Wrzesień Jana Karskiego
Zobacz też: 1 września 1939 roku i kampania wrześniowa - jak Niemcy zaatakowały Polskę?
Do żołnierzy 5 dywizjonu artylerii konnej w Oświęcimiu dotarła drogą radiową odezwa prezydenta Ignacego Mościckiego „Do Narodu” w związku z agresją Niemiec na Polskę, wzywająca do rzetelnego wykonania obowiązków obywatelskich i wyrażająca nadzieję na zwycięstwo oręża polskiego. W tym samym duchu brzmiał rozkaz Naczelnego Wodza marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego: „Żołnierze! Niemcy – odwieczny nasz wróg – napadł 1 września 1939 r. na Rzeczpospolitą, naruszając całą naszą granicę. Nadszedł czas wypełnienia naszego żołnierskiego obowiązku. Żołnierze! Walczycie o istnienie i przyszłość. Za każdy krok zrobiony w Polsce musi wróg drogo zapłacić swą krwią. Każdy z was, ufny w słuszność naszej sprawy i sprawiedliwość Bożą, musi zdobyć się na najwyższy wysiłek, by jak najtwardziej wypełnić nakaz obowiązku i honoru. Bez względu na długotrwałość wojny i poniesione ofiary – ostateczne zwycięstwo będzie należało do nas i do naszych sprzymierzeńców”.
Kapelan dywizjonu ppor. Kozielewskiego zapoznał żołnierzy z listem ks. Józefa Gawliny – biskupa polowego: „Wojna nasza to wojna święta. Oczyśćcie więc serca i uświęćcie dusze wasze. Bądźcie godnymi bojownikami Boga i Polski. Odrzućcie od siebie wszystko, co poziome, grzeszne, niegodne. Bądźcie pewni zwycięstwa”.
To związanie wysiłku żołnierskiego z etosem chrześcijańskim, o którym traktowały cytowane rozkazy, będzie towarzyszyło Kozielewskiemu przez całą wojnę.
Już w pierwszych dniach jej trwania przeżył konfrontację optymistycznych przewidywań z olbrzymią przewagą wroga, dysponującego silnym lotnictwem, bronią pancerną i rozbudowaną agenturą wśród mieszkańców południowej Polski. Jak wspominał: „Koszary zostały zniszczone niemal całkowicie. Dworzec kolejowy zrównany z ziemią i kiedy okazało się, że nie da się powstrzymać natarcia Niemców, dano rozkaz odwrotu. Nasza bateria rozerwana miała opuścić miasto w szyku bojowym, pod bronią, z zapasem amunicji i prowiantu posuwała się w kierunku Krakowa”.
Jego bateria jak większość oddziałów była nękana stałymi atakami lotniczymi i atakami „zza węgła” niemieckiej piątej kolumny, a na terenach Ziemi Lwowskiej i Podola przez grupy nacjonalistów ukraińskich. Oddziały polskie wymieszane z ludnością cywilną z trudem kierowały się, zgodnie z rozkazem Naczelnego Wodza, ku granicy z Rumunią lub Węgier. Jak pisał po latach: „Tysiące samolotów leciało na ośrodki przemysłowe, transportowe i komunikacyjne, na zgrupowanie wojsk i bazy lotnicze, niszcząc je ciężkimi bombardowaniami. Bezbronne miasta i miasteczka zaatakowały stukasy (bombowce nurkujące), powodując panikę, której skutkiem było bezładne i rozpaczliwe przemieszczanie się mas ludności. Pogłębiało to jeszcze ogólny chaos i zamieszanie. Polacy mieli nie więcej niż 770 samolotów, z których połowę używano do celów szkoleniowych bądź remontowano. Dysponowali zaledwie 170 myśliwcami nieodpowiednimi dla operacji w nowoczesnej wojnie. Wkrótce też stało się oczywiste, że nie mieli skutecznych środków do obrony przeciwlotniczej. Zmotoryzowane dywizje pancerne wkroczyły od północy, zachodu i południa, okrążając, odcinając i rozbijając polskie oddziały wojskowe. […] Strategia polska zorientowana była na działania defensywne. Oparta była na założeniu, że atak Niemców spotka się z natychmiastową francuską i brytyjską odprawą na lądzie, morzu i w powietrzu”.
3 września 1939 r. dotarła widomość o formalnym przystąpieniu Wielkiej Brytanii i Francji do wojny po stronie walczącej Polski. W Warszawie i w całym kraju, także w cofających się zdziesiątkowanych oddziałach polskich wywołało to euforię. Nie trwała jednak długo, gdyż kraje te nie rozpoczęły działań militarnych. Tego dnia wojska niemieckie, po wygranych bitwach, zajęły Częstochowę, Katowice, Chorzów, Toruń, Bydgoszcz i zbliżały się do Poznania oraz Krakowa. 5–6 września rozbiły Armię „Łódź” pod Piotrkowem i Tomaszowem Mazowieckim, a 8–12 września weszły nad środkową Wisłę (od Warszawy do Sandomierza). 7 września przekroczyły Narew, 9 września sforsowały dolny Bug, a 10 września przekroczyły San. Walczące oddziały polskie nie wiedziały, że – jak napisał Karski – „4 i 6 września odbyły się w Paryżu międzysojusznicze konferencje wojskowe (z udziałem Gamelina, Ironside’a i marszałka Royal Air Force Cyrila Newalla). Wszyscy uczestnicy zgodzili się co do tego, że nie należy podejmować żadnej ofensywy generalnej na froncie wschodnim, że Polska będzie musiała sama ponieść główny ciężar niemieckiej napaści, doznać klęski, a następnie, po wojnie powróci się jej niepodległość. 8 września Daladier, Gamelin i generał Vuillemin ustalili zgodnie, że francuskie bombowce nie powinny bombardować Niemiec, z wyjątkiem obiektów ściśle wojskowych. Obawiano się, że bombardowania mogłyby spowodować odwet na francuskiej ludności cywilnej. Następnego dnia oceniano sytuację w Polsce jako beznadziejną, a zatem uznano bombardowanie Rzeszy za bezcelowe”.
7 września po morderczych atakach niemieckich padło Westerplatte. Po przejściowych sukcesach połączonych armii „Poznań” i „Pomorze” w bitwie nad Bzurą, stoczonej pod dowództwem gen. Tadeusza Kutrzeby 9–19 września, jej rozbite oddziały przedostały się do otoczonej Warszawy, która broniła się do 28 września. Na agresję sowiecką na Polskę 17 września 1939 r. stolica RP odpowiedziała konsolidacją swej obrony i powołaniem Komitetu Obywatelskiego Obrony Warszawy, na wzór Rady Obrony Stolicy z 1920 r.
Załoga Helu broniła się do 2 października, a grupa operacyjna gen. Franciszka Kleeberga „Polesie” do 5 października 1939 r. Część rozbitych oddziałów polskich przekształciło się w oddziały partyzanckie i prowadziło walkę do lata 1940 r. Wśród nich wyróżniał się oddział mjr. Henryka Dobrzańskiego (Hubala) walczący na Kielecczyźnie.
Powyższy fragment pochodzi z:
Podsumowując po latach kampanię wrześniową, Karski podkreślał: „Polaków nie należy jednak winić za upadek kraju. Jego los nie był w ich rękach. Jakiekolwiek bowiem były zasługi i błędy polskiej polityki, los Polski zależał od wielkich mocarstw. W otoczeniu ekspansjonistycznych Niemiec i Rosji – a każdy z tych krajów był silniejszy od Polski – polityka równowagi jakkolwiek racjonalna mogłaby się wydawać – nie wystarczała. Polacy byli zbyt słabi, aby ją narzucić. Zaufanie do Francji i Wielkiej Brytanii – z traktatami czy bez – okazało się iluzją. W zasadzie Polska była zaledwie przedmiotem wielkich mocarstw – tak nieprzyjaciół, jak i przyjaciół – ich zmiennych wzajemnych stosunków i chwilowych interesów – rzeczywistych bądź urojonych. Polacy nie byli w mocy tego zmienić. Ale naród polski nie poddał się. Zahartowani przez bolesne wydarzenia historii, niezachwiani w swym patriotyzmie i ukochaniu wolności – Polacy mieli nadal prowadzić walkę. […] Już wkrótce Niemcy mieli podbić wiele krajów – niemal całą Europę, ale Polska miała być jedynym narodem, który nie utworzył rządu quislingowskiego”.
Po piętnastu dniach marszu rozbity oddział podporucznika Kozielewskiego stanął w Tarnopolu. Po drodze przedzierał się przez bombardowane szosy pełne ludności cywilnej i rozbitych oddziałów polskich, które przez takie miasta Podola, jak Tarnopol, Czortków, Brody, Złoczów, Brzeżany, Buczacz zmierzały do granicy z Rumunią. Polska ludność tego regionu, dominująca na wsiach Podola, z serdecznością odnosiła się do polskich żołnierzy, w przeciwieństwie do części chłopstwa ukraińskiego. Polacy bali się nowej okupacji sowieckiej, której okropność znali już z 1920 r.
17 września 1939 r. do Tarnopola wkroczyły oddziały Armii Czerwonej, głosząc wspólną walkę z Niemcami, hasła obrony ludności ukraińskiej i białoruskiej oraz walkę z obszarnikami i burżuazją tych ziem, którzy byli bazą społeczną ich okupacji przez Polskę. Oddziały te były serdecznie witane przez biedotę żydowską sympatyzującą z ruchem komunistycznym i ukraińską biedotę chłopską czekającą na pogrom dobytku i ziemi polskich majątków ziemiańskich. W 40-tysięcznym Tarnopolu, zatłoczonym przez uchodźców i polskich żołnierzy, na sowiecki rozkaz złożenia broni jeden z oficerów miał odwagę krzyknąć: „Bracia! To jest czwarty rozbiór Polski. Boże, zlituj się nad nią!”. Wkrótce został aresztowany i prawdopodobnie podzielił los polskich ofiar katyńskiej zbrodni NKWD. Polskich jeńców podzielono na dwie grupy: żołnierzy i oficerów. Oficerów wywieziono bydlęcymi wagonami do obozu Kozielszczyzna (chodzi prawdopodobnie o Kozielsk), który był jednym z ośmiu obozów podlegających powołanemu 19 września 1939 r. przez Ławrientija Berię Zarządowi ds. Jeńców Wojennych i Internowanych. Wojskowych skierowano do budynku cerkwi i zabudowań klasztornych. Policjantów i urzędników zamknięto w prymitywnych komórkach na podwórzu.
Kozielewski zgłosił się do ciężkiej pracy mycia kotła, myśląc o ucieczce. „Do zamkniętych w obozie jeńców – pisał Maciej Kozłowski – dotarła wiadomość, że istnieje szansa wydostania się zza drutów. Sojusznicy, Rosja sowiecka i hitlerowskie Niemcy, postanowiły bowiem dokonać wymiany jeńców. Zarządzono, że polscy żołnierze, ale nie oficerowie, pochodzący z terenów wcielonych do III Rzeszy mogą zostać wymienieni za znajdujących się w niewoli niemieckiej żołnierzy z terenów zajętych przez Związek Sowiecki. Kozielewski dostrzegł w tym swą szansę. Wszak urodził się w Łodzi, która obecnie, jako Litzmanstadt, wcielona została do Rzeszy. Ma ze sobą metrykę urodzenia. […] Trzeba tylko zamienić mundur oficerski na mundur szeregowca, co przychodzi łatwo, i zgłosić się do władz obozowych”.
W ponury jesienny dzień w pogranicznym Przemyślu nastąpiła wymiana dwóch jenieckich kolumn. Jedna udała się na Zachód, druga na Wschód. Niemcy kierowali jeńców do obozu w Prusach Wschodnich. Przechodząc przez most, jedni drugim zarzucali bezmyślne pakowanie się do piekła.
Jak pisał Andrzej Żbikowski: „Na początku października zapadła decyzja o zwolnieniu z obozów szeregowców, od 7 do 18 października zwolniono 42,5 tys. szeregowych i podoficerów pochodzących z centralnej i zachodniej Polski. Zatrzymano w sowieckiej niewoli 25 tys. szeregowych i podoficerów, wykorzystanych następnie przy budowie dróg. 12 tys. osób skierowano do pracy przymusowej w Zagłębiu Donieckim. 18 tys. internowanych oficerów, policjantów i zmobilizowanych urzędników państwowych zamordowano w 1940 roku w ramach „operacji katyńskiej”. Wspomniane 42 tys. „zwolnionych” żołnierzy Sowieci przekazali między 24 października a 23 listopada wojskowym władzom niemieckim. Wśród szeregowców wysłanych w końcu października przez most w Przemyślu […] znalazł się także Karski. Pierwszym etapem był niemiecki stalag pod Kielcami, gdzie zapewne spędził dwa tygodnie. Momentem zwrotnym w jego życiu stała się ucieczka z pociągu wiozącym jeńców do obozu pracy”.
Dobrze wysportowany przez harcerstwo Kozielewski nie miał problemu, by wraz z kilkunastoma towarzyszami podróży wyskoczyć z pociągu jadącego z prędkością 30 km na godzinę. Korzystając z życzliwości rodaków, głównie chłopów Kielecczyzny i południowego Mazowsza, Kozielewski w listopadzie 1939 r. dostał się do „Ziemi obiecanej” – okupacyjnej Warszawy.
Powyższy fragment pochodzi z:
Bilans wrześniowej obrony miasta był bolesny. Śmierć ok. 6 tys. żołnierzy i ok. 25 tys. osób cywilnych. Liczba rannych, według prowizorycznych obliczeń, wynosiła 16 tys. żołnierzy i 20 tys. osób cywilnych. Do niewoli dostało się 5031 oficerów oraz 97 425 podoficerów i szeregowców, których zwolniono z rejonów koncentracji. Zniszczeniu uległo 10,6% budynków, w tym wiele zabytkowych w reprezentacyjnej dzielnicy miasta. Straty, według szacunków prof. Mariana Lalewicza, przekroczyły 3 mld zł przedwojennych. Mieszkańcy stolicy w tym czasie z dumą wymieniali nazwiska organizatorów wrześniowej obrony – generałów Juliusza Rómmla i Waleriana Czumę, komisarza cywilnego przy Dowództwie Obrony Warszawy Stefana Starzyńskiego aresztowanego 27 października, jego następcę prezydenta Jana Pohoskiego zamordowanego później w Palmirach.
W Warszawie będący w konspiracji Jan Kozielewski odwiedził siostrę Lilii mieszkającą na Pradze i 38-letniego szwagra konstruktora, którego później rozstrzelali Niemcy. Zatrzymał się u kolegi – skrzypka żyjącego z korepetycji, które organizował w ramach Towarzystwa Kursów Szkoły Ludowej. Spotkania kursantów były przerywane jego koncertami.
Kolega wciągnął Jana do podziemnej organizacji – Służby Zwycięstwu Polski (SZP) powstałej 27 września 1939 r. 11 listopada tegoż roku ogłoszono „Deklarację ideową” tej organizacji, w której podkreślano: „Żołnierz obywatel podziemia krajowego, stając do wysiłku niepodległościowego z organizacji SZP z własnego nakazu obywatelskiego, występuje w roli Polaka świadomego i swych obowiązków, i swych praw w państwie. Stając do nowej fazy obowiązków, jaką jest walka o uratowanie niepodległości, podejmuje ją nie dla szukania wojennych przygód i wojennej chwały i nie do wypełnienia najemnego niemowy w służbie różnorodnych partii politycznych, lecz roli równorzędnego współobrońcy i współbudowniczego przyszłości narodu, pozostającego w bezpośredniej i ponadpartyjnej dyspozycji Naczelnych Władz Państwa. Jako takiemu nie będzie mu obojętną czyjakolwiek działalność godząca w dobro państwa, jak i to, ku jakiemu ustrojowi będą partie zdążać”. W cytowanej „Deklaracji” uwagę zwraca akcent na ponadpartyjną służbę żołnierza SZP. Ten nakaz głęboko wziął sobie do serca Kozielewski.
Jako absolwent studiów dyplomatycznych Uniwersytetu Lwowskiego z oburzeniem przyjął tekst oświadczenia części pisarzy i artystów polskich z 19 listopada 1939 r., narzucony przez okupacyjne władze sowieckie, w którym czytał: „Pisarze i artyści, bez względu na swoją narodowość, mają przed sobą otwarte podwoje wielkiej sztuki socjalistycznej, sztuki szczerze służącej kulturalnym i moralnym ideałom ludzkości”. Oświadczenie to podpisali m.in. Władysław Broniewski, Jerzy Borejsza, Tadeusz Boy-Żeleński, Aleksander Weintraub, Halina Górska, Stanisław Jerzy Lec, Leon Pasternak, Adam Polewka, Wojciech Skuza, Elżbieta Szempolińska, Emil Szerer, Aleksander Wat i Adam Ważyk.
Jan Kozielewski w konspiracji posługiwał się innymi danymi osobowymi: Witold Kucharski, urodzony w 1915 r. w Łukowie, zawód – nauczyciel. Kolega, który wciągnął go do konspiracji, wykonywał wyroki na gestapowcach. Wkrótce został aresztowany, torturowany i rozstrzelany.
Szczególną odwagą i poświęceniem wyróżniały się kobiety, które ułatwiały Kucharskiemu, a później Karskiemu konspiracyjny byt. Były to osoby o wysokim poczuciu obowiązku obywatelskiego.
Pierwszą misję konspiracyjną wykonywał Kucharski do Poznania. Jak pisał jego przyjaciel Stefan Korboński: „Na wcielonych do Rzeszy, na mocy dekretu Adolfa Hitlera z 8 października 1939 r., terenach województw poznańskiego, pomorskiego, śląskiego, większości województwa łódzkiego, północnej części województwa warszawskiego oraz drobniejszych części krakowskiego i kieleckiego Polacy zostali pozbawieni wszelkich praw i poddani wraz z Żydami ustawodawstwu specjalnemu. […] Konfiskowano Polakom gospodarstwa rolne, warsztaty rzemieślnicze, gabinety lekarskie i dentystyczne, sklepy i mieszkania oddawane nowym osiedleńcom. Ludność ziem wcielonych do Rzeszy została zamieniona na niewolników związanych jak chłop pańszczyźniany z miejscem pracy, którego nie wolno było opuścić pod surowymi karami. Młodzież urodzona w latach 1910–1924, po wpisaniu jej na «volkslistę» w roku 1942, pobrano przymusowo do wojska. […] Obok tego wszystkie szkoły wyższe i średnie zostały zamknięte, zaś w rzadkich szkołach elementarnych wprowadzono tylko naukę języka niemieckiego i rachunków. Język polski poza domem został zakazany, prasa polska zlikwidowana, biblioteki i księgarnie spalone, muzea i archiwa bądź wywiezione do Rzeszy, bądź również spalone”.
Powszechne oburzenie w Polsce wywołał wówczas sowiecko-litewski układ z 10 października 1939 r. o oddaniu Litwie Wileńszczyzny, z polską większością etniczną, w zamian za zgodę zajęcia w tym kraju baz wojskowych przez Armię Czerwoną. Po wkroczeniu oddziałów litewskich na Wileńszczyznę ogłoszono stan wojenny. Do wymiany złotych na lity uprawniono tylko stałych mieszkańców Wilna i okolic. Było to uderzenie w interesy rzeszy polskich i żydowskich uchodźców wojennych. Komendant wojenny w Wilnie płk Kamas w swych rozkazach zabronił Polakom gromadzić się w grupach powyżej 5 osób, śpiewać i agitować na ulicach, chodzić w polskich mundurach. Nieprzestrzegającym jego rozkazów groziły wysokie kary pieniężne lub więzienie do 3 miesięcy. Bolesnym uderzeniem w polskość Wileńszczyzny były likwidacja polskiego Uniwersytetu Stefana Batorego i ograniczanie języka polskiego w kościołach katolickich przez litewskich biskupów. Mimo tych wszystkich ograniczeń okupacja litewska na tle okupacji niemieckiej, sowieckiej, a także słowackiej w rejonie Tatr, była najbardziej liberalna.
Powyższy fragment pochodzi z:
W takich warunkach niespotykanego dotychczas na ziemiach Polski terroru niemieckiego i sowieckiego rodziły się elementy Polskiego Państwa Podziemnego, zdominowane przez członków lub sympatyków Stronnictwa Ludowego, Polskiej Partii Socjalistycznej oraz Stronnictwa Narodowego i Stronnictwa Pracy, z którymi Kucharski (Kozielewski) nawiązywał kontakt z ramienia warszawskiej centrali.
Do zróżnicowanej początkowo konspiracji pod względem organizacyjnym i programowym, która starała się utrzymywać kontakt z rządem gen. Władysława Sikorskiego w Angers, trafił Kozielewski. Został zaprzysiężony do SZP przez Mariana Borzęckiego, „Prezesa” pierwszej komórki organizacyjnej „Komitetu Obywatelskiego”. Był on wybitnym działaczem samorządowym, byłym wiceprezydentem Warszawy i jednym z przywódców liberalnego skrzydła Stronnictwa Narodowego uznającego zwierzchnictwo gabinetu gen. Sikorskiego.
Według relacji Kozielewskiego Marian Borzęcki zwrócił się do przedstawicieli głównych konspiracyjnych partii politycznych następującymi słowami: „Postanowiłem wysłać tego młodego człowieka do Paryża, z misją. Żeby nie było nieporozumień, powiem panom teraz, z jaką misją ten człowiek pojedzie. Jest zaprzysiężony, zna języki, zna Europę, nie zawiedzie nas. Przysiągł, że natychmiast po wykonaniu misji wróci, najszybciej jak tylko będzie to możliwe. Misja jest następująca; dyktatura Piłsudskiego doprowadziła Polskę do zguby. […] Po nim najgorsi ludzie wykonywali władzę, nie było demokracji, partie polityczne były gnębione. Obecnie Polska jest w upadku, wyłaniają się najprzeróżniejsze organizacje podziemne. Ci ludzie nie mają ani pieniędzy, ani doświadczenia, wszyscy zginą. Należy zorganizować ruch podziemny pod przewodnictwem generała i wodza naczelnego Sikorskiego. Jeżeli generał zaniedba tę sprawę, stanie się to, co się stało po pierwszej wojnie światowej – sanacja opanuje organizację podziemną. Już jest organizacja wojskowa, są oficerowie. Ale wszyscy ci oficerowie to piłsudczycy, senatorzy, zrobią z generałem to, co Piłsudski zrobił z Dmowskim i Paderewskim: wykorzystał ich, ale do władzy nie dopuścił. Rządził sam. To samo zrobi sanacja z generałem. Otóż generał powinien wyznaczyć oficjalnie delegata rządu – to powinno być w prasie ujawnione społeczeństwu – i ten człowiek musi mieć całkowite zaufanie generała. Otóż tym człowiekiem jest pan Ryszard [Świętochowski – przyp. aut.]. Ten oto młody człowiek pojedzie i wróci z nominacją pana Ryszarda – nie wymienia nazwiska. Jakie jest zdanie panów? Wszyscy się zgodzili”.
Podporucznik Kozielewski – Witold Kucharski miał złożyć w Paryżu relację o sytuacji w okupowanym kraju. Przed wyjazdem skontaktował się z bratem Marianem Kozielewskim, który prosił go o przywiezienie opinii gen. Sosnkowskiego na temat tego, czy ma pozostać na stanowisku komendanta Policji Granatowej w Warszawie, czy ma przejść do działalności podziemnej.
Jak pisał Maciej Kozłowski: „Po zaopatrzeniu w fałszywe papiery przez «Prezesa» i złote dolarówki przez bratową emisariusz Witold wyrusza pociągiem do samego Przemyśla, gdzie przed paroma miesiącami w jenieckim konwoju przekraczał nowo tworzoną granicę między zaborem niemieckim a sowieckim. Ma tym razem nielegalnie przekroczyć granicę, dotrzeć do Lwowa, przekroczyć granicę między sowiecką Ukrainą a Rumunią, gdzie nadal urzęduje polska ambasada, która ma zorganizować jego dalszą podróż do Francji”.
We Lwowie Kozielewski – Witold Kucharski korzystał z pomocy zaprzyjaźnionej rodziny żydowskiej. Po zorientowaniu się, że granica sowiecko-rumuńska jest ściśle strzeżona i że nie mógłby skorzystać z zaufanego przewodnika, postanowił wrócić do Warszawy. Wcześniej jednak odwiedził znajomych profesorów z Wydziału Prawa Uniwersytetu Jana Kazimierza, którzy początkowo – wystraszeni metodami NKWD stosowanymi wobec inteligencji polskiej – przyjęli go nieufnie. Skontaktował się też ze swym kolegą, działaczem Związku Polskiej Młodzieży Demokratycznej (ZPMD) Jerzym Lerskim, z którym służył w Szkole Podchorążych Rezerwy Artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim. Na studiach Lerski, mający olbrzymie powodzenie wśród kobiet, był znany jako arbiter elegancji i dużej odwagi w walce z bojówkami prawicy narodowej. Wkrótce po tym spotkaniu Lerski przez Węgry przedostał się do Paryża i pełnił funkcję emisariusza Rządu RP na Uchodźstwie.
Okupacja sowiecka objęła województwa wileńskie, poleskie, białostockie, wołyńskie, tarnopolskie, lwowskie i stanisławowskie. Ziemie te wcielono w skład ZSRR na podstawie sterroryzowanych wyborów. Ich mieszkańcom nadano obywatelstwo sowieckie, czego konsekwencją była służba młodzieży męskiej w armii sowieckiej.
Sowieckie reformy gospodarcze doprowadziły do nędzy ludności polskiej Kresów Wschodnich. Upaństwowienie prywatnych majątków ziemskich po ich rozgrabieniu, zakładów przemysłowych, banków, kas oszczędnościowych, instytucji ubezpieczeniowych, zablokowanie wszystkich kont bankowych i drakońskie rekwizycje na rzecz Armii Czerwonej doprowadziły do powszechnej pauperyzacji. W sklepach zabrakło nawet soli, zapałek i octu.
Jak pisał Stefan Korboński: „Zamiast urzędowego języka polskiego został wprowadzony na papierze białoruski i ukraiński, a w rzeczywistości rosyjski. Zamknięto kilka tysięcy kościołów i klasztorów, a ich budowle przeznaczono na inne cele. Również na tych ziemiach kapliczki przydrożne zostały zburzone, a krzyże ścięte i spalone”.
Deportacja do Kazachstanu i innych regionów azjatyckich objęła ponad 400 tys. obywateli polskich. Aresztowani oficerowie, policjanci, strażnicy więzienni i inni urzędnicy stali się ofiarami zbrodni katyńskiej. Wymordowano także wielu ziemian i członków administracji dworskich.
W szkolnictwie wszystkich typów wprowadzono sowiecki program i obowiązkowy język rosyjski. Z radia i ekranów kinowych płynęła wulgarna propaganda sowiecka wzywająca do aktywnej walki z wrogami klasowymi. NKWD rozbudowując sieć kontroli na terenach okupacji sowieckiej, bardzo zręcznie wykorzystywało antagonizmy narodowościowe i społeczne.
Po powrocie Kozielewskiego (Kucharskiego) do Warszawy podziemna organizacja warszawska zamierzała wysłać go do Paryża, tym razem przez Tatry, Słowację i Węgry. Miał teraz czas na lepsze przygotowanie się do tej podróży, która wymagała dobrej orientacji w instytucjach rozbudowywanego Polskiego Państwa Podziemnego.