Stefan Kisielewski – „Reakcjonista. Autobiografia intelektualna” – recenzja i ocena
Stefan Kisielewski – „Reakcjonista. Autobiografia intelektualna” – recenzja i ocena
Stefan Kisielewski (1911–1991) był jednostką niebywale wszechstronną, można go nazwać człowiekiem renesansu. Był nie tylko publicystą (wieloletnim felietonistą „Tygodnika Powszechnego), i działaczem politycznym (m.in. posłem na sejm PRL z ramienia katolickiego koła Znak, a później współzałożycielem Unii Polityki Realnej), ale także krytykiem muzycznym, kompozytorem czy powieściopisarzem.
„Reakcjonista” to wybór różnorodnych wypowiedzi Kisielewskiego, pochodzących z jego publikacji, przemówień, korespondencji czy zapisków prywatnych. Choć samą idea takiego wydawnictwa może wydać się nieco kontrowersyjna, zdecydowanie nie jest ono owocem pójścia na łatwiznę za pomocą metody „wytnij–wklej”. Całość rzeczywiście układa się w spójną i wciągającą „autobiografię intelektualną”. Odpowiedzialna za wybór i opracowanie Małgorzata Sopyło wykonała swoją pracę w sposób wzorowy. Na uwagę zasługuje fakt, że część tekstów publikowanych w książce ukazuje się drukiem po raz pierwszy.
Przytaczany materiał układa się w harmonijnie w opowieść o życiu Stefana Kisielewskiego. Śledzimy więc jego dojrzewanie jeszcze w II Rzeczypospolitej i dowiadujemy się o wczesnym zainteresowaniu muzyką. Wywodzący się z piłsudczykowskiego, lewicującego domu Kisiel jest przykładem na to, że jabłko czasem jednak pada dość daleko od jabłoni. Bardzo szybko zainteresował się bowiem pismami Romana Dmowskiego, choć zainspirował go w nich nie nacjonalizm, a metoda realistycznego myślenia politycznego. W latach trzydziestych Kisielewski związał się z organem myśli mocarstwowej – „Buntem Młodych” Jerzego Giedroycia (po latach znów miał współpracować z Giedroyciem, publikując w paryskiej „Kulturze”). O tym, że młody Kisielewski potrafił samodzielnie zająć dojrzałe stanowisko ideowe świadczy jeden z jego tekstów, w którym krytykował dominację myślenia kolektywistycznego tak na lewicy socjalistycznej i komunistycznej oraz w sanacyjnym Legionie Młodych, jak i na prawicy w postaci narodowego radykalizmu. Myślenia indywidualistyczno-liberalnego nie dostrzegał także w środowisku „Wiadomości Literackich”, oskarżając je o bezideowość i niemożność sformułowania pozytywnego programu.
Konsekwencje II wojny światowej odebrał Kisielewski jako koniec II Rzeczypospolitej. Za jego symbol uznał powstanie warszawskie, decyzji o wybuchu którego pozostał na zawsze krytykiem. Jako polityczny realista Kisielewski zaakceptował przemiany ustrojowe i geopolityczne. Pozostał jednak przeciwnikiem ideologii marksistowskiej. Jeśli chodzi o powojenną orientację geopolityczną i znalezienie się Polski w sojuszu z Rosją, Kisielewskiemu przeszkadzało to, że była to Rosja komunistyczna, a sojusz nie był tak naprawdę sojuszem, bo nie łączył dwóch równoprawnych podmiotów, a nie opcja „wschodnia” jako taka. Niewątpliwie pewną rolę w tym stanowisku odegrało powojenne rozczarowanie postawą Zachodu wobec Polski. Kisiel dostrzegał zresztą w „nowej Polsce” pewne zalety – podobał mu się zarówno nowy kształt granic, jak i względna jednolitość narodowościowa. Nieraz podkreślał, że powojenna Polska to „spełniony sen endeka”.
Kisielewski obawiał się, że Polska zostanie wcielona do Związku Sowieckiego, gdy tak się nie stało, postanowił włączyć się w legalne życie publiczne. Pokładał nadzieje w PSL Mikołajczyka i chadeckim Stronnictwie Pracy. Uważał, że realną politykę można uprawiać tylko legalnie, a zabiegi emigracyjne czy podziemne są jałowe. Miana opozycji koncesjonowanej nie uważał za deprecjonujące, przeciwnie – to właśnie działalność „koncesjonowana” legalizuje pewne postawy. Swoją rolę widział jako legalnego opozycjonistę, działającego w istniejących realiach systemowych i geopolitycznych. Za swój cel uważał ocalenie w istniejącej rzeczywistości tego, co normalne, a za takie uznawał to, co przedwojenne, zachodnie, liberalne, mieszczańskie. Kisiel w tak rozumianej opozycyjności chciał szukać oparcia w Kościele katolickim – instytucji nie tylko szanowanej w społeczeństwie, ale też o międzynarodowym zasięgu działania. Doceniając pewne posunięcia Bolesława Piaseckiego i środowiska PAX, dystansował się od niego. Jako antymarksista krzywił się na szczere, jak oceniał, intencje dokonania syntezy katolicyzmu i socjalizmu. Jako wzór do naśladowania stawiał Polakom pragmatycznych Czechów, podkreślając że właśnie pragmatyzmu naszemu narodowi brakuje. Podczas wizyty w Pradze zaskoczyło go, że Czesi z kolei podziwiają polską rycerskość i męstwo. Skonstatował, że widocznie każdy najbardziej ceni to, czego ma deficyt.
Śledzenie przedwojennych i tużpowojennych myśli Stefana Kisielewskiego jest naprawdę fascynujące. O dziwo mniej ciekawe są materiały z lat pięćdziesiątych, sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, choć to przecież czas sprawowania mandatu poselskiego i owocnej współpracy z „Tygodnikiem Powszechnym”, a arcyciekawe „Dzienniki” Kisiela obejmują właśnie lata 1968–1980. Daje się wyczuć, że pod koniec lat siedemdziesiątych Kisielewski był zrezygnowany i chyba przekonany o porażce swego programu opozycyjnego legalizmu. Rozczarowany był postawą „Tygodnika Powszechnego”, który skupił się na sprawach wewnątrzkościelnych (np. obszernie relacjonując prace Soboru Watykańskiego II), zamiast prezentować społeczeństwu alternatywny względem marksizmu system aksjologiczny. Dużo uwag miał jako katolik świecki do stanowiska hierarchów, w tym metropolity krakowskiego Karola Wojtyły. Nie podobało się Kisielewskiemu, że Kościół skupia się na „grzechach życia codziennego” za jakie uważał alkoholizm czy dokonywanie aborcji, a mało mówił o fundamentalnych kwestiach teologicznych, takich jak grzech pierworodny czy szatan. Ta ostatnia sfera pozostawała zresztą stale w polu zainteresowań Kisiela i swoje stanowisko wobec szatana sam uważał za lekko manichejskie. Działalność emigracji politycznej uważał Kisielewski za jałową i groteskową, jedynego wyjątku upatrując, podobnie jak Stanisław Cat-Mackiewicz, w paryskiej „Kulturze”.
Bardzo krytycznie Stefan Kisielewski zapatrywał się na polskie społeczeństwo końca lat siedemdziesiątych. Jego zdaniem, co tłumaczył chłopskim pochodzeniem większości Polaków, było ono usposobione materialistycznie, nastawione jedynie na wygodne urządzenie się, obojętne wobec imponderabiliów takich jak swobody osobiste czy polityczne. To ciężkie zarzuty spod pióra kogoś, kto sam szczycił się swoim pragmatyzmem. Jednocześnie sam Kisielewski uważał się za „reakcjonistę”, ukształtowanego jeszcze przed wojną i zanurzonego w przedwojennym imaginarium. Kisiel był zdania, że skuteczny bunt przeciwko systemowi komunistycznemu uskutecznić będą mogli ludzie już ukształtowani w czasie jego trwania. W diagnozach społecznych Kisielewskiego częste są odwołania do twórczości George’a Orwella.
Felietonista „Tygodnika Powszechnego” dostrzegał duże znaczenie wyboru na papieża Jana Pawła II. Rodzący się ruch solidarnościowy cieszył się jego sympatią, choć jednocześnie krytyczny był wobec jego lewicowego charakteru i postulatów socjalnych. Te same zarzuty formułował zresztą wobec głównego nurtu opozycji przedsierpniowej. Podobnie jak przed wojną Kisielewski krytykował jednocześnie lewicę, ONR-owców i „Wiadomości Literackie”, tak samo w latach osiemdziesiątych dystansował się tak od oficjalnej linii władz PRL, jak i od Solidarności (oprócz socjalności irytowało go upodobanie do martyrologii, które widział w dążeniu do odkrywania białych plam historii najnowszej). Sceptyczny był także wobec stanowiska Kościoła. Nie podobały mu się antykapitalistyczne akcenty katolickiej nauki społecznej (chwalił za to zaobserwowane w Szwajcarii podejście protestanckie) i domagał się wykształcenia nowego nurtu w teologii – „teologii zysku”.
Za namową Janusza Korwin-Mikkego Kisiel zdecydował się zostać współzałożycielem Ruchu (jeszcze nie Unii) Polityki Realnej trochę z przekory, ale też świadomie dokonując otwartego wystąpienia ideowego. Choć trzeba zaznaczyć, że opowiadał się za łagodniejszym modelem kapitalizmu niż Korwin-Mikke. Nie wykluczał całkowicie roli państwa ani jego funkcji opiekuńczych, pozytywnie odnosił się też do powiązania wolnego rynku z demokracją parlamentarną. Tym niemniej kurs prorynkowy był jednoznaczny. W dobie transformacji ustrojowej Kisiel krytykował Leszka Balcerowicza za... zbyt powolne tempo reform. Kisielewski domagał się śmiałości w zamykaniu nierentownych zakładów (robotników proponował przenosić do innych prac np. budowy metra), częściowego urynkowienia służby zdrowia i zachęcania Polaków do przedsiębiorczości i bogacenia się, z zachwytem patrzył na rozkwitający handel uliczny i protestował przeciwko ograniczaniu go. Miał nadzieję na pojawienie się warstwy milionerów-patriotów. Kisiel ubolewał, że w Polsce nie otwarto jeszcze restauracji McDonald’s, podczas gdy taka funkcjonowała już w Moskwie. Postulował też oparcie się o energetykę atomową.
Śmiałych reform Kisielewski domagał się nie tylko w sferze gospodarki, ale i pluralizmu politycznego. Jedynie w dziedzinie geopolityki zachowywał umiar, pamiętajmy jednak że był to człowiek doby ładu jałtańskiego, a nawet sprawa zjednoczenia Niemiec nie była wówczas oczywista. Kisielewski, nie do końca trafnie, przewidywał odrodzenie się przedwojennych obozów politycznych. Jego zdaniem rozwinąć się miały nurt endecki w postaci Ruchu Młodej Polski Aleksandra Halla, piłsudczykowska KPN Leszka Moczulskiego, „realiści polityczni” Korwin-Mikkego i socjaldemokracja (którą widział w niemal całym mainstreamie Solidarności, od Wałęsy po Michnika i Kuronia). Z zainteresowaniem przyglądał się animowanym przez młodszych działaczy Pomarańczowej Alternatywie czy reaktywowanej PPS. Z uznaniem przyjął transformację niedawnych komunistów w socjaldemokratów i uznał to zdarzenie znaczące, jako ostateczną klęskę komunizmu.
Stefanowi Kisielewskiemu proponowano start w wyborach kontraktowych, jednak odmówił. W wyborach prezydenckich w 1990 r. zdecydował się opowiedzieć za Lechem Wałęsą, wbrew swojemu macierzystemu środowisku – „Tygodnik Powszechny” wspierał wówczas Tadeusza Mazowieckiego (którego Kisiel znał i cenił). Po rozstaniu z krakowskim periodykiem, Kisiel związał się z tygodnikiem „Wprost”. Wobec pojawiających się wtedy postulatów zaostrzenia prawa aborcyjnego, zalecał ostrożność w tej kwestii. Co ciekawe, spośród programów gospodarczych nowych partii politycznych, największe uznanie Kisielewskiego zdobyły postulaty Porozumienia Centrum, formacji braci Kaczyńskich.
Przywołane przeze mnie poglądy i postawy Stefana Kisielewskiego na przestrzeni kilku dekad jego działalności wydały mi się szczególnie interesujące. Nie znaczy to jednak, że innych czytelników nie zaciekawią inne opublikowane treści. Wydana staraniem Wydawnictwa Karta książka „Reakcjonista” (równie dobrym tytułem byłby „Realista” lub „Legalny opozycjonista”) rzeczywiście zasługuje na miano „autobiografii intelektualnej” Kisiela (choć skompilowanej nie przez niego) i stanowi dobre kompendium jest zasad politycznych. W owocnej lekturze pomogą merytoryczne przypisy i indeks osobowy. Publikacja zawiera też kilka czarno-białych fotografii Kisiela na różnych etapach jego życia i działalności.
Stefan Kisielewski może, wespół z Mirosławem Dzielskim, uchodzić za ikonę polskiego konserwatywnego liberalizmu. „Reakcjonista” to pozycja nie tylko profesjonalnie wydana i wciągająca, ale i ze wszech miar pożyteczna. Oby przyczyniła się do przypomnienia kolejnemu pokoleniu czytelników postaci Kisielewskiego i refleksji nad jego poglądami.