tak jak to opisywał Vaclav Havel w swoich esejach. Niepokorni z KSS „KOR”, Konfederacji Polski Niepodległej, Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela gremialnie weszli do związku jako polityczni doradcy, redaktorzy solidarnościowych biuletynów, pracownicy związkowych ośrodków badań społecznych, animatorzy niezależnej oświaty, drukarze. Dawało im to niepomiernie szersze pole działania na rzecz obrony praw człowieka, wolności słowa, a w dalszej perspektywie – demokracji i niepodległości. Solidarność dawała „siłom antysocjalistycznym” osłonę przed policyjnymi represjami, wszak to dzięki uporowi MKS w sierpniu uwięzieni opozycjoniści zostali uwolnieni. Poczucia bezpieczeństwa nie zmienił fakt aresztowania Leszka Moczulskiego w kilka tygodni później. KPN traktowana była przez większą część środowisk niezależnych jako ugrupowanie skrajne, toteż osadzenia w areszcie jej lidera nie traktowano jako ataku na całą opozycję.

Tajny dokument Prokuratury Generalnej, który w połowie listopada trafił do regionu Mazowsze, dowodził, że była to ocena zbyt optymistyczna. Instruowano w nim organa ścigania do zbierania dowodów przeciwko wszystkim grupom opozycyjnym, tak, by można było wytoczyć im proces o zamiar obalenia przemocą ustroju PRL. Nie pozostawiało to wątpliwości, że komuniści nie zmienili stosunku do swych dysydenckich oponentów, że nadal traktują ich jako wrogów i zamierzają kontynuować wobec nich politykę represji, być może nawet wzmożonych (ekipa Gierka unikała procesów politycznych). Instrukcja prokuratury była – jak celnie zauważono w oświadczeniu regionalnej Solidarności – „kolejnym dowodem na to, że znaczna część aparatu wymiaru sprawiedliwości nie przyjęła do wiadomości porozumienia gdańskiego”. Mazowiecka Solidarność, nasycona działaczami przedsierpniowej opozycji, postanowiła rzecz ujawnić, powielając kompromitujący władze tekst. Sprawa przerodziła się w poważny kryzys polityczny, gdy 20 listopada bezpieka szukając dokumentu, dokonała rewizji w siedzibie regionu i aresztowała jego pracownika, Jana Narożniaka, opozycyjnego drukarza, uczestniczącego w wydawaniu biuletynu strajkowego w Stoczni Gdańskiej, oraz Piotra Sapełłę, pracownika drukarni w prokuraturze, który był sprawcą przecieku.

Zatrzymanie Narożniaka i jego kolegi wywołało furię związkowców. Wysunięto długą listę żądań, postulujących nie tylko zwolnienie aresztowanych, ale powołanie komisji sejmowej do zbadania praworządności działania prokuratury, milicji i Służby Bezpieczeństwa, zabezpieczenie obywateli przed nadużyciami tych organów, obcięcie środków budżetowych, a także rozliczenie winnych prześladowań antyrobotniczych w latach 1970 i 1976. Kilka zakładów od razu podjęło strajk, na 27 listopada wyznaczono termin strajku powszechnego w regionie. Mury stolicy zostały oblepione sugestywnymi plakatami z obrazkiem zakratowanego okna więziennego i hasłem „Uwolnić Jana Narożniaka. Dziś Narożniak, jutro Wałęsa!!!”. Postawę regionu poparła KKP, rozsyłając do wszystkich MKZ dokument prokuratury. Na dodatek strajkować zaczęli studenci Uniwersytetu Warszawskiego. Z klimatu uspokojenia, jaki zapanował po rejestracji związku, zostało niewiele.

reklama
Brama Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 roku

Rewolucyjną atmosferę tych dni w siedzibie Mazowsza opisał Waldemar Kuczyński: „Ktoś wchodzi i wychodzi, powielają jakieś materiały, dzwonią telefony, ktoś na chybcika je pomidora z kanapką, ktoś drzemie przy biurku, porozrzucane papiery, ściany oblepione ogłoszeniami, hasłami. Dużo młodych ludzi, zmęczonych, ale oczy im płoną i rwą się do walki. Niepokojące jest, że ten nastrój wyraźnie odbiega od nastroju ulicy, bardziej oczekującej uspokojenia”. Tę ostatnią uwagę Kuczyńskiego warto zapamiętać. W gorączce walki solidarnościowi działacze i kibicująca im młodzież nie zdawali sobie sprawy, że ich gotowość do konfrontacji niekoniecznie współbrzmi z nastrojami społecznymi, że większość ludzi, choć raczej sympatyzuje z Solidarnością, na co dzień pochłonięta jest jednak bardziej przyziemnymi sprawami niż walką o wolność i nie jest gotowa ryzykować swojej małej stabilizacji. Ten rozdźwięk między aktywistami ruchu a masą członkowską pojawi się jeszcze nie raz w historii związku – w sposób najbardziej wyraźny podczas kryzysu bydgoskiego.

Rozbudzone emocje polityczne trudno było opanować. Mimo że Narożniak i Sapełło zostali zwolnieni na kilka godzin przed zapowiedzianym strajkiem całego regionu, załoga Huty Warszawa nie chciała zakończyć protestu. Hutnicy ze swym krewkim przywódcą Sewerynem Jaworskim domagali się przyjazdu wicepremiera Jagielskiego i natychmiastowych rozmów o pozostałych żądaniach, jakby chcąc powtórzyć scenariusz z sierpnia. Szczególnego smaku całej sytuacji dodawał fakt, że zakład był wcześniej bastionem PZPR, a wielu działaczy Solidarności należało do partii i mówiło do siebie – „towarzyszu”. Teraz z oporem przyjmowali argumenty, że już udało się wiele osiągnąć. „Ludziom obca jeszcze była sztuka pertraktacji i nie rozumieli, że po to stawia się wyższe wymagania, żeby było z czego spuścić i że porozumienie zawsze następuje na nieco niższym poziomie” – opowiadał Kuroń, który wraz z przybyłym samolotem z Gdańska Wałęsą i Modzelewskim przez wiele godzin próbował uśmierzyć nastroje w hucie. Dopiero o pół do czwartej rano załoga zgodziła się zakończyć strajk.

Z tego, co dzisiaj wiemy, nie było szans na uzyskanie od władz czegoś więcej. Wypuszczenie aresztowanych stanowiło ostatni próg ustępstw. Partia potraktowała atak na aparat bezpieczeństwa jak zamach na podstawy jej rządów. MSW proponowało już wtedy kontratak z udziałem wojska, aresztowaniem przywódców Solidarności i wprowadzeniem stanu wyjątkowego. Przeważył jednak pogląd kierownictwa PZPR, że choć konfrontacja jest nieunikniona, to trzeba się do niej lepiej przygotować. W oczach rządzących komunistów sprawa Narożniaka podważyła sens relatywnie ugodowego scenariusza, zakładającego przykrawanie Solidarności do ram systemu i oswajanie jej środkami politycznymi. Nastąpiło przyspieszenie przygotowań do konfrontacji, czyli stanu wojennego. Ani zradykalizowani hutnicy, ani umiarkowani liderzy i doradcy związku, ani pełna niepokoju opinia publiczna tego nie wiedziała, ale odliczanie już się zaczęło.

Na początku grudnia uwagę nie tylko mieszkańców Polski, ale całej opinii światowej przykuła informacja o szykowanych wielkich manewrach wojsk Układu Warszawskiego na terenie naszego kraju. Opatrzone nazwą Sojuz ’80 przewidywały wejście 8 grudnia do Polski oddziałów radzieckich, czechosłowackich i wschodnioniemieckich w sile 18 dywizji – więcej niż liczyły wówczas wojska lądowe PRL. Na ich polityczny cel wskazywały rejony operacji: wielkie miasta i ośrodki przemysłu, czyli centra Solidarności. Historycy nie potrafią do dziś rozstrzygnąć, czy istotnie Moskwa przygotowywała się wówczas do militarnej inwazji, czy miała to być jedynie demonstracja siły – zarówno wobec buntującego się społeczeństwa, jak i nie dość energicznie (w oczach Kremla) przeciwstawiających się kontrrewolucji przywódców PZPR. Tak czy inaczej Breżniew zatrzymał „manewry”. „No dobrze, nie wjedziemy. A jak będzie pogarszać się, wejdziemy, wejdziemy” – powiedział Kani. Kolejne miesiące polskiej rewolucji będą się toczyć w cieniu tej groźby.

Tekst jest fragmentem książki Jana Skórzyńskiego „Krótka historia Solidarności”:

Jan Skórzyński
„Krótka historia Solidarności”
ISBN:
978-83-62853-46-5
reklama
Komentarze
o autorze
Jan Skórzyński
Absolwent Instytutu Historycznego UW. W 2009 obronił pracę doktorską w Instytucie Studiów Politycznych PAN. W 2013 uzyskał stopień doktora habilitowanego w dziedzinie nauk społecznych w zakresie nauk o polityce. Jako dziennikarz pracował w „Rzeczpospolitej”, był tam m.in. kierownikiem działu zagranicznego, a w latach 2000–2005 I zastępcą redaktora naczelnego tej gazety. Od 2013 jest profesorem w Collegium Civitas. W 2015 jego książka pt. Krótka historia Solidarności 1980-1989 została nominowana do Nagrody Historycznej im. Kazimierza Moczarskiego.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone