Sprawa Pyjasa, czyli krótka opowieść o Polakach
Zobacz też: NZS - Młodzi gniewni
Kim by dzisiaj był Stanisław Pyjas, gdyby nie jego przedwczesna śmierć? Jego najbliżsi przyjaciele mówią, że najpewniej byłby uznanym pisarzem, wokół którego zdań i fraz nie można by przechodzić obojętnie. Gdzieś pewnie kołatałaby się jego „kombatancka” przeszłość, dezawuowana lub gloryfikowana w zależności od tego, jakie stanowisko wobec aktualnych sporów pisarz by zajmował. Wiódłby więc życie podobne do setek innych bohaterów tamtych czasów, którym względnie bezboleśnie udało się przejść proces transformacji ustrojowej.
Jednak ta historia nie skończyła się tak banalnie. Wręcz przeciwnie, zanim zdążył cokolwiek wielkiego – a może nieco mniejszego – zrobić, zanim zdążył wymyślić zdanie, które wyryć by można w dziejach polskiej literatury i powtarzać w różnych sytuacjach i kontekstach, już stał się legendą. Symbolem pokolenia i kamieniem węgielnym pod jedną z cząstek ruchu „Solidarności”.
Każda tego typu legenda ma w sobie coś tandetnego i ckliwego. Rodzi nieprzemyślane akty strzeliste, obok których z czasem przechodzi się już obojętnie. W tym przypadku łatwo wejść w mesjanistyczne tony mówiąc, że gdyby nie jego śmierć, historia nie potoczyłaby się tak szybko. Pewnie by się potoczyła, choć nieco inaczej, z innymi bohaterami na sztandarach. Nie popadając w zbędną i zgubną przesadę, przyglądając się wydarzeniom związanym ze zgonem Pyjasa, to jak w zwierciadle odbijają się w niej losy Polaków i rodzimych sporów po 1945 roku.
Gdy na początku lat 70. Stanisław Pyjas rozpoczynał studia, w Polsce pobrzmiewały jeszcze echa marca 1968. Właśnie wtedy młoda inteligencja po raz pierwszy na tak masową skalę dała wyraz zawodu i znudzenia systemem komunistycznym. Dojrzewająca często w rodzinach beneficjentów „komuny” zaczęła kwestionować jej osiągnięcia, nie dając się już przekonywać opowieściom Gomułki o przedwojennej biedzie. Jej ambicje sięgały dalej, a wszechogarniający marazm jedynie je tłumił.
Ten bunt został jednak wyciszony. Kiedy po wydarzeniach grudniowych 1970 roku pierwszym sekretarzem zostawał Edward Gierek, to jego nowoczesna powierzchowność i komunistyczny luz miał być także pokłonem w stronę młodzieży. Gierkowski sukces miał być kolorowy, mieć w sobie więcej swobody, otwierać Polskę na Zachód. Miał być to wentyl bezpieczeństwa, który rozbrajać miał buntujących się z natury młodych ludzi. W dużej mierze działania te osiągały założone cele. Studenci co prawda zrzeszali się w nieformalne grupy, często kontestując rzeczywistość, jednak skala tej rewolty była zbyt mała, aby uważać ją za poważną.
Jednym z takich kontestatorów był Stanisław Pyjas – student filozofii i filologii polskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Życie dojrzewającego intelektualisty wiódł na równi z żywotem „malowanego ptaka”. Zaliczano go do grupy tzw. anarchistów. Choć związany był z KOR-em, polityka nie była jego głównym żywiołem. Kochał literaturę i z nią wiązał swoją przyszłość. Ponoć na kilka dni przed śmiercią sam deklarował, że z zaangażowania w działalność opozycyjną zamierza się częściowo wycofać. Nie zdążył. 7 maja 1977 roku jego ciało znaleziono w sieni kamienicy przy ulicy Szewskiej 7.
Oficjalnym powodem zgonu miał być upadek ze schodów spowodowany upojeniem alkoholowym. Taką wersję podawała prasa i lokalna telewizja. Zdawały się ją potwierdzać ekspertyzy medyczne. Przyjaciele Pyjasa nigdy w to nie uwierzyli, twierdząc, że ich kolega został zamordowany przez Służbę Bezpieczeństwa. Nie była to wyłącznie intuicja najbliższych. Setki studentów uczestniczących 15 maja w czarnym marszu upamiętniającym Pyjasa, było dowodem skali nieufności młodych ludzi do władzy komunistycznej. Niedługo potem w różnych akademickich miastach zaczęły powstawać Studenckie Komitety Solidarności, będące podwaliną pod niezależny ruch studencki. To, czego nie udało się zrobić w 1968 roku, niecałe 10 lat później zyskało nowy wymiar.
Zabójstwo Pyjasa zdawały się potwierdzać wydarzenia, które nastąpiły w kolejnych miesiącach – nerwowe ruchy bezpieki, próba wyciszania żałoby, tajemnicza śmierć Stanisława Pietraszki, z którego zeznań wynikało, że widział jak Pyjas wyprowadzany był z akademika przez nieznanego mężczyznę „jakby pod bronią” oraz śmierć boksera Węclewicza, który chwalić się miał, że to on śmiertelnie pobił studenta. Prywatne śledztwo napędzało opozycyjną działalność przyjaciół Pyjasa, a wyjaśnienie co się stało w nocy z 6 na 7 maja 1977 urosło do rangi jednego z najważniejszych zadań spodziewanej transformacji. Oprócz zaspokojenia ciekawości czy poszukiwania sprawiedliwości, odkrycie prawdy o śmierci Pyjasa miało wymiar moralny. Kłamstwo miała zastąpić prawda, winni mieli być ukarani. W wyobrażeniach o doskonałej przyszłości wszystko wydawało się proste.
Po 1989 roku spotkał ich jednak srogi zawód. Sprawy śmierci krakowskiego studenta nie wyjaśniono do dziś dnia. Tajemnica zgonu Pyjasa utykała w procedurach, co chwilę przewracała się o reguły państwa prawa, które nijak miały się do rewolucyjnej retoryki, która prawdy żądała natychmiastowo. Każdy element śledztwa odsłaniał jednak urywki tamtych dni, w tym te najboleśniejsze. W 2001 roku, na podstawie obszernych fragmentów pracy magisterskiej oficera SB dotyczącej metod inwigilacji SKS (opublikowanych w „Tygodniku Powszechnym”) ustalona została tożsamość tajnego współpracownika o pseudonimie „Ketman”, który najszerzej i najchętniej udzielać miał informacji o krakowskim ruchu studenckim. Był nim Lesław Maleszka, jeden z współtwórców SKS, bliski przyjaciel Pyjasa.
Maleszka pracował wówczas w „Gazecie Wyborczej”. Cieszył się ogromnym autorytetem dawnego działacza, któremu splendoru dodawała przyjaźń z ofiarą systemu. W wypowiedziach publicznych Maleszka wielokrotnie krytykował lustrację, a jej zwolennikom zarzucał chęć rozbijania państwa, co współgrało z linią prezentowaną przez środowisko skupione wokół GW. Ujawnienie jego współpracy z bezpieką stało się więc orężem dla przeciwników „Wyborczej”, którzy zyskali jasny dowód, że ostrożna, a czasem krytyczna wobec lustracji linia tego dziennika wynika nie tyle z aksjologicznych refleksji, co zwyczajnej brudnej gry dawnych agentów, którzy bronić chcieli swojej skóry. Na dodatek „Ketman” pozostał pracownikiem „Wyborczej”, choć jego aktywność ograniczona miała być do adiustacji nadesłanych tekstów. Maleszka stracił pracę w 2008 roku, kilka dni przed emisją filmu dokumentalnego „Trzech kumpli” opowiadającego o wydarzeniach z 1977 roku. W nim autorki Anna Ferenc i Ewa Stankiewicz pokazały, że zakres współpracy Maleszki był większy, niż dotychczas sądzono i mógł poniekąd wpłynąć na śmierć Pyjasa. Film spopularyzował też tezę według której Pyjas miał zdekonspirować Maleszkę. Bezpieka, chcąc ratować dobrego agenta, postanowiła zlikwidować początkującego literata.
W 2010 roku na wniosek IPN dokonano ekshumacji szczątków Stanisława Pyjasa. Poddano je ponownym badaniom, a ich wyniki były zaskakujące. Według biegłych z Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie wersja o śmierci spowodowanej upadkiem ze schodów była... prawdopodobna. IPN zwrócił się o ponowne badania do Instytutu Ekspertyz Sądowych. I tym razem potwierdzono, że ślady złamań mogą wskazywać na upadek ze schodów. Przed upadkiem ciało miało się jeszcze odbić o barierki, a następnie runąć na ziemię. Ekspertyza nie wykluczyła jednak, że Pyjas mógł zostać z nich zepchnięty, a wcześniej pobity w sposób nie pozostawiający śladów.
Obydwie ekspertyzy zostały przez część przyjaciół i rodzinę Pyjasa potraktowane z nieufnością. Prokuratura łódzka badała nawet sprawę rzekomych fałszerstw, których mieli dopuścić się biegli. Sprawa została umorzona. Choć przecież upadek ze schodów nie wyklucza faktu, że nie był on samoistny, lecz spowodowany przez osoby trzecie, to wnioski ekspertów mocno nadwątliły legendę i stały się pretekstem do jej kwestionowania. Śledztwo nad śmiercią Pyjasa prowadzi nadal Instytut Pamięci Narodowej. Chociaż sprawę planowano zakończyć w 2012 roku, trwa ona nadal. Według ostatnich informacji prace zakończyć się mają latem tego roku.
W sprawie śmierci studenta jest zatem wszystko, co może definiować historię PRL-u i pierwszych lat transformacji. Jest grupa młodzieży, której naturalna kontestacja rzeczywistości zamieniła się w opozycyjną walkę przeciw systemowi. Jest wydarzenie, które uruchamia falę innych. Jest totalitarne państwo, które nieudolnie próbuje zatrzeć pamięć, co jedynie wzmacnia legendę. Jest nieufność wobec instytucji państwowych, które zawsze mają coś do ukrycia. Jest transformacja, która zawodzi i frustruje, bo nie zawsze spełnia rewolucyjne marzenia. Jest mit, który boi się dekonstrukcji, bo czy ktoś wyobraża sobie dziś, żeby wersja inna niż zabójstwo została powszechnie przyjęta? Jest zdrada, która boli, bo dotyczy najbliższych. Są wyobrażenia o ludziach, których zamazać nie pozwalają nawet największe świństwa robione przez te osoby. Są wreszcie błądzący i skrzywdzeni ludzie, którzy swoje emocje chcą przelewać na innych.
Sprawa śmierci Pyjasa nie dotyczy więc jedynie jednej osoby i jej dramatu. Jest akceleratorem emocji i pamięci z perspektywy, która opowiedzieć można niemal o każdym zagadnieniu dotyczącym dziejów upadku systemu komunistycznego w tej części Europy. Może dlatego warto o niej pamiętać i dołożyć wszelkich starań, aby ją rozwiązać. Powie ona nam więcej o PRL-u niż niejeden wielki elaborat.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.
Redakcja: Paweł Czechowski
Polecamy e-book Tomasza Leszkowicza – „Oblicza propagandy PRL”:
Książka dostępna również jako audiobook!