„Wybaczamy i prosimy o wybaczenie” (?) „Dzikie wypędzenia” ludności niemieckiej z Polski w 1945 roku
Aż do lata 1944 roku prowincje niemieckie leżące na wschód od Nysy oraz Odry były enklawą zewnętrznego spokoju. Ludność Pomorza, Dolnego Śląska czy Prus Wschodnich, nieświadoma powagi sytuacji, znała wojnę jedynie z drugiej ręki. Co prawda coraz liczniejsze nekrologii nie pozwalały zapomnieć o ciągle trwających działaniach wojennych, jednak w świadomości ówczesnych ludzi toczyły się one gdzieś, a oni sami pozostawali poza ich zasięgiem. Swój udział w kształtowaniu tej sytuacji miała propaganda hitlerowska, która z dużą skrupulatnością dbała o to, by nikt nie dopuszczał do siebie myśli, że wojna się kończy a III Rzesza zajmie miejsce wśród przegranych. Wciąż wierzono w ostateczne zwycięstwo, dlatego do ostatniej chwili odwlekano ewakuację ludności cywilnej z terenów bezpośrednio zagrożonych przez zbliżający się front.
Ucieczka
A ten nadszedł wraz z rozpoczęciem decydującej ofensywy zimowej. W przeciągu niespełna dwóch i pół miesiąca Armia Czerwona zdołała opanować prawie cały obszar na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej. Dało to początek największej tragedii niemieckiej ludności cywilnej, która w popłochu musiała uciekać przed nadciągającym wrogiem. Siłą, która zmusiła matki z niemowlętami, starców, inwalidów oraz chorych do porzucenia swego dobytku i rozpoczęcia panicznej wędrówki w 30-stopniowym mrozie, było widmo Nemmersdorfu. Ta niewielka wioska, która jako pierwsza dostała się w ręce Rosjan, stała się teatrem wydarzeń ukazujących bezwzględność, wręcz zezwierzęcenie Czerwonoarmistów. Szybkość radzieckiej ofensywy oraz siła uderzenia uniemożliwiły przeprowadzenie ewakuacji z obszarów przyfrontowych. Dodatkowo odwlekała ją do ostatniej chwili sama NSDP, więc w momencie jej rozpoczęcia było już zdecydowanie za późno. Masy niemieckich uciekinierów dostawały się między walczące oddziały, spychane były z szosy przez czołgi, ostrzeliwane przez samoloty...
Około pięć milionów Niemców przeżyło zajęcie wschodnich terenów Rzeszy przez armię radziecką. Niemniej wkrótce i oni zmuszeni zostali do opuszczenia swojej ojcowizny. Wiązało się to bezpośrednio z wypracowaną przez PPR koncepcją państwa: Polska miała stać się krajem jednolitym narodowo, niepodkopywanym przez aspiracje mniejszości narodowych. Sam Władysław Gomułka już w 1945 roku twierdził ostro, że należy na granicy postawić straż i Niemców wyrzucać […] Zasada, którą powinniśmy się kierować, to oczyszczenie terenów od Niemców, budowa państwa narodowego . Takie stanowisko KC PPR spowodowało, że usunięcie Niemów uznano za konieczność.
„Zdechnij niemiecka świnio!”
Akcję wysiedlania zapoczątkował rozkaz Naczelnego Dowódcy Wojska Polskiego nr 0236 z dnia 10 czerwca 1945 roku. Nakazywał on podjęcie działań mających na celu uniemożliwienie powrotu ludności niemieckiej za Odrę i Nysę Łużycką oraz przystąpienie do ich bezwzględnego usuwania. Co więcej, żołnierze zostali zobowiązani do wykonywania przydzielonego im zadania w sposób tak twardy i zdecydowany, żeby germańskie plugastwo nie chowało się po domach, a uciekało od nas samo, a znalazłszy się na swojej ziemi, dziękowało Bogu za szczęśliwe wyniesienie głów. [...]. Wykonując swoje zadanie nie prosić a rozkazywać .
Przeprowadzenie akcji wysiedlenia spoczęło na brakach 2. armii Wojska Polskiego (5., 7., 8., 10., 11., 12., i 13. dywizje piechoty). Co prawda, cząstkowe wsparcie uzyskała ona od oddziałów MO, UB, KBW oraz administracji cywilnej, jednakowoż na wielu terenach brak było jakiejkolwiek koordynacji działań pomiędzy wojskiem a tą ostatnią.
Cała akcja miała rozciągnąć się na ostatnią dekadę czerwca. Na pierwszy ogień poszły przygraniczne powiaty województwa szczecińskiego, wrocławskiego, poznańskiego i olsztyńskiego. W kolejnej fazie zakres wysiedleń wojskowych na Pomorzu Zachodnim oraz Dolnym Śląsku poszerzono o część powiatów zlokalizowanych dalej, aniżeli wyznaczony pas nadgraniczny. Ostatecznie usuwano ludność niemiecką z terenów znajdujących się 150–200 km na wschód od granicy.
Polecamy e-book Szczepana Michmiela – „II wojna światowa wybuchła w Szymankowie”
Pierwsze wysiedlenia przeprowadzano w niezwykle brutalny sposób, w atmosferze powszechnego strachu, terroru i ogólnego chaosu. Właśnie tu należy szukać genezy nazewnictwa wysiedleń wojskowych z 1945 roku – zwykło się je nazywać „dzikimi wypędzeniami”. Przez cały okres ich trwania nie zatroszczono się o materialne skutki wygnania ludzi (pozostawienie ich dobytku na żer szabrowników) czy choćby odpowiednie przygotowanie transportu. Metody stosowane przez wojsko dalekie były od humanitarnego traktowania usuwanych Niemców.
Ponieważ w głównej mierze wysiedlane były kobiety, dzieci oraz osoby starsze, stawali się oni łatwymi, bo całkowicie bezbronnymi ofiarami. Na codzienność owych dni składały się rabunki, gwałty, udręka podróży czy głód. Wojenna demoralizacja, poczucie bezkarności i wzbierająca przez lata wojny nienawiść do Niemców tworzyły wyjątkowo żyzną glebę dla przemocy i brutalności. Przykładem mogą być np. wspomnienia jednej z sióstr Christiana von Krockowa: Pada strzał, bardzo głośny i bardzo bliski. Wrzask, wyłamywane drzwi, okrzyki strachu, światło latarek; szturmuje horda obrzydliwych postaci (…) nie tylko mężczyźni, ale kobiety rozszalałe baby, może najgorsze ze wszystkich, z wrzaskiem, pianą na ustach biją kogo popadnie. Znów strzały pistolety przystawiane do głów […] znikają nasze kufry, skrzynie .
Wysiedlana ludność zaskakiwana była przez żołnierzy otaczających daną miejscowość. W przeciągu bardzo krótkiego czasu musieli spakować najpotrzebniejsze rzeczy i przygotować się do dalszej, pieszej wędrówki w kierunku granicy. Otto Baumer z Gworowa w powiecie Zgorzelskim tak opisuje traumatyczny chwile rozstania z ojcowizną: wcześnie o godz. 7.00, przyszli polscy żołnierze i chcieli wygnać ludność […] Polacy rozeszli się do poszczególnych zagród i wypędzili mieszkańców pod strzałami i uderzeniami bicza z mieszkań. Na spakowanie się pozostawiono 5 minut i pozwolono zabrać tylko to, co każdy mógł unieść. Polacy zabrali co chcieli .
W zaistniałych warunkach, dobytek wysiedlanej ludności kusił niezwykłą łatwością zdobycia, polscy żołnierze nagminnie dopuszczali się więc rabunków. Źródłem ich szybkiego wzbogacania się były jednak nie tylko majątki pozostawiane przez Niemców, lecz również „konfiskata” tych nielicznych rzeczy, które pierwotnie pozwalano im zabrać. Wielokrotnie dodawano do tego „w pakiecie” także pobicia, gwałty, a nawet i morderstwa. Przemęczona ludność, bez odpowiedniego zaopatrzenia w wodę oraz żywność, często umierała po drodze przygnieciona trudem wędrówki. Po przekroczeniu granicy pozostawiano ją własnemu losowi. Ponieważ cała akcja nie została wcześniej uzgodniona z Rosjanami, szybko zaczęli oni utrudniać wysiedleńcom przechodzenie do własnej strefy okupacyjnej. W konsekwencji tysiące ludzi koczowało przy granicy, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Wikariusz Generalny Wrocławia w piśmie do biskupa Stanisława Adamskiego tak oceniał ówczesną sytuację Niemców: nędza wysiedlonych jest nie do opisania. Nie widzą oni celu przed sobą. Dochodzą do Nysy Łużyckiej, gdzie wszystko się tłoczy, gdzie nie ma żywności ani schronienia. Szerzy się epidemia samobójstw […] Metody stosowane podczas wysiedleń kompromitują Polskę na arenie międzynarodowej .
Wstrzymanie „dzikich wypędzeń”
W połowie lipca 1945 roku, po głośnych protestach radzieckich oraz ostrej krytyce ze strony polskiej administracji, dowództwo wojska wstrzymało kontynuowanie akcji. Według licznych opinii przedstawicieli administracji terenowej, decyzja o wysiedleniu ludności niemieckiej już w 1945 roku podjęta została zbyt pochopnie. W konsekwencji, patrząc z perspektywy zaledwie dwóch miesięcy, niekorzystnie odbiła się ona na (i tak już wyjątkowo trudnej) sytuacji gospodarczej. Wobec deficytu polskich osadników, ludność niemiecka była niezbędna do przeprowadzania prac polowych, takich jak zbiór ziemniaków czy zboża. Wyludnienie stwarzało także szerokie pole do popisu dla szabrowników. W tym czasie ani administracja cywilna, ani wojsko nie dysponowały dostatecznymi siłami, by zapobiec grabieży i dewastacji majątku pozostawionego przez Niemców.
U podstaw tzw. „dzikich wypędzeń” legła chęć jak najszybszego usunięcia ludności niemieckiej z terenów byłych wschodnich prowincji III Rzeszy. Pamiętajmy, że rozpoczynała się już wówczas konferencja w Poczdamie, gdzie miały ważyć się losy przyszłych granic Polski. Wysiedlenia wojskowe za swój główny cel miały więc postawienie obradujących aliantów wobec faktów dokonanych. Ówczesna propaganda niezwykle głośno podnosiła, iż dzięki przeprowadzonej akcji wysiedleń przygotowywano miejsce dla osadników wojskowych. To właśnie oni mieli stać się pierwszą podporą stworzonego nad Odrą i Nysą Łużycką „bastionu polskości”.
Spodobał ci się nasz artykuł? Podziel się nim na Facebooku i, jeśli możesz, wesprzyj nas finansowo. Dobrze wykorzystamy każdą złotówkę! Kliknij tu, aby przejść na stronę wsparcia.
„Wybaczamy i prosimy o wybaczenie” (?)
Polskie spojrzenie na tamte wydarzenia pozostaje w znacznej rozbieżności z punktem widzenia strony niemieckiej. Nie chodzi tu wyłącznie o stosowanie odmiennego nazewnictwa. Polscy osadnicy, którzy w 1945 roku przybyli na dawne tereny niemieckie, nie mieli poczucia wyrządzonego zła. Przejęcie tych ziem powszechnie traktowano jako naturalną rekompensatę za utracony wschód; wysiedlenie zamieszkałych tam Niemców było równoznaczne z „robieniem miejsca” dla uciekinierów zza Buga.
Jednak czy w polskiej mentalności istnieje w ogóle świadomość dopuszczenia się nadużyć związanych z wysiedleniami Niemców? I czy umiemy (powinniśmy?) wziąć za nie odpowiedzialność?
Wyjątkowo brutalny i bezwzględny przebieg wysiedleń ludności niemieckiej legł u podstaw przekonania, że zemsta i odwet na „barbarzyńskim najeźdźcy” jest prawem naturalnym za jego ludobójstwo i terror. Polacy dawali w ten sposób upust olbrzymim pokładom frustracji i cierpienia, które kumulowały się w nich przez pięć lat okupacji. Pragnęli „sprawiedliwości dziejowej”, nawet gdyby miała być okupiona krwią i cierpieniem cywilnej ludności niemieckiej. Takie stanowisko bezpośrednio wiązało się także z wypaczonym wyobrażeniem odpowiedzialności za wojnę w ogóle, sprowadzającym ją do tzw. winy kolektywnej. W ogólnym mniemaniu wszyscy Niemcy obciążeni byli odpowiedzialnością za zbrodnie hitleryzmu, zarówno w tym sensie, że naród ten zrodził i doprowadził do potęgi Hitlera, jak też dlatego, iż zbrodnie popełniano w jego imieniu i niejako jego rękami . Nawet jeszcze w 1946 roku stosowanie odpowiedzialności indywidualnej nie było możliwe wobec podnoszonych ciągle głosów sprzeciwu. W szczególności dla wielu publicystów PSL oczywistym było, że sprawcą niesłychanego cierpienia ludzkości nie jest specjalnie sam tylko hitleryzm, lecz cały naród niemiecki. Hitler był tylko najpełniejszym wyrazicielem i wykonawcą zbrodniczych i barbarzyńskich popędów .
Musimy jednak pamiętać, że przeprowadzone wysiedlenia (tak ludności polskiej, jak i niemieckiej) były wynikiem nowego podziału Europy po II wojnie światowej. O losach milionów decydowały jednostki. To one kształtowały bieg historii. Rola ludności cywilnej sprowadzała się do bycia niewiele znaczącym ogniwem działającej machiny wojennej. Nie mając żadnego wpływu na przebieg wydarzeń, zmuszona była przyjąć narzucaną odgórnie gehennę, śmierć, nowe ojczyzny, których fundamentem był ogrom męki, upokorzenia i dramat milionów osób, zmuszonych porzucić swoje ojcowizny.
Wspólnego mianownika dla wysiedleń polskiej i niemieckiej ludności możemy doszukiwać się więc w jej bezsilności i cierpieniu. Czy ból niemieckiej rodziny porzucającej cały dobytek życia, jest inny niż polskiej? Krzywda zawsze pozostanie krzywdą, niezależnie kto, komu i w jakich warunkach ją wyrządził. Dlatego powinniśmy spojrzeć sprawiedliwie na minioną przeszłość. Na winy cudze i swoje.
Zapisz się za darmo do naszego cotygodniowego newslettera!
Bibliografia
- Bachmann K, Przeprosić za wypędzenia? O wysiedleniu Niemców po II wojnie światowej, Kraków 1997.
- Borodziej W, Kompleks wypędzenia, Kraków 1998.
- Tenże, Od Poczdamu do Szklarskiej Poręby – Polska w stosunkach międzynarodowych 1945–1947, Londyn 1990.
- Dmitrów E, Niemcy i okupacja hitlerowska w oczach Polaków, Warszawa 1987.
- Dominiczak H, Z dziejów politycznych Polski 1944–1984, Warszawa 1984.
- Materski W, Teheran – Jałta – San Francisco – Poczdam, Warszawa 1987.
- Nitschke B, Wysiedlenia ludności niemieckiej z Polski w latach 1945–1949, Zielona Góra 1999.
- Tenże, Wysiedlenie czy wypędzenie? Ludność niemiecka w Polsce w latach 1945 – 1949, Warszawa 2000.
- Pappai A.S, Wypędzenia i co dalej? Materiały z seminarium polsko-niemieckiego dla studentów, Warszaw 2006
- Urban T, Utracone ojczyzny: wypędzenia Niemców i Polaków w XX w, Warszawa 2007.
Zobacz też:
- „Wysiedlenia, wypędzenia i ucieczki 1930–1959. Atlas ziem Polski” (recenzja)
- Die Gustloff” (reż. Joseph Vilsmaier)
- Ilu wywieziono na „nieludzką ziemię”?
Redakcja: Roman Sidorski