Stanisław Pietrow: podpułkownik ZSRR, który ocalił świat
Zgodnie z procedurą dyżurujący oficer Stanisław Pietrow powinien natychmiast powiadomić przełożonych. Tak się jednak nie stało. Podpułkownik Pietrow w bezruchu wpatrywał się w ekran, na którym widniał napis: „uderzenie rakietowe” i słuchał syreny alarmowej. ZSRR musiał odpowiedzieć na atak w ciągu zaledwie 8 do 10 minut. Kolejne sekundy mozolnie zmieniały się w minuty, a o alarmie wciąż nie dowiedział się ani sztab generalny ani Jurij Andropow, przywódca ZSRR. Pietrow czekał z decyzją. Dzwonić do najwyższych władz i przekazać, że system wykrył atak?
Stanisław Pietrow nie wierzył w taki scenariusz
Radziecki oficer analizował sytuację. Od pracowników operujących przy radarach satelitarnych, dowiedział się, że nie zarejestrowali oni w przestrzeni powietrznej wystrzelenia żadnych pocisków. Co więcej sposób przeprowadzenia ataku, nie odpowiadał logice operacji tego typu. Pietrow nabrał przekonania, że jest to fałszywy alarm. Postanowił złamać regulamin i zaufać swojej intuicji:
„Nie mogłem uwierzyć, że ktoś zdecydował się zaatakować nas pięcioma rakietami. Pięć rakiet nie mogło nas zmieść z powierzchni, a USA dysponowało tysiącem rakiet w gotowości bojowej” – wyjaśniał w 2004 roku w rozmowie z Anastazją Lebiediew dla portalu MosNews.com.
Podpułkownik w końcu sięgnął po telefon, ale wybrał inny numer niż przewidywał regulamin. Nie zgłosił ataku przełożonym, a awarię systemu oficerowi dyżurnemu w kwaterze głównej. Po 20 minutach okazało się, że ocena sytuacji przez Pietrowa była prawidłowa. Na Moskwę nie spadły żadne rakiety, a rzekomy atak okazał się jedynie błędnym odczytem chmur odbijających promienie słoneczne.
Co by się stało, gdyby Stanisław Pietrow postąpił zgodnie z protokołem przewidzianym na taką okoliczność? Możemy się tylko domyślać, ale o decyzji z pewnością powiadomiony zostałby Kreml. Komentatorzy zwracają uwagę, że w ówczesnym klimacie politycznym (m.in. antykomunistyczna doktryna Reagana) decyzja Moskwy o uderzeniu odwetowym byłaby niemal pewna.
Stanisław Pietrow: skazany na zapomnienie
Można byłoby kreślić różne scenariusze: zastanawiać się np. czy cała sytuacja nie była w rzeczywistości propagandową mistyfikacją, mającą wybielić działalność ZSRR. W świetle dalszych losów Pietrowa takie rozważania nie mają jednak sensu.
Całe zajście zostało w ZSRR utajnione. Pietrow musiał zaś wielokrotnie tłumaczyć przełożonym, dlaczego nie zareagował zgodnie z instrukcją i zdecydował się na złamanie protokołu. Dalszej kariery w wojsku już nie zrobił, a wkrótce po zajściu odszedł ze służby na emeryturę. Ani w ZSRR ani w Rosji nie został uznany za bohatera.
Świat poznał go dopiero po odtajnieniu dokumentów. Zachwyceni jego postawą zachodni dziennikarze na początku XXI wieku przeprowadzili z nim wywiady. Światu ukazał się wtedy starszy, schorowany alkoholik, który nie jest w stanie uporać się z bałaganem w swoim niewielkim mieszkaniu położonym w podmoskiewskim mieście Friazino. Zapomniany Pietrow, którego decyzja prawdopodobnie uchroniła miliony istnień od tragicznej śmierci w wojnie nuklearnej, zmarł w maju 2017 roku. Można tylko wyrazić nadzieję, że w przyszłości jego postawa zostanie doceniona nie tylko na Zachodzie, ale także w jego ojczyźnie, choć wymagałoby to skrajnego przeobrażenia politycznego, na co się nie zanosi.
Zapisz się za darmo do naszego cotygodniowego newslettera!
Bibliografia:
bbc.com, bbc.com, sprawiedliwi.dsh.waw.pl, mosnews.com, weekendavisen
P. Lewis et al., Close for Comfort Cases of Near Nuclear Use and Options for Policy. Chatham House Report 2014.