„Bój to jest nasz ostatni”. Zarys historii intelektualnej komunizmu: upadek
Zobacz też: „Bój to jest nasz ostatni”. Zarys historii intelektualnej komunizmu: dojrzałość
1945–1956. Ostateczny upadek autorytetu ZSRR
Euforia stopniowo gasła. Jednym z momentów przełomowych był zamach komunistyczny w Czechosłowacji w lutym 1948.
Fakt, że praktycznie cała Europa Środkowo-Wschodnia znalazła się pod supremacją ZSRR pozostawał na Zachodzie Europy przemilczany. Los państw takich jak Polska, Węgry czy Bułgaria nie był tematem zbyt żywego zainteresowania. Było to moralnie kłopotliwe szczególnie, że ofiarami represji komunistycznych byli nie tylko jednoznaczni reakcjoniści i antykomuniści (to można było jak najbardziej zrozumieć), ale również socjaliści. W Polsce niepodległościowa Polska Partia Socjalistyczna ulegała stopniowym czystkom, a niektórzy jej zasłużeni działacze (jak Kazimierz Pużak) byli bezlitośnie tępieni. W Bułgarii latem 1947 roku skazany na śmierć został Nikoła Petkow, działacz o jednoznacznie lewicowych sympatiach, co do którego ortodoksji nie można było mieć żadnych wątpliwości. Prawdziwa kulminacja przyszła jednak po wyrzuceniu Jugosławii z Kominformu w czerwcu 1948 roku i rozpoczętej sowietyzacji państw podległych ZSRR. Kulminacją były procesy, m.in. Laszlo Rajka z września 1949 roku, w których skazywani na śmierć byli najbardziej ortodoksyjni z komunistów.
Informacje o okrutnych praktykach ZSRR w krajach takich jak Bułgaria czy Polska były powszechnie znane. Pod koniec lat 40. nie były one już żadną tajemnicą i każdy kto chciał, mógł tego typu informacje zdobyć. Reżimy komunistyczne nie miały mandatu demokratycznego i były zmuszone do stosowania szeroko zakrojonych aktów represji. Jedynym wyjątkiem była Czechosłowacja. W kraju tym aż do 1948 roku komuniści nie przejęli pełni władzy i – co najważniejsze – posiadali tam znaczące poparcie społeczne. Jak wspominał później wybitny czeski pisarz Milan Kundera: komunistów popierała połowa społeczeństwa, i to jeszcze ta bardziej „aktywniejsza, rozumniejsza, lepsza”. W Czechosłowacji komuniści mieli realne wsparcie społeczeństwa, co odbijało się w wynikach demokratycznych, niesfałszowanych wyborów w maju 1946 roku – komuniści je wygrali i to dużą większością głosów, za małą jednak aby stworzyć samodzielny gabinet. Kazus Czechosłowacji dawał więc promyk nadziei: może to właśnie tam ziści się marzenie o w pełni demokratycznym, komunistycznym rządzie?
Przeczytaj również:
- Jak dżinsy pokonały komunizm?
- „Przestało bić serce wodza ludzkości...” – polska żałoba po śmierci Stalina
Luty 1948 brutalnie zniszczył te nadzieje. Zawaliła się ostatnia nadzieja na „demokratyczny komunizm”. Razem z tym coraz bardziej nasilały się represje w innych „demoludach”, powracała też tradycja procesów pokazowych. Terror ponownie się nasilił i zmuszał do prawdziwej ekwilibrystyki intelektualnej ze strony lewicowych intelektualistów. Wbrew pozorom, to nasilenie terroru było też w pewnym sensie pociągające. To właśnie w tym okresie wiara w komunizm wielu polskich intelektualistów sięgnęła zenitu. Niech za wystarczający przykład posłuży postać Antoniego Słonimskiego – przedwojennego archetypicznego wręcz sceptyka, liberała i kosmopolity, który nie uznawał żadnych świętości i trzymał się na dystans od wszelkich wielkich idei. W 1951 roku był zdeklarowanym stalinistą i we wściekłym liście atakował Czesława Miłosza, który uciekł właśnie na Zachód. Jeśli „bakcyl komunizmu” uderzył nawet w Słonimskiego, oznaczało to, że nikt nie może czuć się od niego bezpieczny. Przed 1951 rokiem Miłosz był oczywiście także komunistą.
Po śmierci Stalina w 1953 roku wiele łez wylanych przez poetów czy intelektualistów było jak najbardziej szczerych. Smutek i poczucie rozpaczy w bardzo dużej mierze nie były udawane. Na zachodzie Europy odnowiona po 1945 roku wiara w komunizm nieco przygasła i kolejni intelektualiści odwracali się od ZSRR – ale ciężko było cały czas powiedzieć o jakimś totalnym, ostatecznym rozłamie. Ten przyszedł w 1956 roku.
Na początku był referat Chruszczowa z 25 lutego. Dla wielu członków partii komunistycznej był on prawdziwym szokiem, albowiem potwierdzał pogłoski, rozsiewane przedtem przez „reakcyjnych wrogów”. Pozostała wiara w to, że pod przewodnictwem Chruszczowa ZSRR zdoła dokonać wewnętrznej reformy. Ale ta przetrwała ledwie 8 miesięcy. 4 listopada o świcie radzieckie czołgi wkroczyły do węgierskiego Budapesztu i krwawo stłumiły tamtejsze manifestacje na rzecz reformy socjalizmu. Węgrzy nie chcieli komunizmu absolutnie obalać – pragnęli jedynie jego głębokiej reformy w kierunku demokracji, poszanowania praw człowieka i większej sensowności gospodarczej. Ale dla takich szczytnych haseł radzieckie czołgi nie miały serca. Ponad dwa tysiące Węgrów zostało zabitych. Scenariusz z 1871 roku uległ paradoksalnemu odwróceniu, a Związek Radziecki został skompromitowany doszczętnie. Zauważmy jednak, że do tak zdecydowanego odcięcia się od ZSRR europejska lewica potrzebowała aż 39 lat. A przecież jeszcze przez długie lata spekulowano o tym, że Blok Wschodni może pokonać USA i jej sojuszników – uznani ekonomiści pisali o tym jeszcze w... 1989 roku. Ale były to już tylko spekulacje ekspertów. Rząd duszy został bezpowrotnie stracony w 1956 roku.
1956–1968. Marksizm rewizjonistyczny i Nowa Lewica
Nie oznaczało to jednak wcale całkowitego odrzucenia komunizmu. Po 1956 roku zaczęto patrzeć na inne miejsca na świecie: Chiny (które wprowadzały „Wielki Skok” a później „Rewolucję Kulturalną”), Jugosławię, nowopowstałą socjalistyczną Kubę czy państwa Trzeciego Świata. Szczególnie te ostatnie oraz Chiny przykuwały uwagę europejskiej lewicy. Po porażce modelu radzieckiego zaczęto rozglądać się za opcjami alternatywnymi, za ideą komunizmu, która byłaby nieskażona szarością i opresyjnością ZSRR.
Chiny Mao Zedonga były ostatnim krzykiem mody: będące w konflikcie z nielubianym teraz ZSRR, odległe, egzotyczne i pełne świeżości oraz rewolucyjnego zapału. Bardzo szybko mała, czerwona książeczka miała stać się obowiązkiem postępowego studenta, a na renomowanych paryskich uczelniach młodzi maoiści planowali podpalenie instytutowych bibliotek, aby znieść barykady z drogi postępu.
Dekolonizacja i wyzwolenie nowych, afrykańskich państw z objęć imperializmu stanowiły następny łakomy kąsek. Afryka była stosunkowo daleko i nie było najmniejszych wątpliwości, kto w tej walce jest stroną słabszą a kto mocniejszą. Jean-Paul Sartre w głośnej wypowiedzi orzekł, że „zastrzelić Europejczyka to tak jak zabić dwa ptaki jednym kamieniem, zniszczyć prześladowcę i jednocześnie osobę prześladowaną; pozostają człowiek martwy i człowiek żywy; ten który przeżył po raz pierwszy czuje pod swoimi stopami ziemię ojczystą”. Zamordowanie Europejczyka miało być czynem chwalebnym moralnie. Sartre był radykalny w swoich przekonaniach, ale cały czas mieścił się w ogólnym nurcie europejskiej lewicy.
Polecamy także:
- Dlaczego w Chinach przetrwał komunizm? Czyli o walce ChRL z... polską chorobą
- „Proletariusze wszystkich krajów...”. Krótki przewodnik po wybranych 'zaprzyjaźnionych' z PZPR partiach komunistycznych Europy i świata
Ta moda na reformistyczny, nieortodoksyjny marksizm (w tym przez odkrywanie dzieł młodego Marksa) skończyła się w 1968 roku. To w tym roku symbolicznie umarł marksizm i idea komunizmu, którą niósł – oczywiście nie całkowicie, wszak wpływowi marksiści żyją i dziś, ale komunizm przestał być widmem krążącym nad Europą. Wraz ze studenckimi rozruchami 1968 roku znikł rewolucyjny zapał. Pojawił się rosnący indywidualizm, konsumpcjonizm i wiara w deregulację oraz własność prywatną.
W 1968 roku skończył się komunizm w Polsce. Jeszcze przez lata 60. klimat intelektualny nad Wisłą był bardzo mocno lewicowy – i to nie tylko dlatego, że władza do tego zmuszała, ale z powodu szczerej wiary szeregu polskich studentów, aktywistów i intelektualistów w możliwość reformowania socjalizmu. Do ZSRR podchodzono z dystansem i sceptycyzmem, ale dochodziły do Polaków echa marksistowskiej gorączki w Europie Zachodniej. Wszystko skończyło się w marcu 1968 roku, kiedy z Polski wyemigrowali ostatni prawdziwi, ideowi komuniści – najczęściej pochodzenia żydowskiego. Przerażająca fala antysemityzmu zniszczyła ostatnią nadzieję w reformowanie systemu. Od tego czasu „komunizm” istniał już tylko jako zmurszały aparat władzy, a jego jedyną legitymizacją była naga przemoc (i ewentualne bodźce konsumpcyjne). W latach 1944–1968 marksizm dominował w polskiej przestrzeni publicznej nie tylko dlatego, że był odgórnie zadekretowany a intelektualiści bali się represji/chcieli wkraść się w łaski władz (to był tylko jeden z argumentów), ale też powodu absolutnie szczerej wiary w idee komunizmu. Po 1968 roku marksizm miał odejść do lamusa, a ostatnim krzykiem mody stał się liberalizm.
Pogrzeb marksizmu odbył się 20 sierpnia 1968. Tutaj znowu nikt nie chciał obalać systemu, a jedynie go reformować. Ale interwencja wojsk radzieckich dała do zrozumienia, że lepiej zapomnieć o tego typu mrzonkach. Czechosłowacy dostawali potężne ciosy z zadziwiającą regularnością: w 1938 roku w Monachium, w 1948 przez przewrót komunistyczny i w 1968 roku przez nieudaną Praską Wiosnę. Tego było zbyt wiele, nie tylko dla Czechów i Słowaków, ale też dla reszty europejskiej lewicy.
1968–1991. Agonia. Smutny, szary epilog.
ZSRR oraz państwa demokracji ludowej przypominały w tym okresie swego rodzaju dziwolągi zakotwiczone w zupełnie innej erze. Kiedy Zachód wchodził w epokę ponowoczesności i szaleństwa wolności, blok wschodni uparcie trwał przy starych, nowoczesnych schematach i kontroli społeczeństwa. Nie miało to nic wspólnego z marksizmem i komunizmem. Był to pragmatyczny autokratyzm, niekiedy wojskowy (jak w przypadku gen. Wojciecha Jaruzelskiego), utrzymywany sztucznie przy życiu. Od 1973 roku zaczęły pojawiać się dotkliwe problemy ekonomiczne. Przywódcy ZSRR byli coraz starsi i symbolizowali stopniową dekadencję radzieckiego imperium.
Trzy różne pokolenia komunistów różnie radziły sobie z ideową pustką po 1968 roku. Dla niektórych, szczególnie dla ortodoksyjnych komunistów starej daty, był to koniec wszystkiego. Jakub Berman pozostał komunistą do samego końca, ale reszta życia minęła mu bezbarwnie i nawet nie próbował się politycznie angażować. Dla tych „średniej daty”, urodzonych w dwudziestoleciu międzywojennym, marksizm stanowił pewną bazę na podstawie której wyewoluowali. Odrzucili marksizm jako spójną filozofię, ale starali się pogodzić pewnego jego pryncypia, które mieli zaszczepione głęboko w duszy ze zmieniającym się światem i ideą liberalizmu. Tą drogą poszedł na przykład Zygmunt Bauman (rocznik 1925). I w końcu ci młodzi, urodzeni już po wojnie, odrzucili ideę komunizmu zdecydowanie i bezpowrotnie, albowiem byli zbyt młodzi aby związać się z nią na stałe. Oni poszli drogą liberalizmu, jak na przykład Adam Michnik (rocznik 1946).
Upadek ZSRR w 1991 roku był szokiem na który nie był przygotowany nikt. Ani jeden pojedynczy sowietolog nie przewidział upadku komunistycznego imperium, chociaż była to najbardziej wspomagana gałąź amerykańskiej nauki. Jeszcze w latach 70. i 80. mówiono o ZSRR jako o stosunkowo stabilnym reżimie, który zachowuje się racjonalnie i wcale nie musi być skazany na zagładę. Oczywiście nikt wtedy nawet nie myślał poważnie o komunizmie. Zapanowała wiara w wolny rynek a jej wyznawcy mieli się okazać nie mniej dogmatyczni niż dawni komuniści. Historia zatoczyła koło.
Marksizm nie jest całkiem martwy. Po kryzysie 2007 roku zachwiana została wiara w wolny rynek i coraz więcej osób kwestionuje jego samowystarczalność. Nawet wpływowi biznesmeni i milionerzy zaczynają apelować o silniejsze i bardziej skuteczne regulacje państwowe i przystają na wyższe i bardziej progresywne podatki. Słuszność tych rozwiązań jest tematem sporów i cały czas jest kwestionowana.
Ale coś się zmieniło bezpowrotnie. Nikt już nie wierzy w komunizm jako zwieńczenie dziejów. Nikt już nie wierzy, że będzie istniało w ogóle jakiekolwiek „zwieńczenie dziejów”, a coraz więcej osób kwestionuje samo słowo „postęp”. Wydaje się, że historia wcale nie idzie naprzód, wcale nie ma wytyczonego kierunku, a przypomina raczej wiecznie rozgałęziającą się sieć, która za każdym zakrętem przynosi jaką nową, niezaplanowaną niespodziankę. Jak zauważył Zygmunt Bauman, kiedyś można było powiedzieć „Naprzód!” i wszyscy rozumieli w którym kierunku trzeba iść. Teraz kierunków jest cała masa i nie mamy pojęcia czy jeden jest lepszy od drugiego. Wszystko jest rozmazane i niepewne.
Sympatycy komunizmu, których postrzeganie świata próbowałem przybliżyć, patrzyli na świat w zupełnie inny sposób niż my, ludzie XXI wieku. Z tego powodu ich pasje, naiwność i niekiedy zwyczajna dwulicowość mogą się nam wydawać odległe i niezrozumiałe. Ktoś kto walczył o utopię „gdzie wszyscy mają wszystkiego po tyle samo” mógł być albo skończonym głupkiem, albo szaleńcem i zbrodniarzem. Rolą historyka nie jest tutaj więc rozgrzeszanie, a raczej budowanie mostów między dwoma odległymi światami i umożliwienie zrozumienia pozornie irracjonalnych z naszego punktu widzenia decyzji.
Z drugiej strony, ta przeszłość nie jest wcale tak odległa. Kiedy słyszymy dzisiejszych apologetów wolnego rynku, którzy uważają, że w imię „postępu” i wyższej idei można przymknąć oczy na tymczasowe ludzkie cierpienia – muszą się nam przypomnieć stalinowskie odezwy lat 30. Kiedy na zaburzenia i kryzysy spowodowane nadmierną deregulacją i prywatyzacją odpowiada się twierdzeniem, że tej deregulacji jest pewnie po prostu za mało, przed oczyma stoją wielkie projekty kolektywizacji i „przejściowe problemy” spowodowane zbyt mało zdecydowanym wprowadzaniem reformy.
Sympatycy komunizmu byli bardzo często wybitnymi umysłami i mieli bardzo poważne powody aby z komunizmem sympatyzować. Tak samo jest z liberałami i konserwatystami. Wydaje mi się, że główną lekcją z historii nowoczesności jest lekcja pokory. Wszyscy jesteśmy „dziećmi swoich czasów” i kształtowani jesteśmy przez otaczające nas warunki i prądy myślowe. Dlatego też potrzebujemy szacunku i pokory wobec decyzji innych ludzi, nawet z naszego punktu widzenia trudnych do zrozumienia. Komuniści nie powinni być obiektem brutalnych ataków, a raczej obiektem do wnikliwego i empatycznego studiowania. Zbrodnie komunizmu nie mogą być usprawiedliwiane. Ale trzeba na nie patrzeć z pokorą i z chłodnym okiem. Nikt z nas nie ma pewności jak by postąpił w tamtej sytuacji.
Fakt, że słowo „komunizm” sprowadza się dla większości młodych ludzi tylko i wyłącznie do stanu wojennego i tzw. „żołnierzy wyklętych” jest moim zdaniem wielką porażką polskiego systemu edukacyjnego.
Bibliografia:
- Bauman Zygmunt, Ponowoczesność jako źródło cierpień, Sic!, Warszawa 2000.
- Hobsbawm Eric, Jak zmienić świat. Marks i marksizm 1840-2011, Krytyka Polityczna, Warszawa 2013.
- Hobsbawm Eric, Wiek Rewolucji 1789-1848, Krytyka Polityczna, Warszawa 2013.
- Judt Tony, Historia niedokończona. Francuscy intelektualiści 1944–1956, Krytyka Polityczna, Warszawa 2012.
- Judt Tony, Pensjonat pamięci, Czarne, Wołowiec 2012.
- Leszczyński Adam, Skok w nowoczesność. Polityka wzrostu w krajach peryferyjnych 1943-1980, Krytyka Polityczna, Warszawa 2013.
- Shore Marci, Kawior i popiół. Życie i śmierć pokolenia oczarowanych i rozczarowanych marksizmem, Świat Książki, Warszawa 2008.
- Shore Marci, Nowoczesność jako źródło cierpień, Krytyka Polityczna, Warszawa 2012.
- Torańska Teresa, Oni, Omnipress, Warszawa 1990.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz