Tadeusz Rozwadowski - prawdziwy twórca „cudu nad Wisłą”?
Generał Tadeusz Rozwadowski w Sztabie Generalnym
Generał Tadeusz Rozwadowski cały czas pracował nad planem rozstrzygającej bitwy. Na jakąkolwiek opinię lub podpowiedź Józefa Piłsudskiego nie mógł jednak liczyć. Naczelnik Państwa, Naczelny Wódz i Pierwszy Marszałek Polski przebywał w Aninie. Pomysł generała Józefa Dowbór-Muśnickiego o wycofaniu się nad Wartę i oddaniu Warszawy bez walki, by stamtąd po przeorganizowaniu wojsk przeprowadzić kontruderzenie, uznany został za nie do przyjęcia. Generał Weygand był zwolennikiem maksymalnego skrócenia frontu. Według niego najlepiej byłoby skoncentrować wojska do kontrataku na linii Wisła — San. Według wielu sztabowców z punku widzenia nauki wojennej były to rady racjonalne. Generał Rozwadowski uważał, że najbardziej obiecująca do rozprawy z nawałą bolszewicką jest linia Wieprz — Narew — Orzyc. Po wielu ostrych dyskusjach przekonał do swojej koncepcji nawet Weyganda.
Generał Stanisław Haller podczas przejazdu do Zborowa, aby objąć dowództwo tamtejszej dywizji piechoty, wstąpił na chwilę do Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, by spotkać się z generałem Rozwadowskim. Wrócił też z objazdu frontu pułkownik Wacław Stachiewicz. Po wysłuchaniu jego relacji atmosfera stała się nieco nerwowa.
— Sytuacja wymaga od nas hartu ducha — rzekł spokojnie do gościa generał Rozwadowski, stojąc obok wiszącej na ścianie mapy. — Dotąd stawialiśmy bolszewikom stopniowy opór, osłabiając ich siłę natarcia. Ale obecnie to już nie wystarczy. Wszystko zmierza do tego, by wkrótce nastąpiła walna rozprawa.
Wypowiadając te słowa, gospodarz gabinetu uczynił ruch palcem na mapie od Siedlec w stronę północną.
Na prośbę Rozwadowskiego Haller wstąpił jeszcze do sąsiedniego pokoju, w którym pracował generał Weygand. Francuski doradca stał na krześle i pilnie studiował wiszącą na ścianie olbrzymią mapę.
— Jaka jest wartość rzeki Wkry jako przeszkody wojskowej? — zapytał.
W siedzibie Sztabu Generalnego Wojska Polskiego przy placu Saskim analizowano każdy wariant i szczegół przygotowywanej ofensywy. Między sąsiadującymi ze sobą gabinetami obu generałów krążyły dosłownie dziesiątki pism, analiz, wstępnych wersji, szkiców, rysunków i map. Przyporządkowywano również poszczególnym grupom operacyjnym konkretne zadania. W końcu, w nocy z piątego na szósty sierpnia, generał Rozwadowski na naradzie sztabowej przedstawił dwie propozycje miejsc koncentracji wojsk polskich, z których mogłoby wyjść uderzenie na bolszewików. I co najważniejsze, tym razem wziął w niej udział marszałek Piłsudski. Pierwszy wariant, za którym opowiadał się Weygand, przewidywał przeprowadzenie zgrupowania wojsk w pobliżu Warszawy, w rejonie Garwolina lub Mińska Mazowieckiego. Miały one stamtąd uderzyć w kierunku Góry Kalwarii i Karczewa. Drugi, rekomendowany przez Rozwadowskiego, zakładał przeprowadzenie „akcji manewrowej większego stylu”, która miała wyjść znad Wieprza. Jej powodzenie miały zapewnić nieoczekiwany dla przeciwnika wybór kierunku głównego natarcia, uzyskanie zaskoczenia poprzez wybór czasu i miejsca uderzenia, zastosowanie nieznanych stronie przeciwnej środków i sposobów walki oraz działań mających na celu wprowadzenie dowództwa sowieckiego w błąd. W szczególności miały być atakowane flanki i tyły oddziałów Armii Czerwonej. Szeroko rozmieszczone własne ugrupowania miały uwikłać w walkę wojska nieprzyjacielskie kierujące się ku Warszawie.
Tej nocy wielokrotnie analizowano zalety i wady obu propozycji. Ostatecznie Piłsudski zgodził się na wariant Rozwadowskiego. Według niego był „bardziej ryzykowny, ale dawał nadzieję na pełne zwycięstwo”. Termin rozpoczęcia kontrofensywy przewidziano na połowę sierpnia, bo dopiero 10 sierpnia miały osiągnąć gotowość bojową przygotowywane przez generała Kazimierza Sosnkowskiego tak zwane formacje zapasowe.
6 sierpnia, w rocznicę wymarszu Pierwszej Kompanii Kadrowej w 1914 roku do Miechowa, Piłsudski podpisał przygotowany przez generała Rozwadowskiego rozkaz nr 83358/III, na podstawie którego rozpoczęło się przegrupowanie sił polskich według przyjętej w nocy koncepcji.
Tekst jest fragmentem książki Henryka Nicponia „Polowanie na Generała. Piłsudski kontra Rozwadowski”:
Plan generała Rozwadowskiego
Rozkaz dzielił wojsko polskie na trzy grupy operacyjne. W skład frontu północnego pod wodzą generała Józefa Hallera wchodziły trzy armie. Pierwsza z nich, dowodzona przez generała Władysława Sikorskiego, otrzymała za zadanie obronę odcinka nad Narwią i Orzycem, by nie dopuścić do obejścia Warszawy od północy i zaatakowania stolicy od zachodu. Dla wojsk generała Franciszka Latinika przewidziano „zużycie nieprzyjaciela bitwą obronną na przedpolu Warszawy”. Trzeciej armii, pod dowództwem generała Bolesława Roi, nakazano bronić linii Wisły, od Karczewa po Dęblin. Front środkowy podporządkowany rozkazom generała Edwarda Rydza-Śmigłego grupował oddziały manewrowe, które mogły być użyte do działań bojowych w każdym kierunku. Wchodzącą w jego skład armię generała Leonarda Skierskiego, skoncentrowaną w rejonie Dęblina, Łysobyków i Kocka, wyznaczono na główną siłę uderzeniową. Flanki i tyły całego zgrupowania od Kocka po Brody miała osłaniać armia Zygmunta Zielińskiego. Trzeciej grupie operacyjnej, frontowi południowemu, dowodzonemu przez generała Wacława Iwaszkiewicza-Rudoszyńskiego, powierzono prowadzenie działań osłonowych w Małopolsce.
Przegrupowywanie wojsk polskich do wyznaczonych miejsc koncentracji nie było łatwym zadaniem. Niektóre armie musiały niepostrzeżenie oddalać się od jednostek wroga znajdujących się w pobliżu oraz przejść długą i męczącą drogę do miejsc koncentracji. Generał Rozwadowski był też zaniepokojony ofensywą sił radzieckich na północy. [embedhalf-
Do tego ważna dla całego przedsięwzięcia bojowego armia generała Władysława Sikorskiego znajdowała się dopiero w stadium organizacji. W tej sytuacji generałowie Rozwadowski i Weygand wymogli na Naczelniku Piłsudskim niewielką zmianę planu. Pierwotnie zakładano bowiem związanie nieprzyjaciela walką na linii Wisły i równoczesne uderzeniu znad Wieprza silnej grupy operacyjnej w kierunku północno-wschodnim. Tym sposobem miała wejść w lukę między poszczególnymi frontami Armii Czerwonej i strategicznie pod każdym względem zagrozić oddziałom Tuchaczewskiego. Kiedy jednak obaj generałowie zorientowali się, że zadaniem głównego natarcia wojsk nieprzyjacielskich jest sforsowanie Wisły, śladem Paskiewicza na północ od Modlina, by zaatakować Warszawę od zachodu, postanowili maksymalnie wzmocnić tworzące się na północy zgrupowanie armii generała Sikorskiego. Obaj zgodnie uznali, że ta decyzja będzie miała poważny, jeśli nie decydujący wpływ na wynik całej bitwy. Naczelnik Piłsudski niechętnie, ale przystał na tę zmianę.
Wkrótce jednak, gdy potwierdziły się informacje o wzmożonym ruchu wojsk bolszewickich w kierunku Ciechanowa i Mławy, generał Rozwadowski postanowił zmienić jeszcze raz, na własną odpowiedzialność, swój plan pierwotny i opracować jak najszybciej nowy. W nocy z ósmego na dziewiątego sierpnia wydał kolejny rozkaz operacyjny, który opatrzył fikcyjnym numerem: 10.000. Przewidywał w nim podwójny, tak zwany kanneński, manewr skrzydłowy, czyli oskrzydlenie wojsk bolszewickich z północy i południa. W treści tej dyspozycji zasadniczą zmianą w stosunku do poprzedniej było przesunięcie oddziałów armii znajdujących się na przedpolu Warszawy w rejon Modlina.
Wszystkie stacjonujące w tym miejscu wojska otrzymały zadanie skupienia się na działaniach zaczepnych, by w odpowiednim momencie rozpocząć właściwą ofensywę i w ten sposób zmusić bolszewików do odwrotu.
Rozkaz operacyjny specjalny nr 10.000 z 9 sierpnia 1920 r., parafowany przez Józefa Piłsudskiego podczas narady w Belwederze, otrzymali: generał Maxime Weygand, generał Józef Haller i pułkownik Włodzimierz Zagórski, generał Franciszek Latinik, generał Edward Rydz-Śmigły i jego szef sztabu pułkownik Tadeusz Kutrzeba, generał Adam Nowotny jako łącznikowy frontu południowego, generał Władysław Sikorski jako dowódca północnej grupy, generał Franciszek Krajewski, pułkownik Tadeusz Piskor, generał Mieczysław Norwid, generał Mieczysław Kuliński, generał Wacław Iwaszkiewicz-Rudoszański i pułkownik Edmund Kessler, generał Kazimierz Sosnkowski oraz sam naczelny wódz.
Zadanie wydawało się dla polskiej armii niewykonalne. Armia Czerwona pod dowództwem Michaiła Tuchaczewskiego miała pod bronią około 400 tysięcy żołnierzy. Na jej wyposażeniu znajdowało się czterysta dział. Dodatkowo dozbrajana była bez przerwy przez kolejne transporty broni i amunicji z głębi Rosji i z Niemiec przez Litwę. Do tego czerwonoarmistom obiecano, że będą mogli łupić Warszawę do woli, bez ograniczeń przez dwa, trzy dni. Każdy z nich miał też otrzymać specjalną premię za zdobycie stolicy Polski w wysokości 40 tysięcy rubli. Wojska polskie liczyły najwyżej 120 tysięcy żołnierzy. Ostatecznie Tuchaczewski dyrektywę zdobycia Warszawy i rozbicia armii polskiej wydał 10 sierpnia.
Marszałek Józef Piłsudski kontra generał Tadeusz Jordan Rozwadowski
Tego samego dnia Piłsudski zaproponował Weygandowi objęcie stanowiska szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Niewątpliwie decyzja ta była wymierzona w generała Rozwadowskiego, który przygotował plany ofensywy warszawskiej według własnej koncepcji. Jednocześnie w razie klęski znaczna część odpowiedzialności za wynik bitwy zostałaby przerzucona na francuskiego dowódcę. Prawdziwe intencje propozycji generał Weygand odgadł od razu i po dniu zastanowienia i konsultacji z marszałkiem Fochem zdecydowanie odmówił objęcia stanowiska. W piśmie do ministra wojny Francji między innymi stwierdził: „Bliska jest bitwa nad Wisłą. (…). Dokonana w tych okolicznościach zmiana w dowództwie lub kierownictwie sztabu mogłaby mieć, z wojskowego tylko punktu widzenia, bardzo nieprzyjemne następstwa odbierające wojsku w przededniu bitwy wiarę w powodzenie przez odsunięcie na bok tych, którzy ją aranżowali”.
Marszałek Piłsudski wydawał się bardzo niezadowolony z takiego obrotu sprawy. Na szybko zwołanej naradzie, 12 sierpnia, ostro skrytykował przegrupowania wojsk, jakich dokonał generał Rozwadowski. Zarzucił szefowi sztabu, że zbyt liczne siły przeznaczył do pasywnej obrony Modlina i Warszawy, niedostateczne zaś do uderzenia znad Wieprza. Krytyka rozkazów najlepiej świadczyła o tym, że nie czuł się ich autorem i nie chciał ponosić odpowiedzialności za ich realizację. Oświadczył również, że w tej sytuacji udaje się do Puław, by objąć dowodzenie nad znajdującą się tam grupą uderzeniową. Decyzja ta była wbrew ówczesnym zasadom sztuki wojennej. Naczelny wódz obejmował dowodzenie tylko nad częścią wojsk, a nad przebiegiem całości operacji miał czuwać szef sztabu. Obecny na naradzie Weygand wolał się na ten temat dyplomatycznie nie wypowiadać.
Tekst jest fragmentem książki Henryka Nicponia „Polowanie na Generała. Piłsudski kontra Rozwadowski”:
Na szczęście z poufnych informacji, jakie uzyskał generał Rozwadowski, całkiem dobra wydawała się wieść, że konna armia Siemiona Budionnego koniecznie zamierza wykazać się zdobyciem Lwowa. Tego zażyczył sobie przedstawiciel Rewolucyjnej Rady Wojennej Józef Stalin. Oznaczało to, że może się spóźnić z wykonaniem powierzonych jej zadań w Bitwie Warszawskiej. Istniało też duże prawdopodobieństwo, że zostanie zdziesiątkowana przez amerykańską eskadrę lotniczą imienia Tadeusza Kościuszki, którą generał Rozwadowski wbrew woli rządzących sprowadził do Polski.
Atmosfera w Warszawie stawała się coraz bardziej napięta. Wielu polityków i dygnitarzy państwowych w popłochu opuszczało stolicę. Świadomy niepewności jutra Piłsudski postanowił się spotkać na poufnej naradzie w gabinecie prezydialnym gmachu Rady Ministrów z premierem Witosem, wicepremierem Daszyńskim i ministrem spraw wewnętrznych Leopoldem Skulskim. Wyglądał na przybitego, niepewnego, zdenerwowanego. W pewnym momencie podczas wymiany zdań na tematy bieżące wyjął z kieszeni list, a następnie odczytał go ogromnie niewyraźnym i zmienionym głosem. Z jego oświadczenia wynikało, że się podaje do dymisji. Nie tylko ze stanowiska Naczelnika Państwa, ale i Naczelnego Wodza Wojsk Polskich. Napisał wprost: „Sytuacja, w której znalazła się Polska, wymaga wzmocnienia poczucia odpowiedzialności, a przeciętna opinia słusznie żądać musi i coraz natarczywiej żądać będzie, aby ta odpowiedzialność nie była czczym frazesem tylko, lecz zupełnie realną rzeczą. Sądzę, że jestem odpowiedzialny zarówno za sławę i siłę Polski w dobie poprzedniej, jak i za bezsiłę oraz upokorzenie teraźniejsze. Przynajmniej do tej odpowiedzialności się poczuwam zawsze i dlatego naturalną konsekwencją dla mnie jest podanie się do dymisji”.
Jednocześnie pozostawił premierowi wolną rękę co do czasu ujawnienia dymisji. W przekazanym dokumencie podkreślił: „Rozumiem dobrze, że ta wartość, którą w Polsce reprezentuję, nie należy do mnie, lecz do Ojczyzny całej. Dotąd rozporządzałem nią, jak umiałem samodzielnie. Z chwilą napisania tego listu uważam, że ustać to musi i rozporządzalność moją osobą przejść musi do rządu, który szczęśliwie skleciłem z reprezentantów całej Polski. Dlatego też pozostawiam Panu, Panie Premierze, rozstrzygnięcie co do czasu opublikowania aktu mojej dymisji. Również Panu wraz z Jego kolegami z rządu pozostawiam sposób wprowadzenia w życie mojej dymisji (…)”.
W gabinecie prezydialnym zapanowała cisza. Nikt nie był w stanie wydobyć z siebie słowa. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że dymisja Piłsudskiego, w przededniu walnej bitwy, bardzo negatywnie odbije się na morale wojska. Nie wiedząc, co sam ma powiedzieć, premier Witos odebrał pismo i zamknął je do kasy pancernej.
Zobacz też:
Na pożegnanie Piłsudski oświadczył, że wyjeżdża na front do Puław. Jednak pomimo swych zapewnień, w nocy z 12 na 13 sierpnia, tuż przed rozpoczęciem bitwy, wsiadł do samochodu i polecił kierowcy, współtwórcy Organizacji Bojowej Polskiej Partii Socjalistycznej, byłemu austro-węgierskiemu agentowi wojskowemu i swemu bliskiemu współpracownikowi, Aleksandrowi Prystorowi, pojechać do Bobowej, miejscowości leżącej 35 kilometrów na południe od Tarnowa. Tam ewakuowała się jego wybranka Aleksandra Szczerbińska wraz z ich córkami, Wandą i Jadwigą.
Generał Tadeusz Jordan Rozwadowski w czasie walk o Warszawę
W tym czasie generał Rozwadowski, aby skumulować na jednym obszarze jak największe siły nieprzyjacielskie nacierające na Warszawę, postanowił zastosować jeden ze swych forteli wojennych. Pod Radzyminem umieścił, mocno osłabioną wcześniejszymi walkami, dywizję piechoty. Zdawał sobie sprawę, że przełamanie jej linii obronnych jest tylko kwestią czasu.
— Doskonale wiem, że ta dywizja nie wytrzyma silniejszego natarcia, chociaż bohatersko będzie bronić swych pozycji — wyjaśniał sztabowcom swoją decyzję. — Ale chodzi o to, aby wróg po przełamaniu frontu właśnie w to miejsce skierował główne natarcie. Na to tylko czekam i mam przygotowaną odpowiedź.
Najbliżsi współpracownicy generała Tadeusza Rozwadowskiego nie mieli wątpliwości, że skoro nie ma Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza, który nie wiadomo gdzie się podziewa, to cała odpowiedzialność za podejmowane decyzje spada na szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.
Zgodnie z oczekiwaniami Rozwadowskiego bolszewicy skierowali wszystkie siły w przewidzianym przez niego kierunku. Wykorzystując sytuację, generał Latinik przeprowadził ze swym wojskiem energiczny kontratak. Równocześnie generał Józef Haller przesłał z Jabłonny autobusami dywizję pod dowództwem generała Żeligowskiego, stanowiącą dotąd generalny odwód. Stawką było oswobodzenie Radzymina, w którym bolszewicy szykowali się do grabieży.
Na zbudowaną pośpiesznie przeprawę mostową na Wiśle wjechał samochód wojskowy bez zadaszenia i nie wiedzieć czemu od razu się zatrzymał. Siedzący w nim generał Rozwadowski krzyknął do odpoczywających na brzegu rzeki żołnierzy z batalionu inżynieryjnego:
— Chłopcy! Tam, na polach Ossowa, ginie młodzież warszawska. Na Boga… Kochani… Bierzcie broń i cały batalion niech ze mną jedzie na front.