Stanisław Maczek - bohater opluty przez komunistów
Po wielkiej bitwie pod Falaise i uzupełnieniu stanów 1 DPanc. ruszyła do działań pościgowych. Jej szlak bojowy przez Francję wiódł do granicy z Belgią. Polska jednostka zajmowała między innymi Ypres, Gandawę, Lokeren i dalej Axel oraz Hulst. Szybkim działaniem, bez większych walk i strat ludności cywilnej, udało się również oswobodzić Bredę. Potem z powodu zimy front w tym miejscu zamarł. Okres stagnacji wykorzystano do uhonorowania gen. Maczka. W lutym 1945 roku za bitwę pod Falaise i działania bojowe na rzecz wyzwolenia Francji został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Virtuti Militari, a w marcu francuskim Krzyżem Komandorskim Legii Honorowej.
Kiedy w kwietniu 1945 roku ruszył zachodni front, działania 1 DPanc. przeniosły się na teren III Rzeszy. Wielkim przeżyciem dla wszystkich było z pewnością wyzwolenie przez pancerniaków Maczka obozu jenieckiego w Oberlangen, w którym przetrzymywano ponad 1700 polskich kobiet – żołnierek AK i uczestniczek Powstania Warszawskiego. Ogromna radość i wzruszenie ogarnęły obie strony – wyzwolicieli i oswobodzone kobiety. Wśród uwolnionych więźniarek polscy żołnierze znajdowali swoich bliskich. Jadąc na wojnę na kontynencie, pancerniacy cały czas wierzyli, że dotrą do Polski, że zdążą z pomocą powstańczej Warszawie. Nie spodziewali się, że pomogą kobietom-powstańcom zamkniętym za drutami niemieckich obozów na niemieckiej ziemi.
W toku dalszych działań ofensywnych na początku maja dywizja gen. Maczka podeszła pod niemieckie miasto i port Wilhelmshaven. Gdy w oddziałach polskich trwały przygotowania do szturmu, okazało się, że w tych dniach nastąpiło zawieszenie broni i doszło do kapitulacji niemieckich wojsk działających w tym rejonie. Wielotysięczna obsada Wilhelmshaven poddała się Polakom. Żołnierze Maczka przejęli rejon twierdzy i odebrali kapitulację jej obrońców, a także zespołu znajdujących się w porcie okrętów wojennych (wśród nich były między innymi trzy krążowniki, okręt dowodzenia, osiemnaście okrętów podwodnych i kilkanaście niszczycieli). Polacy w twierdzy Wilhelmshaven zdobyli: 24 działa forteczne, 159 dział polowych, broń, amunicję i zapas żywności dla kilkudziesięciu tysięcy ludzi. W polskie ręce oddała się też cała obsada twierdzy: generał, dwóch admirałów, 1900 oficerów i 32 tysiące żołnierzy. Ten niewątpliwie ogromny sukces przypieczętował koniec działań zbrojnych 1 DPanc. na froncie zachodnim. Ktoś później wyliczył, że w całej kampanii (sierpień 1944 – maj 1945) żołnierze gen. Maczka wzięli do niewoli ogółem 2200 niemieckich oficerów oraz ponad 50 tysięcy żołnierzy.
Pod koniec maja 1945 roku gen. Maczek na wniosek przełożonych musiał zdać dowództwo swojej dywizji, bowiem został wyznaczony na dowódcę całego I Korpusu Polskiego pozostającego w Wielkiej Brytanii. W tym czasie w skład polskiego korpusu wchodziły oddziały: 1 Samodzielna Brygada Spadochronowa, 4 DP i 16 Samodzielna Brygada Pancerna. Miesiąc po nominacji na dowódcę korpusu generała Maczka awansowano do stopnia generała dywizji. Jego popularność była tak ogromna, że Polacy oswobodzeni z niemieckich obozów nazwali na jego cześć jedno z niemieckich miasteczek w Saksonii. Dawną nazwę Haren tymczasowo zastąpiono terminem Maczków, a przez miasteczko przewinęło się kilka tysięcy Polaków.
Na stanowisku dowódcy korpusu gen. Maczek pozostał przez rok, a później zaangażował się w działalność Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia. Generał był świadomy, że jego rodzinne strony (Lwów, Stanisławów) znalazły się w granicach ZSRR, a Polska również nie jest wolną, niezależną ojczyzną, o którą bił się przez te kilka lat wojny. Postanowił nie wracać do kraju, zostać na emigracji i osiąść w znanym sobie szkockim Edynburgu. Niestety jego działalność w zarządzanym przez Brytyjczyków PKPR stała się pretekstem dla komunistycznych władz w „ludowej” Polsce, aby odebrać zasłużonemu generałowi obywatelstwo naszego kraju. Tak samo władze PRL postąpiły z wieloma innymi wysokimi rangą oficerami PSZ, między innymi z gen. Andersem i gen. Kopańskim.
W oczekiwaniu na autobus grupka osób niecierpliwie dreptała w miejscu lub chodziła w tę i z powrotem, patrząc ciągle z nadzieją na ulicę, z której miał nadjechać pojazd. Autobus powinien być już kilkanaście minut temu, a opóźnienia nie można było w żaden sposób wytłumaczyć złą aurą czy zatorami na drogach. Tegoroczna jesień w Szkocji była wyjątkowo piękna i słoneczna. A wczesna pora, kiedy noc zmienia się w dzień, na tyle wystraszyła ludzi, że tylko nieliczni spieszyli do swoich zawodowych obowiązków. Kto nie musiał wstawać o tej godzinie do pracy, spał jeszcze długo i przyjemnie zagrzebany w ciepłej pościeli.
Zdenerwowanie oczekujących wzrastało. Ludzie kręcili się, spoglądali na zegarki, a niektórzy poszli nawet na skrzyżowanie, aby stamtąd oczekiwać na pojawienie się pojazdu. Tylko jeden starszy mężczyzna wyróżniał się z tłumu. Ubrany w płaszcz i przekręcony po wojskowemu zawadiacko na bakier beret, stał nieruchomo jak posąg z twarzą skierowaną na wschód. Gdy inni wyglądali na ulicę, on podziwiał wschodzące słońce. Niebo najpierw pulsowało zorzą na czerwono, potem zrobiło się różowe, oświetlając na ciemnoniebiesko przepływające nieopodal obłoki. Wkrótce wszystko pojaśniało, róż wyblakł, a niebieskie chmury stały się błękitne. Na ostatku rąbek słońca wyjrzał zza horyzontu i wreszcie oświetlił skąpany w półmroku świat. W taki sposób budził się nowy dzień. Kolejny dzień emigracyjnej tułaczki Stanisława Maczka, który obserwując wschód słońca, jednocześnie z tęsknotą patrzył w dal, za którą z pewnością jego rodacy także wstawali właśnie do pracy.
Tekst jest fragmentem książki Szymona Nowaka „Niechciani generałowie. Sosabowski, Maczek, Bór-Komorowski i inni. Powojenne losy polskich oficerów”:
Wreszcie przybył spóźniony autobus, zatrąbił z daleka na podróżnych i zaparkował na przystanku. Zdenerwowanie sięgało już zenitu i wszyscy rzucili się szturmować drzwi, aby znaleźć się jak najprędzej w środku. Na końcu kolejki stanął również stary Polak, by jako jeden z ostatnich z pewną trudnością wdrapać się po stromych schodkach pojazdu. Najczęściej nie było już miejsc siedzących i całą podróż do pracy Maczek musiał spędzać, stojąc w ciasnym przejściu i trzymając się kurczowo uchwytu, rzucany na boki na wszystkich zakrętach. Ale w tym dniu wyjątkowo znalazł się i dla niego fotel. Widocznie pasażerowie czekający na wcześniejszych przystankach, z uwagi na spóźnienie pojazdu, znaleźli sobie inny, zastępczy środek lokomocji.
Mężczyzna usiadł, zdjął beret i poprawił włosy. Odsapnął głęboko, a potem zamknął oczy, próbując spać. Autobus przemierzał kolejne kilometry drogi, zatrzymywał się na dalszych przystankach, wypuszczał ludzi i zabierał następnych pasażerów. Monotonia jazdy powinna uśpić zerwanych wcześnie rano do pracy podróżnych. I tak z reguły było. Ale nie w przypadku Stanisława Maczka. Czy to wypita z rana kawa, czy wojenne wspomnienia, a może tęsknota za Polską sprawiały, że spodziewana drzemka nie nadchodziła. Naturalnie generał wszystko zwalił na karb świecącego mu w twarz słońca. Próbował odwracać głowę, zasłaniać oczy beretem, a nawet przekręcać się na boki na siedzeniu tak, byle tylko znaleźć się w cieniu. Ale nawet kiedy pojazd jechał pod osłoną drzew, oczekiwany sen nie przychodził. Wreszcie po wielu próbach Maczek zrezygnował z walki. Pogodzony z losem otworzył oczy i chłonął oświetlane słońcem widoki zza okna. Widział pobudowane przy drodze domy, wijące się między wzgórzami serpentyny szosy i widniejące gdzieś daleko na horyzoncie wieże starych zamków. Ale i tak jego oczy uporczywie wracały do jednego punktu – pełnej już tarczy słońca na wschodzie, po stronie świata, po której znajdowała się Polska.
Kiedy po godzinie jazdy autobus zatrzymał się na przystanku, pośród innych pasażerów wysiadł z niego również Maczek. Mimo że w czasie podróży nie zmrużył oka, był dziś wyjątkowo rześki i gotowy do działania. Po krótkim marszu znalazł się przed drzwiami sklepu, w którym zatrudniony był na etacie jako sprzedawca. Po dwóch godzinach od wstania z łóżka gen. Stanisław Maczek mógł wreszcie rozpocząć swoją pracę.
Za otrzymaną jednorazową zapomogę i pożyczkę Stanisław Maczek kupił skromny domek w biednej robotniczej dzielnicy miasta i próbował jakoś wiązać koniec z końcem. Nie miał żadnych stałych dochodów (emerytury czy zasiłku kombatanckiego), a musiał utrzymać rodzinę, w tym urodzoną już na emigracji, chorą i przykutą do wózka inwalidzkiego córkę Małgorzatę. Dlatego nie wahał się pracować ciężko w zawodach całkowicie nieodpowiadających jego wykształceniu i wojskowemu stanowisku. Wiedział, że słabo znający język angielski, dochodzący do sześćdziesiątki cudzoziemiec nie jest dobrym materiałem dla brytyjskiego pracodawcy.
Na początku zarabiał na życie, pracując jako zwykły robotnik w fabryce w Edynburgu. Potem zatrudnił się w sklepie swojego byłego podwładnego i żołnierza 1 DPanc. Praca może nie była ciężka, ale żeby do niej dojechać, Maczek musiał wstawać bardzo wcześnie i tłuc się 30 km autobusem.
Dopiero na etacie barmana w edynburskim hotelu Learmouth Stanisław Maczek zagrzał miejsce na dłużej. Pracodawcą generała był jego kolejny podwładny z 1 DPanc. – sierżant Jan Tomasik. Dla niektórych może się to wydawać nieprawdopodobne, że generał pracował w barze, którego właścicielem był jego były podkomendny z wojska, i do tego sierżant. Ale Maczek potrafił wszystko obrócić w żart i z uśmiechem na twarzy kręcił się za barem, obsługując hotelową klientelę, składającą się nierzadko z jego byłych żołnierzy, naturalnie niższych stopniem. Widocznie pasowała mu ta praca, która pozwalała na utrzymanie rodziny. Nie bez znaczenia był fakt, że – jak wspominała Zofia Maczek –
jej mąż lubił zmywać naczynia, czynność ta uspakajała go i odprężała. I tylko czasami niezorientowani Szkoci i Brytyjczycy dziwili się, co jest grane, że eleganccy mężczyźni w drogich garniturach i pod krawatami stają na baczność przed zwykłym starym barmanem.
Kolejnym zawodem Stanisława Maczka była praca barmana i gospodarza w klubie sportowym w Edynburgu. Uwijał się za barem podczas zawodów sportowych, a w pozostałe dni pełnił rolę portiera, wpuszczając i wypuszczając przez bramę klientów klubu. To również nie była praca marzeń dla generała, ale pozwoliła na spokojną egzystencję całej jego rodziny i doczekanie do skromnej emerytury. Dzięki swojemu wysiłkowi Maczek mógł odpowiednio wykształcić dzieci, a na starość cieszył się, że nawet jego wnuki mówią po polsku.
Przez cały czas pozostawania na emigracji Stanisław Maczek bardzo żywo uczestniczył w licznych uroczystościach kombatanckich i religijnych. Działał w Stowarzyszeniu Polskich Kombatantów i Kapitule Orderu Wojennego Virtuti Militari. Częstokroć brał udział w obchodach rocznicowych walk w Normandii, bitwy pod Falaise czy wyzwolenia Bredy. Pisał dla emigracyjnych periodyków: „Pancerniak”, „Orzeł Biały”, „Przegląd Kawalerii i Broni Pancernej”. Zostawił również spisane swoje wojenne wspomnienia zatytułowane Od podwody do czołga. Korespondował z prymasem Polski Stefanem Wyszyńskim, a ogromnym przeżyciem było dla niego z pewnością spotkanie z papieżem Janem Pawłem II w 1979 roku. W listopadzie 1990 roku Stanisław Maczek został awansowany przez prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego do stopnia generała broni.
Na generale nie zrobiło żadnego wrażenia przywrócenie mu obywatelstwa przez PRL (1971) ani osobiste przeprosiny nadesłane przez Mieczysława Rakowskiego (1989). A kiedy w Polsce odbyły się wreszcie wolne i demokratyczne wybory, Stanisław Maczek był już zbyt słaby na podróż do kraju. Do końca życia pozostawał wielkim optymistą i nie stronił od żartów. Na początku 1994 roku został decyzją prezydenta RP Lecha Wałęsy odznaczony Orderem Orła Białego. Podczas uroczystości nadania orderu w mieszkaniu Maczków w Edynburgu, kiedy szef kancelarii prezydenta zawieszał na szyi generała niebieską szarfę z orderem, ten zakpił: „To jednak będziecie wieszać?…”. Generał Stanisław Maczek zmarł 11 grudnia 1994 roku w Edynburgu i zgodnie ze swoją wolą został pochowany na Polskim Wojskowym Cmentarzu w Bredzie.