W latach 1944-1956 Resort Bezpieczeństwa Publicznego był tarczą i mieczem partii, bezpardonowo wykorzystywaną przez rządzących
Magdalena Mikrut-Majeranek: Projekt, którego pokłosiem jest pierwszy wydany drukiem tom „Leksykonu bezpieki" realizowany jest przez Instytut Pamięci Narodowej już od kilku lat. Jakie były jego początki?
Magdalena Dźwigał: Inicjatorem projektu był dr Paweł Skubisz, a jego realizacja rozpoczęła się kilka lat temu. Jednakże z uwagi na to, że został on mianowany dyrektorem Oddziału IPN w Szczecinie i spoczęło na nim wiele nowych obowiązków, zdecydował się zrezygnować z prac nad „Leksykonem”. Wówczas wraz z Witoldem Bagieńskim przejęliśmy realizację tego projektu.
Pierwotna koncepcja „ Leksykonu ” była troszeczkę inna niż zostało to zaprezentowane w tomie pierwszym. Dr Skubisz zamierzał opublikować biogramy w trzech, bądź czterech tomach w układzie alfabetycznym, więc w każdym znalazłoby się ich kilkadziesiąt. Kiedy zaczęliśmy się przyglądać zgromadzonym materiałom, okazało się, że już samo wydanie pierwszego tomu w takiej formie może być trudne. Podstawowym problemem było to, że brakowało wystarczającej liczby autorów, którzy mogliby się podjąć przygotowania brakujących biogramów z puli przewidzianej dla tomu pierwszego. Kolejny problem stanowiła olbrzymia różnorodność sposobów ich opracowania przez badaczy, a jako redaktorzy byliśmy zobowiązani do ich ujednolicenia. Oznaczało to ogrom pracy i znacząco oddalało perspektywę wydania pierwszego tomu.
Po burzliwych dyskusjach stwierdziliśmy, że konieczne będzie przemodelowanie pierwotnej koncepcji. Postanowiliśmy stworzyć wielotomową serię, w ramach której każdy tom będzie zawierał 50 biogramów. Zrezygnowaliśmy również z publikowania życiorysów w układzie alfabetycznym na rzecz układu wzorowanego na systemie holenderskim. Co to oznacza? W jednym tomie nie ma całości haseł z określonych zakresów literowych, np. od A do G, ale są wybrane hasła z przedziału od A do Z. Dzięki temu do publikacji kierujemy w pierwszej kolejności te biogramy, które są najlepiej opracowane.
Mamy nadzieję, że „Leksykon” znacznie ułatwi pracę badaczom, którzy zawodowo zajmują się historią PRL, a w szczególności aparatem bezpieczeństwa, ale nie tylko. Biogramy pisane są w formie artykułów. Chcieliśmy, by mówiąc kolokwialnie, dobrze się je czytało, tak żeby były przyswajalne dla czytelnika, który niekoniecznie jest historykiem, ale chciałby dowiedzieć się czegoś więcej o ludziach bezpieki.
M.M.-M.: Ramy czasowe serii wydawniczej obejmują lata 1944-1956. Jakie daty graniczne wyznaczają tę cezurę?
M.D.: Nie są to daty przypadkowe, ponieważ w tych latach miała miejsce budowa organów represji w powojennej, komunistycznej Polsce. 22 lipca 1944 roku, po uchwaleniu manifestu PKWN, który przewidywał powstanie Resortu Bezpieczeństwa Publicznego, zaczęto tworzyć aparat bezpieczeństwa. Od 1 stycznia 1945 roku było to już Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, które funkcjonowało do 9 grudnia 1954 roku. Jego bezpośrednim sukcesorem był Komitet do spraw Bezpieczeństwa Publicznego, który w tej formie funkcjonował do roku 1956, kiedy w wyniku tzw. odwilży, w listopadzie 1956 roku został zlikwidowany. Wydarzenia, które miały miejsce w Październiku ’56 roku nie pozwoliły na jego działanie w dotychczasowej formie. Zmusiło to władze do zmian administracyjnych. W 1956 roku rozwiązano Komitet, a jego departamenty operacyjne włączono do istniejącego już od 1954 roku Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Ono z kolei istniało aż do końca lipca 1990 roku.
Trzeba też podkreślić, że lata 1944-1956 to okres, w którym resort bezpieczeństwa publicznego rozrastał się, a jego działalność miała największy wpływ na budowę ustroju komunistycznego Polski stalinowskiej. W tym okresie była to tarcza i miecz partii, bezpardonowo wykorzystywana przez rządzących.
M.M.-M.: Tom pierwszy „Leksykonu bezpieki” zawiera 50 życiorysów osób z kadry kierowniczej aparatu bezpieczeństwa.
M.D.: W „ Leksykonie ” opisane zostały życiorysy osób, które w tych latach sprawowały funkcje kierownicze w centrali resoru. Jednak nie możemy zapominać, że bezpieka w tym czasie to tylko piony operacyjne i śledcze prowadzące działania represyjne wobec przeciwników politycznych, podziemia niepodległościowego i ogółu społeczeństwa. To był olbrzymi, rozbudowany urząd. Stąd w „Leksykonie” zaprezentowane zostały biografie funkcjonariuszy służących w różnych jego pionach. Zatem obok kadry dyrektorskiej, kierownictwa pionów operacyjnych, aparatu śledczego, w naszej serii wydawniczej przeczytamy również o funkcjonariuszach odpowiedzialnych za obserwację czy szyfry, resortowe archiwum, komórki gospodarcze, uzbrojenie, transport czy prężnie zorganizowaną służbę zdrowia. Dodatkowo, w tej grupie znajdują się zarówno ludzie związani z aparatem przez cały okres ich kariery zawodowej, jak i tacy, dla których służba w bezpiece stanowiła jedynie krótki epizod.
**M.M.-M.: Słownik biograficzny zawiera życiorysy zarówno znanych działaczy, jak i funkcjonariuszy pozostających w cieniu, zaliczanych do tzw. drugiego garnituru resortowego. Obok takich znanych postaci jak Julia Brystiger czy Mieczysław Moczar mamy wiele stosunkowo nieznanych. Jakie na przykład? **
Witold Bagieński: Takich nieznanych postaci jest tu całkiem sporo, ponieważ, jak już wspomniała Magda, Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego było bardzo rozbudowaną instytucją.
Mogę wspomnieć na przykład o oficerze, który nazywał się Jan Deska. Przed wrześniem 1939 roku pracował w Policji Państwowej, a w czasie wojny uczestniczył w kursie dla przyszłych funkcjonariuszy bezpieki w Kujbyszewie, czyli był jednym z tzw. Kujbyszewiaków. Kiedy tworzono resort bezpieczeństwa, to z uwagi na jego umiejętności i wiedzę fachową powierzono mu zadanie zorganizowania kartoteki i archiwum.
W pierwszym tomie „ Leksykonu ” mamy też kilku oficerów sowieckich. Nie byli doradcami sowieckimi, czyli oficerami afiliowanymi przy kierownictwach poszczególnych jednostek, ale bezpośrednio w nich służyli.** Jednym z nich był Ormianin Tigran Chaczaturian.** W czasie wojny służył on m.in. w wojskach pogranicznych NKWD i Armii Czerwonej. W pewnym momencie został oddelegowany do ludowego Wojska Polskiego, po czym przeniesiono go do Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Po pewnym czasie trafił do MBP i został skierowany do Biura Personalnego, gdzie służyło już kilku sowieckich oficerów. Notabene jednostką tą kierował pochodzący z Białorusi Mikołaj Orechwa. Tigran Chaczaturian odpowiadał sprawy organizacyjno-etatowe, czyli formalną stronę przeprowadzania reorganizacji struktur i tworzenia nowych. Przypuszczam, że w samym ministerstwie nie był osobą szczególnie rozpoznawalną.
Mamy też takich funkcjonariuszy, którzy w resorcie byli bardzo krótko, w związku z czym nie zdążyli w jakiś wyraźny sposób zaistnieć jak np. Władysław Bartosiewicz. Choć był on obywatelem Związku Sowieckiego, to z pochodzenia był Polakiem. Wywodził się z rodziny, która przed I wojną światową znalazła się na Syberii i z czasem się zrusyfikowała. W czasie II wojny światowej służył w Armii Czerwonej i został przeszkolony na radiotelegrafistę. Kiedy przerzucono go za linię frontu, dołączył do jednego z oddziałów Armii Ludowej na Kielecczyźnie. W komunistycznej partyzantce działał przez kilka miesięcy, współpracując m.in. z późniejszym ministrem spraw wewnętrznych Mieczysławem Moczarem. W grudniu 1944 roku zabrano go samolotem do Lublina, gdzie złożył sprawozdanie i podobnie jak kilku innych funkcjonariuszy z Polskiego Sztabu Partyzanckiego, skierowany został do tworzonego wówczas Wydziału Ochrony Rządu MBP, gdzie pracował przez ponad rok. Nie czuł się tam jednak dobrze, ponieważ słabo znał język polski i jako oficer sowiecki spotykał się z negatywnymi komentarzami ze strony osób spoza resortu. W rezultacie poprosił o zwolnienie z tej pracy i zezwolenie na powrót do Związku Sowieckiego. Tak się faktycznie stało jesienią 1946 roku. Niestety, tu jego życiorys się urywa i nie wiemy, co dalej się z nim działo.
Idea projektu jest taka, żeby opisać nie tylko te powszechnie znane postacie, ale także osoby znajdujące się w ich cieniu. Okazuje się, że niektóre z nich pozostawały w resorcie bezpieczeństwa stosunkowo krótko, ale potem ich kariera tak się potoczyła, że odgrywali ważne role w innych instytucjach i znane są bardzie z tej działalności. Wiele z nich pewnie nigdy nie doczekałoby się własnej biografii, ale dzięki „ Leksykonowi ” jest szansa na przedstawienie ich życiorysów.
M.M.-M.: We wstępie do „Leksykonu” zaznaczają Państwo, że zamierzają opracować aż 750 biogramów! To mrówcza, benedyktyńska praca. Jaki klucz doboru zastosowali Państwo wybierając te konkretne postaci?
M.D.: Lista około 750 nazwisk została stworzona na podstawie dwóch kryteriów: chronologicznego, czyli obejmującego lata 1944-1956 i pojęciowego, co oznacza, że odnosimy się do kadry kierowniczej aparatu bezpieczeństwa. Na potrzeby „Leksykonu” przyjęliśmy jej definicję, która zakłada, że będą to stanowiska, które zawierają się od zastępcy naczelnika wydziału, bądź kierownika samodzielnej komórki organizacyjnej, która działała w centrali resortu, aż do osoby kierującej ministerstwem. Na tej podstawie została przygotowana siatka haseł, która jest podstawą do tworzenia biogramów.
Podstawowy problem związany z wyczerpującym przygotowaniem poszczególnych biogramów to kwestia dostępności źródeł i naszych własnych możliwości. Już w tej chwili wiemy, że nie dysponujemy wystarczającą bazą źródłową, do opracowania biogramów wszystkich postaci. Czas pokaże jak wiele z nich uda się przygotować.
W.B.: Będziemy się starali, żeby co roku ukazał się jeden tom. Liczba 750 haseł jest oczywiście umowna, tym bardziej, że ciągle odkrywamy kolejne nazwiska, które należałoby uwzględnić. A to dlatego, że zwłaszcza w latach 40. i 50. ubiegłego wieku często zdarzało się, że funkcje kierownicze, w sposób nieoficjalny, pełniły osoby z niższych stanowisk. Czasami przez długi czas nie powoływano np. naczelnika, ale któryś z kierowników sekcji pełnił jego obowiązki, choć nie był formalnie mianowany rozkazem. Kiedy udaje nam się to ustalić, dopisujemy dane nazwisko do siatki haseł. Pracy przy tym projekcie jest dosyć dużo.
M.D.: Zdecydowanie. Zarówno ja, jak i Witold, również jesteśmy autorami publikowanych w „Leksykonie” haseł. Dlatego wiemy, jak czasami trudne jest to zadanie. Pracując nad poszczególnymi biogramami, staramy się opisać cały życiorys danej osoby – od urodzenia, poprzez etap zdobywania wykształcenia, ewentualnych związków z ruchem komunistycznym, opis przeżyć okresu wojennego, służbę w bezpiece, a także późniejsze życie, już poza resortem. Nie zawsze jest to jednak możliwe.
Takie właśnie zgoła detektywistyczne zadania bardzo pasjonują mnie jako historyka. Biografistyka to niezmiernie interesujący dział nauki. Odkrywanie życia innych ludzi wzbogaca naszą wiedzę również o poznanie realiów epoki, w której przyszło im żyć i funkcjonować, a proszę mi wierzyć, wielu funkcjonariuszy miało naprawdę fascynujące losy.
M.M.-M.: Gdzie należy szukać takich informacji? Z pewnością nie we wszystkich źródłach funkcjonariusze wymieniani są z imienia i nazwiska, a funkcjonują raczej pod pseudonimami. Informacje były rozproszone. Skąd czerpali Państwo informacje na temat przedstawicieli kadry kierowniczej aparatu bezpieczeństwa?
M.D.: W biografistyce cała trudność polega na tym, żeby zebrać jak największą liczbę dokumentów dotyczących drogi życiowej bohatera. Nie możemy się więc opierać wyłącznie na aktach osobowych zgromadzonych w IPN. Drogi działania są różne i nie zawsze kończą się sukcesem, nie mam wątpliwości, że wysiłek jest godny podjęcia.
W.B.: Przede wszystkim zarówno my, jak i współpracujący z nami badacze, przeszukujemy archiwa IPN, gdzie przechowywane są akta osobowe funkcjonariuszy, sprawozdania czy dokumenty dotyczące spraw dyscyplinarnych. W Archiwum Akt Nowych znajdują się dokumenty partyjne, ale można tam również znaleźć źródła mówiące o pracy funkcjonariuszy w innych instytucjach. Cenne zasoby znajdują się także w Centralnym Archiwum Wojskowym, które obecnie funkcjonuje w ramach Wojskowego Biura Historycznego. Część teczek personalnych z zasobu tego archiwum została przekazana do IPN, ale były też dokumenty, które się do tego nie kwalifikowały, ponieważ nie były bezpośrednio związane z działalnością funkcjonariuszy w organach bezpieczeństwa PRL. Przykładowo, dotyczy to osób, które służyły w wojsku przed 1939 rokiem.
Korzystamy także z Archiwum Ministerstwa Spraw Zagranicznych, gdzie przechowywane są teczki personalne osób, które pracowały w służbie dyplomatycznej lub konsularnej za granicą. Z kolei teczki związane z wyjazdami na placówki z ramienia Ministerstwa Handlu Zagranicznego znajdują się w Archiwum Ministerstwa Rozwoju i Technologii. Niektóre akta mogą się być przechowywane także w ministerstwach Sprawiedliwości, Finansów czy Rolnictwa. Wszystko zależy od tego jaką drogę życiową przebył interesujący nas człowiek i które ze współczesnych instytucji, czy resortów mogą dysponować dokumentacją osobową z czasów PRL. Trzeba szukać metodą prób i błędów, wysyłać pisma lub maile, bądź kontaktować się osobiście.
Do tego dochodzą jeszcze archiwa uczelni, gdzie możemy dotrzeć do dokumentów obrazujących jak interesujący nas funkcjonariusze zdobywali wykształcenie. W przypadku osób, które kształciły się w stolicy, możemy ich szukać na Uniwersytecie Warszawskim, Politechnice Warszawskiej, Szkole Głównej Handlowej, czy też Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, natomiast w Archiwum Akt Nowych znajduje się zbiór pod nazwą Archiwum Szkół Partyjnych w Akademii Nauk Społecznych w Warszawie, gdzie zgromadzono dokumenty uczelni afiliowanych przy PZPR. Mamy też Archiwum m.st. Warszawy, a konkretnie stanowiące jego część archiwum w Milanówku, gdzie przechowywane są rozmaite akta osobowe, ale także akta partyjne Komitetu Warszawskiego PZPR.
Jeden ze współpracujących z nami badaczy kontaktował się nawet z parafiami, żeby ustalić czy opisywane osoby zostały ochrzczone, a jeśli tak, to gdzie to miało miejsce. Szukamy informacji w różnych miejscach, ale nie wszystkie instytucje chcą udostępniać swoje akta. Dzieje się tak m.in. w przypadku niektórych związków sportowych, w których w przeszłości działała społecznie część funkcjonariuszy. Czasem zdarza się tak, że brak możliwości przejrzenia tych archiwów nie wynika z niechęci, a z faktu, że dokumenty zostały zniszczone lub zaginęły. Kiedyś próbowałem ustalić życiorys jednego z dyrektorów wywiadu – płk. Witolda Sienkiewicza, który po odejściu ze służby zaangażował się w działalność sportową w Polskim Związku Bokserskim, nie udało się, ponieważ jego dokumentów już tam nie było. Warto przy okazji nadmienić, że opisany w pierwszym tomie „Leksykonu” płk Idzi Bryniarski był działaczem Polskiego Związku Pływackiego, natomiast płk Stefan Antosiewicz był czołową figurą w Aeroklubie PRL, a później pilotem wycieczek zagranicznych.
M.M.-M.: Poza poszukiwaniem materiałów źródłowych kontaktują się Państwo także ze świadkami historii?
M.D.: Tak, na miarę naszych możliwości próbujemy nawiązywać kontakt z rodzinami funkcjonariuszy. Aby opisać kilka biogramów specjalnie wybrałam się ze Szczecina do Warszawy. Muszę przyznać, że były bardzo interesujące spotkania. Rodziny, w tym głównie dzieci funkcjonariuszy, pamiętają ich przecież z zupełnie innej strony. Niekoniecznie mają świadomość, czym zajmowali się oni w resorcie. Z kolei wiedza na temat ich losów przechowana w pamięci rodziny, nie zawsze odpowiada tej, która przedstawiona została w źródłach. To były takie czasy, kiedy wiele informacji celowo przeinaczano lub pomijano, w tym np. nie przyznawano się do mieszkających za granicą krewnych, zatajano przynależność do AK, czy też fakt przymusowego wywiezienia w głąb ZSRS, przedstawiano jako dobrowolny wyjazd.
W.B.: Oczywiście ważnym źródłem są dla nas relacje bohaterów. Jednakże większość z tych ludzi dziś już nie żyje. Próbujemy docierać do ich rodzin, co czasem przynosi ciekawe efekty. W pierwszym tomie „Leksykonu” mamy np. zdjęcia pochodzące z archiwów rodzinnych m.in. Władysława Dominika czy Zbigniewa Fijałka, który działał w Zarządzie Polskiego Komitetu Olimpijskiego i Polskiego Związki Piłki Nożnej oraz w Polskim Związku Filatelistów. Dzięki rozmowom z rodzinami bohaterów „Leksykonu” udaje nam się ustalić dalsze dzieje tych postaci, a także daty śmierci i miejsce pochówku. Ustalanie losów po odejściu z resortu i daty zgonu bywa problematyczne.
M.M.-M.: Jak sobie Państwo z tym radzą?
W.B.: Rozmaicie, ale najczęściej wykorzystujemy internetowe wyszukiwarki cmentarne. W przypadku Warszawy stronę taką prowadzi Zarząd Cmentarzy Komunalnych. Skatalogowany w ten sposób został Cmentarz Wojskowy na Powązkach, Cmentarz Północny i Cmentarz Południowy. Urząd Miasta Warszawy także posiada stronę, na której można sprawdzić nazwiska osób pochowanych na Starych Powązkach. Niestety, nie wszystkie cmentarze są zindeksowane i odnalezienie konkretnego pomnika wymaga kontaktu z zarządcą nekropolii. Niekiedy jednak nie wiemy, na którym konkretnie cmentarzu dana osoba mogła zostać pochowana. Jeszcze trudniej jest dokonywaniem ustaleń dotyczących osób, które wyjechały z Polski i zmarły za granicą.
Praca nad „Leksykonem” to dla nas duża nauka zarówno pod względem warsztatowym, jak i organizacyjnym. Mamy nadzieję, że efekt naszych wysiłków spodoba się czytelnikom i zachęci kolejnych badaczy do podjęcia współpracy przy tym projekcie.
Dziękuję serdecznie za rozmowę!