Wanda Romer – „(Na)Dzieje” – recenzja i ocena
Wanda Romer – „(Na)Dzieje” – recenzja i ocena
Niemiecki napad na Polskę w dn. 1 IX 1939 r., a następnie zaatakowanie 17 IX 1939 r. walczącej nadal Rzeczypospolitej przez Sowietów oznaczały zderzenie obywateli II RP z dwoma totalitaryzmami, które uczyniły kolejny krok do zniszczenia systemu wersalskiego. Wojna, a następnie działania obu okupantów przyniosły milionom obywateli przedwojennej Polski zmianę dotychczasowych realiów życia, zazwyczaj na gorsze. Te wydarzenia nie ominęły żadnej warstwy społecznej w tym ówczesnych elit.
O tym nagle rozbitym i skazanym na rozproszenie świecie pisze we swych wspomnieniach Wanda Romer (ur. 1932), córka dyplomaty Karola Adama Romera (27 IX 1885–24 IV 1938), który rozpoczynał swoją karierę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych w Wiedniu (1909–1914, 1916–1918), a następnie służył w polskiej służbie dyplomatycznej, by ostatecznie 15 IX 1928 r. objąć stanowisko dyrektora Protokołu Dyplomatycznego (3 VIII 1929 r. otrzymał tytuł ministra pełnomocnego i posła nadzwyczajnego) i pełnić je do swej śmierci w wyniku śmiertelnego wypadku z bronią. Przewidziany był do objęcia stanowiska polskiego ambasadora przy Watykanie po zmarłym w grudniu 1937 r. Władysławie Skrzyńskim.
Warto w tym miejscu wspomnieć, że także matka Autorki Olga Romer z d. Mitilineu (1896–1985) wywodziła się z rodu, gdzie praca w dyplomacji była powszechna. Tą drogę obrał m.in. dziadek Wandy – Charles, który m.in. krótko był ministrem spraw zagranicznych Rumunii (1926–1927). Niewątpliwie Autorka jest więc osobą wysoko predestynowaną by opisywać świat rautów i kontaktów osobistych między jej rodziną a przedstawicielami państw obcych w Polsce w końcu okresu międzywojennego. Czytelnicy zainteresowani dziejami dyplomacji II RP mogą jednak po lekturze omawianej książki odczuwać lekki niedosyt, gdyż postaci ojca i jego współpracownikom Wanda Romer nie poświęciła zbyt wiele miejsca. Jest to zapewne wynikiem faktu, że w momencie śmierci Karola Romera Autorka miała zaledwie sześć lat, więc mogły być to tylko takie fakty, jakie zapamiętała jako mała dziewczynka. Należy także podkreślić, że Autorka prezentuje różnego rodzaju nieformalne kontakty dyplomatyczne szczególnie jej matki Olgi, których była także świadkiem w okresie II wojny światowej i w latach powojennych.
Wśród ciepłych wspomnień sielskiego dzieciństwa, znajdujemy szereg opisów funkcjonowania domów ówczesnych elit – świata służby, przyjęć organizowanych dla korpusu dyplomatycznego, nianiek, osobistych guwernantek czy wreszcie rozrywek, drobnych radości i marzeń. Wspomnienia W. Romer przedstawiają niewątpliwie świat ówczesnej dyplomacji polskiej widziane z bardzo ciekawej perspektywy, bo kilkuletniego dziecka, które siłą rzeczy będąc zaangażowane np. w kontakty z rodzinami innych dyplomatów, silnie odczuwa napięcia występujące w świecie dorosłych. Wspomniane są tu m.in. relacje z dziećmi niemieckiego ambasadora w Polsce Hansa Adolfa von Moltkego.
(…) kłócę się także z dziećmi ambasadora von Moltkego, bo mój rówieśnik Hans mówi: „die Polnischen Schweine”. Zaproszona do nich na podwieczorek, odwracam talerz i mówię, że nie będę jadła w niemieckim domu (…)
– czytamy.
Po emocjonalnym opisie pierwszych godzin wojny rozpoczyna się opis wieloletniej epopei Wandy i jej matki, które udają się do Bukaresztu, by tam dołączyć do rodziny matki. We wspomnieniach Romer znajdujemy barwną charakterystykę klanu Mitilineu, będącego nie tylko rodem arystokratycznym czy dyplomatycznym, ale i prawdziwym tyglem wyznaniowym.
Na łamach wspomnień znajdujemy opisy m.in. kontaktów matki zaangażowanej w pomoc dla walczącej Polski, spotkań z polskimi elitami przebywającymi w Rumunii m.in. Ignacym Mościckim. Autorka opisuje sytuację Rumunii w trakcie i tuż po II wojnie światowej, zwłaszcza bolesne przemiany jakie zaszły w życiu jej rodziny. W tym kontekście jest to także opowieść o ludzkiej godności i próbie ocalenia jej mimo tragicznych realiów:
(…) Co niedzielę babcia, która wynajęła sobie pokoik niedaleko nas, przynosi nam garnek ze słodkim ryżem na mleku. Minęły czasy, kiedy wołała Hortence [służącą], aby jej podniosła chusteczkę! Teraz sama sobie radzi i muszę przyznać, ze to mi imponuje. Nosi stare ubrania z elegancją i nigdy się nie skarży (…)
– czytamy na łamach „(Na)Dziei”.
Romer na kolejnych kartach wspomnień opisuje swoje dorastanie, pierwsze porywy serca, a także trudną decyzję podjętą przez matkę, aby opuścić Rumunię i udać się „za żelazną kurtynę”, do Włoch, gdzie osiadła na stałe. Decyzja ta była dramatycznym momentem w życiu obydwu kobiet – świadomie żegnały, bowiem na zawsze świat, który dotąd znały.
Z „włoskiego” okresu pochodzą wspomnienia o kontaktach z ówczesnymi elitami czy rodziną z Polski. Autorka opisuje też swoją działalność na rzecz polonii i angażowanie się pomoc polskim emigrantom, a także działaczom „Solidarności”. Warto w tym miejscu podkreślić, że Wanda Romer kierowała Ogniskiem Polskim w Turynie oraz działającym przy nim Komitetem Pomocy Polsce powstałym w 1981 r.
W opisywanych wspomnieniach nie brakuje mocno emocjonalnych wspomnień, jak chociażby z Janem Pawłem II:
– Z Inwałdu? [majątek rodziny Romerów położony nieopodal Wadowic – AS]
– Tak! – odpowiadam i ośmielam się odezwać do niego, choć wedle protokołu to nie jest dopuszczalne, bo wolno tylko odpowiadać na pytania: – Czy Ojciec Święty nas pamięta?
– Naturalnie – odpowiada, błogosławi i idzie dalej.
Jednym z bardziej poruszających fragmentów jest opis wizyty w dawnym rodzinnym majątku w Inwałdzie w 1991 r.:
(…) Wreszcie zakręt w kierunku domu, lecz wszystko się bardzo zmieniło. Dom zamiast na szaro i biało – jest pomalowany na dziwny wyblakły kolor różowy i nie ma winorośli, która go obrastała. Tylko drzewa wydają mi się prawie te same. Nie mówię już nawet o wnętrzach – brudno, brak parkietu, poręczy, wilgoć przenika przez dziury w suficie. Och, jak to wszystko boli! Chodzę po zaniedbanym parku, spaceruję pod oknem pokoju, gdzie spałam jako dziecko, obejmuję ramionami pień „mojego” drzewa i płaczę… (…).
„(Na)dzieje” to publikacja bardzo kobieca, choć nie feministyczna – ukazuje bowiem skomplikowane losy zarówno rodziny jak i Europy oczami najpierw dorastającej dziewczynki, a później kobiety. Mowa tu zarówno o potrzebie miłości, długim narzeczeństwie, a następnie małżeństwie z hr. Giovannim Sartorio, niespełnionym marzeniu o macierzyństwie czy wreszcie o modzie i potrzebie podążania za nią – Autorka często opisując wydarzenia ze swojego życia, wspomina bowiem stroje jakie im towarzyszyły czy też okoliczności ich nabycia.
Publikacja zawiera szereg fotografii pochodzących z albumu rodzinnego Autorki – widzimy tu rodzinny Inwałd, portrety członków rodziny czy też oficjalne zdjęcia jej ojca – Karola Romera.
„(Na)dzieje” to niewątpliwie jedna z ważniejszych publikacji tego typu w ostatnim czasie. Jednym z ważniejszych atutów omawianych wspomnień, obok rzetelności i dbałości o detale przedstawianego świata, jest fakt, że został zachowany autentyczny styl pisarski Autorki, który nie zanika pod wpływem, co niestety dość często jest spotykane w przypadku wydawanych w ostatnich latach wspomnień, zbyt nachalnych prac redakcyjnych czy coraz powszechniejszego ghost-writtingu.