Z innej beczki: Serum prawdy
W 1883 roku Sir James Stephens napisał: ...ileż przyjemniej usiąść sobie wygodnie w cieniu i sypnąć łajdakowi papryką w oczy, niż smażyć się w słońcu, w poszukiwaniu dowodów zbrodni.
Radykalne stwierdzenie. Mimo to, kryje się w nim praktyczna myśl. Oczywistym jest, że szukanie przesłanek i dowodów zbrodni to czasochłonne i trudne zajęcie. Podejrzani czy winni niekoniecznie chcą współpracować z wymiarem sprawiedliwości.
Trzeba pamiętać, że w dzisiejszych czasach człowiek nie wyzbył się barbarzyństwa. Tortury czy znęcanie się nad innymi niezwykle mocno tkwią w naszej naturze, a tym samym w naszych społeczeństwach. Bez względu na to czy ktoś sobie zasłużył, czy nie. Mamy zatem ciągły konflikt pomiędzy skutecznym egzekwowaniem prawa a poszanowaniem praw człowieka. Warto chociażby wspomnieć, że po 11 września 2001 roku opinia publiczna, głównie w Stanach Zjednoczonych, zaczęła domagać się skuteczniejszych sposobów uzyskiwania informacji od osób, które nie chcą współpracować.
Na marginesie
Idealnym rozwiązaniem zdaje się być sytuacja, w której informacje od takiego człowieka uzyskiwane są bez użycia przemocy. W naszej historii pojawiła się już dość dawno idea tzw. „serum prawdy”.
Szczególnie głośno było o skopolaminie, którą otrzymuje się z liści Bielunia dziędzierzawy. Pech jednak polega na tym, że nie znamy żadnej substancji, dzięki której dana osoba szczerze i dobrowolnie wyjawi nam prawdę. W codziennej praktyce mamy jednak do czynienia z substancjami, które rozwiązują nieco język. Na przykład alkohol. Pliniusz Starszy w 77 roku pisał: „in vino veritas”, czyli w winie prawda.
Położnictwo i niewinni
Wróćmy jednak do słynnej skopolaminy. Już w pierwszych latach dwudziestego wieku używano tego alkaloidu roślinnego w położnictwie. Aplikowano go pacjentkom dla odprężania oraz by na czas porodu wprowadzić je w specyficzny sen na jawie. Wśród lekarzy zaczęły pojawiać się głosy, że zażycie skopolaminy nastraja kobiety do bardzo szczerych zwierzeń.
Ciekawostką jest także fakt, że w niewielkich dawkach podawano skopolaminę ludziom cierpiącym na chorobę lokomocyjną.
Hioscyna (skopolamina) miała także pomóc w zwolnieniu z więzienia niewinnych osób. W 1922 roku na pomysł taki wpadł Robert House, położnik z Dallas. Zaaplikował on skopolaminę więźniom, których wina zdawała się przesądzona. Działanie House'a wiązało się z jego podejrzeniem, iż administracja policyjna jest skorumpowana. Zależało mu ma zwolnieniu niewinnych osób. Więźniowie będący pod wpływem hioscyny nie przyznawali się do winy. Sąd najczęściej oczyszczał ich z zarzutów.
Zachęcony takim biegiem spraw, House z entuzjazmem ogłosił, że pod wpływem skopolaminy ludzie wchodzą w stan, w którym „przestają myśleć racjonalnie i tracą zdolność do kłamstwa”.
Naciągany sukces
Informacja była niezwykle intrygująca i wieści o dokonaniach Roberta House'a rozeszły w mgnieniu oka. Najprawdopodobniej gazeta Los Angeles Record jako pierwsza użyła określenia „serum prawdy”.
Przyczyniło się to do tego, że w krótkim czasie psychiatrzy zaczęli stosować skopolaminę i barbiturany, próbując poznać lepiej tajniki ludzkiej psychiki i umysłu. Okazało się, że obydwie grupy związków działają najlepiej w fazie zniesienia świadomości, w której dochodzi do zaburzenia procesów myślowych. W tym kryła się jednak pewna niedogodność.
Po kilkudziesięciu latach eksperymentów naukowcy stwierdzili, że stosowanie skopolaminy ma bardzo istotną wadę. W czasie działania serum nie ma możliwości oddzielenia rzeczywistości od halucynacji, omamów, fobii czy fantazji badanego. Zdarzały się bowiem sytuacje, w których ludzie przyznawali się do zbrodni, których nie mogli popełnić. Jako przykład można podać zamordowanie nieistniejącej macochy czy okaleczenie nieistniejącego sąsiada. Okazuje się, że jeżeli ludzie chcą kary, przyznają się do wszystkiego.
MKULTRA
Biorąc pod uwagę rewelacje związane ze skopolaminą, nie sposób nie wspomnieć o projekcie amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA), znanym jako MKULTRA. Był to ściśle tajny i mocno kontrowersyjny projekt, prowadzony w latach 50. i 60. ubiegłego wieku. Celem przedsięwzięcia były badania na możliwościami sterowania pracą ludzkiego mózgu oraz kontroli umysłu. Docelowo wykorzystywano substancje chemiczne, takie jak środki psychodeliczne (m.in. LSD), psychotropowe oraz bodźce elektryczne i hipnozę. Według relacji, badania były często brutalne i odbywały się także na nieświadomych ich celu obywatelach USA, nierzadko z tragicznymi skutkami.
Na cały program składało się w sumie około 150 mniejszych projektów. Został on po raz pierwszy opisany w grudniu 1974 roku przez New York Times. Wkrótce po tym MKULTRA stał się przedmiotem wielu śledztw rządowych. Warto wspomnieć, że w 1973 roku ówczesny dyrektor CIA Richard Helms wydał polecenie zniszczenia dokumentacji związanej z projektem. Większą część dokumentów udało się unicestwić. Z tego powodu nie da się dzisiaj dokładnie zbadać wszystkich jego szczegółów.
Projekty BLUEBIRD oraz ARTICHOKE były tworami pochodnymi MKULTRA, realizowanymi w czasie zimnej wojny na terenach USA, Kanady, Wielkiej Brytanii i ZSRR.
Przedmiotem badań była między innymi skopolamina. Warto wspomnieć, że w połączeniu np. z morfiną powoduje ona tzw. półsen, a także amnezję.
Złudzenia
Efektem badań nad skopolaminą było stwierdzenie, że skuteczność jej stosowania sprowadza się w zasadzie do jednego. Rozwiązywania ludziom języków z utwierdzeniem ich w przekonaniu, że powiedzieli znacznie więcej niż zamierzali. Czasem skłania to podejrzanych do wyznania całej prawdy.
Problem jednak w tym, że zamiast gwarancji odkrycia prawdy, uzyskujemy wgląd, częściowy, w obraz czyjejś świadomości. Często mocno zniekształcony.
W naszej kulturze wciąż pokutuje filmowy obraz, w którym więźniowi czy nieszczęsnemu agentowi z sukcesem aplikuje się skopolaminę. Tymczasem taka sytuacja nie jest obecnie możliwa.
Przez wiele lat prowadzono eksperymenty z substancjami, które uchodziły za serum prawdy. W długiej historii sposobów wydobywania prawdy, wykorzystywano, oprócz skopolaminy, także pentotalem sodu i inne barbiturany, amytal sodu oraz różne środki halucynogenne, takie jak LSD, psylocybina, amfetamina, heroina, temazepam, morfina i inne.
Okazuje się, że kluczowym czynnikiem jest tu sposób podawania serum prawdy.
Jak podać serum teściowej
Z badań wynika, że proces utraty przytomności przebiega w czterech etapach.
Etap pierwszy stanowi zniesienie świadomości. W drugim etapie, następuje utrata przytomności i zwiotczenie mięśni szkieletowych. Trzeci etap jest podobny do drugiego, z tym tylko, że dodatkowo zniesione zostają odruchy. Ostatnim, czwartym etapem jest śmierć.
W pierwszym etapie wyróżnia się trzy poziomy.
1. Niewielki stopień zniesienia świadomości (może być zerowy). 2. Oszołomienie, otępienie i nierzadko zamroczenie, pamięć wsteczna po wybudzeniu. 3. Koordynacja ruchów zostaje zaburzona, mowa jest niewyraźna. Występuje silna podatność na sugestię.
Badania przeprowadzone w latach 50. i 60. ubiegłego wieku wykazały, że najlepsze efekty uzyskuje się, co oczywiste, na trzecim poziomie etapu pierwszego. Maksymalną skuteczność można uzyskać dzięki wielokrotnemu wstrzykiwaniu serum prawdy, przez dwie do dziesięciu godzin.
Jak widać, w dziedzinie zadawania cierpień bliźniemu i grzebaniu w jego umyśle, nasza wyobraźnia nie zna granic. Biorąc pod uwagę to, czego jeszcze nie odsłoniła przed nami historia, można spodziewać się, że to dopiero wierzchołek góry lodowej.
Zredagował: Kamil Janicki
Korektę przeprowadziła: Olga Śmiełowska