Złota Kaplica w katedrze poznańskiej – pasja i przekleństwo hrabiego Edwarda Raczyńskiego (cz. 1)
Przeczytaj też drugą część artykułu.
Kaplica Królów Polskich, nazwana później Złotą, jest obecnie jednym z cenniejszych zabytków Poznania. Wprawdzie jej budowę rozpoczęto w pierwszej połowie XIX wieku, jednak historię powstania kaplicy należy zacząć od 1790 roku, który dla poznańskiej katedry nie był pomyślnym. Prace restauratorskie, przeprowadzone po wielkim pożarze w świątyni, który osłabił jej fundamenty, nie zdołały bowiem skutecznie zapobiec kolejnej katastrofie. Dokładnie 3 marca runęła południowa wieża kościoła, powodując spore zniszczenia również innych, wyjątkowych zabytków. To prawdopodobnie pod wieżą, wewnątrz katedry, znajdował się sarkofag Bolesława Chrobrego. Spod ruin udało się wydobyć szczątki pierwszego króla i, jak przypuszczano, jego ojca – Mieszka I. Od tego momentu konieczność budowy nowego nagrobka stała się oczywista, ale na jej realizację trzeba było trochę poczekać. Wymagająca dużych nakładów finansowych odbudowa katedry i zmiana sytuacji politycznej związana z rozbiorami Polski sprawiły, że do kwestii budowy królewskiego grobowca powrócono dopiero po ponad trzydziestu latach.
23 lutego 1828 roku w „Gazecie Wielkiego Xsięstwa Poznańskiego” ukazała się odezwa księdza Teofila Wolickiego, w której zwracając się do rodaków, ogłosił zbiórkę pieniędzy na pomnik Mieszka I i Bolesława Chrobrego. Teofil Wolicki – przyszły arcybiskup gnieźnieński i poznański, w istocie już wcześniej podnosił sprawę wystawienia nowego sarkofagu, stając się jej zawziętym orędownikiem. Na jego zlecenie niemiecki architekt Karl Friedrich Schinkel i rzeźbiarz Christian Rauch wykonali pierwsze projekty. Koncepcja grobowca z czasem rozrosła się, przybierając kształty narodowego monumentu. Znacznych rozmiarów posągi króla-kapłana i króla-rycerza miały stanąć przed głównym wejściem do katedry. Statuy zamierzano otoczyć półkolistą widownią, przypominającą grecki teatr, na której stopniach mogliby gromadzić się mieszkańcy Poznania. Grobowiec natomiast miał zostać umieszczony w jednej z kaplic katedry. Pomysł ten nie został jednak zrealizowany z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze jego koszt prawie trzykrotnie przekraczał sumę zebranych składek, po drugie w listopadzie 1829 roku zmarł inicjator budowy pomnika – Teofil Wolicki. Arcybiskup niezrealizowaną przez siebie misję powierzył w testamencie sejmowi Wielkiego Księstwa Poznańskiego, który następnie, zgodnie z jego wolą, przekazał zebrane składki członkom komitetu budowy pomnika. W składzie komitetu znalazł się między innymi hrabia Edward Raczyński. Los sprawił, że ostatecznie to właśnie na nim spoczęła cała odpowiedzialność za wykonanie tego zadania.
W poszukiwaniu „pomysłów i światła”
Marceli Motty w „Przechadzkach po mieście” – będących swego rodzaju XIX-wiecznym przewodnikiem po Poznaniu – napisał, że Edward Raczyński przystąpił do pracy „z właściwą sobie gorączkowością, którą okazywał we wszystkiem, co robił”. Rzeczywiście, wielkopolski arystokrata działał bardzo szybko, lecz nie bez należytego namysłu. Odrzucił projekty sporządzone za życia Teofila Wolickiego, które były zbyt kosztowne, a w dodatku nie spełniały jego oczekiwań. Nowy protektor musiał więc, jak sam to określił – „gdzie indziej szukać pomysłów i światła”. W ówczesnej architekturze dominował klasycyzm, który harmonijną kompozycją i bielą marmuru miał nawiązywać do antycznych budowli. W takim też stylu, według pierwotnego zamysłu, miał zostać wykonany pomnik Mieszka I i Bolesława Chrobrego, współgrający z klasycystyczną w tym czasie fasadą katedry.
Gdzie zatem Edward Raczyński mógł szukać nowych inspiracji? W połowie XIX wieku alternatywą dla klasycystycznej formy budownictwa, stał się dosyć rozległy nurt, określany później mianem historyzmu. Powstał on jako „efekt uboczny” nowego sposobu postrzegania przeszłości. Zaczęto dostrzegać wówczas to, że styl architektoniczny zmieniał się na przestrzeni dziejów i w zależności od epoki przybierał różne formy. Co więcej, zauważono również, że nie tylko konstrukcje antycznych Greków i Rzymian są godne naśladowania i mogą wzbudzać zachwyt. Szczególnym powodzeniem cieszyła się architektura średniowieczna – strzelisty gotyk, rycerskie zamki i kamienne twierdze przyciągały zainteresowanie ludzi doby romantyzmu. Najbardziej ekstrawaganckim przykładem tego stylu w XIX-wiecznej Europie wydaje się rezydencja Ludwika II Wittlesbacha w Bawarii. Malowniczy zamek gościł w swoich komnatach różne style, od bizantyjskiego po gotyk, tworząc wrażenie przepychu i bajkowości zarazem. Pobieżny przegląd trendów obecnych w architekturze XIX wieku, stanowi wskazówkę, co do kształtu wizji królewskiej kaplicy, jaka zarysowywała się w myślach hrabiego Edwarda.
Edward Raczyński był człowiekiem, który swoimi wszechstronnymi zainteresowaniami i erudycją wyróżniał się na tle wielkopolskiej szlachty. Dał się poznać jako miłośnik historii, a także wydawca polskich źródeł historycznych i dzieł pisarzy antycznych. Przystępując zatem do szukania pomysłu na stworzenie miejsca godnego pochówku władców Polski, zapewne zastanawiał się nad tym, jak wyglądała architektura za panowania pierwszych Piastów. Doszedł do wniosku, że najbardziej odpowiedni byłby styl bizantyjski. Jeden z późniejszych biografów hrabiego, Andrzej Wojtkowski, nie podzielał już tego przekonania, pisząc: „Rzecz dziwna, że Raczyński zapomniał zupełnie o stylu romańskim”. Ten zdumiewający wybór stylu przez XIX-wiecznego mecenasa sztuki, staje się bardziej zrozumiałym po lekturze sprawozdania, które napisał już po ukończeniu prac w kaplicy.
Hrabia kierował się głównie przesłankami historycznymi. Wyprawa Bolesława Chrobrego na Ruś i zdobycie Kijowa, jego zdaniem, stworzyły okazję do przywłaszczenia sobie również architektury podbitego grodu i zaszczepienia jej na gruncie polskim. Zatem styl bizantyjski na piastowski dwór miał przedostać się z Konstantynopola za pośrednictwem Rusi. Bardzo prawdopodobne, że Edward Raczyński czytał wcześniej pracę Adama Naruszewicza „Historya narodu polskiego”. W rozdziale poświęconym Chrobremu, po opisie wyprawy kijowskiej, znajduje się tam dosyć ciekawa informacja. Król Bolesław po odwiedzeniu monasteru św. Zofii miał zagarnąć stamtąd wiele łupów, a niektóre z nich przesłać do Polski. Ponadto Naruszewicz opierając się na średniowiecznej kronice niemieckiego biskupa, wspomina również o tym, że Bolesław Chrobry wysłał posłów do cesarza bizantyjskiego – „ofiarując mu dobre sąsiedztwo i pokoy, ieśliby z nim wiernie i po przyjacielsku chciał się zachować, a grożąc woyną w przeciwnym razie”. Dla hrabiego Raczyńskiego były to wystarczające podstawy do tego, aby postawić znak równości między dworem piastowskiego monarchy a dworem cesarzy wschodnich, pełnym przepychu i blasku złota.
W takim przekonaniu dodatkowo mógł go utwierdzić przekaz polskiego kronikarza, Galla Anonima, który wychwalając Chrobrego pisał, że za czasów tego władcy złoto było tanie jak srebro, a srebro jak słoma. Z powyższych rozważań wynika, że Kaplica Królów Polskich w poznańskiej katedrze jest rezultatem wyobrażeń XIX-wiecznego arystokraty na temat początków architektury w Polsce. Dzisiaj może wydawać się to zadziwiające, ponieważ czasy Mieszka I czy Bolesława Chrobrego powszechnie kojarzą się z surowością murów romańskich budowli. Edward Raczyński nie mogąc jeszcze korzystać z późniejszych ustaleń archeologii i historii sztuki, musiał zdać się na dotychczasową wiedzę i własne przeczucie. Czy jednak tak bardzo się mylił?
Przykład romańskiej polichromii, odkrytej w 1952 roku w kolegiacie tumskiej pod Łęczycą, dowodzi tego, że również tam możemy odnaleźć motywy obecne w bizantyjskich świątyniach. Oba te style czerpały zresztą z dorobku sztuki wczesnochrześcijańskiej. Zostawmy jednak wieki niesłusznie zwane ciemnymi, aby powrócić do schyłku epoki oświecenia i hrabiego Edwarda, który udał się w podróż, aby na własne oczy zobaczyć pozostałości Bizancjum.
Konstantynopol i Rawenna
W sprawozdaniu z budowy kaplicy Raczyński napisał, że z powodu braku fachowej literatury na temat stylu bizantyjskiego, trzeba było zwiedzić budowle w Kijowie, Konstantynopolu i we Włoszech. Z całą pewnością wiadomo, że hrabia odbył podróż do dawnej stolicy cesarstwa wschodniorzymskiego i to na długo zanim powierzono mu wystawienie pomnika polskim władcom. Podróż do Turcji miała miejsce w roku 1814. Na szczęście możemy zapoznać się z jej przebiegiem, dlatego że Raczyński zdecydował się na publikację swojego dziennika. Tekst miał przemyślaną formę i był dodatkowo zaopatrzony w komentarze naukowe oraz przypisy odsyłające czytelnika do dalszej literatury. Hrabia bardzo cenił sobie prywatność i nie był skłonny do zbytniego uzewnętrzniania swoich odczuć, a dodatkowo chciał być postrzegany jako poważny badacz i poszukiwacz starożytności.
Polecamy e-book Michała Beczka – „Wikingowie na Rusi”
Książka dostępna również jako audiobook!
W drodze do Stambułu odwiedził również ziemie należące dawniej do Rusi Kijowskiej, gdzie mógł podziwiać architekturę prawosławnych cerkwi. Dnia 6 sierpnia wszedł na pokład kupieckiego statku, który załadowany zbożem wypłynął z portu w Odessie. Trzy dni później, o świcie wpłynął do Bosforu i dobił do brzegu w okolicach Beşiktaş. Pod wieczór Edward Raczyński kajakiem popłynął do Stambułu. Widok rozświetlonego w mroku miasta, odbijającego się na tafli wody musiał zrobić na nim duże wrażenie, które pozostawiło nawet swój ślad na kartach dziennika. Wyobrażał sobie wówczas, że widzi sułtana Mehmeda II albo samego Sulejmana trzymającego w dłoniach berło i panującego nad tą częścią świata. Następnego dnia jednak ten początkowy entuzjazm mocno przygasł. Hrabia Raczyński był rozczarowany ciasną zabudową miasta, w którym z trudem znajdywał relikty świetności dawnego Konstantynopola. W spokojnym zwiedzaniu przeszkadzało mu także morowe powietrze:
Pierwszych dni chodząc po mieście, trudno mi było oddalić od siebie nieprzyiemne wrażenie niespokoyności, pomnąc, iż każde dotknięcie mogło być dla mnie zgubnem; takowe zaś dotknięcie iest nieuchronnem w ciasnych ulicach, tłoczącym się zawsze napełnionych ludem
(E. Raczyński, „Dziennik podróży do Turcyi odbytey w roku 1814”, Wrocław 1821, s. 20.)
Raczyński usiłował, więc zapomnieć o szerzącej się zarazie i skoncentrować się na tym, co stanowiło cel jego podróży. Z jego relacji wynika, że nie wchodził do wnętrza meczetów stambulskich, co zresztą było zabronione innowiercom (nie-muzułmanom) w tym czasie. Podzielił się jednak swoją oceną zewnętrznego wyglądu Hagii Sophii, niegdyś chrześcijańskiej świątyni. Jego krytyczne spojrzenie dostrzegło, że kopuła świątyni jest zbyt płaska, zwłaszcza w porównaniu z kopułą stojącego w pobliżu meczetu sułtana Ahmeda. Domyślał się, że w czasach, w których została wzniesiona, nie można było osiągnąć lepszego efektu – „lecz oku podobać się nie może dla tego właśnie, że nadto jest płaska”. Raczyński nie mógł przestąpić progu muzułmańskiej świątyni, natomiast mógł zajrzeć do budynku o bardziej powszednim przeznaczeniu, do łaźni tureckiej. Pobyt w Ayasofya Hurrem Sultan Hamam zrobił na nim dosyć dobre wrażenie. Zdjąwszy ubranie i okrywszy się zasłoną, hrabia kontynuował swoją opowieść:
Po krótkey chwili udałem się do przestworney ośmiokątney sali, marmurem wyłożoney, w którey Termometr Reaumura trzydzieści dwa stopnie ciepła wskazywał [= 40°C – przyp. aut.]. Wkoło sali iest obeyście do czterech łokci szerokie; w środku zaś zrobiono wywyższone o kilkanaście cali mieysce, mozaiką z marmurów różnych kolorów wyłożone, dla tych, którzy się razem kąpią.
(E. Raczyński, „Dziennik podróży do Turcyi odbytey w roku 1814”, Wrocław 1821, s. 37.)
Zwiedzając stolicę Imperium Osmańskiego, Edward Raczyński miał także okazję z daleka przyglądać się sułtanowi wraz z jego orszakiem. Mahmud II akurat udawał się do miejscowości Beylerbeyi (dzisiaj część Stambułu) położonej na przeciwległym brzegu Bosforu. Dostojnicy, eunuchowie i służba w bogato zdobionych strojach zajmowali miejsca w kajakach i łodziach, które również były kunsztownie wykonane. Łódź sułtana zdobiły złote arabeski. Sam władca miał na sobie strój podbity czarnymi lisami, a nakrycie jego głowy ozdobione było piórami i szlachetnymi kamieniami. Widok Bosforu zapełnionego tym niezwykłym pochodem nasuwał wielkopolskiemu arystokracie tylko jedno określenie – przepych. Oprócz tych kilku obrazów-wspomnień Edwarda Raczyńskiego trudno wskazać, na podstawie tej relacji, jakie elementy krajobrazu Konstantynopola mogły stać się później inspiracją przy obmyślaniu koncepcji kaplicy. Wydaje się, że projekt powstawał bardziej w oparciu o wzory włoskich budowli – zwłaszcza, że tylko te hrabia wyszczególnia w swoim sprawozdaniu.
Niestety z podróży do Włoch, którą Raczyński odbył tuż przed początkiem prac w katedrze, nie mamy tak szczegółowej relacji. Warto jednak przyjrzeć się jednemu z wymienionych przez hrabiego kościołów. Bazylika San Vitale w Rawennie powstała w VI wieku i część badaczy zalicza ją do sztuki bizantyjskiej, podczas gdy dla innych jest przykładem sztuki wczesnochrześcijańskiej. Patrząc na nią z zewnątrz możemy się przekonać, że jest to budowla wzniesiona na planie centralnym, a dokładnie – na planie ośmioboku. W średniowieczu taki kształt mógł mieć także znaczenie symboliczne. Liczba ścian bocznych kościoła nawiązywała do ósmego dnia po Niedzieli Palmowej, w którym Chrystus zmartwychwstał. Gdy znajdziemy się wewnątrz, zauważymy, że środek kościoła otoczony jest półokrągłymi niszami, zajmującymi dwie kondygnacje. Jedną z nisz wypełnia prezbiterium, w którym sprawuje się liturgię. To właśnie w tym kierunku najczęściej spoglądają turyści, dlatego że jest ono ozdobione prawdziwymi dziełami sztuki – wczesnośredniowiecznymi mozaikami. Gdy spojrzymy w górę, ponad prezbiterium, dostrzeżemy, że zostało ono wyróżnione i oddzielone od części dla wiernych ozdobnym łukiem. W jego najwyższym punkcie znajduje się wizerunek Chrystusa Pantokratora w mandorli (rodzaj aureoli otaczającej całą postać), zaś po bokach umieszczono wizerunki dwunastu apostołów i świętych.
Warto zwrócić uwagę na mozaiki znajdujące się w apsydzie, która zamyka prezbiterium. Na wprost również znajdziemy wizerunek Chrystusa, tym razem w majestacie – tronującego na kuli ziemskiej. Niżej, na przeciwległych bokach apsydy przedstawiono cesarza Justyniana w otoczeniu dostojników i osobno, po drugiej stronie, cesarzową Teodorę w towarzystwie dam dworu. Oboje trzymają w dłoniach naczynia liturgiczne, patenę i kielich. Wyobrażenie pary cesarskiej wpisane w sferę sacrum koresponduje z ideałem władcy, który roztacza swoją opiekę nad chrześcijańskim światem. Jakie wrażenie kościół San Vitale mógł zrobić na Edwardzie Raczyńskim? Czy spodobał mu się ten archaiczny sposób przedstawiania postaci? W drugiej części artykułu przekonamy się, ile Rawenny jest w katedrze poznańskiej. Poznamy także mroczną tajemnicę Złotej Kaplicy i dowiemy się, dlaczego dla hrabiego Edwarda stała się przekleństwem.
Przeczytaj też drugą część artykułu.
Bibliografia:
Źródła:
- „Gazeta Wielkiego Xsięstwa Poznańskiego” 23 II 1828.
- Marceli Motty, Przechadzki po mieście, t. 1, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1957.
- Adam Naruszewicz, Historya narodu polskiego, od początku chrześcijaństwa, t. 2, Warszawa 1803.
- Edward Raczyński, Dziennik podróży do Turcyi odbytey w roku 1814, Wrocław 1821.
- Edward Raczyński, Sprawozdanie z fabryki kaplicy grobowej Mieczysława I i Bolesława Chrobrego w Poznaniu, Poznań [1841] 1845.
Opracowania:
- Waldemar Baraniewski, Historyzm w architekturze XIX wieku, „Sztuka świata”, t. 8.
- Karol Estreicher, Historia sztuki w zarysie, Wydawnictwo PWN, Warszawa-Kraków 1984.
- Janina Kłosińka, Sztuka bizantyjska, Wiedza Powszechna, Warszawa 1975.
- Witold Molik, Edward Raczyński 1786-1845, Wydawnictwo WBP, Poznań 1999.
- Józef Nowacki, Dzieje archidiecezji poznańskiej, t. 1, Księgarnia Św. Wojciecha, Poznań 1959.
- Zofia Ostrowska-Kębłowska, Dzieje Kaplicy Królów Polskich, czyli Złotej w katedrze poznańskiej, Wydawnictwo PTPN, Poznań 1997.
- José Pijoan, Sztuka bizantyjska i ruska, „Sztuka świata”, t. 3.
- Stanisław Stawicki, Malowidła ścienne w dawnym kościele archikolegiackim w Tumie pod Łęczycą - historia, stan zachowania, uwagi i wnioski, „Ochrona Zabytków” 43/3 (1990).
- Andrzej Wojtkowski, Edward Raczyński i jego dzieło, Poznań 1929.
redakcja: Jakub Jagodziński