Tadeusz Lubelski – „Historia niebyła kina PRL” – recenzja i ocena
W scenariuszu można było więc znaleźć takie „rewelacje” jak odkrycia archeologiczne z epoki piastowskiej, wykrycie złóż gazu ziemnego, nie zabrakło także postaci mrocznego Niemca Johana, który złośliwie szerzy działania dywersyjne w stosunku do osiadłych na tych terenach Polaków. Jak wykazuje Tadeusz Lubelski w swej najnowszej książce, podobnych zarówno „perełek”, jak i prawdziwych pereł można odnaleźć naprawdę sporo. Autor szczegółowo przedstawił historię trzynastu – jego zdaniem najciekawszych – niezrealizowanych filmów doby PRL-u, których powstanie mogłoby zmienić w dużej mierze historię rodzimej kinematografii. Jak jednak zaznacza we wstępie, zbiór ten mógłby być znacznie szerszy.
Autor książki – Tadeusz Lubelski – jest postacią doskonale znaną miłośnikom historii dziesiątej muzy, a obecnie pełni funkcję kierownika Katedry Historii Filmu Polskiego w Instytucie Sztuk Audiowizualnych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Popełnił on szereg klasycznych już publikacji, które w przystępny sposób przybliżały meandry dziejów polskiej kinematografii. Tym razem, zainspirowany rozprawą „Historia niebyła” niemieckiego historyka Alexandra Demandta oraz książką Stanisława Lema „Doskonała próżnia”, Lubelski postanowił dokonać rzeczy na wskroś oryginalnej: podjął się opowiedzenia historii filmów, które z różnych względów – przede wszystkim politycznych i ekonomicznych, ale także z racji osobistych perypetii reżyserów – nie zostały nigdy zrealizowane. Trzynaście filmowych historii zostało opisanych przejrzystym, „lekkim” językiem w tym interesującym zbiorze.
Lubelski, niczym wytrwały detektyw, bada poszczególne „przypadki”. Prowadząc wnikliwą kwerendę w Filmotece Narodowej, Archiwum Akt Nowych, a także przeprowadzając wywiady z twórcami, odtwarza krok po kroku dzieje niezrealizowanych filmów. I tak w obrębie zainteresowań autora znalazły się m.in. dzieła niedokonane Andrzeja Wajdy („Przedwiośnie,” „Jesteśmy sami na świecie,” „Powołanie”) Stanisława Barei („Nasz człowiek w Warszawie”), Kazimierza Kutza („Różowy horyzont”) czy Wojciecha Hasa („Osioł grający na lirze”). Poznajemy zatem kolejne wersje scenariuszy niezrealizowanych dzieł, wnoszone poprawki, ideologiczną ocenę oraz ekonomiczne i osobiste dylematy reżyserów, które w konsekwencji doprowadzały do przerwania nieraz nawet bardzo zaawansowanych projektów.
Wielkim plusem jest konstrukcja książki. Lubelski rozpoczyna wędrówkę przez dzieje niezrealizowanych filmów od opowieści o obrazie o Januszu Korczaku, do którego nakręcenia przymierzano się już w 1945 r. Kończy ją zaś w roku 1992 r., przybliżając dzieje „Choroby więziennej” – scenariusza autorstwa Janusza Andermana, który przy pomocy konceptu „filmu w filmie” opowiadał o reżyserze pragnącym zrealizować obraz o osobach internowanych w stanie wojennym. Książka Lubelskiego jest zatem oryginalną kroniką polskiej kinematografii, widzianą z perspektywy „białych kart” – dzieje niezrealizowanych filmów ukazują bowiem doskonale mechanizmy działania kinematografii w PRL-u, przybliżają ówczesne sympatie i antypatie w środowisku branżowym, ukazują ekonomiczne ograniczenia, a także przybliżają osobiste motywy, które niekiedy wpływały na podejmowane przez reżyserów decyzje.
Konceptem, który zasługuje na szczególną uwagę, jest fakt, iż Lubelski – zainspirowany pomysłem Lema na recenzowanie nieistniejących książek – każdy rozdział zamyka recenzją danego, niezrealizowanego przecież filmu. Czyni to jednak nie jako Tadeusz Lubelski, ale stara się „wcielić” w rolę recenzentów ówczesnych poczytnych czasopism. I tak ocenia filmy m.in. jako recenzent „Przekroju” – Waldy Jerzorff, eseistka „Trybuny Ludu” – Mirena Erz, krytyk „Świata” – Teodor Krzysztof Poeltitz. Zadanie to mogłoby się wydawać karkołomne. Przyznać jednak trzeba, iż autorowi niemalże do perfekcji udało się opanować charakterystyczny dla danego autora/periodyku styl recenzowania. W pewnym momencie czytelnik jest skłonny uwierzyć, że czyta autentyczną recenzję – dopiero po chwili zdaje sobie sprawę, że przecież czyta o filmach, które nigdy nie powstały. Rodzi się w tym miejscu pytanie, czy można stawiać tak kategoryczne osądy o czymś, co nie istniało? Wchodzimy wszakże w tym miejscu w sferę czystej fantazji…
I tu przechodzimy do sedna sprawy. Czytając dzieło Lubelskiego, trzeba oddzielać wyraźnie to, co jest od tego, co mogło by być, a co pozostaje – mimo wszelkiego prawdopodobieństwa – jedynie wyobrażeniem autora. Nie deprecjonuje to jednak w żadnej mierze tej oryginalnej, niezwykle ciekawej książki, która z nieco innej perspektywy pokazuje nam dzieje polskiego kina.
Zobacz też:
- Anna Misiak – „Kinematograf kontrolowany”;
- Marc Ferro - „Kino i historia”;
- „Czterej pancerni i pies” obchodzą 45. urodziny;
- „Kargul podejdź no do płota”, czyli 45. rocznica powstania Samych Swoich.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska