Boris Sokołow - „Rokossowski” - recenzja i ocena
Boris Sokołow jest Rosjaninem, doktorem nauk historycznych (odpowiednik polskiego stopnia doktora habilitowanego). Jego zainteresowania badawcze oscylują wokół historii najnowszej opublikował m.in. biografie Michaiła Tuchaczewskiego, Ławrentija Berii i Michaiła Bułhakowa. W jego dorobku znajdują się także publikacje z zakresu udziału ZSRR w drugiej wojnie światowej. W omawianej książce wziął na warsztat życie i działalność Konstantego Rokossowskiego. W pierwszym rozdziale opisał najmłodsze lata „marszałka dwóch narodów”; w następnych trzech rozdziałach czytelnicy znajdą opis walk Rokossowskiego podczas I wojny światowej oraz w okresie wojny domowej. Dalej Sokołow opisał okres uwięzienia, a także służbę w okresie drugiej wojny światowej. Książkę wieńczą dwa rozdziały poświęcone powojennym dziejom marszałka oraz bibliografia, wykaz skrótów i kalendarium.
Biografia Rokossowskiego to publikacja napisana dość przystępnym językiem. Warto podkreślić, że styl ten cechuje się dużą ilością cytatów. Oczywiście, czasem warto odwołać się do wspomnień lub ustaleń innych autorów, lecz w książce Sokołowa wydają się one stanowczo zbyt długie i zbyt liczne. Nie brakuje przypadków, gdy zapożyczenia ciągną się przez kilka stron i są jedynie przetykane krótkimi autorskimi komentarzami.
W moim przekonaniu Boris Sokołow w wielu miejscach unika szerszej krytyki źródłowej. Najbardziej uderzającym tego przykładem jest adnotacja o aresztowaniu Rokossowskiego w okresie czystek stalinowskich. Autor twierdzi, że pisząc swoje wspomnienia pt. Żołnierski obowiązek, sowiecki wojskowy świadomie pominął okres aresztowania i tortur, nie chcąc wspominać przykrych wydarzeń. Wolno jednak sądzić, że było zupełnie inaczej. W rzeczywistości bowiem Rokossowski musiał dokonać wielu przekłamań, żeby jego książka miała jakąkolwiek szansę na publikację w ZSRR.
Sokołow dobrze dokumentuje tezę, że Rokossowski urodził się w Warszawie w roku 1894. Staje tym samym w opozycji względem licznych badaczy, forsujących tezę o tym, ze przyszły marszałek ZSRR urodził się w Rosji w 1896 r. Co więcej, bez ogródek przyznaje, że Rokossowski bezzasadnie przypisał sobie ukończenie szkoły średniej. W książce znajdują się także stwierdzenia o jego negatywnym stosunku do polskich władz (zarówno tych podziemnych, jak i na uchodźstwie) oraz Armii Krajowej. Warto też dodać, że Sokołow dość jednoznacznie obwinia Rokossowskiego o to, ze podległe mu wojska dokonały wielu zniszczeń na zajmowanych terenach.
To nowe spojrzenie na osobę marszałka ma jednak swoje granice. Autor biografii nie ukrywa swojego przychylnego stosunku do bohatera, zaznaczając to bardzo wyraźnie już na samym wstępie. Co więcej, ostatni akapit książki przybiera wręcz formę panegiryku ku czci marszałka. Sokołow słusznie wymienia Rokossowskiego jako jednego z architektów zwycięstwa pod Moskwą w 1941 roku i nad Niemcami w ogóle. Z drugiej jednak strony, nie ma oporów, by napisać o wielkim honorze i godności radzieckiego oficera. Całą książkę kończy zdanie kończące biografie pisane przez niektórych historyków w czasach komunistycznych: „Wieczna mu pamięć!”.
Uwag, jakie przychodzą na myśl po przeczytaniu książki, jest więcej. Rokossowski po zakończeniu wielkiej wojny stanął przed wyborem dotyczącym jego narodowości. Mógłby przywdziać polski mundur i opowiedzieć się po stronie odrodzonej Rzeczpospolitej lub też pozostać na służbie w armii bolszewickiej. Przyszły „marszałek dwóch narodów” zdecydował się pozostać w Rosji. Rzecz jednak w tym, że narracja Sokołowa prowadzi do jednoznacznego wniosku, iż decyzja ta była podyktowana nadzieją na lepsze perspektywy awansu. Podkreśla on, że polskiej armii, jako osoba nie służąca pod komendą Piłsudskiego, mógłby dosłużyć się co najwyżej stopnia pułkownika. Faktycznie, niektórzy z żołnierzy, którzy nie służyli w Legionach albo byli przeciwnikami Piłsudskiego, mieli utrudniony awans, ale nie brakowało wyjątków. To pozwala stwierdzić, że Rokossowski miał perspektywy, a rysowany przez Sokołowa scenariusz jest co najwyżej jedną z możliwośći.
Lata 1937-1940 są w książce Sokołowa opisane skrótowo i słabo udokumentowane. Według oficjalnej wersji, dokumenty śledcze Rokossowskiego został zniszczone w okresie, gdy sekretarzem generalnym KPZR był Nikita Chruszczow. Dlatego też autor stara się zrekonstruować ten okres w oparciu o wspomnienia, ale pomimo wszystko efekt nie jest imponujący.
Najwięcej miejsca poświęcono drugowojennej części życiorysu Rokossowskiego. Sokołow snuje swoją opowieść i przeprowadza czytelników przez pola bitew pierwszej fazy operacji „Barbarossa”. Następnie, można przeczytać o walkach w rejonie Moskwy, Stalingradu i Kurska. Na dalszych kartach książki znajdują się opisy operacji „Bagration”, walk w okolicach Warszawy i bitew na terenach Niemiec. Rozdziały te są najbardziej obszerną częścią biografii. Niekiedy nawet w przesadnie rozbudowany sposób autor opisuje polsko-radzieckie relacje dyplomatyczne. Na kilkunastu stronach opisuje on m.in. przebieg rozmów Stalina z premierem Stanisławem Mikołajczykiem. Ale – pomimo iż interesujący – opis ten z tematem książki ma dość niewielki związek. Przy tej okazji Sokołow, popełnia też poważny błąd faktograficzny twierdząc, że Mikołajczyk dołączył do PKWN już w czerwcu 1944 r. Błędów w części „polskiej” jest więcej. Pojawia się tam chociażby Korpus „Warszawa”, którego dowódca, gen. bryg. Antonii Chruściel („Monter”), miał prosić Rokossowskiego o pomoc. W rzeczywistości Chruściel dowodził Warszawskim Korpusem AK, sformowanym zresztą dopiero 20 września 1944 r. Sokołow pisze też, że siłami tłumiącymi Powstanie Warszawskie dowodził Erich von dem Bach-Zalewski, skazany za popełnione zbrodnie na karę dożywotniego więzienia. W istocie objął on dowództwo 5 sierpnia 1944 r., drugi człon jego nazwiska brzmiał Zelewski, a co kluczowe nigdy nie odpowiedział on za zbrodnie, które podległe mu oddziały popełniły na ulicach walczącego miasta.
Najsłabszą częścią książki wydaje się ta opisująca powojenne dzieje Rokossowskiego. Nie brakuje tu błędów i wątpliwych uogólnień. Sokołow twierdzi chociażby, że po wojnie nie angażował się on w politykę. Nie wiadomo jak to rozumieć, bo wszak Rokossowski w 1949 r. został ministrem obrony Polski „ludowej” i członkiem ścisłego kierownictwa PZPR, a po powrocie do ZSRR – wiceministrem obrony tego kraju. To jednak nie wszystko. Przywołując wypowiedź prawnuczki marszałka (a więc osoby zainteresowanej utrzymywaniem dobrej pamięci o swoim przodku), Sokołow uniewinnia bohatera swojej biografii od krwawego stłumienia rozruchów w Poznaniu w 1956 roku. Takie zastosowanie źródeł przez autora musi jednak budzić sprzeciw. Ta część książki jest napisana bardzo pobieżnie, a autor nie dotarł do wystarczającej ilości źródeł. W bibliografii dominują co prawda publikacje w języku rosyjskim, ale pojawiają się tam również pojedyncze książki napisane po polsku, a na dodatek pomocą w kwerendach na terenie naszego kraju służył Sokołowowi polski historyk.
Nie mam wątpliwości, że książka Borisa Sokołowa została napisana z myślą o czytelniku rosyjskim. To dlatego tak wiele można przeczytać o wielkiej wojnie ojczyźnianej, a tak mało o powojennej służbie marszałka w Polsce. I choć warto po nią sięgnąć, to jednak znajdziemy w niej więcej błędów niż można się było spodziewać.