Zbrodnia doskonała w gomułkowskiej Warszawie (cz. 2)

opublikowano: 2013-02-18, 12:00 — aktualizowano: 2019-12-22, 08:05
wolna licencja
Grupa przestępcza, odpowiedzialna za dokonanie w latach 1957–1959 trzech napadów rabunkowych na warszawskich ulicach, zapadła się pod ziemię. Dała o sobie znać dopiero po upływie ponad pięciu lat. W 1964 roku, dwa dni przed Wigilią, dokonała swojego największego skoku.
reklama

Przeczytaj pierwszą część artykułu.

22 grudnia 1964 roku o godzinie 18.35 pod budynek tak zwanego „Banku pod Orłami” na ulicy Jasnej, gdzie mieścił się VIII Oddział Narodowego Banku Polskiego, podjechał samochód marki Warszawa. Było to charakterystyczne auto, wykorzystywane przez pracowników Straży Przemysłowej Centralnego Domu Towarowego. Proweniencję pojazdu zdradzał napis umieszczony na drzwiach oraz tylne okna częściowo zamalowane zieloną farbą. Samochodem tym, na zmianę z oznakowanym Żukiem, codziennie około 18.30–18.45 przywożono do banku utarg CDT.

Z samochodu wysiadła trójka ludzi: uzbrojony strażnik Zdzisław S., nieuzbrojony konwojent niosący worek z pieniędzmi Stanisław P. oraz Jadwiga M., kasjerka CDT. Kierowca Władysław B. pozostał w aucie, oczekując szybkiego powrotu współpracowników.

Opisana grupa udała się do głównych drzwi banku. W tym samym kierunku szedł również młody człowiek, poruszający się wzdłuż frontu budynku NBP od strony ulicy Jasnej. Idący jako pierwszy konwojent dosłownie zderzył się w drzwiach z tym mężczyzną. Nim pracownik CDT zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, napastnik wyciągnął pistolet, z którego strzelił w pierś konwojenta, a następnie wyrywał niesiony przez niego worek z pieniędzmi. Raniony strażnik uciekł do wnętrza banku. Wbiegł aż na drugie piętro, gdzie osunął się na podłogę.

W tym samym niemal czasie drugi z bandytów, który przybył najprawdopodobniej od ulicy Hibnera, strzelił dwukrotnie do uzbrojonego konwojenta. Pierwsza z kul przebiła na wylot czaszkę strażnika, druga trafiła go w lewy policzek. Mężczyzna padł na ziemię. Napastnik oddał w jego kierunku kolejne, najprawdopodobniej dwa, strzały. Kasjerka, krzycząc „bandyci, milicja, milicja!”, uciekła i schroniła się za samochodem CDT. W kilka sekund po pierwszych strzałach kierowca zaczął naciskać klakson służbowej „Warszawy” celem zaalarmowania przechodniów.

Sprawcy wycofali się z workiem z pieniędzy ulicą Hibnera w stronę ulicy Sienkiewicza. Niosący łup szedł jako pierwszy, drugi napastnik ubezpieczał go, idąc tyłem. W trakcie ucieczki padły kolejne dwa strzały, które trafiły w maskę trąbiącej „Warszawy”. Bandyci najprawdopodobniej zbiegli prześwitem pomiędzy budynkami Filharmonii Narodowej i PKO do ulicy Moniuszki, a następnie ulicą Marszałkowską. Część świadków wskazywała na możliwość ucieczki przestępców błękitnym lub szarym samochodem marki Warszawa o numerze rejestracyjnym zaczynającym się od liter TB lub TC. Pojazd ten był widziany w bezpośredniej okolicy napadu. Jego poszukiwania przez MO nie dały rezultatu.

reklama

Współczesny plan Warszawy przedstawiający miejsce wydarzeń z 22 grudnia 1964 roku. Dzisiejsza ulica Zgoda nosiła wówczas imię Władysława Hibnera.

Wyświetl większą mapę

W wyniku napadu życie stracił jeden ze strażników, drugi został ranny. Skradziono utarg dzienny CDT o wysokości 1 336 500 zł. Według GUS przeciętne miesięczne wynagrodzenie w 1964 roku wynosiło 1 867 zł, zatem łupem bandytów padła kwota stanowiąca równowartość około 716 średnich krajowych pensji.

Tajemniczy pasażerowie taksówki

Na miejscu napadu milicyjni technicy znaleźli osiem łusek. Trzy z nich zostały odstrzelone z pistoletu użytego w trakcie napadu na kasjerkę sklepu obuwniczego w 1957 roku oraz przy dwóch przestępstwach z 1959 roku (morderstwo milicjanta i skok na UPT-57). Pozostałych pięć łusek pochodziło z pistoletu zabitego milicjanta. Choć zebrano wszystkie łuski, milicja miała duży problem z ustaleniem liczby strzałów.

Z raportów KGMO wiadomo, że jeden strzał oddano do konwojenta, dwa do uzbrojonego strażnika i dwa w stronę samochodu CDT. Daje to razem pięć pocisków. Ponadto raz (celnie) lub dwa razy (niecelnie) strzelono do leżącego już strażnika. Brak również informacji, gdzie trafił ósmy (tyle odnaleziono łusek) oraz ewentualny dziewiąty strzał, o którym wspomina jeden ze świadków.

Choć świadkami napadu było piętnaście osób, śledczym trudno było ustalić dokładny przebieg wydarzenia, gdyż każdy obserwator przedstawił swoją wersję wypadków. Było to wynikiem stresu, gwałtowności zajścia oraz słabego oświetlenia placu przed bankiem.

Część świadków informowała o dwóch sprawcach, inni zeznawali o istnieniu trzeciego (kierowcy) lub nawet czwartego (pomocnik, który na ulicy Moniuszki przy banku PKO miał podać jednemu z uciekających pokrowiec na zrabowany worek). Niektórzy widzieli mężczyzn o podobnych rysopisach w pobliżu ulicy Jasnej godzinę, dwie lub trzy przed napadem, zarówno przed samym bankiem, jak i na klatce budynku przy ulicy Hibnera 5.

Interesujące są zeznania złożone przez kierowcę warszawskiej taksówki, który podał, że feralnego dnia o godzinie 17.30 zabrał pasażera spod hotelu „Polonia”, którego zawiózł na dworzec „Śródmieście”. Tam do samochodu wsiadło dwóch mężczyzn. Jeden z nich wysiadł przy CDT, a pozostali opuścili taksówkę pod budynkiem NBP, gdzie spotkali się z czwartym mężczyzną. Kierowca słyszał rozmowy pasażerów, z których wynikało, że pod bankiem oczekuje ich niebieski samochód „Warszawa”. To zeznanie częściowo zaprzeczało zeznaniom innych świadków, należy jednak zastanowić się, czy tak skrupulatni sprawcy prowadziliby rozmowy o kolorze samochodu przy przygodnej osobie. Nie sposób potwierdzić, jak wyglądały przygotowania do skoku oraz o której napastnicy rzeczywiście zjawili się pod bankiem.

reklama

W analizach KGMO widać łatwość, z jaką przestępcy mogli zdobyć informacje dotyczące konwoju z CDT do NBP. Transport odbywał się charakterystycznymi, oznakowanymi pojazdami, które poruszały się zawsze tą samą trasą i przybywały pod budynek NBP o stałej porze. Wysokość obrotów CDT podawana była niekiedy publicznie w prasie. Pobranie wartości pieniężnych odbywało się – wbrew zaleceniom dyrekcji – na rampie, na której dokonywano również dostaw. Do podziemnej strefy załadunku dostęp miała bardzo duża grupa pracowników i współpracowników CDT.

Polecamy e-book Tomasza Leszkowicza – „Oblicza propagandy PRL”:

Tomasz Leszkowicz
„Oblicza propagandy PRL”
cena:
11,90 zł
Wydawca:
Michał Świgoń PROMOHISTORIA (Histmag.org)
Liczba stron:
116
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-05-1

Książka dostępna również jako audiobook!

Zobacz też - Zdzisław Najmrodzki: kolorowy ptak przestępczego świata PRL-u

Modus operandi grupy przestępczej

Sposób działania grupy, choć nie należał do specjalnie skomplikowanych, wykazywał cechy bardzo starannie przemyślanego. Wszystkich napadów dokonano w odludnych okolicach, po zmroku: zimą w godzinach 18.30–19:30, latem po godzinie 21. Ciemność utrudniała ewentualnym świadkom rozpoznanie napastników i stworzenie ich portretów pamięciowych. Jedynie napad na ulicy Jasnej wyróżniał się wśród działań grupy: atak w centrum miasta, pośród wielu gapiów. Skok w takich okolicznościach mógł sugerować, że kradzież utargu CDT była planowana jako ostatnia akcja przestępców.

Bandytów cechowała wyjątkowa bezwzględność, wykazali się nią jednak dopiero po pierwszym napadzie. Przy kradzieży utargu sklepu obuwniczego najpierw żądali oddania pieniędzy i dopiero w wyniku napotkanego oporu padł strzał. Nie wiadomo, czy był to strzał przypadkowy, oddany na postrach, czy też mający dosięgnąć ofiary. Przy kolejnych akcjach sprawcy za każdym razem strzelali bez ostrzeżenia. Można założyć, że obawiając się oporu woleli zabić, niż dopuścić do wymknięcia się sytuacji spod kontroli. Dlatego też zlikwidowali milicjanta, aby pozyskać jego broń i skutecznie zaatakować konwój pocztowy.

Napastników charakteryzowało nastawienie na zysk. W trakcie napadu na UPT-57 i CDT nie strzelali do kierowców, kasjerki czy świadków. Zabójstwo nie było ich celem, a jedynie środkiem umożliwiającym skuteczną kradzież pieniędzy.

Wszystko wskazuje na to, że przeprowadzone przez rabusiów akcje były dokładnie zaplanowane. Znali godziny i trasy spacerów oraz przejazdów swoich celów, co wymagało długotrwałej obserwacji. Wiedząc, że w trakcie napadu na pocztę będą musieli uporać się z dwoma strażnikami, nie wahali się zabić, aby zdobyć dodatkową sztukę broni. Wskazuje to na żelazną konsekwencję w działaniu.

„Dom pod Orłami” (stan dzisiejszy), gdzie w 1964 roku mieścił się m.in. VIII Oddział Narodowego Banku Polskiego (fot. Marcin Białek , na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa–na tych samych warunkach 3.0 niezlokalizowana)

Sprawcy zawsze wykazywali się dużą znajomością terenu. Wiedzieli, jak najszybciej zbiec z miejsca zbrodni, aby „zniknąć” z oczu świadkom lub ewentualnej pogoni. Po kradzieży utargu „Chełmka” przestępcy rozbiegli się w dwie strony. Milicja domniemywała, że w ucieczce po napadzie na UPT-57 i konwój z CDT pomagał im trzeci wspólnik, kierowca samochodu. Może to wyjaśniać, dlaczego po skoku na ulicy Jasnej dwóm mężczyznom niosącym duży worek bankowy wypchany pieniędzmi udało się rozpłynąć się bez śladu w samym centrum miasta.

reklama

Zgodnie z przypuszczeniami śledczych sprawcy musieli znać się od dłuższego czasu. Mogli być wieloletnimi kolegami „z podwórka” lub z pracy. Być może służyli razem w wojsku, jednostkach specjalnych lub organizacji partyzanckiej. Stawiano również tezę, zgodnie z którą mogli być funkcjonariuszami resortu spraw wewnętrznych zwolnionymi z pracy w okresie 1954–1957. W związku z tym, że wszystkie napady miały miejsce w okolicach, w których trwały budowy, sugerowano również, że sprawcy pracowali w ich obrębie. Nieuchwytność przestępców w Warszawie dawała asumpt do założenia, że bandyci nie pochodzili ze stolicy i przebywali w niej okresowo.

Działania podjęte przez milicję

Od momentu przyjazdu na miejsce pierwszego napadu milicyjni technicy oraz śledczy nieprzerwanie prowadzili działania mające na celu wykrycie sprawców. Dzięki przesłuchaniu świadków udało się ustalić przybliżony przebieg wypadków oraz stworzyć portrety pamięciowe napastników. W wyniku badania śladów ujawnionych na podwórku budynku przy Alei Wyzwolenia ustalono, że bandyci czekali na ofiary paląc papierosy „Nysa”. Zebrane łuski pozwoliły ustalić powiązanie pomiędzy poszczególnymi sprawami. Na paczce znalezionej na miejscu napadu na UPT-57 technikom udało się zebrać ślady daktyloskopijne, które – choć częściowe – nadawały się do analizy porównawczej. Milicyjni specjaliści ustalili wiele szczegółów dotyczących anonimu wysłanego do konwojenta rannego w trakcie napadu w czerwcu 1959 roku.

Próbując ustalić proweniencję posiadanego przez bandę pistoletu, milicja analizowała przypadki zaginięcia broni w okresie poprzedzającym napad na kasjerkę. Okazało się to jednak bardzo skomplikowane, gdyż w samym tylko 1957 roku zaginęły siedemdziesiąt dwa pistolety odpowiadające parametrom poszukiwanej broni, natomiast w roku 1956 – dziewięćdziesiąt cztery.

Wszystkie te ustalenia były możliwe dzięki drobiazgowemu śledztwu opartemu na oględzinach miejsca przestępstwa i przesłuchaniach świadków. Analizy i badania zapewniali specjaliści z Zakładu Kryminalistyki KGMO, reprezentującego prężnie rozwijającą się od 1945 roku (z przerwą na lata 1949–1953) gałąź badań naukowo-technicznych w strukturach milicyjnych.

Dzień po napadzie na konwój CDT, 23 grudnia 1964 roku, minister spraw wewnętrznych Mieczysław Moczar powołał dwie grupy operacyjno-dochodzeniowe. Jedną w Komendzie Miejskiej MO miasta stołecznego Warszawy, drugą zaś, koordynacyjną, w KGMO. Zadaniem obu grup było wyjaśnienie spraw o kryptonimie P-57 (napad na kasjerkę „Chełmka”, zabójstwo milicjanta Zygmunta K. i skok na UPT-57) oraz P-64 (kradzież utargu CDT).

reklama

W związku ze sprawami P-57 oraz P-64 śledczy KGMO stworzyli wytyczne dla milicjantów odnośnie poszukiwań sprawców. Powstały charakterystyki członków band i typologia grupy. Rysopisy sprawców umożliwiły lustrację bazy dowodów osobistych. Zalecano analizę resortowych zbiorów informacyjno-rozpoznawczych oraz pozyskiwanie nowych danych od kontaktów operacyjnych. Komendom rejonowym MO w kurortach zalecono zwracanie uwagi na osoby wydające duże kwoty pieniędzy. Nakazano również nawiązanie współpracy z placówkami handlowymi oraz cinkciarzami celem pozyskania informacji o osobach skupujących kosztowności i zachodnie waluty oraz nieruchomości.

Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!

Mimo starań milicji sprawcy pozostawali nieuchwytni. Z pisma z 16 marca 1965 roku wynika, że Moczar oceniał działalność śledczych bardzo krytycznie. Jednostki operacyjne Komendy Miejskiej oraz Wojewódzkiej MO i SB zostały oskarżone o brak inicjatywy i osłabienie zainteresowania wyjaśnieniem sprawy. Funkcjonariusze – pomimo instrukcji – nie zostali zapoznani z udostępnionymi przez KGMO informacjami o przebiegu i zaleceniach prowadzenia śledztwa w sprawach P-57 oraz P-64.

Centralny Dom Towarowy (do niedawna Dom Handlowy „Smyk”) między 1951 a 1953 rokiem (fot. ze zbiorów bonczek_hydroforgroup , domena publiczna)

Reakcje prasy na napady

O pierwszym z napadów, dokonanym w grudniu 1957 roku, prasa nie informowała. Nie był sensacyjny ani spektakularny: nikt nie zginął, nikt nie został ranny. Do wiadomości publicznej podano informację o morderstwie milicjanta z kwietnia 1959 roku. Dwa dni po napadzie w „Expressie Wieczornym” zamieszczono notatkę opisującą zdarzenie. Choć znalazła się na pierwszej stronie, była krótka i zawierała niepełne informacje. Podano, że plutonowy K. został postrzelony i zmarł po przewiezieniu do szpitala, choć tak naprawdę został również dźgnięty nożem, a zgon nastąpił na miejscu napadu. O śmierci milicjanta „Express” wspomniał ponownie kolejnego dnia, w kontekście „awanturników, którzy urządzają pijackie burdy i zaczepiają spokojnych przechodniów” na Rynku Mariensztackim. Śmierć milicjanta, choć tragiczna, była dla redakcji „Expressu” argumentem w prowadzonej przez gazetę walce z młodocianymi chuliganami terroryzującymi okolicę.

Napad na UPT-57 w czerwcu 1959 roku odbił się w prasie szerszym echem. Już dzień po skoku o jego przebiegu informowała „Trybuna Ludu”. Notatka i tym razem była pełna błędów. Podano, że sprawców było trzech, ostrzelali oni samochód, jeden z konwojentów zmarł w drodze do szpitala, zaś napad został dokonany na UPT-27. Trzy dni po skoku redaktorom „Expressu” udało się dotrzeć do postrzelonego konwojenta, z którym przeprowadzili wywiad. Pod tekstem podane zostały rysopisy napastników. Dzień później ukazał się kolejny artykuł, tym razem ze zdjęciem konwojenta oraz informacją, że czuje się coraz lepiej. To właśnie ten ilustrowany zdjęciem artykuł znalazł się – wraz z kulą kalibru 7,62 mm – w anonimie adresowanym do rannego.

reklama

Najszerzej i najdokładniej opisywany był napad na „Bank pod Orłami”. W „Trybunie Ludu” już następnego dnia po skoku zamieszczono szczegółowy opis przestępstwa oraz pobieżne informacje na temat wyglądu sprawców. W wigilijnym wydaniu gazety przedstawione zostały kolejne fakty dotyczące napadu, między innymi wzmianka o kalibrze użytych pistoletów oraz kilka wersji możliwych dróg ucieczki bandytów. Artykuły były dokładne dzięki informacji prasowej podanej przez MO. Podobne teksty opublikowano między innymi w „Expressie Wieczornym” oraz „Życiu Warszawy”.

Warto dodać, że milicja nie podała do wiadomości publicznej informacji, że wszystkie cztery przestępstwa z okresu 1957–1964 były ze sobą powiązane.

Co ciekawe, „Życie Warszawy” zamieściło w świątecznym wydaniu obszerny artykuł opisujący funkcjonowanie CDT, łącznie z informacją o obrotach placówki: rocznym, grudniowym oraz średnim dziennym. Dziennikarz podał, że dom handlowy osiąga średni dzienny utarg w granicach od 2 do 5 milionów złotych. Potwierdza to obserwację analityków KGMO, zgodnie z którą przestępcy bez trudu ustalili, o jaką kwotę mogli się wzbogacić.

Zbrodnia doskonała?

Wedle dostępnych materiałów skok na konwój z utargiem CDT był ostatnim napadem grupy. Nigdy więcej nie użyto broni, którą posługiwali się napastnicy, co pozwoliłoby połączyć ich z innymi przestępstwami. Sprawców nigdy nie ujęto, nie odzyskano również skradzionych pieniędzy. Przyczynił się do tego wysoki „profesjonalizm” przestępców oraz nieudolność resortu, który nie potrafił dostatecznie skutecznie wdrożyć procedur opracowanych przez KGMO.

Bandyci nie ułatwili organom ścigania pracy. Na miejscach przestępstw pozostawili po sobie bardzo mało śladów: łuski po nabojach, kilka niedopałków papierosów, kartonowe pudełko z częściowymi odciskami palców. Nieliczni świadkowie nie byli w stanie podać szczegółowych rysopisów sprawców. Rabusie znikali po dokonanych napadach jak kamfora. Świadczy to nie tylko o ich wysokim kunszcie czy doskonałym przygotowaniu do akcji, ale również o niesamowitym szczęściu. W trakcie skoków nic ich nie zaskoczyło, na przykład dodatkowy uzbrojony konwojent, przechodzący akurat w pobliżu miejsca przestępstwa patrol milicji czy inny przypadkowy czynnik.

Zgodnie z ówczesnym prawem, ostatnie przestępstwo popełnione przez członków grupy – zabójstwo konwojenta CDT, za które sprawcy groziła nawet kara śmierci – przedawniło się pod koniec 1989 roku. Uprzednie czyny przedawniły się odpowiednio wcześniej. Biorąc pod uwagę, że sprawcy opisywanych czynów pozostali niewykryci, można stwierdzić, że dokonali jednej z nielicznych we współczesnym świecie zbrodni doskonałych.

Przeczytaj pierwszą część artykułu.

Polecamy e-book Pawła Rzewuskiego „Warszawa — miasto grzechu: Prostytucja w II RP”:

Paweł Rzewuski
„Warszawa — miasto grzechu: Prostytucja w II RP”
cena:
11,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
109
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-934630-6-0

Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!

Bibliografia

  • Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej, sygn. BU 1585/1042.
  • Archiwum Komendy Głównej Policji, spis 114, poz. 7, t. 3.
  • Archiwum Komendy Głównej Policji, spis 335, poz. 9, t. 1.
  • Archiwum Komendy Głównej Policji, spis 335, poz. 9, t. 6.
  • Archiwum Komendy Stołecznej Policji, sygn. 2329/ADM.
  • Dz. U. z 1932 r. Nr 60, poz. 571.
  • Dz. U. z 1969 r. Nr 13, poz. 94.
  • „Express Wieczorny”, Bandyci zastrzelili milicjanta i zrabowali broń, nr 85, 9 kwietnia 1957.
  • „Express Wieczorny”, Bandycki napad na pocztę w Warszawie, nr 132, 3 czerwca 1959, s. 1.
  • „Express Wieczorny”, Energiczne śledztwo MO w sprawie napadu przed bankiem na Jasnej, nr 307/308, 24–27 grudnia 1964.
  • „Express Wieczorny”, Gorączka spadła. Znaczna poprawa w stanie zdrowia St. F(...), nr 134, 5 czerwca 1959.
  • „Express Wieczorny”, Komunikat Komendy MO m.st. Warszawy, nr 312/313, 31 grudnia 1964–1 stycznia 1965.
  • „Express Wieczorny”, Na Mariensztacie Texas. Spokojni mieszkańcy boją się pokazać wieczorem na ulicy, nr 86, 10 kwietnia 1957.
  • „Express Wieczorny”, Ranny konwojent pocztowy St. F(...) opowiada reporterowi „Expressu” o szczegółach zuchwałego napadu bandyckiego. Czy ekspertyza łusek wskaże MO właściwy trop?, nr 133, 4 czerwca 1959.
  • Grzywo-Dąbrowski Wiktor, Medycyna sądowa dla prawników, Wyd. 2 poprawione i uzupełnione, Wyd. Prawnicze, Warszawa 1957.
  • Przeciętne miesięczne wynagrodzenie w gospodarce narodowej w latach 1950-2010 (podstawa wymiaru emerytur i rent), [w:] Główny Urząd Statystyczny. Portal informacyjny, [dostęp 6 stycznia 2013] <[http://www.stat.gov.pl/gus/5840_1630_PLK_HTML.htm]>.
  • „Trybuna Ludu”, Po napadzie na Jasnej, nr 356, 23 grudnia 1964.
  • „Trybuna Ludu”, Zuchwały napad bandycki w centrum stolicy, nr 355, 23 grudnia 1964.
  • „Trybuna Ludu”, Zuchwały napad bandycki w Warszawie, 2 czerwca 1959.
  • „Życie Warszawy”, Bandycki napad w centrum Warszawy. Jeden konwojent zabity, drugi ranny. Kasjerce CDT zrabowany 1 mln 300 tys. zł. Apel KGMO, nr 307, 23 grudnia 1964.
  • „Życie Warszawy”, CDT – godz. 8.29, nr 308–309, 24–25–26 grudnia 1964.

Redakcja: Roman Sidorski

reklama
Komentarze
o autorze
Bartłomiej Międzybrodzki
Doktorant Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone