Wojciech Orliński – „Lem w PRL-u, czyli nieco prawdy w zwiększonej objętości” – recenzja i ocena
Wojciech Orliński – „Lem w PRL-u, czyli nieco prawdy w zwiększonej objętości” – recenzja i ocena
Gdyby pewnego listopadowego dnia Anno Domini 1955 Stanisław Lem nie podjął drobnej z pozoru decyzji, że od tego momentu korespondencję z ważnymi ludźmi i instytucjami zacznie pisać przez kalkę, z dużym prawdopodobieństwem większość listów zamieszczonych w zbiorze „Lem w PRL-u” nie przetrwałaby do tej pory. Inauguracja „Ery Kalki” – jak nazywa ją autor recenzowanego wyboru Wojciech Orliński – sprawiła, że oryginały listów trafiały do adresatów, a kopie wzbogaciły domowe archiwum Lema. Dzięki temu dzisiaj i my możemy zanurzyć się w życiu i codzienności pisarza, który własnemu talentowi i trudowi zawdzięczał osiągnięcie sukcesu na skalę międzynarodową. A to wszystko w siermiężnych czasach PRL-u, kiedy niewielu śnił się postęp w postaci otwartych granic i rynków, sprawnych telefonów, a już zwłaszcza szybkiego internetu.
Ale od początku. Lem w latach 50. XX w. staje się coraz popularniejszym autorem. Zaczyna korespondować z instytucjami filmowymi w sprawie ekranizacji swoich dzieł: „Szpitala Przemienienia”, „Astronautów”, „Przekładańca”, przygód Pilota Pirxa. Flirt pisarza z kinem i teatrem, choć niesie z sobą obietnicę prestiżu, sławy i większych zarobków, obarczony jest ryzykiem: zbyt mały budżet, kiepska scenografia, scenariusz daleki od powieściowego oryginału, a finalnie słaba ekranizacja sprawiają, że – nolens volens – niepowodzenie staje się również udziałem samego pisarza. Lem, początkowo przychylnie nastawiony do prób przenoszenia swoich dzieł na ekrany kinowe lub deski teatralne, z biegiem czasu i wysyłaniem kolejnych listów nasiąka goryczą, którą niektórzy nazywają doświadczeniem.
Podobnie wyglądają pozostałe aspekty jego życia. Korespondencja zebrana w tomie „Lem w PRL-u” została podzielona na cztery części: o ekranizacjach utworów, niegdysiejszym życiu literackim, motoryzacji i przygodach z kolejnymi samochodami, a także rozmaitych aspektach egzystowania w PRL-u doprawionym biurokracją i cenzurą. Cenne i interesujące są wstępy do każdego z tych zbiorków:** Orliński naświetla w nich ówczesną sytuację pisarza, tłumaczy kontekst powstania niektórych listów,** a do całości wydarzeń dodaje tło historyczne (np. w przypadku intensywnej wymiany korespondencji dotyczącej stypendium, które Lem chciał ufundować dla młodych tłumaczy, a która nagle się urwała).
Szczególną gratką dla miłośników twórczości autora „Bajek robotów” są niepublikowane dotąd listy dotyczące istotnych dla lemologów spraw: stąd dowiadujemy się, kiedy konkretnie został powołany do życia Ijon Tichy, jak wyglądały szczegóły konfliktu z Philipem K. Dickiem oraz co było powodem, dla którego Lem nie chciał pisywać do jedynego polskiego czasopisma poświęconego fantastyce. Jadowite i szczegółowe „listy rozwodowe” skierowane do różnych osób i instytucji, choć ze względu na ostry język autora miewają obecnie wydźwięk humorystyczny, to pokazują również, że czasem przyczyną nieporozumienia i zerwania stosunków są zawiłe formalności, biurokracja oraz… bałagan w papierach.
Rzadko mamy natomiast możliwość przeczytania odpowiedzi na list wystosowany przez pisarza: zbiór „Lem w PRL-u” składa się w większości z korespondencji autora „Kataru”, podobnie jak miało to miejsce w „Listach albo oporze materii”, opracowanym przez Jerzego Jarzębskiego. Uważny czytelnik dostrzeże wiele podobieństw między tymi zbiorami: dotyczą podobnego okresu („Lem w PRL-u: 1951–1990”, „Listy albo opór materii: 1955–1988”), życia codziennego pisarza, jak i bieżącej pracy literackiej. Mimo tego każdy z autorów wyboru korespondencji pokusił się o swój własny klucz doboru i zamieszczenie najciekawszych lub najistotniejszych listów.
Jarzębski – jako historyk literatury – postawił w większości na nazwiska istotniejsze z perspektywy drogi literackiej Lema. Przygotowany przez niego wybór zawiera korespondencję Lema wysyłaną m.in. do tłumaczy Michaela Kandela i Virgiliusa Čepaitisa, rysowników Daniela Mroza i Szymona Kobylińskiego oraz do Władysława Kapuścińskiego, Jakuba Zdzisława Lichańskiego, Antoniego Słonimskiego czy Tomasa Venclovy.
Orliński – jako autor encyklopedycznego przewodnika „Co to są sepulki? Wszystko o Lemie” oraz biografii „Lem. Życie nie z tej ziemi” – skupił się na zmaganiach pisarza z wydawcami, instytucjami literackimi, filmowcami, ale też z nieprzychylną rzeczywistością: stąd pokaźne ilości jadowitych zażaleń na funkcjonowanie państwowych urzędów i placówek, ostre skargi na braki w dostawach prądu uniemożliwiające pracę czy prośby dotyczące zamówienia części do stale psujących się samochodów.
„Lem w PRL-u” ukazuje autora „Cyberiady” z jednej strony jako zwykłego obywatela Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, a z drugiej: jako pisarza, który staje się coraz bardziej popularny w kraju i za granicą. Potyczki z brakiem niezbędnych towarów w sklepach i absurdami PRL-u przeplatają się z wiadomościami o kolejnych planach literackich, wyjazdami na stypendia i pracy twórczej, która jakże często bywała zakłócana przez skrzeczącą rzeczywistość. Lemowi zdarza się pisać na najwyższe szczeble, by poinformować, że zagraniczne listy podejrzanie często do niego nie docierają, uniemożliwiając tym samym tłumaczenia jego książek, a tym samym promowanie polskiej kultury za granicą. Listy wymienia m.in. z Markiem Piestrakiem, Jerzym Kwiatkowskim, Aleksandrem Ściborem-Rylskim, Jerzym Wróblewskim, kolejnymi przedstawicielami ekip filmowych oraz redaktorami swoich książek.
Niejako w opozycji do korespondencji prowadzonej serio warto podkreślić, że trafiają się w tym zbiorze również rodzynki – listy, które z dzisiejszej perspektywy mają wydźwięk buffo : urażony Lem nie waha się bowiem przed napisaniem zażalenia na ekspedientkę ze sklepu ze słodyczami, która odmówiła pisarzowi sprzedaży większej ilości chałwy i mieszanki czekoladowej.
Czytelnik zaznajomiony z tematem dostrzeże w zbiorze „Lem w PRL-u” wiele twarzy pisarza: literata walczącego o swoją twórczość i należne mu miejsce i pieniądze, uważnego krytyka czasów jemu współczesnych, diablo inteligentnego rozmówcę, humorystę, ale też człowieka świadomego swej śmiertelności i tego, że musi zawczasu zadbać o bezpieczeństwo i interes swojej rodziny.
Warto podkreślić, że Lem bardzo długo (aż do 1996 r.!) radził sobie bez pomocy sekretarki, bibliotekarza lub agenta: sam odbierał i nadawał pocztę, pisał zażalenia w sprawie ginących listów, negocjował szczegóły umów poświęconych ekranizacjom lub tłumaczeniom swoich książek oraz prowadził korespondencję w kilku językach. A to wszystko przed czasami szybkiego internetu oraz z wiecznie psującym się telefonem i ginącą pocztą. Słusznie zauważa Orliński, że gdyby nie walka z biurokracją, pochłaniająca mnóstwo czasu i papieru, Lem mógłby napisać daleko więcej wybitnych dzieł.
Tymczasem otrzymujemy tom korespondencji będący papierkiem lakmusowym minionej epoki i kroniką zmagań, jakie pisarz o międzynarodowej sławie musiał toczyć z rodzimymi instytucjami, biurokracją i całą resztą spraw składających się na życie w ciekawych czasach.
Miłośników Lema zachęcać nie trzeba. Wszystkich pozostałych zachęcić warto.