Witkacy: pajac czy geniusz?

opublikowano: 2025-03-28, 17:40
wszelkie prawa zastrzeżone
Kuzynce swojej żony, Magdalenie Samozwaniec, wysyła raz kartkę z fotografią olbrzymiej d…. Prokurator Piernikarski ostrzega po przyjacielsku, że cenzura ją skonfiskuje i Stach będzie miał po stępowanie karne za obrazę moralności. Żarty zawsze uchodzą mu płazem, ale zawistnicy i ważniacy widzą w nim kabotyna, snoba albo pajaca.
reklama

Ten tekst jest fragmentem książki Przemysława Pawlaka „Witkacy. Biografia”.

Stanisław Ignacy Witkiewicz, Nieśmiały bandyta, Groźny bandyta, 1931 rok

Stach spełnia swoje kinematograficzne marzenie połowicznie, dzięki Guciowi Zamoyskiemu, który przywozi do stolicy własną amatorską kamerę. Na moście Poniatowskiego i nad Wisłą kręcą króciutkie filmiki z Niną, Romkiem Jasińskim, Alicją Liphardt, pierwszą polską miss Haliną Dunin-Łabędzką i jej mężem, Feliksem hrabią Rzewuskim. Witkacy pokazuje cały repertuar swych słynnych min, wciela się też w łobuza napadającego na Ninę. Rzuca się na nią, przewraca – widać, że wszyscy przy tym świetnie się bawią. W Zakopanem też raz „występują” w kinie, tyle że na rauszu i bez porozumienia z obsługą. W irytujących widzów dubbingu bierze udział Antoni Słonimski:

Wiadomo było, że już na świecie są kina dźwiękowe, a u nas za parawanem przygrywała na pianinie anonimowa paniusia. Byliśmy z Guciem Zamoyskim wszyscy trzej lekko pod gazem. Poszliśmy do kina. Witkacy objął w filmie rolę kobiecą i wy krzyknął piskliwie: „Ryszardzie, czy stłamsisz mnie i porzucisz z dzieckiem?” – „Nigdy – odpowiedziałem basem – nie porzucę cię, póki nie zgnije najdrobniejszy korzonek mego drzewa ginekologicznego”. Prowadziliśmy dłuższą chwilę ten pełen napięcia dialog, gdy wreszcie zrobiła się awantura. Pani zza parawanu oświadczyła: „Albo ja, albo ci panowie”. Wyproszono nas z kina przy czynnej pomocy miejscowego policjanta. Już przy wyjściu Witkacy nagle postawił sprawę na gruncie towarzyskim: „Pan się nam nie przedstawił”. Policjant stuknął obcasami i oznajmił, że nazywa się Pieniążek. Witkacy mruknął: „Witkiewicz”, Gucio dodał: „Zamoyski”, a ja, by nie obniżyć lotu, przedstawiłem się: „Sienkiewicz”. Policjant był zgorszony i zasmucony: „To panowie mają u nas własne ulice, a nie potrafią się zachować w bioskopie”.

Szalonymi pomysłami Stach potrafi sprawiać przyjaciołom wie le przyjemności, i to tych najbardziej wyczekiwanych, a niekoniecznie dostępnych. Gdy raz wyprawia się do Drohobycza, zachęca Alicję Mondschein, by zamiast zwyczajnego powitania z Brunonem Schulzem, spoliczkowała artystę. Dziewczyna, mimo wielkich oporów, wykonuje zadanie. Bruno zachwycony, pada przed nią na kolana, wzdychając „Królowo!”.

reklama

Na początku lat trzydziestych Stach poznaje wielkiego admiratora Czystej Formy, księdza Henryka Kazimierowicza, któremu pożycza rękopisy dramatów do przepisywania i inscenizowania w amatorskich teatrzykach parafialnych. Ekscentryczny kapłan trafia na Bracką w bardzo trudnym dla Witkacego momencie. Jego matka jest coraz słabsza, miewa krwotoki z nosa. W Zakopanem opiekuje się nią na zmianę z niezawodną ciocią Jadzią Świeżawską. Ostatnim publicznym wystąpieniem Marii Witkiewiczowej jest jej oficjalne poparcie protestów przeciw haniebnemu procesowi, wytoczonemu przez władze sanacyjne politykom opozycji sejmowej. Zabiera głos jako wdowa po jednym z moralnych przewodników narodu. Potępia uwięzienie posłów i byłego premiera Wincentego Witosa w twierdzy brzeskiej. W ten sposób symbolicznie zrywa z obozem piłsudczykowskim, wbrew rodzinie Witkiewiczów, ciągle wpatrzonej w Marszałka. Umiera po długich cierpieniach 3 grudnia 1931 roku. Matka Stacha nie spoczywa na Pęksowym Brzyzku przy mężu, a w osobnym grobie nieopodal wejścia na cmentarz. Załamany syn uświadamia sobie teraz swoje sieroctwo – nikt już nigdy nie zagra mu na katarynce z okazji urodzin.

Odwiedza Kazimierowicza po raz pierwszy w 1932 roku w dalekim Stolinie, blisko granicy radzieckiej, w miejscu społecznych skrajności, gdzie bose dzieci umierają na tyfus głodowy, a do pałacu Radziwiłłów goście przybywają aeroplanami. Nocuje tam na plebanii, ogląda na scenie zabawną sałatkę ze swoich sztuk i daje odczyt o tym, dlaczego nie uznaje powieści za dzieła sztuki. Sporadycznie zjawia się u księdza na plebaniach w Mielniku nad Bugiem i podkaliskiej Tłokini. Dyskutują do późnej nocy, Stach gra swoje improwizowane chlusty na fortepianie, ksiądz akompaniuje na wiolonczeli. Demoniczną scenerię plebanii tworzą pastelowe portrety, ludzkie czaszki i piszczele, czarny kot łażący po stole i dziesiątki butelek po kwasie chlebowym.

Witkacy w 1931 roku

W sierpniu 1932 roku całe dnie spędza w Zakopanem z młodziutkim bratankiem Tadeusza Micińskiego, Bolkiem, maturzystą z po przedniego roku, którego wprowadza do towarzystwa. Zajmuje się nim jak synem, odstępuje mu swój pokój, a sam wychodzi w góry na kilka dni. Bolek jest zachwycony życzliwością i uczynnością Stacha. Witkacy próbuje zniechęcić chłopaka do alkoholu, o czym Miciński zaraz donosi Iwaszkiewiczowi: „Co do Stasia, to on jest jednak dla mnie bardzo dobry i zagroził mi zerwaniem w razie dalszego picia”.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Przemysława Pawlaka „Witkacy. Biografia” bezpośrednio pod tym linkiem!

Przemysław Pawlak
„Witkacy. Biografia”
cena:
89,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Wydawnictwo Iskry
Rok wydania:
2025
Okładka:
twarda z obwolutą
Ilustracje:
Andrzej Barecki
Redakcja:
Agnieszka Dziewulska
ISBN:
978-83-244-1195-5
EAN:
9788324411955
reklama

Henryk Worcell uważa, że Witkacy chętnie zawiera znajomości i spędza czas z nowymi znajomymi. Zupełnie inaczej postrzega go Teodor Białynicki-Birula, który twierdzi, że Stach ma wewnętrzny opór przed wchodzeniem w relacje z obcymi ludźmi – nieufność zrodzoną z przeżytych rozczarowań. Poza tym zwyczajnie broni resztek swojego czasu i swobody przed towarzyskimi i portretowymi uzurpacjami. Według Juliana Tuwima Witkiewiczowskim credo jest „być człowiekiem przez wielkie C”. Worcell zupełnie się z tym nie zgadza i na dowód przytacza rozmowę Stacha z prawnukiem Sabały, wójtem Kościeliska, Stanisławem Nędzą-Kubińcem, wybitnym poetą podhalańskim, który wiele przeszedł jako żołnierz i jeniec. Przy Worcellu zaczepia on Stacha: „Ej, pana ojciec to był wielki człowiek i artysta, panu daleko do niego”. Wtedy Witkacy chwyta go wpół, podnosi, ściska i szczerze wzruszony, wykrzykuje: „Piykne Bóg zapłać! W imieniu łojca piykne Bóg zapłać...”.

Kuzynce swojej żony, Magdalenie Samozwaniec, wysyła raz kartkę z fotografią olbrzymiej dupy. Prokurator Piernikarski ostrzega po przyjacielsku, że cenzura ją skonfiskuje i Stach będzie miał po stępowanie karne za obrazę moralności. Żarty zawsze uchodzą mu płazem, ale zawistnicy i ważniacy widzą w nim kabotyna, snoba, erotomana albo pajaca. W oczach Edyty Gałuszkowej jest wzruszającym dzieckiem, niepodrabialną duszą towarzystwa, a jednocześnie, dzięki swej figurze i wielkopańskim manierom, samoistnym królem gór. Fascynuje, rozśmiesza, zachwyca talentami, wprowadza ferment i uwodzi, ale nie po to, by za wszelką cenę trwać w centrum uwagi czy szokować dziwactwami burżujów:

„Nie jestem wariatem ani cyrkowcem, żeby mnie ludzie przychodzili oglądać”, powiedział mi raz z wielkim rozgoryczeniem. Było to wówczas, kiedy podczas sezonu w Zakopanem każdy, kto tylko parał się mniej lub więcej udolnie piórem czy pędzlem, uważał sobie za obowiązek odwiedzić i poznać Witkaca. Oryginałem i dziwakiem był […]. Była to natura szalenie wybujała, obdarzona wielkimi zdolnościami, które po prostu rozsadziły ramy przeciętnego „dobrze ułożonego” obywatela. W rozmowie używał bardzo często trzech do czterech języków, przeskakując bez naj mniejszego trudu […] odtwarzał ni stąd, ni zowąd w normalnej rozmowie nagle podchmielonego oficera gwardii carskiej, oświadczającego się kresowym akcentem damie (zawsze objaśniał, co dany „numer” przedstawiał), lub głosem Boya wymyślał niewiernej kochance, po czym nagle przerywał i rozglądał się z niesłychanie smutnym, zmieszanym uśmiechem bezradnego dziecka. I to dziecko po przez całą zdolność, erudycję itp. najbardziej chwytało za serce. […] jechał Krupówkami w dorożce góralskiej; ponieważ był wysoki i bardzo barczysty, zajmował ją prawie w całości, a za dorożką kroczyło dostojnie i nie śpiesząc się pięć czy sześć pseudoowczarków.
reklama
Stanisław Ignacy Witkiewicz z ojcem

Często rzeczywiście, schodząc z Antałówki, a także po szlakach, chodzi z psami, jednym bądź paroma. To jego własne zwierzęta lub napotkane po drodze. Czasem zwierzaki przyjaciół – jak Wirus, wilczur Birulów – którego Witkacy nie potrafi namówić do powrotu do domu i tak spędzają razem czterodniową wyprawę po górach. Chodzą też po mieście, ale „drań” wódki nie lubi i z kumplem-malarzem pić nie chce. Za to z rozkoszą psy przyłączają się do Stacha, wyjącego jak wilk – albo wilkołak – wieczorami na zboczu Antałówki.

Gwiazdy socjety przy Witkacym zwykle gasną. Wychodzą za to z cienia i otwierają się ludzie niepozorni, o skrywanych uzdolnieniach, spętani na co dzień konwenansem i rolą społeczną. Irracjonalne zachowanie Stacha ośmiela ich, wyzwala fantazję, jest jak chodzący gabinet krzywych luster. Roztacza urok abstrakcji i karnawału. Po prostu umie się bawić. Na weselu Stryjeńskich zjeżdżają z Szymanowskim i Zamoyskim we frakach z dachu góralskiej chałupy. Witold Gombrowicz, który sam usilnie zabiega o przyjaźń Stacha, za uważa, że tylko przy nim słynna Zofia Nałkowska nagle traci rezon:

Gdy pojawiał się ten olbrzym ze swoją miną chytrego schizofrenika, pani Zofia rzucała swoim zaufanym rozpaczliwe spojrzenia, od tej chwili bowiem diabli brali konwersację, a głos zabierał Witkacy. Ten człowiek umierał, gdy choć przez chwilę przestawał być centrum zainteresowania – albo o nim musiało się mówić, albo do niego, albo on mówił – innej sytuacji nie znosił i gdy czasami kurczowym wysiłkom gospodyni udawało się zorganizować jakąś wymianę zdań na boku, natychmiast zaczynał się nudzić tak intensywnie i milczeć w sposób tak bijący w oczy, że wszyscy czuli się jak w stanie grzechu śmiertelnego. A trzeba dodać, że Witkacy nie był z tych, co to po prostu się wypowiadają, nic bardziej pokręconego, dziwacznego, trudnego niż jego sposób mówienia, obliczony na efekt, zawsze na pograniczu zgrywy, błazeństwa, cyrku.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Przemysława Pawlaka „Witkacy. Biografia” bezpośrednio pod tym linkiem!

Przemysław Pawlak
„Witkacy. Biografia”
cena:
89,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Wydawnictwo Iskry
Rok wydania:
2025
Okładka:
twarda z obwolutą
Ilustracje:
Andrzej Barecki
Redakcja:
Agnieszka Dziewulska
ISBN:
978-83-244-1195-5
EAN:
9788324411955
reklama
Autoportret Witkacego, ok. 1912 roku (fot. Pascal3012)

Matematyk i logik Henryk Greniewski, siostrzeniec Reynela, zwany przez Stacha Tumorem, nie może się nadziwić osobowości i poglądom Stacha. Wydają mu się one fantastycznym snem – w jednym artyście odkrywa niespotykaną zbitkę: filosemityzm, wzorową uprzejmość, kult dla dawnych monarchii i uwielbienie dla logiki. Witkacy bywa skrajnie drażliwy i bardzo serdeczny. „W towarzystwie nawet dość licznym Witkacy, jeżeli nie czuł się «zagrożony», był czarujący i opowiadał w sposób barwny i ciekawy”.

Na powodzenie Stacha ma z pewnością duży wpływ jego wzrost, męskie rysy, barczysta sylwetka – wszyscy zgadzają się co do tego, że jest bardzo przystojny. Iwaszkiewicz nie kryje zachwytu: „jak Staś wyglądał w tych swoich pumpach i w pończochach na szczególnie potężnych łydkach, z tym swoim kurczącym się podczas śmiechu nosem i z szelmowskim błyskiem w fantastycznych (kobiety mówiły «demonicznych») oczach”. Ma wybitnie wyrobione mięśnie nóg, od dziecka przecież przemierza górskie szlaki i po Zakopanem chodzi kilometrami.

Góry wspaniale rzeźbią nie tylko mięśnie, ale i charakter. Stefan Glass, piszący pod pseudonimem Dezydery Prokopowicz, kończy swój rozdział Narkotyków o eterze tak: „Samotna wycieczka górska może też dać potężne metafizyczne przeżycia, które znacznie lepiej utrwalają się w świadomości od kradzionych przeżyć i wymuszonych ekstaz narkomana”. Stach uważa, że uniknął uzależnienia od cięższych narkotyków, ale żałuje, że pozostaje w szponach nikotyny. Marzy o uwolnieniu się z nich, jednak w górach piekielnie chce mu się palić. Ostatecznie nie rzuca palenia, ale przynajmniej przestaje palić na szlakach: „Podczas pierwszego roku czasem jeszcze miałem ochotę na «papierosika» na wycieczkach górskich. Od początku roku drugiego z politowaniem i zgrozą patrzyłem na tych, którzy mieli odwagę wchłaniać do płuc cuchnący przetwór niedostatecznego spalania tego wstrętnego zielska”.

reklama

Najpiękniejsze chwile w Zakopanem to te podczas wspólnych wycieczek i szusowania na nartach. Także Nina, która niestety nie czuje się w małżeństwie ze Stachem szczęśliwa, docenia ich wspólne zimowe wyczyny:

Nigdy nie zapomnę pewnego powrotu z Hali Gąsienicowej przez Dolinę Jaworzynkę. Narty niosły same po lekkiej pochyłości – była pełnia księżyca – i ta Jaworzynka za dnia tyle razy oglądana nabrała w tym oświetleniu takiego uroku, że mimo zmęczenia całodzienną wycieczką trudno było oderwać się od tego widoku.

Gdy Nina upiera się przy pozostaniu w Warszawie, Stach za każdym razem próbuje ją przekonać, namówić, bo wolałby jeździć na stokach razem z nią. Tak jest choćby w marcu 1929 roku, podczas „piekielnego” zjazdu z Olczysk w towarzystwie odważnej Haliny Bylczyńskiej, czy w kwietniu 1936 roku, gdy razem z Eugenią Bundykową i Jerzym Eugeniuszem Płomieńskim zjeżdżają z Kasprowego Wierchu do Doliny Goryczkowej. Szalenie chciałby wtedy z Niną dzielić „bycze wrażenia”. Bywa, że pijany wjeżdża kolejką linową z Kuźnic na Myślenickie Turnie. Samotne wycieczki – na przykład do Czarnego Stawu Gąsienicowego czy Doliny Pięciu Stawów – wydają mu się dziwne, ale dochodzi do wniosku, że przy najmniej konsolidują psychicznie.

Jadwiga „Nina” Witkiewiczowa w 1923 roku na fotografii autorstwa Witkacego

„Narty to jednak jest coś”. Z Konradem Czarnockim przemierza w ciągu jednego dnia na nartach około czterdziestu kilometrów – po kopnym śniegu, a nie sztucznie przygotowanej, wygodnej trasie. Po trafi jeździć zarówno starą techniką, z jednym bambusowym kijkiem, jak i zgodnie z nową modą – z dwoma kijkami. Zawsze szczegółowo opowiada Ninie, gdzie był, jakich smarów używał i które wiązania mogą sprawić kłopot. W kwietniu 1930 roku upada na zboczu Kasprowego, zsuwa się po zlodowaciałym śniegu, od uderzenia o kamień ma stłuczone biodro, opuchliznę i gigantyczny krwawofioletowy siniak. Mimo to generałowa Maria Hempel jest pod wrażeniem jego zwinności, wytrzymałości i siły:

Pamiętam, jak z ogromną pasją jeździł na nartach i prawie codziennie robili z moim mężem wycieczki. Często brała w nich udział i Nina, żona Witkacego. Ja z powodu bolącej nogi nie mogłam im towarzyszyć na nartach, więc saniami dojeżdżałam do schroniska nad Morskim Okiem, gdzie nocowaliśmy, a potem o świcie oni ruszali na nartach, a ja z tarasu patrzyłam na ich sylwetki, gdy szybko mknęli po stoku.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Przemysława Pawlaka „Witkacy. Biografia” bezpośrednio pod tym linkiem!

Przemysław Pawlak
„Witkacy. Biografia”
cena:
89,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Wydawnictwo Iskry
Rok wydania:
2025
Okładka:
twarda z obwolutą
Ilustracje:
Andrzej Barecki
Redakcja:
Agnieszka Dziewulska
ISBN:
978-83-244-1195-5
EAN:
9788324411955
reklama

Latem z przyjaciółmi i przewodnikiem nocuje na Łysej Polanie, by przez Lodową Przełęcz (2372 m n.p.m.) przejść do schroniska Téry’ego. Nina woli spędzać ten czas w dworze przyjaciół Jadwigi i Stefana Dmochowskich w Burcu niedaleko Łukowa. Marceli Staroniewicz i Winifred Cooper idą ze Stachem na Krzyżne. Przy każdej okazji, gdy tylko pogoda się poprawia, rusza w Tatry. Wycieczki wysokogórskie sprzyjają demokratyzacji stosunków i kontaktom ponad podziałami – w jednej grupie trafia się prokurator Sądu Najwyższego Zdzisław Piernikarski, André Goupil-Vardon, młodszy o siedemnaście lat od Witkacego francuski filozof, Alicja Mondschein, sędzia Janusz Jamontt i panna Janka Fuss, właścicielka sklepu kolonialno-delikatesowego w Zakopanem.

Wędruje i wspina się z każdym, kto tylko się zgodzi lub sam wyrazi chęć. Hale tatrzańskie to jakby salon na piętrze domu Witkacego. Na Świńską Przełęcz, Goryczkowy i Kasprowy zabiera Aleksandra Oszackiego i Marcelego Popławskiego. Ten ostatni, nieprzywykły do tak długotrwałego wysiłku, rozważa powrót kolejką, ale w końcu daje się przekonać i schodzą przez Halę.

Czasem i Stach daje za wygraną. Świetnym piechurem okazuje się Aleksander Wundheiler, student Kotarbińskiego, współautor rozprawy Pojęcie prawdy na terenie fizyki, który właśnie przetłumaczył Czy wszechświat się rozszerza Arthura Eddingtona. Mają fascynujące tematy do omawiania w drodze na Kasprowy, ale już dalej, na Świnicę, młodszy o pokolenie Wundheiler wchodzi sam.

Stach uwielbia szczyty Granatów, mimo że zdarza się tam wiele wypadków wskutek zabłądzenia we mgle lub poślizgnięcia i upadku w przepaść. Mają ponad 2220 m n.p.m. Maluje je i opowiada znajomym o ich cudownych kolorach. Wybiera je jako cel wycieczek, gdy chce się „pochwalić” górami nieobytym ceprom, jak kulawemu Choromańskiemu. Razem z Neną Stachurską zawożą go na Halę Gąsienicową dorożką. Sami siebie tam ustawiają do pozowanych scenek, reżyserują zmyślone sytuacje, które uwieczniają na fotografiach. Na jednej z nich „łamią (już złamane) drzewo, Witkacy strzela z kuli Choromańskiego, leży wśród butelek piwa, a Nena modli się nad nim…”.

reklama
Witkacy jako Napoleon, Zakopane 1937-39

W 1926 roku, po nocy na hali ze Staroniewiczami, spotykają Gustawa Nowotnego, lekarza TOPR. Puszczają wodze fantazji i podpala ją trawę. Płonący stok przypomina wulkan. Stach jest zachwycony: „Cudowne! Na Kozie Czuby szli ścianą jacyś troje. Piekielny widok”. W sierpniu 1938 roku zabiera na Granaty Bronisława Linkego. Przeżywa katusze, bo gęsta mgła praktycznie uniemożliwia pokazanie przepięknej i rozległej panoramy, dla której tam weszli. Stach czuje się odpowiedzialny za zapewnienie najwspanialszych atrakcji swoim gościom, więc sięga po magię: „Biedny Linke by nic nie zobaczył, zrobiłem czary i wszystko się na chwilę cafło (tylko z grani dymiły prostopadłe słupy), i staw w słońcu ze śliwkowym cieniem, i okno na słoneczne Zakopane. Były niesamowite efekty”.

Nie przestaje chodzić w góry mimo pogarszającego się zdrowia i lęku przestrzeni – jakoś znosi i ekspozycję, i wspinaczkę – nie tak, jak w młodości, ale mogłoby być gorzej. Narzeka tylko na przygotowanie ścieżek górskich i niski standard schronisk:

Labirynt fatalnych wybojów, korzeni i głazów. […] Brzegi (i to jest skandal najgorszy!) otoczone są drutem kolczastym (ochrona lasu), na który łatwo nadziać się, poślizgnąwszy się w ciemności, wybić sobie oczy lub w najlepszym razie poharatać mordę w sposób straszny. Kwestia darmowego prysznicu na Hali Gąsienicowej należy do tych samych śmierdzących bolączek czy bolących śmierdziączek. (To jest obecnie na szczęście załatwione, ale trwało dobrych kilkanaście lat).

Nawet mając już przeszło pięćdziesiąt lat i cierpiąc na artretyzm w nogach – po Witkacowsku to „sfajdane klapzdrygle” – stara się nie porzucać narciarstwa, choćby miał samotnie szusować tylko po większych pagórkach. Nie zniechęcają go dolegliwości żołądkowe, bóle zębów ani stopniowa utrata słuchu. Dzięki temu przynajmniej nie słyszy pomruków niedźwiedzi na szlakach, gdy znajomi, przerażeni, żegnają się z życiem. Biegi do wygódki na Antałówce też potrafi ubrać w żart i metafory:

Zacząłem kurację i tak potwornie sram, że gdyby to zbierać, to byłaby piramida z gówna nie lepsza od Cheopsa, mimo pewnej rzadkości takowego. Po prostu zmieniam się cały w jakiś gównociąg bagdadzko-antołowiecki. Nie rozumiem, skąd to się bierze, bo nie [jem] znów tak bardzo.

Przy całym swoim zamiłowaniu do nart i górskich wędrówek Witkacy uważa sportowe „rozwydrzenie” społeczeństwa za ogłupiające i szkodliwe. Zostaje jednak członkiem Sekcji Taternickiej Klubu Sportowego „Tatry”, założonej przez Bohdana Filipowskiego. Gdyby kiedykolwiek odłożył okrągłą sumkę na zakup samochodu, z pewnością zapisałby się też do automobilklubu. Znalazłby czas i na to. Tym bardziej że lubi prędkość.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Przemysława Pawlaka „Witkacy. Biografia” bezpośrednio pod tym linkiem!

Przemysław Pawlak
„Witkacy. Biografia”
cena:
89,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Wydawnictwo Iskry
Rok wydania:
2025
Okładka:
twarda z obwolutą
Ilustracje:
Andrzej Barecki
Redakcja:
Agnieszka Dziewulska
ISBN:
978-83-244-1195-5
EAN:
9788324411955
reklama
Komentarze
o autorze
Przemysław Pawlak
Doktor teatrologii Instytutu Sztuki PAN, współfundator i prezes Instytutu Witkacego, pomysłodawca i zastępca redaktorki naczelnej półrocznika „Witkacy!”, członek Rady Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku (2018–2022), zastępca kierownika działu literackiego Teatru Narodowego w Warszawie. Autor pierwszej popularnej biografii Witkacego, wyd. Iskry marzec 2025 r. Współredaktor Bibliografii Stanisława Ignacego Witkiewicza (Dzieła zebrane, t. 25, 2020), tomów esejów „Witkacy. Plėšrūniškas protas” (2018) i „Witkacy. Drapieżny umysł” (2021, wyd. II zmienione 2023, przekład ukraiński 2024), współautor biografii Mieczysława Choynowskiego (Demon aktywizmu. Mieczysław Choynowski prekursor polskiej psychometrii, 2022), biograf i redaktor pism Henryka Kazimierowicza (Powiernik Witkacego. Pisma rozproszone ks. Henryka Kazimierowicza, 2017; „Henryk Kazimierowicz. Ksiądz z nienapisanej sztuki Witkacego”, 2021). Laureat nagród Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. R. Dmowskiego i I. J. Paderewskiego oraz Prezydenta Miasta Kalisza. Organizator akcji #RatujPIW.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2025 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone