Wielka prowokacja: V Komenda WiN
Ten tekst jest fragmentem książki Rafała Wnuka i Sławomira Poleszaka „Niezłomni czy realiści? Polskie podziemie antykomunistyczne bez patosu”.
Bezpieka wspierana przez służby sowieckie postanowiła wykorzystać szyld WiN do wielopiętrowej „kombinacji operacyjnej”. Funkcjonariusze UB stworzyli fikcyjne dowództwo organizacji — tak zwaną V Komendę WiN. W maju 1948 roku operacji nadano kryptonim „Cezary”. Fikcyjna, w języku bezpieki określana jako „legendowana”, komenda miała roztoczyć zwierzchnictwo nad pozostałościami winowskiego podziemia, po czym je całkowicie zniszczyć. Równie ważnym, jeśli nie ważniejszym zadaniem była infiltracja i dezinformacja wywiadów państw anglosaskich. W tym celu należało spenetrować Delegaturę Zagraniczną WiN, a następnie przejąć kontrolę nad drogami kurierskimi, kanałami łączności z ośrodkami polskimi na emigracji i co najważniejsze — przeniknąć do ośrodków SIS i CIA odpowiedzialnych za „polski front” wojny wywiadów.
Pierwszym zadaniem funkcjonariuszy bezpieki było zwerbowanie do współpracy działacza WiN dobrze zorientowanego we wcześniejszej działalności IV ZG, który byłby znany Delegaturze Zagranicznej WiN i cieszyłby się jej zaufaniem. Chodziło o uwiarygodnienie w oczach Delegatury „legendowanego” dowództwa organizacji. Jednym z kandydatów na owego kluczowego agenta był aresztowany 9 grudnia 1947 roku kurier Delegatury Jerzy Woźniak „Jacek”.
Zostałem zaprowadzony dwa piętra wyżej i zamknięty w dość schludnym pokoju z zakratowanym oknem — wspomina Woźniak. — Po półgodzinie dostałem kolację, przy której towarzyszył mi Wołkow. Rano znalazłem się znowu w gabinecie Mietkowskiego. Obok niego siedział nieznany mi mężczyzna. Tym razem Mietkowski powiedział o możliwości wyjazdu z kraju, co kolidowało mi z wcześniejszą propozycją cichego ujawnienia. Celem propozycji był wyjazd do Londynu, a wcześniej podjęcie kuriera Boryczki, ponieważ to on miał do mnie kontakt od [Józefa] Maciołka. Mietkowski wraz z kolegą, który się nie przedstawił, długo zapewniali mnie o swoim zaangażowaniu w dobro ojczyzny i jej niepodległość. W końcu spytali, jaka jest moja decyzja. „Przyjmuję do wiadomości fakt tzw. cichego ujawnienia — odpowiedziałem. — I pragnę poinformować, że moje prawdziwe nazwisko to Jerzy Woźniak. Ale przyjęcie propozycji przerasta moje siły, ja się po prostu do tego nie nadaję. […]”. Na co usłyszał od wiceministra Mietkowskiego: „Jak chcesz umierać, to umieraj!”.
Woźniak odmówił wcielenia się w rolę agenta bezpieki, co zakończyło krótki okres dobrego traktowania. Przeniesiono go do karceru:
Stanąłem przed metalowymi drzwiami pomieszczenia w piwnicy MBP. Zgrzyt klucza i oczom moim ukazał się niecodzienny widok. Komórka o szerokości około jednego metra, długości nieco ponad półtora metra. Na ziemi leżał siennik. I to wszystko. […] W komórce było ciemno. Jedyne światło dochodziło z małego otworu w suficie — żarówka otoczona była gęstą siatką, co dodatkowo wzmagało wrażenie ciemności. Cela posiadała nyżę długości około pół metra, gdzie można było wsunąć nogi. Higiena to trzy razy na dobę wyprowadzanie do toalety. Jedzenie dostarczano w misce, zamiast metalowej łyżki — drewniana. Dwa tygodnie samotności, dwa tygodnie bez wypowiedzenia słowa.
Aresztowany 27 stycznia 1948 roku kierownik Biura Studiów (wywiadu WiN) Stefan Sieńko „Wiktor” otrzymał identyczną jak Woźniak propozycję i ją przyjął. Pułkownik Józef Światło, w tym czasie zastępca szefa WUBP w Krakowie, a później zastępca dyrektora Departamentu X MBP, który na początku grudnia 1953 roku uciekł na Zachód, tak przedstawił kulisy zwerbowania „Wiktora” do współpracy:
Sieńko został aresztowany przez UB na Podhalu w początkach 1948 r. Ponieważ nikt z WiN-u o tym nie wiedział, a więc później nie podejrzewał, dlatego Sieńko („Wiktor”) nadawał się do spreparowania go jako wtyczki do V Głównego Zarządu WIN. Gdy Sieńko opierał się naciskom, UB zawiozło go na Mokłuczkę, do jego rodzinnej wsi na Rzeszowszczyźnie i na jego oczach oblało benzyną i spaliło dom jego brata przyrodniego z całym żywym i martwym inwentarzem. Przy tym UB zaszantażowało, że uczyni to samo z nim, jeśli nie przyjmie propozycji. Sieńko uległ. Wówczas miał się załamać i podjął współpracę z UB, na polecenie którego podjął się wspólnie z drugim agentem „Kosem” Mirosławem Kowalskim wielkiej prowokacji, organizując tzw. V Zarząd Główny WiN w całości kontrolowany przez UB. Nie jest wykluczone, że pożar został spowodowany przez UB, aby go uwiarygodnić wobec podziemia.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Rafała Wnuka i Sławomira Poleszaka „Niezłomni czy realiści? Polskie podziemie antykomunistyczne bez patosu” bezpośrednio pod tym linkiem!
Sieńko potwierdził, że do pożaru doszło, a w jego wyniku w rzeszowskim szpitalu od rozległych poparzeń zmarł półtoraroczny przyrodni brat Sieńki. Datował on to wydarzenie na wigilię Bożego Ciała, a więc 26 maja 1948 roku. Odmiennie niż Światło rozkładał akcenty: „To było już między moimi spotkaniami z [Adamem] Boryczką. […] Budynek mogła spalić Warszawa, żeby mi wybić z głowy jakąkolwiek niesubordynację. […] Mógł to być też odwet ze strony jakiejś grupy podziemia. […] Mógł też się mścić Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Rzeszowie, który znał moje grzechy”.
Podpalenie jego rodzinnych zabudowań było według Sieńki nie tyle elementem nacisku, mającego skłonić go do współpracy, co lekcją uświadamiającą zwerbowanemu już tajnemu współpracownikowi, że jakakolwiek niesubordynacja czy nielojalność będzie miała wysoką cenę. Tak „zmotywowany” agent odegrał główną rolę w operacji „Cezary”.
Kamieniem węgielnym operacji było uwiarygodnienie dowództwa „legendowanego” Zarządu WiN wobec emisariusza Delegatury Zagranicznej WiN, który miał przybyć do Polski na początku 1948 roku. To do jego przyjęcia przygotowywano Sieńkę. Ostatecznie emisariusz dotarł do przejętej przez bezpiekę skrzynki kontaktowej w Jeleniej Górze na początku kwietnia 1948 roku. Był nim doświadczony konspirator kpt. Adam Boryczka „Adam”. Urodził się w 1913 roku w Wierzchosławicach — tej samej wsi co charyzmatyczny przywódca ruchu chłopskiego Wincenty Witos. Walczył we wrześniu 1939 roku, uciekł z obozu internowania w Rumunii i przedostał się do Francji. Służył w Armii Polskiej we Francji, a po upadku tego kraju dotarł do Wielkiej Brytanii. Tam został żołnierzem 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Zgłosił się na ochotnika do pracy w kraju po przeszkoleniu, już jako cichociemny w kwietniu 1942 roku został zrzucony do okupowanej Polski. Otrzymał przydział do „Wachlarza” na Wileńszczyźnie, później kierował Kedywem Okręgu Wilno AK. Wielokrotnie ranny w walkach partyzanckich, brał udział w operacji „Ostra Brama”, po czym przedostał się do pojałtańskiej Polski, a w grudniu 1945 roku przeszedł zieloną granicę. Kolejne dwa lata służył w PSZ oraz Polskim Korpusie Przysposobienia i Rozmieszczenia, w którym został zdemobilizowany w maju 1948 roku. Jeszcze przed aresztowaniem Cieplińskiego dotarł do Polski jako kurier z zadaniem nawiązania kontaktu z IV ZG WiN i zorientowania się w sytuacji w kraju.
Przebywał w kraju od połowy listopada 1947 roku, a więc w okresie, kiedy WiN był dziesiątkowany przez kolejne fale aresztowań. Nie zdołał się spotkać z „Bogdanem”. Udało mu się nawiązać kontakt z Sieńką i Kawalcem. Od nich dowiedział się, że Zrzeszenie znalazło się w krytycznej sytuacji. Przekazał winowcom informacje z Delegatury Zagranicznej i wrócił do Londynu, gdzie zdał relację z pobytu w Polsce i położenia WiN. Zgłosił gotowość do odbycia kolejnej misji kurierskiej, aby dostarczyć pieniądze dla organizacji.
Kiedy Boryczka na początku kwietnia 1948 roku dotarł do Polski, Kawalec i Sieńko znajdowali się w rękach UB: pierwszy w areszcie, drugi jako zwerbowany agent, o czym rzecz jasna kurier nie wiedział. Na pierwsze spotkanie z Boryczką w kwietniu 1948 roku przyszedł nieznany mu mężczyzna. Okazał on listy polecające od Sieńki, co jednak nie przekonało „Adama”. Jego sceptycyzm był w pełni uzasadniony, gdyż miał do czynienia z kpt. MBP Henrykiem Wendrowskim. Nie był on typowym ubekiem. Ten przedwojenny nauczyciel w 1941 roku związał się z podziemiem. W AK pełnił odpowiedzialną funkcję szefa legalizacji Okręgu Białystok AK. W sierpniu 1944 roku wpadł w ręce enkawudzistów. Szybko i radykalnie zmienił front. Swoją lojalność udowadniał, tropiąc i wydając kolegów z konspiracji.
Zapał, z jakim działał w charakterze donosiciela i prowokatora, sprawił, że w 1945 roku przyjęto go do PPR i UB. Jego znajomość środowiska akowskiego w połączeniu z zaangażowaniem i kreatywnością uczyniły go agentem do zadań specjalnych, podlegającym bezpośrednio MBP. Wendrowski, mimo posiadanego doświadczenia, nie zdołał przełamać nieufności „Adama”. Oficerowie MBP postanowili zaryzykować i na kolejne spotkanie z Boryczką Wendrowski przyszedł w towarzystwie świeżo zwerbowanego Sieńki. Nowy agent doskonale wywiązał się z powierzonej mu roli, dzięki czemu operacja mogła się na dobre rozpocząć. Sieńko zagwarantował, że odbudowuje się dowództwo organizacji i że będzie ona dostarczała raporty wywiadowcze z kraju.
Boryczka wyjechał z Polski przekonany, że WiN wciąż istnieje. Funkcjonariusze MBP stworzyli fikcyjny zarząd — tak zwaną V Komendę. Na jej czele stanął N.N. „Kos”, Stefan Sieńko „Maciej” pełnił funkcję kierownika organizacyjnego, Henryk Wendrowski „Zygmunt” został szefem informacji oraz doradcą politycznym. Do „nowego kierownictwa” weszli wyłącznie kadrowi pracownicy MBP i tajni współpracownicy. Operacja trwała od wiosny 1948 do grudnia 1952 roku. W Polsce rzekoma V Komenda przyjmowała kurierów Delegatury Zagranicznej WiN, wysyłano przygotowane w MBP „raporty wywiadowcze WiN”, budując krok po kroku wiarygodność organizacji jako ruchu autentycznie niepodległościowego. Wysłannicy fałszywego dowództwa WiN zaczęli wciągać do organizacji nowe osoby, które z pobudek ideowych chciały włączyć się w antykomunistyczną działalność. Wreszcie, wykorzystując Delegaturę WiN, bezpieka zaczęła wykorzystywać możliwości, jakie stworzyło podpisanie pod koniec 1950 roku przez tę Delegaturę porozumienia z CIA.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Rafała Wnuka i Sławomira Poleszaka „Niezłomni czy realiści? Polskie podziemie antykomunistyczne bez patosu” bezpośrednio pod tym linkiem!
Przez cały czas trwania prowokacji przejmowano w Polsce docierających z Zachodu kurierów — sam Adam Boryczka wypełnił tę misję w sumie pięciokrotnie. Dostarczali oni pieniądze, sprzęt szpiegowski, radiostacje itp. W drogę powrotną emisariusze zabierali między innymi sfabrykowane materiały, które trafiały za pośrednictwem Delegatury do anglosaskich agencji wywiadowczych. W jedną i drugą stronę przerzucano „wysłanników krajowego podziemia”. Tym sposobem na Zachód docierali agenci bezpieki, którzy w ośrodku CIA przechodzili przeszkolenie dywersyjne i wywiadowcze, a w jego trakcie obserwowali i gromadzili informacje przekazywane później przełożonym z MBP. V Komenda WiN utrzymywała z CIA i SIS łączność radiową. Nieistniejące komórki WiN w Polsce otrzymały od CIA zadanie przygotowania się do wykonania „Planu Wulkan”. W tym celu Amerykanie przekazali V Komendzie wykaz fabryk i węzłów komunikacyjnych, które miały być zniszczone w wypadku wybuchu III wojny światowej. Tą samą drogą MBP weszło też w posiadanie założeń „Planu X”, czyli listy operacji, które miały zostać podjęte przez podziemie bezpośrednio przed wybuchem i w pierwszej fazie wojny.
Operację przerwano w grudniu 1952 roku, a publiczną informację o „ujawnieniu się” V Komendy WiN podano 28 grudnia tego roku. W czasie jej trwania UB przejął kilkanaście przesłanych z Zachodu radiostacji i ponad milion dolarów. Represjami objęto w sumie około 300 osób. Do sierpnia 1953 roku aresztowano co najmniej 116 działaczy WiN. Przez cały czas byli oni przekonani, że służą w autentycznej organizacji niepodległościowej. Sądy wojskowe skazały w sumie 55 osób, w tym 11 na karę śmierci. Uzyskaną w ramach operacji wiedzę, dokumenty oraz fakt „ujawnienia się” prowokacyjnej komendy komuniści wykorzystali na początku 1953 roku w wielkiej kampanii propagandowej demaskującej „imperialistów amerykańskich”, „reakcyjną emigrację” i resztki ruchu oporu w kraju. Wyniki operacji świadczyły o tym, że w tym czasie nie było już w Polsce zorganizowanego podziemia, w co ogarnięci szpiegowską psychozą funkcjonariusze MBP nie chcieli wierzyć.
„Ujawnienie się” V Komendy WiN było szokiem dla osób zaangażowanych w działalność Delegatury Zagranicznej WiN, w tym dla Adama Boryczki „Adama”, który w tym czasie pełnił funkcję szefa łączności delegatury. Procedurę wyjaśniającą wszczęły ośrodki emigracyjne oraz CIA. Również „Adam” postanowił, na własną rękę, na miejscu sprawdzić, jak wyglądała sytuacja WiN w Polsce. 16 czerwca 1954 roku został zatrzymany przez patrol WOP koło Biecza w gminie Brody w powiecie żarskim, niedaleko od granicy z NRD. Po przejściu brutalnego śledztwa 21 maja 1955 roku został skazany na karę śmierci, zamienioną później na dożywotnie więzienie. Jesienią 1967 roku byli żołnierze wileńskiej AK zorganizowali akcję zbierania podpisów pod petycją do Rady Państwa o zwolnienie go z więzienia. Podpisało się pod nią kilkaset osób reprezentujących różne środowiska. W listopadzie 1967 roku jako jeden z ostatnich więzionych w PRL żołnierzy AK Boryczka został warunkowo zwolniony. Pracował między innymi jako kierownik magazynu w jednym z przedsiębiorstw Ministerstwa Handlu Wewnętrznego i Usług. Uczestniczył w upamiętnianiu bojowego i konspiracyjnego dorobku Okręgów Nowogródek i Wilno AK. Zmarł w Warszawie w kwietniu 1988 roku.
Losy Jerzego Woźniaka i Stefana Sieńki ściśle się splotły. Matka Sieńki i ojciec Woźniaka byli rodzeństwem. Obaj urodzili się w 1923 roku. Mieszkali w sąsiednich podrzeszowskich wioskach: Sieńko w Mokłuczce, a Woźniak w Błażowej. Ich rodziny utrzymywały bliski kontakt. Razem uczęszczali do szkoły powszechnej w Błażowej. Łączyła ich przyjaźń. Przed wojną ukończyli gimnazjum i zdali małą maturę, a w czasie okupacji zaliczyli konspiracyjne liceum i otrzymali świadectwo dojrzałości. Obaj też służyli w AK i byli absolwentami tej samej konspiracyjnej szkoły podchorążych. Sieńko pełnił funkcję zastępcy dowódcy 1. Plutonu w Placówce Błażowa AK. Woźniak natomiast pod koniec okupacji odpowiadał za bezpieczeństwo radiostacji pracującej w Mokłuczce. Po wkroczeniu Armii Czerwonej na Rzeszowszczyznę byli ścigani przez NKWD i nadal pozostali w konspiracji. Sieńko natknął się na żołnierzy NKWD i w trakcie wymiany ognia zastrzelił jednego z nich. W październiku 1944 roku obaj kuzyni wzięli udział w nieudanym odbiciu więźniów z zamku w Rzeszowie. Poszukiwani przez aparat represji, w tym samym czasie opuścili Rzeszowszczyznę. Sieńko wyjechał na Śląsk, gdzie współpracował ze swym dowódcą z czasów okupacji niemieckiej Józefem Maciołkiem, z którym był zresztą skoligacony. Od września 1945 roku Sieńko i Maciołek budowali komórkę wywiadowczą Obszaru Południowego WiN. Maciołek był jej dowódcą, a Sieńko jego zastępcą. Ich bliskie relacje nabrały olbrzymiego znaczenia dla przebiegu prowokacji. Dzięki nim Sieńko mógł uwiarygodnić przed Maciołkiem „legendowaną” V Komendę WiN.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Rafała Wnuka i Sławomira Poleszaka „Niezłomni czy realiści? Polskie podziemie antykomunistyczne bez patosu” bezpośrednio pod tym linkiem!
W tym samym czasie Woźniak podjął studia na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, a następnie wyjechał do Wrocławia, aby uczestniczyć w organizowaniu Uniwersytetu Wrocławskiego. Na wieść o tym, że jest poszukiwany w swoich rodzinnych stronach, we wrześniu 1945 roku wraz z grupą kilkuset Francuzów opuścił Polskę. Podjął studia medyczne w Innsbrucku. Po zaliczeniu pierwszego roku studiów został przyjęty w szeregi II Korpusu Polskiego we Włoszech, z którym latem 1946 roku ewakuował się do Wielkiej Brytanii. Od października 1946 roku kontynuował studia medyczne w Edynburgu.
W listopadzie tegoż roku o Woźniaku przypomniała sobie jego przeszłość. Został wezwany do Ministerstwa Spraw Wojskowych rządu polskiego na uchodźstwie, gdzie spotkał się ze swoim byłym dowódcą, a wówczas szefem organizującej się Delegatury Zagranicznej WiN płk. Józefem Maciołkiem. Początkowo Woźniak został jego adiutantem i sekretarzem. W styczniu 1947 roku Maciołek powierzył mu misję dotarcia do IV ZG WiN i przekazania instrukcji oraz funduszy na dalszą działalność.
Tymczasem Sieńko od września 1946 roku kierował pracami siatki wywiadu Obszaru Południowego WiN. Funkcję tę objął po tym, jak Maciołek wyjechał z Polski na Zachód z misją tworzenia Delegatury WiN.
Woźniak na początku czerwca 1947 roku po przebrnięciu szlaku kurierskiego dotarł do Polski. Wypełnił powierzoną mu misję. Planował na przełomie września i października 1947 roku wraz z narzeczoną i innym kurierem, Tadeuszem Cieślą, opuścić kraj. Na prośbę Cieplińskiego pozostał i kontynuował pracę w podziemiu. Aresztowano go 9 grudnia 1947 roku w Katowicach. Po odmowie współpracy z UB przez kilka następnych miesięcy przeszedł śledztwo, choć we wspomnieniach napisał, że „nie męczyli mnie bardzo”. Po jedenastu miesiącach od aresztowania zapadł wyrok. W listopadzie 1948 roku został skazany na karę śmierci. Bierut skorzystał z prawa łaski i zamienił ją na dożywotni pobyt w więzieniu. Zachowało się pismo dyrektora Departamentu III ppłk. Jana Tataja do wiceministra MBP Romana Romkowskiego, w którym ten pierwszy wnioskował o zmianę wyroku w sprawie Woźniaka, argumentując postulat tym, że „jest bratem ciotecznym naszego agenta «Macieja», który oddał duże usługi przy rozpracowaniu «Cezary» i z którego cennej pomocy będziemy jeszcze korzystać nadal”. Tak oto Sieńko, nie wiadomo, czy świadomie, przyczynił się do uratowania życia ciotecznemu bratu.
Dzięki amnestii w listopadzie 1956 roku Woźniak opuścił mury więzienia. We Wrocławiu ukończył przerwane studia medyczne, związał się z tym miastem, pracował jako pulmonolog i miał opinię znakomitego specjalisty. W 1989 roku był członkiem założycielem Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. W latach 1997–2001 pełnił funkcję zastępcy kierownika, a następnie kierownika Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych w rządzie Jerzego Buzka. Zmarł w 2012 roku we Wrocławiu.
Sieńko po „ujawnieniu” V Komendy WiN dzięki wstawiennictwu swego oficera prowadzącego, a zarazem jednego z głównych reżyserów operacji „Cezary”, płk. Leona Andrzejewskiego, podjął pracę i ukończył studia polonistyczne. Zmienił nazwisko na Andrzej Kazimierowicz. Od 1953 roku pracował w redakcji pisma „Gromada — Rolnik Polski” jako dziennikarz w dziale listów. Do 1985 roku był redaktorem naczelnym tego pisma. Dożył sędziwego wieku. Do śmierci zachował trzeźwość umysłu i przekonywał, że wszystko, co robił, czynił wyłącznie dla dobra kolegów z konspiracji.