Staropolskie podatki - początek końca Rzeczpospolitej?
Ludwik XIV. Król Słońce. Symbol epoki nowożytnej, władca stawiany za wzór w tamtych czasach. Miał o sobie powiedzieć: „Państwo to ja”. Najprawdopodobniej jest to tylko legenda, ale przecież każda legenda zawiera w sobie ziarenko prawdy.
Tak jest też w przypadku finansów Francji w XVII i XVIII wieku. Posiadający władzę absolutną król sam decydował o podatkach. Jego wola była najważniejsza także przy wydawaniu pieniędzy. Wydawał je na utrzymanie licznej armii, urzędników, dworu, na toczenie wojen i prowadzenie dyplomacji, na budowę Wersalu…Pozostawił po sobie podbite ziemie, dużą i dobrze wyposażoną armię i wspaniały pałac… Oraz 2382 mln liwrów długu. 2382 mln liwrów! Tyle wynosił dług przy 50 mln liwrów wpływów rocznie. Przy takim dochodzie Francja dług spłacałaby przez pół wieku. Przez pięćdziesiąt lat wszystkie zebrane od ludności pieniądze szłyby na spłatę długu. A trzeba jeszcze utrzymać urzędników i wojsko do obrony granic, dwór królewski…
Mimo tak olbrzymich wpływów skarbowych Ludwik XIV wydawał jeszcze więcej. Jego ciągłe wojny i wydatki na własne kaprysy doprowadziły kraj do fatalnego stanu. Sam król podczas wojny o sukcesje hiszpańską przetapiał własną zastawę stołową, by mieć czym opłacić wojsko, bo wróg zbliżał się do Paryża… Francja jeszcze u schyłku ancien regime zmagała się z długiem. Obsługa długu publicznego pochłaniała aż 65% wpływów skarbowych! Władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje całkowicie.
W Polsce władca nie mógł powiedzieć, że państwo to on. Nie decydował sam o podatkach, Rzeczpospolita była dobrem wspólnym. Dochody, wydatki i długi króla nie były tożsame z wpływami skarbowymi Rzeczypospolitej, jej wydatkami i zadłużeniem.
Francuska monarchia absolutna po panowaniu Ludwika XIV była zadłużona na wspomnianą przed chwilą kwotę 2382 mln liwrów. Dług Rzeczypospolitej wobec wojska w 1701 roku, a więc po „wojennym półwieczu” i jednocześnie u progu nowego wielkiego konfliktu, wynosił ponad 20 mln złotych, czyli tylko ponad 2,5 złotego (sic!) na głowę.
Nie bez powodu mówię o długu wobec armii, bowiem skarb Polski był bezpośrednio związany z utrzymaniem wojska. Ponad 90% wpływów przeznaczano na siły zbrojne. Fakt ten wpłynął na powstanie kilku mitów o systemie podatkowym i obronnym Rzeczypospolitej – przede wszystkim o rzekomej niechęci szlachty do płacenia na obronę kraju. Stereotypem jest także przekonanie, że skoro wpływy skarbowe nie były tak wysokie jak w innych państwach, to i wojsko zdecydowanie odstawało liczebnością od armii Ludwika XIV, Karola Gustawa, Karola XII czy Piotra I.
Na potrzeby tej książki musiałem przyjąć pewne uproszczenia bardzo skomplikowanego systemu podatkowego w dawnej Polsce. Po szczegółowe wyjaśnienia odsyłam do stosownych opracowań, tutaj zaś mam nadzieję, że ułatwienia nie zasłonią głównego obrazu.
Jak już mówiłem, w wydatkach Rzeczypospolitej zasadniczą i pochłaniającą gros wpływów skarbowych pozycję zajmowało wojsko. Utrzymywało się ono z różnych podatków i danin. W związku z koniecznością obrony kresów przed najazdami Tatarów szlachta na sejmie 1562/63 roku postanowiła, że część dochodów z królewszczyzn, tzw. kwarta, zostanie przeznaczona na utrzymanie stałego wojska. Tak powstało wojsko kwarciane, które utrzymywano z oddzielnego od królewskiego i centralnego (pospolitego) skarbu – kwarcianego, mieszczącego się w Rawie. W razie wojny armię tę uzupełniano uchwalonymi przez sejm dodatkowymi zaciągami, tzw. wojskiem suplementowym. W takiej formie wojsko koronne funkcjonowało niemal wiek, bo aż do 1652 roku, kiedy to postanowiono o połączeniu wojska kwarcianego i suplementowego w komputowe, którego komput, czyli wielkość i sposób opłacania, ustalał sejm.
Pobierana dalej kwarta stanowiła stały podatek na utrzymanie wojska, co zaprzecza często powtarzanemu mitowi, iż to Sejm Niemy w 1717 roku wprowadził wreszcie stały podatek w celu finansowania armii.
Jednakże sama kwarta nie wystarczała na całościowe pokrycie kosztów wojskowych, dlatego uzupełniał ją szereg innych podatków. Wśród nich ważne miejsce zajmowała hiberna, czyli „chleb zimowy” wojska. Na użytkownikach dóbr królewskich i na duchownych ciążył obowiązek zakwaterowania i wyżywienia armii w trakcie zimy. Do 1649 roku ów obowiązek spełniano w naturze, później – po okresowych zmianach – zazwyczaj w gotówce.
Kwarta i hiberna były jednak tylko kroplą w morzu potrzeb wojska, stąd też przeznaczano na nie inne podatki. Tutaj zbliżam się do pewnej bardzo interesującej kwestii – do kwalifikacji podatków na stałe i okresowe, zwyczajne i nadzwyczajne.
Jak już wspomniałem, ważnymi podatkami były kwarta i hiberna. Pobierano je niezależnie od uchwał sejmowych, podatki te funkcjonowały jakby poza ustawodawstwem sejmowym. Określa się je mianem stałych. Cóż jednak kryje się pod tym określeniem? Czy tylko takie podatki, które pobierano bez względu na postanowienia sejmu? Czy może też te pobierane na mocy konstytucji sejmowej ‒ od sejmu do sejmu? Uchwalono je na jednym sejmie, zebrano, uchwalono na następnym sejmie, ponownie zebrano itd. – czy były one stałe czy nie? Dzisiaj również ustala się na dany rok budżetowy planowane dochody skarbowe – co roku mogą być inne wielkości, różne stawki, ale czy nie są one stałe? Oczywiście, że są. Chcę pokazać, że trudno wyznaczyć granicę między podatkami stałymi a okresowymi w Rzeczypospolitej. Bez cienia wątpliwości stałymi były kwarta i hiberna, ale czy inne już na takie miano nie zasługują tylko dlatego, że pobierano je od sejmu do sejmu i zmieniały się w zależności od sejmowych postanowień?
Podobnie cienka granica istnieje między podatkami zwyczajnymi i nadzwyczajnymi. Zwyczajne były podatki, które funkcjonowały już wcześniej, a ich uchwalenie nie powodowało żadnych problemów. Nadzwyczajne to takie, których uchwalenie wymuszała pilna potrzeba zgromadzenia dodatkowych środków na wojsko. Miały mieć charakter incydentalny, wyjątkowy – jednorazowy. Jednakże często nie respektowano tych postanowień i do tych podatków nadzwyczajnych wracano. Skoro do nich wracano, to czy dalej były nadzwyczajnymi? Jeśli coś jest powtarzalne, to nie jest nadzwyczajne.
Teraz omówię w uproszczeniu sposób uchwalania i zbierania podatków. Sejm uchwalał podatki na podstawie wcześniejszych deklaracji województw i ziem wchodzących w skład Rzeczypospolitej. W deklaracjach tych poszczególne jednostki terytorialne określały, jakie sumy podatkowe są w stanie zebrać od mieszkających tam osób. Gdy wybuchała wojna, zwoływano sejm, który postanawiał o powiększeniu liczebności wojska i uchwalał podatki na jego utrzymanie. Ogół podatków uchwalonych przez sejm nazywano poborem. Na pobór składały się przede wszystkim dwa podatki – łanowe i podymne. Łanowe był to podatek od ziemi uprawnej, a podymne od domu mieszkalnego. Summariusz, jak wiele podatki Rzeczypospolitej po województwach i ziemiach koronnych uczynić mogą podaje, że łączna kwota zebrana z łanowego według deklaracji województw i ziem z 1629 roku wynosiła 267 192 zł, a z podymnego – 505 000 zł. Były to pojedyncze stawki tych podatków. Sejm uchwalał wielokrotności tych stawek, na przykład sejm 1649/1650 uchwalił 20 stawek łanowego, sejm z końca 1650 – 25 stawek łanowego w Koronie i 16 stawek podymnego na Litwie, a sejm brzeski z 1653 roku – 34 stawki łanowego. Dawało to orientacyjną sumę, jaką należało zebrać w całej Rzeczypospolitej. Na każde województwo i ziemię przypadała określona część poboru (całościowej sumy), którą miała poszczególna jednostka terytorialna zapłacić. Owe części przydzielano na podstawie wcześniejszych deklaracji województw i ziem. Po uchwaleniu podatków posłowie rozjeżdżali się w swoje strony i tam, na sejmiku posejmowym, tzw. relacyjnym, składali sprawozdania z obrad sejmu. Mając do zapłaty określoną sumę, sejmik sam ustalał za pomocą jakich podatków ową kwotę zgromadzi. Było to bardzo korzystne rozwiązanie, bo jeśliby wszystkich ściśle obowiązywał ten sam podatek uchwalony przez sejm, a województwo czy ziemia nie zgromadziłyby za pomocą tego podatku uchwalonej sumy, tworzyłby się problem. A mogły nie zgromadzić, gdyż, na przykład, podymne było podatkiem od budynku mieszkalnego – w wyniku zniszczeń wojennych niektóre zabudowania przestawały istnieć. Podobnie sytuacja wyglądała w kwestii wspomnianego łanowego, czyli podatku od ziemi. Co jeśli ziemia była zniszczona przez obce wojsko, spalona i nieprzynosząca dochodów? Zatem jak pobrać w takiej sytuacji ten podatek? Jak zebrać sumę przydzieloną okręgowi? Właśnie za pomocą innych podatków – sejm w 1658 roku potwierdził tę zasadę:
„A że tej summy dwudziestom i półszostom Poborom korespondującej, dla wielkiego Państw naszych spustoszenia i spalenia, nie podobna samymi poborami [samym łanowym] wybrać, przeto za zgodą Wszech Stanów postanawiamy, aby summę deklarowaną wszystkie Województwa, Ziemie i Powiaty, akcyzą, czopowym zdawna zwyczajnym pogłównym, rogowym, pługowym i płaceniem od dobytków; i inszymi sposobami, które sobie sami na Sejmikach Relationum namówią, wydali, a czegoby nie dostawało do wypłacenia sum deklarowanych, tedy ostatek poborami supplere powinni tak, żeby zupełne summy od Województw, Ziem i Powiatów, deklarowane na Trybunał Radomski Wojskom zniesione były”.
Tekst jest fragmentem książki Jakuba Witczaka „Sarmacki Republikanizm. Między prawem a bezprawiem”:
Dlatego też mogło województwo łęczyckie w 1660 roku zebrać sumę z innych źródeł, bo zniszczenia wojenne tego wymagały: „do innego podatku zwyczajnego z dawna w województwie naszym to jest Podymnego udaliśmy się”.
Bezpieczeństwo wolności wybrania przez sejmiki metody zebrania sumy zapewnił odpowiednią konstytucją także sejm w 1661 roku:
[...] wolno będzie Obywatelom Województw i Ziem, na Sejmikach przyszłych Relacyjnych, sposoby wszelakie wziąć przed się, któremiby sumy korespondujące Poborom według swoich deklaracji złożyli, tego przestrzegając, aby podatki pozwolone prędko wybrane były”.
Nieważne za pomocą jakich podatków – ważne, by sumę zebrać. A podatki były różne, tutaj ograniczę się do krótkiego omówienia tylko najważniejszych z nich.
Wspomniałem już o łanowym i podymnym. Łanowe było podatkiem od ziemi uprawnej, natomiast podymne – od budynku mieszkalnego. Podatek od mieszczańskich budynków nazywano szosem. Istniało też czopowe, a później dodatkowo szelężne – podatek od produkcji i sprzedaży napojów alkoholowych. W systemie podatkowym Rzeczypospolitej funkcjonowała również donatywa kupiecka ‒ nakładano na kupców określoną sumę, którą należało od nich pobrać. Kupcy, jak i zwykli mieszczanie, płacili także cło, szlachta bowiem była zwolniona z opłat celnych (chociaż uchwalano kilkakrotnie w II połowie XVII w. cło generalne). Za czasów Jana Kazimierza podjęto pewne działania w celu ustanowienia stałej akcyzy, lecz nieskutecznie. Na uwagę zasługuje jeszcze pogłówne żydowskie i tatarskie, a także powszechne (generalne), które płacili w Rzeczypospolitej wszyscy poza królem.
Zarzuca się szlachcie, że nie chciała płacić podatków na wojsko; że uchwalała niskie podatki; że wykazywała się skąpstwem w finansowaniu obronności Rzeczypospolitej. Tymczasem szlachta płaciła niebotyczne sumy na wojsko. Płaciła także czymś, co było i jest nieprzeliczalne na żadne pieniądze – zdrowiem i życiem.
Sejm w 1683 roku uchwalił podatki w wysokości 5 626 800 zł. Postanowiono także o powiększeniu wojska – wchodząca w jego skład husaria miała liczyć 4000 husarzy. Ich wyekwipowanie – nawet licząc według najniższych cen sprzętu, koni itd. – kosztowało od 5,87 do 6,8 mln zł. Jak sejm mógł postanowić o zaciągnięciu 4000 husarzy, skoro całe planowane wpływy skarbowe były niższe niż minimalny koszt wystawienia husarii? A przecież wojsko to nie tylko husaria. To jeszcze pancerni, jazda lekka, piechota… Jak zatem opłacić armię?
Odpowiedź tkwi w organizacji wojska polskiego. Wojsko było podzielone na dwie części: zaciągu narodowego i cudzoziemskiego. Szlachta służyła w zdecydowanej większości w autoramencie narodowym, którego największą siłą i ozdobą była husaria. Funkcjonował zaciąg ochotniczy – do wojska wstępował ten, kto chciał. I kogo było na to stać. Bowiem gdy sejm uchwalał podatki w celu finansowania powiększenia armii, nie brał pod uwagę kosztów zakupu sprzętu dla walczących. Z zebranych pieniędzy wypłacano odbywającym służbę żołd. Żołd jednak stanowił małą część kwoty, która była potrzebna na wystawienie i utrzymanie w czasie wojny husarza. Dzisiaj, gdy ktoś wstępuje do polskiego wojska jako pilot, musi posiadać tylko umiejętności – F-16 dostarcza mu państwo. W razie usterki państwo finansuje naprawę. Kiedyś całe wyposażenie musiał kupić obywatel.
Jazda polska dzieliła się na chorągwie. W celu utworzenia chorągwi król, w wyniku postanowień sejmu, wystawiał tzw. listy przypowiednie, które były adresowane do konkretnych osób i zobowiązywały je do wystawienia chorągwi. Osoba ta, czyli rotmistrz, przybywała najczęściej w swoje rodzinne strony i ogłaszała zaciąg. Do rotmistrza zaczynali zgłaszać się chętni szlachcice i deklarowali z jak licznym pocztem będą służyć w jego chorągwi. Poczet stanowił podstawową jednostkę ogranizacyjną staropolskiej kawalerii. Wystawiał go i utrzymywał ów chętny, zwany towarzyszem. W skład pocztu, prócz stojącego na jego czele towarzysza, wchodzili jeszcze pocztowi. Byli to także husarze, których opłacał towarzysz. Towarzysz podczas walk bił się w pierwszym szeregu, natomiast pocztowi za nim. Oprócz zmagania się z przeciwnikiem mieli za zadanie pilnować, by nikt niespodziewanie nie zaatakował towarzysza z boku czy z tyłu, gdy on będzie zajęty walką z innym wrogiem.
Wszelkie koszty związane z funkcjonowaniem pocztu ponosił towarzysz. Szlachcic wystawiający poczet husarski musiał zakupić dla siebie i pocztowych: konie bojowe, zbroje, szable, koncerze, pistolety i całą resztę potrzebną na polu bitwy. Nie było żadnych szczegółowych wytycznych, jakiej wartości mają być poszczególne części wyposażenia – panowała dowolność. Im lepszy sprzęt towarzysz kupił sobie i pocztowym, tym większe było prawdopodobieństwo jego sukcesu na polu bitwy, a nawet jeśli nie, to chociaż większe szanse na przeżycie. Im lepszy, tym droższy.
Najdroższy z całego wyposażenia pocztu był koń bojowy, który kosztował w XVII wieku około 1000 zł. Jak już mówiłem, panowała jednak dowolność i ktoś mógł kupić sobie konia za 800 zł, a ktoś inny za trochę ponad 3100 zł czy za 7500 zł. Na tak drogim koniu zazwyczaj walczył tylko towarzysz, który pocztowym kupował wierzchowce dużo tańsze (do 300 zł), ale i tu swoboda wyboru powodowała, że pocztowi mogli jeździć na rumakach wartych nawet 1200 zł czy 2000 zł. Ze względu na wysokie ceny bojowych wierzchowców, towarzyszowi i pocztowym potrzebne były konie do zwykłej jazdy, tzw. podjezdki. Te kosztowały – i znów mogły być od tego odstępstwa – do 100 zł.
Oprócz koni towarzysz kupował także zbroje, koncerze, pistolety itd. dla siebie i pocztowych. Towarzyska zbroja kosztowała do około 200 zł, a pocztowa – około 30 zł.
Z oczywistych względów zbroi, jak i koncerzy czy kopii, podczas normalnych przemarszów nie noszono bezpośrednio na lub przy sobie. Jeśli ich nie zakładano, to musiały się także na czymś przemieszczać. Do tego potrzebowano wozów. Do wozów – kolejne konie. Ktoś musiał nimi powozić. Zajmowała się tym liczna czeladź luźna. Byli to ludzie, którzy oprócz powożenia zajmowali się zdobywaniem i przygotowaniem strawy podczas kampanii, doglądaniem koni czy obroną obozu podczas bitwy. Oni także znajdowali się na utrzymaniu towarzysza.
Na wozach nie jechały tylko elementy uzbrojenia, lecz także wszystko to, co potrzebne jest do życia obozowego – żywność, namioty czy okrycia.
Wystawienie trzykonnego (towarzysz i dwaj pocztowi) pocztu miało kosztować minimum 4400–5100 zł. Minimum, bowiem wspominałem o cenach samych tylko koni bojowych, które ów minimalny koszt przekraczają kilka razy. Gdy towarzysz kupował trzy konie kosztujące powyżej 2000 zł każdy, to nakład finansowy związany z wystawieniem pocztu naturalnie zwiększał się i owo minimum stanowiło tylko jego część. Jednak warto pamiętać, że samo wystawienie nie kończyło wydatków, bowiem konie w boju mogą paść, a sprzęt bojowy się zużyć, co powoduje, iż konieczny jest zakup następnych. I to znowu z pieniędzy towarzysza.
Co za to dostawał? Za wystawienie trzykonnego pocztu w 1683 roku towarzysz miał otrzymać zapłatę w wysokości do 2400 zł. Była to połowa wspomnianego minimum kosztów. Minimum, które przekraczano, bo szlachcic musiał być naprawdę biedny, by kupować dla 3 ludzi sprzęt za tylko około 5000 zł. Zazwyczaj koszty te były zdecydowanie większe. Sam tylko ekwipunek (wyłączając zbroje i konie bojowe) przypadający na jednego członka pocztu Jakuba Michałowskiego w 1649 roku kosztował do 2500 zł! Warto też pamiętać, że pieniądze często wypłacano wojsku z opóźnieniem. Służba wojskowa szlachty wiązała się ze stratami większymi od zysków. Była to prawdziwa służba swojej ojczyźnie. Tym bardziej powinno się podziwiać ludzi, którzy wydawali fortuny na obronę Rzeczypospolitej. Dlaczego to robili?
Tekst jest fragmentem książki Jakuba Witczaka „Sarmacki Republikanizm. Między prawem a bezprawiem”:
Historii Rzeczypospolitej, fenomenu jej siły i późniejszego upadku, nie da się zrozumieć bez uwzględnienia mentalności i poglądów jej obywateli – właśnie szlachty.
Rzeczpospolita była wspólnotą. Człowiek żyje we wspólnocie i dla wspólnoty, ale to działa także w drugą stronę – wspólnota istnieje dla człowieka. Człowiek identyfikuje się z nią najbardziej i jest skłonny do ofiar dla niej wtedy, gdy zaspokaja ona jego potrzeby.
Dlatego właśnie szlachcic bił się za Rzeczypospolitą i wystawiał na szwank życie oraz majątek w jej obronie – bo szanowała jego prawa i wolności. Było to nieodłączne w rozumieniu szlacheckiego patriotyzmu. Obecnie państwo i ojczyzna mogą funkcjonować oddzielnie – PRL była państwem, ale nie ojczyzną. Ówcześnie ojczyzną była właśnie ta wspólnota, zgromadzenie ludzi, wreszcie państwo, które umożliwiało korzystanie z przywilejów i wolności.
Ojczyzna nie w ścianach, nie w granicach, nie w majętnościach, ale w używaniu praw i wolności należy.
To słowa zapisane przez Krzysztofa Radziwiłła w latach 20. XVII wieku. Za profesorem Wisnerem wypowiedź tę przytoczył także doktor Radosław Sikora, który dodał, że:
Wolność szlachcicowi polskiemu zapewniała tylko Rzeczpospolita. Nigdzie indziej w Europie szlachcic nie mógł czuć się równie wolnym i niezależnym od władzy, co w Polsce. Duma z bycia wolnym człowiekiem była jedną z dominujących cech szlacheckiej mentalności. Polski szlachcic z wyższością patrzył nie tylko na chłopów i mieszczan, ale także na szlachtę w innych krajach europejskich, która ze strachem zginała karki przed swoimi władcami. Bijąc się o Polskę, bił się nie tylko o swoją rodziną i majątek, ale również o swoje prawa w ojczyźnie, o przywileje polityczno-ekonomiczne, które wywalczyli i przekazali mu jego przodkowie. Polska i wolność były to synonimy, stąd głęboki, niekłamany patriotyzm polskiego szlachcica, dla którego państwo nie było jakimś abstrakcyjnym, obcym i opresyjnym tworem, lecz gwarantem wolności”.
Przekonanie o wyjątkowości polskiej szlachty, jej wolności i równości dobrze widać w stosunkach w wojsku polskim. Towarzysz husarski stwierdzał, że nie walczy pod komendą króla czy hetmana, lecz jego pozycja w armii jest im równa. Jak zatem polski szlachcic miał nie patrzeć z wyższością, na przykład, na moskiewskiego bojara, który trząsł się ze strachu przed tyranem i furiatem Iwanem IV? Albo na Francuza, o którego losie, rodzinie i majątku decydował kaprys Ludwika XIV? Albo na Anglika, w państwie którego król karał za wiarę i nie szanował parlamentu?
W elekcyjnej Rzeczpospolitej król musiał przestrzegać prawa:
A ponieważ królowie polscy nie rodzą się, ale za zezwoleniem wszystkich stanów bywają obierani, przeto nie godzi im się tak tej władzy, aby mieli wedle woli swej albo prawa stanowić, albo podatek na poddane wkładać. Bo wszystko czynią albo wedle społecznego wszystkich stanów zezwolenia, albo wedle zamierzenia praw; co wżdy jednak lepiej, niźli u onych narodów, których królowie i podatki wedle woli wkładają, i wojny z postronnymi zaczynają, i insze rzeczy sprawują; co aczkolwiek często za przyczyną i z dobrem rzeczypospolitej czynią, ale iż prawu nie podlegli, przeto się łacno do onego mierzionego tyraństwa zmykają, któremu przyzwoito jest wszystko wedle upodobania swego czynić; gdyż przedsię królewska władza winna obyczajów i praw ziemskich słuchać, a wedle zamiaru ich ma rządzić”.
W dziedzicznej Anglii trzeba było o to króla prosić.
Lordowie duchowni i świeccy, oraz Gminy, zgromadzeni w parlamencie, wskazują pokornie naszemu Najjaśniejszemu Królowi i Panu co następuje: W statucie, wydanym za panowania króla Edwarda I, a zwanym pospolicie Statutem o nieprzyznawaniu podatków oznajmiono i postanowiono, że królowi i jego dziedzicom nie wolno nakładać ani znosić żadnych podatków, ani pomocy w tym Królestwie, bez dobrej woli i zgody arcybiskupów, biskupów, hrabiów, baronów, szlachty, mieszczan i innych wolnych uczestników wspólności tego królestwa (...). Dzięki wyżej wspomnianym statutom, jako też innym dobrym prawom tego królestwa, poddani Twoi odziedziczyli tę wolność, iż nie mogą być zmuszani do przyczyniania się do jakiejkolwiek opłaty, podatku, pomocy lub innego ciężaru, jak za wspólną zgodą w parlamencie. Niemniej w ostatnich czasach ukazały się rozporządzenia skierowane do komisarzy urzędujących w różnych hrabstwach i zaopatrzone w instrukcje. Na ich podstawie zwołano w różnych miejscowościach Twój lud i zażądano użyczenia pewnej sumy pieniędzy dla W. K. Mości. Wielu z nich odmówiło (...), za co zostali uwięzieni, zamknięci, jako też na różne inne sposoby ciemiężeni i nękani.
W statucie, zwanym Wielką Kartą Swobód angielskich, oznajmiono i postanowiono, że żaden wolny mieszkaniec nie może być przytrzymany, więziony, pozbawiony swobody, wolności, ograniczany, wyjęty spod prawa, wygnany lub w jakiś inny sposób zrujnowany, jak w drodze legalnego sądu, złożonego z jego parów, lub na podstawie prawa, obowiązującego w kraju (...). Niemniej, wbrew brzmieniu rzeczonego statutu i innych dobrych praw i statutów tego królestwa, zmierzających do tego celu, wielu z Twych poddanych zostało w ostatnim czasie uwięzionych bez wskazania jakiegokolwiek powodu (...).
W ostatnich czasach wielkie oddziały żołnierzy i marynarzy zostały rozmieszczone po różnych hrabstwach tego królestwa, mieszkańców zaś zmuszono wbrew ich woli do przyjmowania ich po domach i znoszenia ich pobytu wbrew prawom i zwyczajom tego królestwa, a z wielką krzywdą i uciemiężeniem ludu.
Na mocy władzy parlamentu oznajmiono i postanowiono w dwudziestym piątym roku panowania króla Edwarda III, że nikt nie będzie sądzonym na życiu i zdrowiu wbrew formom ustanowionym przez Wielką Kartę i prawo krajowe. (...) Niemniej w ostatnich czasach wydano pod wielką pieczęcią W. K. Mości różne rozporządzenia, ustanawiające pewne osoby jako komisarzy, obdarzonych władzą wymierzania w kraju sprawiedliwości podług prawa wojennego (...). Niektórzy poddani W. K. Mości zostali przez rzeczonych komisarzy skazani na śmierć (...).
Przeto lordowie duchowni i świeccy oraz Gminy, błagają pokornie W. K. Mość, by nie zmuszano odtąd nikogo do składania jakiegokolwiek daru, pożyczki, ofiary, opłaty ani innego podobnego ciężaru bez wspólnej zgody, wyrażonej uchwałą parlamentu; by nie pociągano nikogo do przesłuchania, ani przysięgi, nie więziono go i nie ciemiężono, ani niepokojono za odmowę w tym względzie; by żadnego wolnego człowieka nie zatrzymywano i nie brano w wyżej przedstawiony sposób; byś W. K. Mość raczył usunąć rzeczonych żołnierzy i marynarzy i by w przyszłości nie nakładano takiego ciężaru na Twój lud; by wspomniane rozporządzenia, tyczące się sądów na podstawie prawa wojennego, zostały odwołane i zniesione; wreszcie, by na przyszłość nie ogłaszano podobnych rozporządzeń i by żaden z poddanych W. K. Mości nie mógł być zrujnowany ani skazany na śmierć wbrew prawom i wolnościom kraju”.
Tekst jest fragmentem książki Jakuba Witczaka „Sarmacki Republikanizm. Między prawem a bezprawiem”:
Tak brzmiała Petycja o prawa z 1628 roku. To z kolei Deklaracja praw narodu angielskiego, tzw. Bill of Rights :
Ostatnio panujący król Jakub II przy pomocy użytych przezeń doradców, sędziów i ministrów usiłował obalić i wykorzenić religię protestancką oraz prawa i wolności tego królestwa, a to: 1. Przywłaszczając sobie władzę zwalniania od praw, jako też zawieszania ich i wykonywania bez zgody parlamentu. 2. Wiążąc i prześladując różnych prałatów, którzy w pokornych petycjach wymawiali się od współdziałania w zakresie tej przywłaszczonej władzy. 3. Wydając pod wielką pieczęcią i nakazując wykonać rozporządzenie względem ustanowienia trybunału, zwanego Trybunałem Komisarzy dla spraw Kościelnych. 4. Ściągając pieniądze na użytek Korony pod pozorem prerogatywu królewskiego, a za inny czas i w innym sposobie, aniżeli na to zezwolił parlament. 5. Powołując i utrzymując bez zgody parlamentu stałą armię, gdy królestwo pogrążone było w pokoju i wbrew prawu rozmieszczając żołnierzy po kwaterach. 6. Nakazując rozbroić wielu dobrych poddanych religii protestanckiej w tym samym czasie, gdy papiści zostali uzbrojeni i użyci wbrew prawu. 7. Gwałcąc wolność wyboru członków parlamentu. 8. Pociągając do odpowiedzialności przed forum Trybunału Ławy Królewskiej w sprawach i przypadkach, które mogą być rozpatrywane jedynie w parlamencie, jak również uciekając się do różnych innych samowolnych a nieprawnych trybunałów. 9. W ostatnich czasach powołano do służby w sądach osobników stronniczych, przedajnych i bez kwalifikacji, zwłaszcza zaś mianowano sędziami do spraw o zdradę stanu ludzi niewolnych. 10. Żądano nadmiernie wysokich rękojmi od osób uwięzionych w sprawach karnych, wyszydzając w ten sposób dobrodziejstwo ustaw, zapewniających wolność poddanym. 11. Nakładano nadmiernie wysokie grzywny pieniężne jako też stosowano kary okrutne a niezgodne z prawem (...). Kiedy indziej czyniono łaski i obietnice co do grzywien i konfiskat, przed ogłoszeniem winy i wyrokiem na osoby, od których miano je ściągnąć. Wszystko to pozostało w całkowitym i jawnym przeciwieństwie do znanych praw, statutów i wolności tego królestwa.
Po abdykacji wspomnianego króla Jakuba II i opróżnieniu tronu, Jego Wysokość Książę Orański [...] rozkazał ogłosić listy do lordów duchownych i świeckich religii protestanckiej (...). W listach tych zlecił im obrać takich przedstawicieli, jak nakazywało prawo i obesłać nimi parlament wyznaczony w Westminsterze na dzień 22 stycznia br. 1689, a to w celu stworzenia takich urządzeń, by ich religia, prawo i wolności nie znalazły się znowu zagrożone obaleniem. [...]
Przeto rzeczeni lordowie duchowni i świeccy oraz Izba Gmin, opierając się na odnośnych listach i wyborach, zebrali się obecnie jako pełne i wolne przedstawicielstwo tego narodu [...] oświadczają: 1. Że rzekoma władza zawieszania praw lub ich wykonywania na podstawie powagi królewskiej, a bez zgody parlamentu, jest bezprawiem. 2. Rzekoma władza zwalniania spod prawa lub wykonywania go na podstawie powagi królewskiej, a bez zgody parlamentu, jest bezprawiem. 3. Rozporządzenie, nakazujące stworzyć Trybunał Komisarzy dla spraw Kościelnych, jako też wszystkie inne komisje i trybunały o podobnym charakterze, jest bezprawne i zgubne. 4. Ściąganie pieniędzy na użytek Korony pod pozorem prerogatywy królewskiej, a bez zezwolenia parlamentu, na dłuższy czas lub w inny sposób, aniżeli on zezwolił lub ma zezwolić, jest bezprawiem. 5. Poddani mają prawo zanosić do króla petycje: wszelkie areszty i prześladowania za wnoszenie petycyj są bezprawiem. 6. Tworzenie i utrzymywanie stałych armii w czasie pokoju bez zgody parlamentu jest sprzeczne z prawem. 7. Poddanym protestanckiej religii wolno mieć broń gwoli własnej obrony, stosownie do ich stanu i jak zezwala na to prawo. 8. Wybór członków parlamentu ma być swobodny. 9. Wolność mów, rozpraw lub postępowania w parlamencie nie ma być oskarżana ani badana przed jakimkolwiek trybunałem lub w jakimkolwiek miejscu poza parlamentem. 10. Nie wolno żądać nadmiernie wysokiej rękojmi, nakładać nadmiernych grzywien ani zadawać kar okrutnych, a nie będących w użyciu. 11. Sędziowie przysięgli winni być należycie losowani, zaprzysięgani i wybierani, ci co zasię, którzy sądzą w sprawach o zdradę stanu, muszą być wolnymi ludźmi. 12. Wszelkie łaski i obietnice co do grzywien i konfiskat osób prywatnych przed stwierdzeniem winy są bezprawne i nieważne. 13. W celu wyrównania wszystkich krzywd, jako też naprawy, wzmocnienia i utrzymania praw, należy często zwoływać parlament...
Wnosząc tę prośbę o prawa, lordowie i Gminy [...] postanawiają ogłosić Wilhelma i Marię księcia i księżnę Orańskich królem i królową Anglii, Szkocji i Irlandii, jako też dominiów do nich należących...” .
Anglicy osiągnęli to pod koniec XVII wieku, po dwóch rewolucjach, po uprzednich zabiegach u króla i wojnie domowej. W Rzeczypospolitej konstytucję Nihil novi o treści:
Ponieważ ogólne prawa i ustawy publiczne nie jednostek, lecz całego narodu dotyczą, przeto na tym walnym sejmie radomskim, wraz ze wszystkimi Królestwa naszego prałatami, radami i posłami ziemskimi za słuszne i sprawiedliwe uznaliśmy, jakoż postanowiliśmy, iż odtąd na potomne czasy nic nowego stanowionym być nie ma przez nas i naszych następców, bez wspólnego senatorów i posłów ziemskich przyzwolenia, co by było na niekorzyść Rzeczypospolitej, na krzywdę i niewygodę czyjąkolwiek, tudzież zmierzało ku zmianie prawa ogólnego i wolności publicznej
uchwalono już w 1505 roku. Artykuły henrykowskie, będące spisem najważniejszych praw i wolności narodu szlacheckiego, powstały w 1573 roku. Wszystko to na długo przed uchwaleniem Bill of Rights w Anglii i przed Konstytucją Stanów Zjednoczonych. I to osiągnięto w Rzeczpospolitej pokojowo, bez wojen domowych, w wyniku procesu, jakim było kształtowanie się ustroju I Rzeczpospolitej.
Nic dziwnego, że Stanisław Orzechowski sytuację innych narodów określał niewolą, a Łukasz Opaliński, jak już mówiłem, pisał:
Prawdą jest, że nienawidzimy niewoli (…) kochamy zaś wolność i, co jest z tym jednoznaczne, cenimy ową wolność (…). Żyjemy bezpieczni, nie znając gwałtów ani obawy. Nie łupi nas żołnierz, nie gnębi poborca, władca nie uciska, ani nie zmusza do ciężarów (…). Donosiciele, rodzaj ludzi wynaleziony na nieszczęście ogółu, surowe kary, więzienia, wywołanie [wypędzenie], wygnanie, a wreszcie wyrok śmierci bez wysłuchania obrony – wszystko to nie jest nam znane (…). Zajmujemy się Rzecząpospolitą, gdy nam się tak podoba. Nie zmuszani, bierzemy na się obowiązki, nie składamy ich bez przyczyny, choćby na rozkaz. Bezpiecznie możemy pędzić życie prywatne, sprawowanie urzędów nie naraża na żadną obawę.
W ten sposób wróciłem do tego, o czym już wspominałem: mając w Rzeczpospolitej gwaranta wolności, szlachta dbała o nią i broniła kraju, co należało do jej obowiązków. Opisał to Marcin Kromer w swoim dziele Polska, czyli o położeniu, obyczajach, urzędach Rzeczypospolitej Królestwa Polskiego :
[...] Szlachta polska wyodrębniła się dla rządzenia oraz obrony reszty ludności i kraju. Dlatego też ci, którzy tworzą ten sam stan, w dawniejszych czasach nazywani byli rycerzami, a teraz ‒ od ciążącego na nich obowiązku służby w konnicy ‒ nazywani są najczęściej equites, oczywiście przez tych, co mówią i piszą po łacinie; w języku natomiast ojczystym zwą się szlachtą [...]”.
Właśnie do szlachty należało zajmowanie się sprawami publicznymi i obrona ojczyzny. Dobrowolnie zaciągała się do wojska, by bić się za Rzeczpospolitą. Dlatego też tak zabiegała o utrzymanie republikańskich zasad ustrojowych. Polski szlachcic by nie mógł walczyć za opresyjną Francję czy tyrańską Rosję. Krew mógł przelewać tylko za wolną i najjaśniejszą Rzeczpospolitą.
I trzeba pamiętać, że jeśli człowiek broni czegoś, z czym się utożsamia, walczy z większą determinacją aniżeli ktoś, kto bije się tylko dlatego, że mu za to płacą czy też został do tego zmuszony. Szlachta polska dobrowolnie biła się za swój kraj. Pewni siebie husarze, ludzie o wysokim morale, mówili, że nawet gdyby się niebo miało zapaść, to podtrzymają je na ostrzach swoich kopii. Takich uczuć z pewnością nie miewał Niemiec, który zaciągnął się do wojska szwedzkiego i służył, bo mu płacono, czy też chłop rosyjski czy pruski w XVIII wieku, którego do służby zmuszał despotyzm Piotra I czy Fryderyka II. Psy – tak określać miał swoich żołnierzy Fryderyk II. W Polsce mówiono, że służy się z królem i z hetmanem, bo szlachcic był im równy.
Wspomniane zależności doskonale widział Stanisław Herakliusz Lubomirski, który polskie wojsko opisał następująco:
Jest wielka roztropność umieć ludzi zaciągać, przybierać do wojny. A najlepsi są zawsze żołnierze zaciągnieni we własnej swej ziemi, ile szlachta, którzy bardziej ochotą sławy i promocyi aniżeli nadzieją żołdu obierają się do wojny, a ile jeszcze kiedy takowi na imię kogo wielkiego, sobie dobrze znajomego i wdzięcznego, zaciągają się. Tacy z sercem i afektem, nie tylko z ręką i nogami, na wojnę idą. Choćby też i nie dostawało im czego, milej zcierpią i wierniejszymi są, równo fortunę z wodzem swoim piastując, jednaką nadzieję w nim mając, o jednegoż narodu sławę dobijając się, nie o zapłacie tylko myślą, ale o czymsi większym, aby imię swego wodza i swoje mieli na myśli, aby kraje zdobywszy rozprzestrzenili. Zaprawdę między takimi jeden pobije się za dziesiąci, a gdzie indziej i dziesięć nie stają za jednego. Są tedy narody, które nie potrzebują aby z obcych krajów zaciąga, mają go dosyć między sobą. I te są najszczęśliwsze, bo żołnierz własnego narodu musi być wierniejszy, bo klęska spólną jest jego szkodą. Kiedy zaś jest jeszcze do tego szlachcic, musi być wspanialszy, żarliwszy, mężniejszy; bo wie, że go za wygraną większy honor czeka. Rynsztunek musi mieć lepszy, tudzież i konia, bo jest zamożniejszy i wedle przystojności służyć musi. Najlepsze tedy jest wojsko złożone, jeśli może być, z jednego narodu. Kawaleryja ze szlachty, a piechota z pospólstwa. I dlatego nad polskie wojsko nie masz w Europie lepszego, że się tej trzyma Polska uwagi. Toż ma i Francyja, że z narodu swego żołnierza do broni zażywa, z szlachty zaś siła bardzo tak pieszą, jako i konną służbą na wojnę się zaciąga. Nie jest jednak naród tak trwały do pracy jako polski, ale ochotą wojenną także żadnemu nie ustępuje. Jest i innych siła w Europie nacyi. Każda wedle swej do wojny sposobności się bierze. To jednak królestwo najlepsze ma wojsko, kędy najwięcej szlachty swego narodu z ochoty, miłości sławy zaciąga się na wojnę, i kędy najgęściej ludzi znacznych na wojnę służy, tam musi być i wojsko lepsze i odważniejsze. Nie ma tego Turczyn, ani inne narody, kędy tyraństwo panuje, bo tam ludzie przymuszeni, z biedy i niewoli na wojnę gwałtem wyciągani idą”.