„Stulecie Kisiela” w najnowszym „Tygodniku Powszechnym”
Był najchętniej czytanym, choć znacznie rzadziej słuchanym publicystą PRL-u i początków wolnej Polski. Komuniści nie widzieli powodu, żeby go słuchać, bo ciągle powtarzał, że jest ich wrogiem. W wolnej Polsce nie słuchali go przyjaciele, bo mówił, że się z nimi kompletnie nie zgadza – kompozytora, publicystę, polityka, autora „Tygodnika Powszechnego” przypomina w artykule wstępnym poświęconym Stefanowi Kisielewskiemu Michał Urbanek, biograf rodziny Kisielewskich.
W dodatku znajduje się także wybór listów Kisielewskiego i Giedroycia, opracowany przez Tomasza Fiałkowskiego.
Rozmowa z wieloletnim przyjacielem Kisiela, Zdzisławem Najderem: Bywał ostrym polemistą, ale zachowywał życzliwość dla ludzi, z którymi krzyżował szpady: póki trwa polemika, walczymy, ale pozostajemy przyjaciółmi. Do mojej książki wiejskich gości wpisał mi się: „Potem Ci powiem: a nie mówiłem? (A wcale nie mówiłem)”. Była w tym życzliwość, ale i dystans do siebie. Ja w ogóle traktowałem go trochę jako człowieka z innego świata, bo on miał w głowie muzykę. To był świat dla mnie niedostępny i wyobrażałem sobie, że on robi mi zaszczyt, gdy zniża się do poziomu normalnego śmiertelnika.
Andrzej Friszke o politycznej myśli Kisiela: Być może wtedy narastały w nim uprzedzenia, które dały o sobie znać już w okresie przełomu (choć, jak wiemy z lektury „Dzienników”, pretensje do własnego środowiska miał stale) i sprawiły, że gdy można było już prowadzić prawdziwą politykę, Kisiel dokonywał wyborów coraz mniej racjonalnych – z akcesem do Unii Polityki Realnej na czele. Choć namawiał do poszukiwania dialogu i kompromisu, sam był skrajnym indywidualistą, co sprawiało, że był też człowiekiem bezkompromisowym. To nie jest dobra cecha dla polityka, który powinien kalkulować i budować frakcje, zyskiwać zwolenników. On nie był politykiem, był po prostu publicystą, pisarzem, mówił we własnym imieniu i nie budował obozu politycznego.
Tadeusz Syryjczyk o poglądach ekonomicznych Kisiela: Brakuje dziś kogoś takiego jak Stefan Kisielewski, zwłaszcza że jesteśmy świadkami ideowej kapitulacji liberalizmu ekonomicznego przy akompaniamencie irracjonalizmu i niechęci już nie tylko do praw ekonomicznych, ale praw fizyki i matematyki. Wielu polityków, którzy byli przed laty zaangażowani w reformy, daje sobie narzucić, ba: sami używają języka „społecznych kosztów reform”. Tak jakby reformy kapitalistyczne robiło się w imię abstrakcyjnych celów, a ludzie z ich powodu tylko cierpieli, zaś przy braku reform nie byłoby żadnych cierpień ani społecznych kosztów. Logiczny wniosek byłby taki, że koszty braku reform są mniejsze od ich przeprowadzania...
Najnowszy numer „Tygodnika Powszechnego” wraz z dodatkiem „Stulecie Kisiela” w sprzedaży od środy 9 marca.
Korekta: Agnieszka Kowalska