Zygmunt Stary i Bona Sforza: małżeństwo w cieniu wielkiej polityki
W zbiorach Archiwum Archidiecezji Łódzkiej znajduje się niezwykle piękny ornat. Czerwono-złoty, wykonany z drogocennego złotogłowia, przyozdobiony snującymi się motywami roślin granatu symbolizującego życie wieczne, zawiera na swoim tyle pewne przedstawienie heraldyczne. W tarczy hiszpańskiej dzielonej w krzyż na cztery pola, wyraźnie widoczne są charakterystyczne mobilia herbowe. Na polu górnym po stronie prawej orzeł przepasany literą S – symbol Królestwa Polskiego i króla Zygmunta Starego – po lewej zaś czarne orły na złotym tle i węże trzymające w paszczy Saracena – herb Księstwa Mediolanu i rodu Sforzów. Na dole po prawej stronie ukoronowane gryfy i pola dzielone w złoto-czerwone pasy – herb aragońskiego rodu Trastámara – po lewej zaś litewska Pogoń z krzyżem lotaryńskim na tarczy – herb Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Fundacja tego wspaniałego ornatu przypisywana jest królowej Bonie, która przywieźć miała do Polski szatę liturgiczną w ramach wyprawy ślubnej. Sam herb wyhaftowany miał być później – w latach 30. XVI wieku. Niezależnie od tego kiedy go wykonano, zawiera on przesłanie, które silnie wpłynęło na losy domu Jagiellonów w pierwszej połowie XVI wieku.
W tej złożonej narracji heraldycznej znalazła się pełnia oczekiwań i nadziei. Sny o potędze mieszały się z historycznym dziedzictwem, włoski temperament i pompatyczność z jagiellońską prostotą i spokojem. Ten zdobny herb, niczym lustrzane odbicie, prezentował wszystko to co zapisze się na kartach historii Polski u progu nowej epoki. Przede wszystkim widać w nim dynastyczne ambicje, sięgające daleko poza polsko-litewskie opłotki.
Śmierć królowej
Być może historia potoczyłaby się inaczej, gdyby 2 października 1515 roku w Krakowie nie zmarła Barbara Zapolya – pierwsza żona Zygmunta Starego. Opisywana jako skromna i pobożna, była pozytywnie oceniana przez najbliższe otoczenie monarchy. Wzorowo wypełniała polski ideał monarchini: wycofanej, nieingerującej w bieżącą politykę, zdystansowanej i pokornej. Barbary nie ośmielał z pewnością młody wiek. Kiedy wstępowała na tron miała ledwie 17 lat, jej mąż zaś 45. Pomimo tej różnicy od razu przypadli sobie do gustu. Z czysto politycznych – jak to wśród monarchów – powodów zawarcia małżeństwa wyrosło wielkie uczucie pokrewnych dusz. Dobrotliwy, nieco ospały i delikatny Zygmunt, miał przy swoim boku równie spokojną żonę.
Uwielbienie na królowej udzielało się zresztą innym. Marcin Bielski pisał: „dla wielkiej jej pobożności, ku królowi wiary i powolności, a ku wszystkim ludziom niewymownej dobroci i ludzkości, ku ubogim szczodrobliwości, i dla innych wszelakich cnót, musieli ją wszyscy miłować”. Jakaż wręcz rozpacz runęła na Koronę kiedy w konwulsjach i bólach królowa schodziła z tego świata. Stało się to zaledwie kilka miesięcy po urodzeniu drugiej córki Anny. Historycy podejrzewają dziś, że przyczyną zaskakującego zgonu mogło być zakażenie w czasie porodu lub nieusunięte do końca łożysko.
Barbara – umierając w aurze świętości – odchodziła leżąc na rękach poety i osobistego sekretarza Andrzej Krzyckiego. Tuż obok jej łoża czuwać miał też zrozpaczony Zygmunt Stary, który jeszcze przez kilka kolejnych miesięcy z trudem radził sobie ze zgonem małżonki. Tym tłumaczono zwlekanie z podjęciem decyzji o kolejnym małżeństwie. Tymczasem matrymonialna machina ruszyła na dobre. Zygmunt Stary – pomimo zaawansowanego wieku – był doskonałym kandydatem na męża. Władca dwóch potężnych monarchii, prowadzący aktywną politykę zagraniczną i rywalizujący o wpływy w Europie Środkowej, był niezwykle ważną figurą na europejskiej szachownicy.
Ślub z Zapolyą też nie wyrósł przecież na romantycznej glebie. Jego podłożem była czysta polityczna kalkulacja, za którą szła chęć budowania silnej pozycji rodu Jagiellonów w tej części Europy. Choć na Węgrzech i w Czechach panował brat Zygmunta Władysław, w walce z Habsburgami o Węgry król dążył do zawiązania ściślejszych relacji z tamtejsza antyhabsburską opozycją. Ślub z Zapolyą miał być gwarancją ochrony Węgier przed ekspansją władców Austrii, próbą stworzenia przeciwwagi i skupienia przeciwników Habsburgów wokół polskiego króla.
Zygmunt Stary i Bona Sforza: w okowach polityki
Po 1515 roku sytuacja geopolityczna zaczęła się jednak radykalnie zmieniać. Z punktu widzenia polskich interesów trwały sojusz z Węgrami stawał się coraz bardziej kłopotliwy, zwłaszcza wobec porozumienia cesarza Maksymiliana z Wasylem III – wielkim księciem moskiewskim. Polska i Litwa wzięte zostały w geopolityczne kleszcze. Od wschodu zagrażał im ambitny Wasyl wiedziony ideą zbierania ziem dawnej Rusi Kijowskiej, od południa Habsburgowie walczący o dominację w Europie Środkowo-Wschodniej, od północy zaś Państwo Krzyżackie, które choć wydawało się już efemerydą dążącą ku upadkowi, wraz z objęciem krzesła wielkiego mistrza przez Albrechta Hohenzollerna, zaczęło ponownie walczyć o niezależność.
Siostrzeniec Zygmunta Starego – syn Fryderyka Hohenzollerna i Zofii Jagiellonki, córki Kazimierza Jagiellończyka – nie zamierzał być pokornym lennikiem swojego wuja. Doskonale wiedział, że wyniesienie na godność mistrzowską zawdzięczał Maksymilianowi I, któremu towarzyszył w czasie wyprawy wojennej na Wenecję w 1509 roku. Mógł więc liczyć na przychylność cesarza i wsparcie w rewizjonistycznych planach jakie powstawały w jego głowie. Chodziło zaś w nich nie tyle o odbudowę potęgi Zakonu, co raczej stworzenie nad Bałtykiem silnego państwa o częściowo lub całkowicie świeckim charakterze. Drogą do tego celu było zrzucenie zależności lennej usankcjonowanej w 1466 roku pokojem toruńskim, a następnie podbój Prus Królewskich, które z bogatymi portami w Gdańsku i Toruniu były genialnym zapleczem gospodarczym zapewniającym stały dopływ gotówki. Oczywiście nie chodziło tu jedynie o wizje młodego wielkiego mistrza, ale także o interesy dworu brandenburskiego, który patrząc zachłannie na Pomorze Zachodnie oraz niepokojąc się o Nową Marchię, w Państwie Krzyżackim upatrywał cennego sojusznika w czasie ewentualnego sporu z Królestwem Polskim.
Artykuł inspirowany nowym „Pomocnikiem Historycznym POLITYKI” pt. „Biografie. Jagiellonowie. Fundatorzy Rzeczpospolitej”. Dowiedz się więcej!:
O ile samo istnienie silnego Państwa Krzyżackiego było z punktu widzenia Habsburgów całkowicie obojętne (a wzmocnienie Hohenzollernów w dłużej perspektywie dość niekorzystne), to już ferment na północnej granicy Królestwa Polskiego na początku XVI wieku był im jak najbardziej na rękę. W tym kontekście odrzucić należy dominujące w polskiej historiografii postrzeganie stosunków habsbursko-krzyżackich z perspektywy rzekomej solidarności niemieckiej. Polska zajęta gaszeniem pożarów na północy siłą rzeczy w sprawie Czech i Węgier musiała być bardziej koncyliacyjna. Habsburgom nie zależało zatem na bezpośrednim konflikcie z Koroną, skoro sprawę polską można było rozgrywać obcymi rękoma i w każdej nadarzającej się chwili móc dokonać zasadnej wolty. Zarówno Krzyżacy jak i Wielkie Księstwo Moskiewskie doskonale się do tej gry nadawali.
W lutym 1514 roku Maksymilian zawarł z Wasylem III sojusz zaczepno-obronny. W ramach jego działań na kolejny rok planowano wielką wyprawę zbrojną przeciwko Polsce i Litwie. Przyjaznym okiem na to porozumienie spoglądał także Albrecht Hohenzollern, a w rosnącej w siłę armii Wasyla coraz więcej było zaciężnych z Prus i Inflant.
Wojna
Na efekty porozumienia nie trzeba było długo czekać. Wiosną pierwsze oddziały moskiewskie na czele z księciem Michałem Glińskim zaczęły oblegać Smoleńsk. W czerwcu, dzięki cesarskim subsydiom, potężna, prawie 42 tys. armia Wasyla III ruszyła w stronę Smoleńska wspomóc oblegających. Wielki książę dotarł tam w okolicach 15 lipca. Twierdza nie opierała się długo i po dwóch tygodniach oblężenia upadła. W tym samym czasie do Krakowa doszły niepokojące informacje z Węgier: tamtejsi chłopi, szykowani na wielką krucjatę przeciw Turcji, wobec jej odwołania wystąpili przeciwko szlachcie.
Zygmunt Stary znalazł się w niezwykle trudnej sytuacji. W 1512 roku wsparcia w wojnie z Moskwą odmówił mu Albrecht, a w 1514 roku przed jego oczyma stanęło widmo walki na dwa, a może i trzy fronty. Sukcesy Moskwy mogły wszak zachęcić do uderzenia Habsburgów, a po nich Krzyżaków. Wobec buntu chłopskiego na Węgrzech nie mógł zaś liczyć na wsparcie nawet najbardziej propolskiego stronnictwa w Budzie. Na dodatek z Rzymu dochodziły wieści, że papież Leon X bardziej skłonny jest do wspierania Zakonu i Habsburgów, niż polskiego króla.
Trudno zresztą jednoznacznie krytykować takie stanowisko Stolicy Apostolskiej. Idee fix świeżo wybranego biskupa Rzymu (elekcja nastąpiła w marcu 1513 roku) była wielka krucjata antyturecka. Dużo lepszy partnerem do realizacji tego projektu był Habsburg niż egzotyczne dla świata postromańskiego Królestwo Polskie. Dodatkowo nieufność do Polaków mógł budzić ich taktyczny sojusz z Chanatem Krymskim skierowany przeciw Moskwie oraz nazbyt ugodowe podejście do Turcji. Maksymilian był też Rzymowi bliższy ze względu na wewnętrzne włoskie sprawy. Jeszcze od czasów pontyfikatu Juliusza II, papiestwo pozostawało w sojuszu polityczno-wojskowym z Habsburgami, ciesząc się z opieki cesarza i wspierając go swoim autorytetem. W takiej sytuacji obawa o przychylność Stolicy Apostolskiej w sprawie polskiej była w pełni uzasadniona.
Beznadziejną, jak mogło się wydawać, sytuację Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Moskiewskiego zmieniło jedno wydarzenie. 8 września nad Dnieprem w okolicach Orszy rozegrała się jedna z największych bitew w historii polskiego oręża. Dzięki sprawnemu dowodzeniu i perfekcyjnemu wykorzystaniu warunków geograficznych blisko 30 tys. armia polsko-litewska, na której czele stanął książę Konstanty Ostrogski, w pył rozbiła ponad 80 tys. armię Moskwinów. Sława zwycięstwa pod Orszą bardzo szybko rozniosła się po Europie. Wiadomość o niej trafiła także na dwór cesarski, gdzie przyjęto ją z należną powagą. Polakom i Litwinom nie udało się co prawda odzyskać Smoleńska, ale tryumfem orszańskim imperium Jagiellonów udowodniło swoją siłę. Wielkie Księstwo Moskiewskie przestało być dla Maksymiliana sojusznikiem godnym zaufania. W grę przestała tym samym wchodzić jakakolwiek inwazja ze strony Habsburgów. Cesarz zaczął szukać porozumienia z polskim królem.
Traktat
Zygmunt Stary podjął rozmowy, które ostatecznie w 1515 roku doprowadziły do podpisania traktatów wiedeńskich regulujących kwestie dynastyczne w Europie Środkowo-Wschodniej. Zgodnie z postanowieniami dzieci Władysława Jagiellończyka, króla Czech i Węgier, Anna i Ludwik, poślubić miały Ferdynanda Habsburga i Marię Habsburg – wnuki Maksymiliana. Jagiellonowie zyskać zaś mieli gwarancję, że cesarz nie będzie wspierał Moskwy i Krzyżaków w konflikcie z Polakami. Habsburgom układ otwierał drogę do zdobycia tronów w Pradze i Budzie, Zygmuntowi zaś możliwość spokojniejszego uregulowania spraw na północy i wschodzie.
Co prawda zwycięstwo pod Orszą udowadniało, że Korona i Litwa dysponują dużą siłą militarną, ale dalsza część kampanii ujawniła jej słabości. Zmęczenie wojska, niskie morale, kłopoty z finansowaniem – to wszystko pokazywało, że pomimo wielkiego tryumfu w relacjach międzypaństwowych trzeba postawić na dyplomację. Orsza uchroniła zatem Polskę i Litwę przed sojuszem państw ościennych (ten odrodzi się dopiero ponad 300 lat później doprowadzając do rozbiorów), ale nie pozwalała poczuć się na tyle pewnie by rozmów z Maksymilianem nie podejmować.
Artykuł inspirowany nowym „Pomocnikiem Historycznym POLITYKI” pt. „Biografie. Jagiellonowie. Fundatorzy Rzeczpospolitej”. Dowiedz się więcej!:
Śmierć Barbary Zapolyi była więc okrutnie symboliczna, dyplomacji dając nowy asumpt do działania. Jeszcze kiedy w Wiedniu przebywała polska delegacja na czele z biskupem kujawskim Maciejem Drzewieckim na czele, Maksymilian postanowił zaangażować się w poszukiwanie nowej małżonki dla polskiego króla. Nie robił tego oczywiście z wrodzonej wrażliwości, ale czystego wyrachowania i z wytrawnością politycznego gracza.
Monarsze matrymonium, choć mogło przerodzić się w romantyczne uczucie, było przede wszystkim posunięciem czysto politycznym. Nie można się zatem dziwić, że w obliczu porozumienia cesarz chciał iść za ciosem jeszcze silniej wiążąc ze sobą dopiero co skonfliktowane dwory. W dalszej perspektywie dobrze zaaranżowane małżeństwo dawało szanse wpływu na sytuację polityczną w „spowinowaconym” w ten sposób państwie. To głównie dzięki sprawnie prowadzonej polityce korzystnych małżeństw na przełomie XV i XVI wieku Habsburgowie zaczęli panować w większej części Europy przejmując we władanie Hiszpanię, Niderlandy i część krajów włoskich. Z ambitnego rodu władającego prowincjonalną Austrią – samozwańczo nazywaną arcyksięstwem – wyrośli na dynastię kluczową dla europejskiej układanki.
Królewskie swatania
Polityczne marzenia Maksymiliana były nieograniczone. Jak zwykł ponoć mawiać, gdy Europa zajęta była wojnami, on wolał żenić otwierając szansę na osadzanie swoich potomków na kolejnych tronach. Oczywiście zdanie „wojuj Europo, a ty Austrio żeń się” było zgrabnym bon motem nie oddającym w pełni stylu polityki prowadzonej przez Habsburgów. W rzeczywistości alkowa nie była jedynym jej narzędziem, bo przecież równie chętnie sięgano po siłę miecza i bezwzględność ognia. Ród nie stał z boku wielkich konfliktów przełomu XV i XVI wieku, ale był w ich centrum. Nie zmienia to oczywiście faktu, że mariaże były najmniej wymagającą pod wieloma względami metodą ekspansji. Nie angażowały zasobów finansowych i nie narażały na pełną konsekwencji klęskę. Z drugiej jednak strony wymagały żmudnej dyplomacji i doskonałego zmysłu strategicznego. Okupione były też sporym ryzykiem, że planowane małżeństwo nie spełni pokładanym w nim nadziei, lub odwróci się przeciwko Habsburgom.
Z pewnością te wątpliwości miał w głowie Maksymilian I włączając się w poszukiwanie nowej żony dla Zygmunta I. Ten nie był zresztą skory do szybkich zaślubin. Najbliżsi współpracownicy polskiego króla zrzucali wszystko na jego rzekomo wrodzoną opieszałość i powolność w podejmowaniu kluczowych decyzji. Za ich świadectwami podążyła też historiografia przypisując Jagiellonowi paskudną cechę „dojutrkowości”, którą odziedziczyć miał po nim jego późniejszy syn Zygmunt August. Trudno rzecz jasna ocenić na ile faktycznie była to osobowość, a na ile zwyczajna ostrożność, niechęć do podejmowania zbyt pochopnych decyzji, rozwaga, a może wreszcie – zwłaszcza w przypadku małżeństwa po zgonie Zaployi – zwyczajne emocje chwili. Ci sami świadkowie, którzy dziwili się królewskiemu zdystansowaniu do sprawy mariażu, pisali przecież wcześniej o wielkim przywiązaniu łączącym króla z Barbarą. Czy mogło ono zniknąć nagle, czy może rozpacz paraliżowała decyzje, zwłaszcza dotyczące tak delikatnej sfery jaką było wspólne pożycie?
Oczywiście wizja małżeństwa w tamtej epoce daleko rozmijała się ze współczesnym jej wyobrażeniem. Było ono przede wszystkim dobrym interesem, kwestie uczucia spychając na dalsze miejsca. W przypadku małżeństw monarszych było w polityce międzynarodowej aktem dyplomatycznym, a w polityce wewnętrznej gwarantem następstwa tronu, a więc ciągłości dynastii, a co za tym idzie, stabilizacji i poczucia trwałości państwa. Jak pokazuje zresztą nowy „Pomocnik Historyczny POLITYKI” zatytułowany „Jagiellonowie. Fundatorzy Rzeczpospolitej”, sprawy dynastii jagiellońskiej były ściśle powiązane z losami Korony Polskiej.
Uczucie mogło się więc pojawić, ale nie było przecież najistotniejsze. Może więc dlatego tak bardzo dziwiono się, że Zygmunt na kwestię przyszłego małżeństwa reagował bez entuzjazmu, jaki – zdaniem jego otoczenia – powinien temu towarzyszyć. Ich głowy rozpalone były przecież rozmyślaniem nad tym z kim powiązać starego władcę, jaki kierunek wybrać, z jakim europejskim mocarstwem związać się dla lepszej przyszłości ojczyzny, a wreszcie jak wykorzystać tę zmianę dla własnych partykularnych interesów. Ta gorączka Zygmuntowi się nie udzielała.